sobota, 8 września 2012

XXXIV



AGATA:
Agata i Jeremy snuli się alejkami Central Parku, kopiąc kamienie, butelki i wszystko, co nawinęło im się pod nogi.
- Jerry, dlaczego Jude zachował się jak skończony kretyn? Przecież to taki fajny facet! – jęknęła.
- Zazdrość przesłania mu logiczne myślenie. Ale, że aż do tego stopnia… Nie podejrzewałbym go o to… - westchnął Renner – Ty znasz go lepiej, co mu odbiło?
- Wiesz… On chyba pierwszy raz znalazł odpowiednią dla siebie kobietę. Zjawił się jej były, z którym była naprawdę bardzo długo, no i BUM! Poczuł zagrożenie. Ale z Chrisem to przesadził…
- Wiesz Jerry… - dziewczyna usiadła na ławce – Ja naprawdę lubię tego blondasa. I boli mnie strasznie, że musze się na niego tak wkurzać.
- Widzę Mała, widzę. Ale przemówimy mu do rozsądku, co? – mrugnął szarooki – A teraz chodź, wracamy do Roberta. W końcu to jego dzień, WASZ dzień, uwolniliście się od tej jędzy i nic nie powinno tego psuć!

Po dłuższym spacerze, który pomógł lekko opanować nerwy, rudowłosa wraz z Rennerem wróciła do domu. Czekał na nich przygotowany przez Roberta obiad, który pan domu właśnie podawał do stołu. Exton radośnie skakał po salonie.
- Wujeeeek, pobawisz się ze mną? – chłopiec pociągnąć Jeremy’ego za rękę w stronę ogrodu.
Agata tymczasem udała się w stronę kuchni. Spojrzała smutnym wzrokiem na Roberta i westchnęła.
- Co się dzieje? – zapytał Downey.
- Robert… przerasta mnie to wszystko, ok? Nie mogę patrzeć jak Jude rujnuje jego związek z Maggie przez własną głupotę. Nie mogę patrzeć jak ona przez niego płacze. Nie mogę patrzeć na Doma załamanego stanem Chrisa. To ZA DUŻO. – Polka ukryła twarz w dłoniach.
- Przecież jesteś dzielną dziewczynką, bardzo dzielną. – Robert pogładził dziewczynę po ramieniu.
- Nie, nie jestem. Ta cała sprawa z Susan wykończyła mnie nerwowo. To udawanie, że jestem dziewczyną Toma, patrzenie na to, jak cierpisz, obserwowanie dezorientacji Extona. Życie w kłamstwie. Wybacz, ale ja nie jestem osobą z show biznesu, granie przed innymi nie jest dla mnie czymś normalnym, a moje nerwy nie są ze stali! Jeszcze teraz ta choroba Chrisa…
- Dobrze się z nim znasz? – brunet objął dziewczynę i pogłaskał po głowie.
- Dosyć dobrze. – westchnęła, opierając się o ramię mężczyzny – Maggie spędziła przy boku Muse ładnych parę lat. Chcąc nie chcąc, mi tez dane było ich bliżej poznać. Czasem jeździłam z nimi w takie krótkie trasy jak siedziałam w Anglii, albo oni byli z Maggie w pobliżu Polski. Chris to naprawdę porządny facet, kocha swoją żonę i dzieciaki. Kelly nie poradzi sobie bez niego… Już raz przechodziła przez jego sodówkę, alkoholizm i problemy z nim związane. Muse jedną płytę zagrywali praktycznie bez niego, bo do niczego się nie nadawał… - Agacie załamał się głos.  – I jeszcze Jude. I to jego kretyńskie zachowanie. Zranił tym Maggie, mnie, Doma… a przede wszystkim samego Chrisa, chociaż nie miał jeszcze szansy go poznać.
- A jak… Jak to było z Maggie i Dominicem? Bo chyba długo byli w związku?
- Bardzo długo. Dziewięć lat.
- Och! – Downey zrobił wielkie oczy – No to nie dziwię się Jude’owi, że poczuł zagrożenie. Ale absolutnie nie usprawiedliwiam jego zachowania! Ale… dlaczego po takim czasie się rozstali?
