AGATA:
Kilkugodzinny lot do NYC zapowiadał się dla Agaty niewesoło. Dziewczyna nie wiedziała, jak powinna zachować się na miejscu. Robert potrzebował wsparcia, to było pewne, ale jakiego? Miała być twarda i stanowcza, a może bardziej współczująca? Milion myśli na minutę i brak konkretnych wniosków doprowadziły rudowłosą do zmęczenia i w rezultacie zasnęła. Obudził ją dopiero komunikat pilota, że niebawem samolot wyląduje. Wyjrzała przez okno i ujrzała panoramę Nowego Jorku, która z minuty na minutę zbliżała się coraz bardziej. Na widok lotniska JFK poczuła ścisk w żołądku.
- Będzie co ma być, ech… - wyszeptała do siebie i wzięła kilka głębszych wdechów.
Po kilkunastu minutach znalazła się na odpowiednim terminalu i podążała w stronę wyjścia, wypatrując Roberta wzrokiem. Zauważyła go, a wraz z nim trzech innych, równie znanych mężczyzn – Jude’a, Toma i Jeremy’ego. Ku jej zdziwieniu to Jude pierwszy podszedł się przywitać.
- A teraz uśmiechamy się szeroko, Robert zaczyna się sypać, trzeba dać mu mobilizującego kopa – szepnął blondyn, tuląc rudowłosą, która leciutko kiwnęła głową – i nie. Nie pozwoli wrócić Susan, to już dla Twojej wiadomości – dodał lekko odsuwając się.
- Więc to Ty jesteś tą sławną Agatą? – Jeremy z rozbrajającym wyszczerzem podszedł w kierunku dziewczyny, której kolana nieco zmiękły – witamy w LA! – krzyknął.
- Renner, tu jest Nowy Jork – jęknął Downey, kiwając głową, przez co wywołał ogólny wybuch śmiechu przyjaciół.
- A! No to witamy w NYC!! – poprawił się szybko Jerry, mocniej ściskając i tak już czerwoną na twarzy Agatę.
- Doobra, ja też się chce przywitać! – zaśmiał się Tom, podchodząc do Polki – Tom Hiddleston – skłonił się lekko, całując jej dłoń w iście gentelemeńskim stylu – To u Jerrego niego normalne – rzekł ciepło – nie przejmuj się, jakbyś mdlała, będę Cię ratował – szepnął tylko i spojrzał głęboko w szare oczy Agaty.
- Ej. Już? - Downey z cała pewnością nie przyglądał się tej romantycznej scenie z lekkim uśmiechem, jak Jude i Jerry – jego nerwy i tak były napięte do granic „a tu jeszcze jeden Romea odstawia…” – myślał – może w końcu teraz dopuścicie szefa do swojej ulubionej opiekunki? – spytał z rozbrajającym uśmiechem.
- Czyjej opiekunki? – spytał cicho Renner Jude’a, który parsknął śmiechem.
- Legolasie… japa! – warknął Downey w iście Starkowym stylu, po czym podszedł do Agaty.
Dziewczyna spojrzała mu w oczy i w ułamku sekundy zobaczyła w nich wszystko: ból, złość, tęsknotę, strach przed straceniem syna. Przytuliła się mocno do mężczyzny, starając się powstrzymać łzy płynące jej do oczu.
- Tęskniłem, mała. – wyszeptał Downey całując rudowłosą w czoło i jeszcze mocniej przytulając ją do siebie – Ale jakoś przez to przejdziemy, prawda?
- Prawda…
- Em… gołąbki moje najulubieńsze – Jude podszedł do nich – wybaczcie, że wam przeszkadzam, ale chyba lepiej dla sprawy, żeby was nikt tak publicznie nie widział? Nie chcemy, żeby Susan miała argument „romansu z nianią synka”, prawda?
- Jude… - Robert położył dłoń na ramieniu przyjaciela – Jak dobrze, że ty ogarniasz takie rzeczy. Ja już nie mam do tego wszystkiego głowy… - westchnął i spojrzał smutno na Agatę.