- Wiesz… To było tak, że kiedy się poznali, zaczęło między nimi iskrzyć, ale potem jakoś to przygasło. Niby Maggie ciągle o nim mówiła, ale odnosiłam wrażenie, że to ona się stara, żeby coś z tego wyszło, a Dom niekoniecznie. Minął jakiś rok i nadszedł wieeelki koncert Muse w Londynie, na którym miałam okazję być. I przełom! Dom patrzył na Maggie cielęcym wzrokiem, zakochany na maksa. Od tamtej pory byli razem. No ale po tych wszystkich lat… Dominic spieprzył to doszczętnie.
- Zdradził? – zapytał Robert.
- Tak. Muse polecieli do Stanów i trakcie trasy poznał jakąś laskę i przespał się z nią. Po powrocie na Wyspy spotykał się z nią, olewając Maggie. No ale Mała jest typem człowieka, któremu zależy jeszcze bardziej, jak ktoś ją olewa. Niestety Dominic w kolejną trasę zabrał już tamtą wywłokę i to był między nimi koniec. A tamta laska pragnęła tylko chwili fame’u u boku znanego człowieka…
- W takim razie podziwiam Maggie, że po tym wszystkim była w stanie mu wybaczyć i nadal pozostać z Muse w przyjacielskich relacjach…
Wypowiedź Downey’a przerwał głos z salonu, należący do Extona:
- Tato, kiedy obiad? Jestem głodny!
- No właśnie tato! – wtórował mu śmiejący się Jeremy – JEŚĆ!
Agata i Robert zaśmiali się i udali z talerzami w stronę salonu. Porządny posiłek stanowczo należał im się po tych wszystkich nerwach, jakie spotkały ich od rana.


***
Obiad przerwało przyjaciołom pojawienie się Jude’a.
- O proszę, angol marnotrawny powrócił! – przywitał go sarkastycznie Renner.
- Musisz mi dopierdalać? – warknął Law.
- Owszem, muszę! – Jerry zerwał się z miejsca i stanął twarzą w twarz z Brytyjczykiem – Bo zachowałeś się jak idiota! A jeśli kiedykolwiek jeszcze Agata, Maggie czy jakakolwiek inna kobieta będzie musiała się przez ciebie denerwować, to dostaniesz ode mnie po japie! Tak, że aż gwiazdy zobaczysz!
- Poważnie Legolasie? – zakpił blondyn.
- Niech no ja Cię…
- Jerry, nie warto! – rudowłosa podeszła do mężczyzn i powstrzymała przyjaciela przed rękoczynem – Naprawdę nie warto.
- I ty przeciwko mnie? – w oczach Jude’a pojawił się żal.
- Nie Jude, nie jestem przeciwko tobie i prawdopodobnie nigdy nie będę. Ale swoim zachowaniem sprawiłeś przykrość wielu osobom i nie zamierzam udawać, że wszystko jest ok. Bo nie jest. Zraniłeś Maggie na wskroś!
- Tak, wiem… - westchnął Anglik.
- Udało ci się ją dogonić? – zapytał Robert.
- Tak. Na kilka dni postanowiła przenieść się do hotelu Bena. Mamy taką jakby separację…
- Dziwię się, że nie pogoniła cię w cholerę… - wymamrotał Renner.
- Spokój panowie, spokój. – Downey starał się załagodzić sytuację – Jude zachował się jak kretyn i dobrze o tym wiemy, ale nie kopmy leżącego. Raczej pomyślmy, jak możemy mu pomóc w naprawieniu całej tej sytuacji.
- Ja nie będę nikomu pomagał! Sorry Jude, ale sam spieprzyłeś, sam teraz pokutuj. – szarooki skrzywił się – Poza tym niewiele mam do gadania, bo Maggie z całej ekipy mnie najsłabiej zna. Może Hiddles by pomógł, ale oczywiście o niego też już urządzałeś sceny zazdrości. Pozostała ci tylko Agata.
- …która musi się zastanowić czy zasłużyłeś na pomoc. – dodała rudowłosa – Wybaczcie panowie, ale ja już mam na dzisiaj dość. Jestem chodzącym kłębkiem nerwów i idę spać. Tobie też radzę wrócić do hotelu i na spokojnie to przemyśleć. A jutro do nas przyjdź, może będę w nieco łaskawszym humorze. – dziewczyna mrugnęła do Brytyjczyka – Tymczasem dobranoc, dama udaje się do swych komnat, aby zaznać odpoczynku!
Nadmiar wrażeń wykończył Agatę zarówno fizycznie jak i psychicznie. Dziewczyna położyła się na łóżku i patrząc w sufit, zasnęła w przeciągu minuty. Nareszcie nadszedł upragniony spokój…

MAGGIE:

Po rozmowie z Judem, Maggie wpadła do hotelu, próbując jak najszybciej się spakować. Jednak puszczające nerwy przypomniały o sobie, doprowadzając dziewczynę do łez… Płakała długo.. Bardzo. Kiedy nadeszło skrajne otępienie, Szatynka zmusiła siebie do jakiegokolwiek ruchu, dokończyła pakowanie, po czym wyniosła się z hotelu.
Kilka przecznic pokonała pieszo. Musiała się uspokoić, a wysiłek i szybki marsz był do tego doskonałą okazją. Wchodząc do Roosevelt hotel, Czarnooka podeszła wprost do recepcji, meldując się szybko w pokoju na piętrze zamieszkałej przez Bena. Szybki prysznic i wygodniejsze ciuchy. Maggie wciąż miała w głowie ostatnią rozmowę z niebieskookim. Nie mogła pojąć, co się stało z tym wspaniałym mężczyzną, tym samym, któremu oddała serce. „A może.. – myślała – Może to wszystko stało się za szybko.. Moz powinnam była odchorować jak należy Dominica, a dopiero potem zabierać się za kolejny związek.. A tu nagle pojawia się Law, czaruje mnie a ja mu ulegam.. A co, jeśli to nie to?” – zdobyła się na odwagę i zadała sobie to najważniejsze pytanie, które od kilku dni pojawiało się gdzies w jej głowie. Po chwili skarciła się jednak, pokiwała głową 
- Wmawiasz sobie znowu – mruknęła wprost do swojego odbicia. Westchnęła i przyjrzała się sobienieco dokładniej. Kilka zmarszczek mimicznych, , poważniejsza mina i oczy, które mimo upływu lat zachowały swój niesamowity blask. Z tyh rozmyśleń wyrwał Szatynkę dźwięk telefonu – Obudził się już? – spytała Doma
- Coś tam mruczał przez sen, ale jeszcze nie. Chodziło mi bardziej o Ciebie. Wszystko dobrze? – troska w głosie perkusisty wywołała uśmiech na ustach Brytyjki. 
- Żyję, jeśli o to pytasz
- Wiesz o co pytam…
- Gdzie jesteście?.. Może zakopiemy topór wojenny i troche powygłupiamy się, jak kiedyś? – spytała nagle – z Mattem? – dodała, pokazując jednocześnie Domowi, gdzie jest jego miejsce.
- Zaraz Ci wyśle adres. Czekamy – usłyszała głośny krzyk radości Matta, gdzieś w tle. „Oni się nigdy nie zmienią” – zaśmiała się w duchu czarnooka, po czym odczytała wiadomość i lekkim krokiem wyszła ze swojego pokoju.
Niecałe pół godziny później, bez pukania weszła do wskazanego przez muzyków pokoju hotelowego.
- Cześć Dzieci! – wykrzyczała od progu. W efekcie, zobaczyła dwie, zaskoczone starsze Panie, wpatrujące się w Maggie – Ups… - zaczerwieniła się Brytyjka – pomyliłam pokoje.. Panie wybaczą.. Już mnie nie ma – niczym pocisk wypadła z pokoju i stanęła pod żółtą ścianą hollu. Zaczęła się śmiać, przyżekając sobie w duchu bolesną zemstę na Domie „Bo to przecież musiał być jego pomysł”. Kiedy uspokoiła się nieco, zaczęła podchodzić po kolei do każdych drzwi, nasłuchując. Za czwartym razem usłyszała tak charakterystyczny śmiech Bellamy’iego. Pchnęła drzwi i podpierając się pod boki, wpatrywała w wyszczerzonych do niej muzyków - Dobra france. Który na to wpadł? – spytała z udanym oburzeniem.
- To zależy z jakim powitaniem wtargnęłaś do tamtego pokoju? – „Doprawdy, kiedyś nie wytrzymam, i strzele go w to jego krzywe pyszczysko. A wtedy nie będzie mieć jednego zęba skrzywionego, ale cała szczekę” – pomyślała Czarnooka, wzdychając cieżko. – Matt – zaczęła ukrywając uśmiech – Ty i Dom razem jesteście gorsi, niż dzieci, więc weszłam tam z głośnym „cześć popaprańce” – skłamała szybko.