- No pewnie, że ogarniam. Przecież nie damy tej małpie odebrać ci Extona! Ona jeszcze nie wie, na kogo trafiła. – Law uśmiechnął się triumfalnie.
- Głodny jesteeeem! – usłyszeli zza pleców jęknięcie Rennera – Chodźmy coś zjeść! Poza tym nasza urocza towarzyszka na pewno też jest głodna po podróży!
- Właściwie to…tak. – odparła Agata – Jedźmy do domu, zjedzmy coś, a potem ja się trochę zdrzemnę, a wy opracujecie dalszy plan działania i przygotujecie wszystko na przybycie Maggie i Bena.
- No to w drogę! Eskorta w składzie: dwaj Avengersi, jeden adoptowany pół-bóg i jeden Watson ruszają z damą na zasłużony posiłek! – Jeremy wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i ruszył w stronę wyjścia.
- Oszaleję z nimi. – jęknął żałośnie Robert i roześmiał się.
Przyjaciele w drodze do domu Roberta kupili dużo jedzenia i przy kolacji zaczęli układać plan podejścia Susan.
- No to tak. – zaczął Jude – Robert, Agata, przede wszystkim Susan nie może się o was dowiedzieć. Starajcie się jak najmniej pokazywać razem publicznie. A jeśli ta wywłoka tu przyjdzie, to pamiętajcie, relacje szef – pracownica.
- Tak jest! – odparła Agata, przełykając kolejny kawałek pizzy. – A co z prawnikiem? Mamy już jakieś konkretne wskazówki?
- Jutro się z nim spotykam, ale póki co poradził nam znaleźć dobrego psychologa dziecięcego. I dlatego właśnie przylatuje do nas jeden ze współpracowników Maggie. Exton musi być pod opieką kogoś, kogo nie zna. No chyba, że tęskni za matką i chce z nią mieszkać, wtedy już nic nam nie pomoże… - westchnął.
- Ej, Rob, no co Ty! – Jeremy poklepał Downey’a po ramieniu – Przecież ona zostawiła własne dziecko, nie interesowała się nim, odwiedzała raz na jakiś czas. Młody nie ma ZA KIM tęsknić! Poza tym Agata wydaje się być dla niego dużo lepszą opiekunką. – uśmiechnął się.
- Otóż to! W górę serca Panowie i Pani! Wygramy tę bitwę! – Tom dodał od siebie – Ruszamy jutro z Jerrym do pracy i będziemy mieli na oku Susan i jej fagasa. I nie spoczniemy, póki nie znajdziemy na nich jakiegoś haka!
- Jude, muszę ci przyznać, że nieźle to sobie wszystko wymyśliłeś. – rudowłosa uśmiechnęła się – Ale teraz wybaczcie mi Panowie, jest późno, mam za sobą cały dzień w samolocie i jestem wykończona. Dobranoc!
Dziewczyna napełniła wannę gorącą wodą, dolała do niej swój ulubiony olejek i wyłożyła się z niej wygodnie. Zamknęła oczy i próbowała pozbierać myśli. Widziała, w jak złym stanie jest Robert i bardzo cieszyła się, że ma teraz przy sobie przyjaciół i Extona.
- Oj dzieciaku… - westchnęła i pomyślała o synku Roberta. – Nie możesz trafić pod opiekę Susan, po prostu nie możesz. Ta kobieta cię zniszczy emocjonalnie już w tak młodym wieku. Nie oddamy cię jej.
Zmęczenie jednak okazało się silniejsze niż Agata by przypuszczała i już po chwili udała się w stronę łóżka. Zamykając oczy, miała nadzieję, ze wraz z przylotem Maggie i Bena wszystko ruszy i się uda. Zasnęła momentalnie, regenerując siły przed długa walką z Susan.