- Nie rozumiem powiazania popaprańców z dziećmi i dzieci z nami.. – Howard zmarszczył brwi, zastanawiając się nad sensem usłyszanych słów. Kiedy zrozumiał, prychnął.
- To takie trudne? To już ja to rozumiem. Cofamy się w rozwoju, na nowo przechodząc wszelkie fazy okresu dojrzewania, a że nastolatki sa po I zniewieściałe, a po II popaprane.. – urwał gitarzysta, wybuchając na raz śmiechem. Podszedł do Brytyjki i usciskał ją mocno.
- Bo mnie udusisz!
- A w życiu! 
- Cześć Dom, jeszcze raz – mrugnęła wesoło do gitarzysty, po czym podesżła i wtuliła się w niego – Boze.. znowu schudliście… Musicie znów przejść na wikt mamy Liz – szybko pozałowała tych słów, bo mężczyźni w przypływie euforii zaczęłi skakać po pokoju, wykrzykując swoje ulubione potrawy, poznane kiedyś w domu Maggie. Kiedy skończyli, zmęczeni, padli na fotele. Szatynka z rozbawieniem obserwowała muzyków, którzy mimo tak długiego czasu, nie wyzbyli się swojej spontaniczności, otwartości i uśmiechu, który towarzyszył im zawsze – no dobra. A teraz… Co z Chrisem. – spytała, kończąc ostatecznie napad wesołości.
- obudził się jakieś 10 minut temu. Leży w tamtej sypialni – wskazał blondyn, a kiedy Brytyjka przechodziła obok, złapał ją za rękę – jakby coś się działo, krzycz – rzekł, spodziewając się natychmiastowego wyrwania ręki przez Maggie. Dziewczyna jednak uśmiechnęła się ciepło i lekko ścisnęła jego palce, po czym weszła do sypialni basisty.
Odór wymiocin, oparów alkoholowych był wszechobecny. Czarnooka otworzyła szeroko okno, zaczerpując nieco świeżego powietrza i dopiero wtedy spojrzała na łóżko, po cyzm głośno jęknęła. Chris.. płakał.
- Taki duży, a tak się osmarkał – przywitała się, łagodnie patrząc na mężczyznę, który wczesniej w ogóle jej nie zauważył. 
- M..Maggie? Jak Ty tu? Kurcze, jak się ciesze, ze jesteś – szepnął z uśmiechem, po cyzm gestem zaprosił dziewczynę, by usiadła blisko – Chłopaki Cię ściągnęli, prawda? Wiesz.. nie byłem zbyt miły, kiedy się ostatnio widzieliśmy, wybacz – rzekł, patrząc na swoje dłonie – Ale.. potem dowidziałem się wszystkiego… Co ja mam robić??
- Po kolei. Mów mi wszystko po kolei
- Było tak.. Podczas ostatniej trasy – wdech.. wydech – była impreza.. Poznałem tam strasznie sympatyczną dziewczynę – nerwowe drżenie rąk – Annie. Spędziliśmy cały wieczór, rozmawialiśmy o wszystkim. Też ma dzieci, więc opowieści dziwnej treści było mnóstwo – niesmieły uśmiech do Maggie – Spotkaliśmy sięjeszcze kilka razy.. A przy ostatnim… wylądowaliśmy w łóżku.. A potem…
- Dowiedziałes się, ze jest w ciąży?
- Skąd..
- Teoria z bocianem miała strasznie dużo niejasności, poszperałam i znalazłam inne, bardziej biologiczne wyjaśnienie – Czarnooka zaśmiała się lekko – No Chris… Która by się oparła gwieździe rocka? Wszakże basiści mają spore branie..
- Dlaczego to się nie przydarzyło Domowi? Jemu by to przeszło bez niczego.. A ja mam rodzinę… I to sporą.. Jak się dowiedziałem… Musiałem odreagować… Wiem, ze to nie jest wyjście, wiem, ze to nic nie da..
- Ja się naprawdę bardzo cieszę, ze jesteś na tyle inteligentnym facetem, że to wszystko wiesz.. Ale co Ci da teraz ta wiedza, skoro wróciłeś do kieliszka? – spytała sucho, wpatrując się z uwagą w basiste – Wiesz, ze musimy zacząć od nowa? Wszystko – dodała z naciskiem. Powiesz Kelly? – spytała w końcu, na co Chris zrobił jeszcze bardziej nieszczęśliwą minę
- Nie chce..