Nowy dzień był okazją do spędzenia czasu z Extonem. Chłopiec nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dookoła niego dzieje. Opowiadał Agacie o tym, co działo się w czasie jej nieobecności, chwalił się nowymi zabawkami i pokazywał rysunki. Zwrócił też uwagę na to, że „tatuś chodzi taki smutny, może jest chory”. Polka nie miała serca, aby mówić małemu o tym, co naprawdę jej przyczyną smutków Roberta. Poza tym mogło to źle wpłynąć na dalszy tok zdarzeń, nie chciała wpływać na poglądy Extona. Robert od rana jeździł po mieście, miał w planach duże zakupy, a później wizytę u adwokata. Przed przyjazdem Brytyjczyków wszystko musiało być zaplanowane, aby od razu ruszyć z walką przeciwko Susan. Przygotowywanie obiadu przerwał jej sygnał telefonu, zwiastujący nadejście smsa:
Susan chodzi dzisiaj niezwykle zadowolona. Dla wszystkich jest miła i kochana. Węszę podstęp. Uważaj na siebie! XOXO Jeremy.
- Czego ty znowu chcesz kobieto? Co kombinujesz? – syknęła do siebie rudowłosa i ze złości wbiła nóż w kawałek mięsa.
Wieczorem Robert wrócił do domu wraz z Jeremym, który akurat skończył pracę i postanowił podzielić się obserwacjami z przyjaciółmi.
- Susan była dzisiaj dziwna. – zaczął, nalewając sobie kawy.
- Co masz na myśli? – zapytał Robert.
- Jakaś taka… miła. Chodziła uśmiechnięta, och ach, szczebiotała do wszystkich. I co chwilę rozmawiała przez telefon. – skrzywił się Renner – Ugh, nie cierpię tej baby.
- Jak my wszyscy. – westchnęła Agata.
- Usłyszałem raz tylko coś w stylu „tak, na pewno będziemy się trzymać tego planu”, ale nic więcej, bo z reguły rozmawiała w swoim biurze. Tak czy siak, coś knuje i nie wiemy w związku z czym.
- Nie zdziwię się, jeśli będzie miała jakiegoś haka na mnie. – odparła gorzko rudowłosa.
- Ej ej ej! – Jeremy podszedł do niej i objął ją ramieniem – Nie pozwolimy jej na to. Nie tknie Ciebie, Roberta ani Extona. Niedoczekanie nasze! Zrozumiano? – uśmiechnął się ciepło.
- Mhm… Dobrze, że tu wszyscy jesteście. Ale właśnie… Gdzie Tom i Jude? – zapytała.
- Pojadą na lotnisko po Maggie i Bena, jakoś niedługo powinni lądować. Dokończmy szykować kolację i czekajmy na gości. – odpowiedział Robert i zajrzał do lodówki.
- No to do roboty Panowie!
W niecałą godzinę stół napełnił się przysmakami, które tylko czekały na głodnych Brytyjczyków. Jude zadzwonił, że lada moment się zjawią, a Agata znowu poczuła też świdrujący żołądek stres…
MAGGIE:
Swoje ostatnie przedpołudnie w Londynie, Maggie spędziła po części w pracy, po cześci w bibliotece i w domu. Pakowanie, którego serdecznie nienawidziła zajęło jej zaskakująco niewiele czasu, dlatego też wczesnym popołudniem po prostu się nudziła. Kiedy przygotowywała sobie tradycyjną popołudniową herbatkę, rozdzwonił się telefon Szatynki.
- Cześć Ben – przywitała się wesoło – co tam?
- Jak Ci powiem, kto przyjechał do gabinetu, to padniesz trupem!
- Po I: co robisz w pracy w niedziele, a po II mów, bo się przejade tam! – zaśmiała się głośno, trzymając w dłoni kluczyki do swojego Czarnego Potwora
- No.. może to jest jakieś wyjście – przytaknął meżczyzna – przyjedź – rzekł i się rozłączył. Maggie zdzwoniona wpatrywała się w swój telefon. „Skoro Ben zachowuje się tak, to albo przyjechała ich mama, albo.. moja?” – przeszło przez myśl Czarnookiej, ale szybko odgoniła takie nierealne myśli. Wyłączyła czajnik, porwała torbę i wyszła z domu.
Pod gabinetem była pół godziny później.
- Tylko mi nie mów, ze zamówiłeś dla mnie nowe krzesło, o którym kiedyś wspominałeś, bo Ci… - urwała wchodząc do holu i widząc swojego gościa – Morgan… - wysyczała przez zaciśnięte zęby. Widok Brytyjczyka nie tyle ją zaskoczył, co przypomniał wcześniejszą „akcje” – Kazałeś mi tu przyjechać, żeby wyrzucić śmieci? – spytała kąśliwie, spoglądając w stronę Owena
- Maggie, daj mi to wyjaśnić – wybłagał Joseph, wstając z wielkiej sofy i podchodząc bliżej kobiety.
- Odkręciliśmy to co namotałeś, powiedziałam Ci poza tym,z e masz nam zapłacić, za usługę, którą Ci wyświadczyliśmy, a skoro to zrobiłeś, to nie mamy o czym rozmawiać – warknęła, chcąc odejść od mężczyzny, który złapał jej nadgarstek – puść!
- Nie. Chcę, zebyś ze mną porozmawiała – niebieskie tęczówki przez chwilę zmagały się z czarnymi. W końcu Aktor musiał odpuścić.
- Rozmawiałam z Tobą. A teraz Powiem Ci coś. Z chłopakami budowaliśmy wszystko własnymi rękoma, walczyliśmy o każdego klienta, po wybuchu traciliśmy zdrowie, żeby tylko pomóc ludziom, a taki jeden marny aktor przychodzi i… - nie skończyła bo poczuła na twarzy dłoń Morgana. Ten policzek, na tyle mocny, ze Maggie upadła, wystarczył, żeby Ben w ataku wściekłości rzucił się na Brytyjczyka. Szarpanina mężczyzn trwała kilka minut. W efekcie Joseph dosłownie wyleciał z żółtego budynku.
Ben kucnał przy zszokowanej Czarnookiej.
- Chodź, trzeba dać Ci coś zimnego, bo warga Ci puchnie. Co on trzymał w tej łapie, ze Ci ją rozciął? – oburzył się blondyn. Brytyjka nieprzytomnie podążyła w stronę prowizorycznej, malutkiej kuchni, z której dostała mały woreczek z lodem.
- Au…. – jęknęła, czując zimno na wardze – Sprowokowałam go, wiem – przyznała, nie patrząc na współpracownika
- Ja wiem? Poza Jednym serialem, to ja nie wiem gdzie on grał – podrapał się po głowie Ben z lekkim uśmiechem – jak dla mnie to dobrze mu powiedziałaś, facet jest po prostu przewrażliwiony na swoim punkcie.
- Chciałam tylko mu uświadomić, ze byle aktor nie będzie nas rozsławiał, skoro my sami wyrobiliśmy sobie renome wśród ludzi. To samo bym zrobiła, gdyby miałby o nas głośno mówić np.. Jared Leto – rzekła z przekonaniem, wpatrując się w Blondyna. Ze zdziwieniem stwierdziła, ze po dość grośnie wyglądającej szarpaninie Ben nie ucierpiał w żaden sposób.
- Wiem, szefowo, wiem – pokiwał głową mężczyzna – a teraz daj kluczyki, odwioze Cię, musisz się wyspać, ale wiesz co… - przerwał – Ty zadzwoń lepiej do Jude’a, co? Bo wyjdzie, ze to ja Ci zrobiłem – dodał z lekkim przekąsem, przyglądając się w spuchniętą wargę Czarnookiej – i myślę, ze to trzeba zaszyć – stwierdził, marszcząc czoło
- Nic mi nie będzie. Odwieź mnie do domu – poprosiła – a jutro o 5 rano widzimy się na lotnisku
Będąc już w domu, Maggie wzięła gorący prysznic, wcześniej opatrując sobie ranę. Warga nie była głęboko przecieta, by wymagała szycia, ale wyglądała nieciekawie. Dodatkowa opuchlizna potęgowała negatywny efekt. „Wyglądasz jak zawodowa bokserka” – pomyślała i uśmiechnęła się na krótko, bo każdy grymas twarzy nieco bolał – „Cholera, gdyby rozciął na tyle, żeby poszła krew, przynajmniej opuchlizne miałabym z głowy!”