- To skontaktuj się z tą dziewczyną. Sprawdź ją, nie wiem.. Niech ktoś z nią pogada, a najlepiej sam to zrób. Musisz mieć pewność, ze Cie nie wyda. Nie pójdzie do prasy i nie zacznie paplać… Chris.. – dodała, biorąc Anglika za ręce – ułoży się, pomożemy Ci, wszystko będzie tak jak było. Ale pomóż nam nieco, co? Wstań, wykąp się, przebierz, doprowadź jednym słowem, a potem w czwórkę zastanowimy się co dalej, dobrze? – spytała, na co meżczyzna skinął głową i wzdychając ciężko udał się do łazienki. Maggie w tym czasie wróciła do salonu, gdzie czekali Dom i Matt.
- I co??
- Sam wam powie… Ale Jakoś mega nie jest.
- A ty choć raz nie możesz? Schowaj tą swoją etykę w kapcie i powiedz nam! – jeknął gitarzysta, na co został zmrożony przez prawie czarne tęczówki dziewczyny – No dobra, jak chcesz…
- bardzo oberwałaś? – spytał Blondyn, zmieniając nieco temat.
- On oberwał. Dosłownie – wzruszyła ramionami Szatynka, patrząc na puchaty, kolorowy dywan – Przynajmniej dzięki… temu – w ostatniej chwili powstrzymała się, by nie powiedzieć „dzięki Tobie” – wiem już, że Jude nie lubi, jak ktoś, kogo nie lubi wchodzi mu w drogę… Szkoda.. że tak wyszło…
- Znaczy.. Zerwaliście?
- Chciałbyś, Matt. Powiedzmy, ze jesteśmy w separacji…
- To bosko! No co?! – krzyknąl, na widok miny blondyna i Brytyjki – skoro masz chwilowo wolne, to zapraszamy Cię tu! Dawno się nie widzieliśmy, a jak Ci pokaże, jaką mam kolekcję gitar, padniesz z wrażenia, mogę Ci jedną dać i… - urwał, widząc zmieszanego Chrisa w drzwiach.
- Chłopaki… musimy pogadać…
Przedstawienie całej historii nie zajęło wolstenholmowi stosunkowo mało czasu.. Jednak cisza, jaka zapanowała tuż po.. dłużyła się niemiłosiernie.
- Jakieś pomysły? – spytała w końcu Brytyjka, spoglądając w twarze przyjaciół.
- Rzecz jest poważna. Domyślam się co Ty kombinujesz – uśmiechnał się ledwo Dom, zerkając na dziewczynę – pytanie tylko czy Chris się zgadza?
- Jeśli to pomoże… Jasna rzecz…
Żeby odbiec nieco od ponurych i smutnych tematów, przyjaciele oddali się wspomnieniom dawnych, wesołych czasów. Dom, który cały czas siedział przy Maggie, zaryzykował i objął ją.. I tym razem nie został odtrącony. Zaskoczenie w jego oczach było tak wyraźne, że Maggie nie mogła udawać, że nic się nie dzieje.
- Możesz, możesz mnie objąć, czy przytulić, bez stresu – szepnęła blondynowi – Troche mi tego brakowało… - W odpowiedzi dostała najmilszego i najsłodszego buziaka w policzek, w ciągu ostatnich dni. Uśmiechając się, spojrzała na Matta, który kiwnął tylko głową, i wraz z Chrisem wyszli z pomieszczenia, zostawiając parę samą.
- Nie będę zaczynał tamtego tematu… - zaczął blondyn – chcę wiedzieć, co on Ci zrobił? Obraził Cię? Nawrzeszczał? Czy może…
- Dam sobie radę sama z facetem, który obecnie nieco mnie wnerwia. Skoro poradziłam sobie z Tobą… - Zachichotała Brytyjka – Naprawdę…
- Wiedz, ze w razie czego możesz na mnie liczyć.
- No.. lepiej późno niż wcale.. – znów chichot
- No już nie gadaj! Ale powaznie. Zaczniemy od nowa? – Szatynka skinęła głową – Dominic.
- Maggie – uścisnęli sobie dłonie, a w tym momencie wszelkie żale czy złości zostały zapomniane. Szatynka zaczęła wierzyć, że rozpoczną z Dominicem coś, w co warto zainwestować duzo siły i uczucia. „Bo warto mieć go za przyjaciela, nawet jeśli w ostateczności będzie to AŻ przyjaciel..” – stwierdziła i przytuliła się w „nowego”, swojego Doma.