Okład z rumianku nieco załagodził ból, dzięki czemu Szatynka momentalnie zasneła.
Przed 4 rozdzwonił się budzik. W dość sprawnym tempie Czarnooka przebrała się, sprawdziła swój bagaż, notatki, książki i wtedy wreszcie spojrzała do lustra. Z wrażenia jęknęła. Połowa dolnej wargi była fioletowa! Na małej ranie powstał co prwda strup, ale przy każdym otwarciu ust, dziewczyna cierpiała. Pokręciła tylko głową i nałożyła specjalną maść, którą zakupiła poprzedniego dnia.
Wzdychając ciężko zabrała bilety, niezbędne dokumenty, sprawdziła mieszkanie i wyszła do czekającej już taksówki, którą wcześniej zamówiła. Na lotnisku była dokładnie o 5. Ben już na nią czekał, a na widok jej ust wykrzywił się lekko
- Masz, to od mojej mamy – dał czarnookiej tubkę dziwnie pachnącej maści – Domowej roboty, w NYC nie będzie śladu po opuchnięciu, a ja nie dostane po mojej pięknej buźce od Twojego chłopaka – wyszczerzył się Owen – i trzymaj to – na widok kubka z parującym, czarnym, niczym smoła napojem, Maggie zrobiła tylko nieszczęsną minę i pokręciła ze smutkiem głową.
- Nie mogę.. Boli – jęknęla tylko
- To daj, nasmaruje Cie chociaż – rzekł mężczyzna delikatnie wmasowując zielonkawą, śmierdzącą maść. Szatynka ze zdziwieniem odczuła ulgę, jakby ktoś przykładał na jej wargi lód. Spojrzała tylko zdziwiona na Bena, który uśmiechnął się lekko – No a teraz chodź, lećmy pobić się o tego chłopca – Kiwnął głową, a pół godziny później, już po odprawie, Brytyjczycy wsiadali na pokład „żelaznego ptaka”.
MAGGIE & AGATA:
Kilkanaście godzin później samolot nareszcie wylądował. Maggie mogła, co prawda już bez bólu otwierać usta, dotykać dolną wargę, jednak kolor fioletowy niczym nie dał się zatuszować. „ale się nasłucham..” – jęknęła w myślach kobieta idąc w milczeniu przez płytę lotniska. Z daleka zobaczyła znajomą sylwetke uśmiechniętego Jude’a i…
- Czy to Tom Hiddleston? – Ben wydawał się równie zaskoczony co czarnooka.
Kilka ostatnich metrów, Brytyjka pokonała w błyskawicznym tempie, by już chwile później utonąć w ramionach Law.
- Ale się stęs.. Co się stało? – spytał mężczyzna, przejeżdżając kciukiem po wardze Maggie. Sekundę później wbił na pół zdenerwowany, na pół zdezorientowany wzrok w stojącego Bena, który tylko wzruszył ramionami.
- Ojjj tam, to nic poważnego – Szatynka machnęła ręką, jakby odganiała się od jakiejś natrętnej muchy – TOM! – zaśmiała się głośno, ucałowała i przytuliła zaskoczonego aktora. Krótkie przywitanie, oraz przedstawienie sobie Owena i Hiddlestone’a, po czym cała czwórka zmierzała już w stronę domu Roberta, gdzie zostali przywitani przez Rudowłosą.
- AAAAAALE SIĘ NIE WIDZIAŁYŚMY DAWNO! – krzyknęła od progu Maggie, tuląc Polkę z całej siły. Po części chciała tym rozładować napiętą atmosferę, panującą w domu, po części podnieść przyjaciółkę na duchu – Cho, coś Ci musze powiedzieć.
Już w przytulnym gabinecie Downey’a, Brytyjka z szerokim uśmiechem na twarzy, spojrzała wprost w szare, smutne tęczówki
- No już, nie smutaj. Mam fajny pomysł!
- Zaczynam się bać – lekki uśmiech wkradł się na usta Polki. Po raz pierwszy.
- Myślałam o tym jakiś czas i doszłam z Benem do wniosku, ze skoro Susan będzie chciała i będzie robiła wszystko, żeby pokazać Roberta w jak najgorszym świetle… - urwała spoglądając w stronę rozmówczyni, która chyba nie załapała o co może chodzić – no wiesz.. będzie wracać do przeszłości, a wtedy Twój Aniołek, aniołkiem nie był, sama wiesz… lubił często poznawać nowe kobiety, prawda? – spytała poważnie
- Tak było… Ale teraz…
- Nie chodzi mi o teraz. Zastanów się, Słońce. Możesz też wziąć udział w tym całym bagnie, bo Susan zapewne będzie Ciebie oskarżać, i nie płacz – zagroziła – nie płacz, bo ty przeciez jesteś już szczęśliwa z kimś innym! – Agata dostrzegła w oczach Brytyjki żywy ogień. Widziała ten ogień już kilka razy. O dziwo… zawsze wychodziło jej to na dobre, jednak teraz…
- Chcę wiedzieć więcej? – upewniła się, marszcząc brwi.
- Od dziś.. mianuję Cię oficjalną dziewczyną Toma!
- Czym mnie mianujesz??
- No sama zobacz – z każdym słowem na ustach szatynki pojawiał się coraz szerszy uśmiech, co w połączeniu z siną wargą, dawło nieco upiorny widok – Z Ciebie i Toma zrobimy szczęśliwą parę, tym samym wytrącając brón z ręki Susan. To na niby, i będziemy o tym wiedzieć, jednak żeby wypaść wiarygodnie, na zewnątrz.. musielibyście okazywać sobie.. uczucie – zakończyła koślawo, odsuwając się nieco od Polki, której twarz w jednej chwili wyrażała tysiąc emocji. Kobieta opanowała się jednak i zdecydowanie pokręciła głową
- Nie. Nie zgadzam się.
- No i masz. Zrozum, ze jeśli to się uda, będziemy krok przed tą jędzą! Dlaczego nie? – Maggie spojrzała na zdezorientowaną przyjaciółkę.
- Bo…
- No właśnie. Widzisz! Mówiłam, ze jakoś to będzie! – klasnęła w dłonie Brytyjka
- Nie powiedziałam, że się zgadzam! Nie będę się obściskiwać z obcym mi facetem! – krzyknęła Agata, odchodząc nieco od szatynki – no jak to będzie wyglądać?
- Tak jak powinno! Tom jest znakomitym aktorem, pomoże Ci, podpowie, poza tym zawsze chciałas być aktorką, to teraz masz szansę się wykazać – wyszczerzyła się do Agaty
- A jak się nie zgodzi.. No co ja mówię.. Po sposobie jak patrzy na Ciebie, to choćbyś mu kazała w ogień skoczyć, to by skoczył… eh.. po co ja się kłócę, przecież i tak będzie tak jak mówisz.. – Rudowłosa ze zrezygnowaną miną usiadła na skórzanej kanapie i zakryła twarz dłońmi. Po chwili poczuła uścisk przyjaciółki
- Przed którymś z kolei koncertem Marsów, przytoczyłas mi słowa Shannona Leto, pamiętasz? – Maggie nie widząc reakcji kontynuowała – że na samym końcu wszystko się ułoży. Pomyśl o tym – szepnęła Brytyjka, po czym zostawiła na moment Polkę samą.
W salonie, na szatynkę czekała niespodzianka. Ben bardzo szybko zaadaptował się do nowego otoczenia i w chwili wejścia swojej szefowej, rozprawiał w najlepsze z Robertem i Tomem, w kącie pomieszczenia.
- Ciebie chyba nie znam – uśmiechnęła się do młodego Amerykanina – Maggie Gold
- Jeremy Renner – przedstawił się mężczyzna, po czym rozsiadł się.. nie. On się rozwalił na wielkiej kanapie. Brytyjka pokiwała tylko głową i dołączyła do Jude’a, który przeglądał prasę. Wtuliła się w ukochanego i przelotnie ucałowała.
- Co się stało? – szepnał niebieskooki, tuląc kobietę
- Mały wypadek przy porządkowaniu papierów w pracy, wypadł na mnie segregator – skłamała szybko dziewczyna, gładząc brytyjczyka po policzku. Podczas lotu doszła do wniosku, ze prawdziwa przyczyna nie powinna ujrzeć światła dziennego. Przynajmniej nie w obecności Jude’a, który kiwnął tylko głową, jednak jego oczy zdradzały, ze w najmniejszym stopniu nie wierzy szatynce – No dobra. To skoro jesteśmy już wszyscy – rzekła nieco głośniej, spoglądając na wchodzącą do salonu Agatę, która nieznacznie kiwnęła głową na znak, ze zgadza się z pomysłem przyjaciółki – czas zapoznać Was z naszym pomysłem. Ben? – Maggie wskazała na współpracownika, który wyjął zeszyt i w ciągu kilku minut wprowadził aktorów w ich wspólny plan. Kiedy skończył twarz każdego z mężczyzn wyrażała inne emocje: Jude’a – rozbawienie, Jeremy'ego – niedowierzanie, Toma – zaskoczenie, a Roberta – wściekłość. Nie. Furię. Z pomocą przyszła Agata, która podeszła do Downey’a i szepnęła mu na ucho kilka słów, po których twarz aktora jakby pojaśniła.
- Tom – Maggie zwróciła się w stronę uśmiechniętego brytyjczyka – zgadzasz się?
- Oczywiście – przytaknął szatyn – Jeśli to pomoże, chętnie – uśmiechnął się jeszcze szerzej, co wg Maggie było już niemożliwe. „Dziwne – myślała – Jakoś mi lżej, kiedy widzę ten uśmiech, jakby odganiał wszystkie moje troski”. Myśli dziewczyny jednak szybko uleciały, kiedy napotkała wściekły wzrok Jeremy'ego.
-Ej! A Ja?? Czemu nie ja? Ja też chce pomóc! Niby czemu Tom ma być jej chłopakiem, co? – wskazał bez słowa na Agatę, która próbowała wtopić się w ścianę, a przynajmniej tak wyglądała. Maggie zaśmiała się serdecznie.
- No spójrz na niego, Jerry – podeszła do uśmiechniętego brytyjczyka – kto by mu odmówił? – pogładziła mężczyznę po policzku, słysząc głośne kaszlnięcie Jude’a, ale je zignorowała – poza tym! Tom, zrób „puppy eses” – poprosiła – No patrz! On jest zdecydowanie lepszy w tym od Ciebie.
- Nie widziałaś… No patrz – chwilę później, w czarne jak smoła oczy wpatrywały się dwie szare tęczówki. Fakt. Były urocze, ale szatynka tym razem nie mogła się zgodzić. Nie- wiedząc o pewnej słabości Agaty.
- Nie. Niebieskie oczęta, są zdecydowanie ładniejsze – pokiwała głową ze współczuciem, kładąc dłoń na ramieniu Jerremy’ ego – Ale spokojnie, możesz być moim chłopakiem, jak Jude’a nie będzie w pobliżu – rzekła i czekała na reakcję Law, który bez słowa, za to z pewną miną podszedł do Maggie, przysunął ją do siebie, ujął jej twarz w dłonie i obdarzył bardzo namiętnym, bardzo długim i stanowczo zbyt niegrzecznym pocałunkiem. Po minucie, odsunał się od czarnookiej.
- To, żebyś pamiętała że ja zawsze będę w pobliżu, i dla Ciebie - spojrzał na Rennera – żebyś wiedział że pewnych rzeczy Ci nie wolno.
Chwila ciszy i w gabinecie słychać było tylko głośny śmiech 7 ludzi. Ben, wciąż z notatnikiem w dłoniach, wycierał łzy śmiechu. Maggie po chwili, otrząsnęła się z szoku i przygryzając lekko wargi usiadła na sofie. Wesoła atmosfera udzieliła się i jej. Po raz pierwszy miała nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży.