czwartek, 29 marca 2012

XVII.

AGATA:

Agata wraz z Judem i Robertem wróciła do hotelu. Cala drogę Brytyjczyk wydawał sie być nieobecny, jego myśli zapewne krążyły przy ukochanej. Rudowłosa także nie miała dobrego humoru, przyzwyczaiła sie do obecności przyjaciółki, jej rad, słów wsparcia, a teraz znowu została sama ze wszystkim.
- Kochani, musimy cos zjeść! - starał sie wspierać przyjaciół Robert - Od wczesnego rana jesteśmy na nogach, czas sie wzmocnić. W końcu dzisiaj nasz ostatni dzień w Arizonie, musimy nabrać sil przed jutrzejsza podróżą.
- Nie jestem głodna... - jęknęła Agata.
- Ja też. - wtórował jej Jude.
- Co to to nie! - odpowiedział brunet - Wiem, ze tęsknicie za Maggie, bo mi też jej tu teraz brakuje, ale nie możecie sie zaniedbywać. Do restauracji, marsz! Jestem najstarszy i macie się mnie słuchać. - mrugnął.
Przyjaciele uśmiechnęli sie i posłusznie zeszli do restauracji. Posiłek rzeczywiście dodał im sil i poprawił nieco nastrój. Agata postanowiła wykorzystać ostatnie uroki spa i udała sie do kosmetyczki, zostawiając mężczyzn samych.
- Boże, jak mi jej brakuje... - westchnął blondyn - A pożegnaliśmy sie raptem dwie godziny temu.
- Wiem stary, wiem - Downey poklepał go po plecach i uśmiechnął sie - Nigdy nie widziałem cię aż tak zakochanego. Ta maleńka szatynka podbiła twoje serce.
- Ona jest taka, taka normalna. Większość moich kobiet była z naszej branży, sława uderzała im do głowy, pławiły sie w blasku mojej kariery. A Maggie...ona tak twardo stąpa po ziemi, nie liczy sie dla niej kim jestem tylko jaki jestem. Obudziła we mnie takiego Jude'a, jakiego wcześniej nie znałem...
- Widać! – zaśmiał się Robert – Ale to wyszło jak najbardziej na twoją korzyść. I oby tak zostało!
- No mam nadzieję. A z Agatą to chciałbyś tak… na poważnie?
- Wiesz… - zamyślił się brunet – Tak jak ci już mówiłem, musze przeboleć jeszcze Susan. Ale na pewno nie chciałbym, żeby Agata była kimś przelotnym. Tylko muszę być pewien, że jej nie skrzywdzę. No i ona musi chcieć na mnie czekać. – uśmiechnął się.
- Będzie chciała, na bank. – odpowiedział Law – A teraz chodźmy na siłownię, musimy się spocić, jak na samców przystało.

Panowie męczyli się, a Agata upiększała. Cała trójka spotkała się dopiero na obiedzie.
- Kochani, nie obrazicie się jeśli Was opuszczę na resztę dnia? – zapytał Jude. – I nie patrzcie tak na mnie, nie będę się katował. Wezmę się za naukę scenariusza do kolejnych scen, chcę jak najszybciej wrócić do Londynu, albo chociaż zawitać tam na weekend.
- Łoho! Człowiek zakochany ma ambitne plany! – pochwalił przyjaciela Robert – Ale ja też wpadłem na pomysł fajnego spędzenia popołudnia. Agata, tak jakby nie masz nic do gadania.
- A dowiem się chociaż, co wymyśliłeś? – zapytała rudowłosa.
- Lekcja tańca! – odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem Downey, a blondyn w tym momencie parsknął śmiechem.
- ŻE CO PROSZĘ?! – dziewczyna aż podskoczyła – Robert, przecież wiesz, że ja nie tańczę…
- Wiem. – brunet wyszczerzył kły – Dlatego czas to zmienić.
Jude w dalszym ciągu płakał ze śmiechu przy stole, obserwując niezwykle zadowolonego z siebie Roberta i zabijającą go wzrokiem Agatę.
- Nie, nie, nie, żaden taniec! – upierała się przy swoim Polka.
- A jak zamierzasz się ze mną bawić na weselu Maggie i Jude’a? – zapytał brunet, a Brytyjczyk w tym momencie przestał się śmiać.
- A wiesz… - podłapała temat dziewczyna – Masz rację, to chodźmy! – złapała mężczyznę za rękę i pociągnęła w stronę sali gimnastycznej, zostawiając zszokowanego niebieskookiego samego przy stole.

Patrzył na swoje dłonie, mając wciąż przed oczami wyraz twarzy Downey’a, kiedy mówił o ich ślubie. „Ale… chociaż..” – myślał, uśmiechając się do siebie. Prawda, kochał Maggie, ale myśli o ewentualnym zalegalizowaniu ich związku dopiero zostały zasadzone gdzieś w podświadomości aktora. Roześmiał się głośno i pokręcił głową z rozbawieniem. „Jak on coś powie…”
Dźwięk wiadomości sprowadził Jude’a powrotem na ziemię. „Przywołałem Cię myślami, Skarbie” – stwierdził, oglądając zdjęcie przepięknej, podniebnej panoramy. Chmury, słońce i błękit nieba. Piękno samo w sobie. Blondyn jeszcze przez chwilę przyglądał się zdjęciu, po czym odpisał kilka słów ukochanej i udał się do pustego pokoju. Było… dziwnie. Za cicho, za spokojnie, za pusto…
Przechodząc się po apartamencie znalazł kilka drobiazgów czarnookiej – bransoletkę, kilka kosmetyków i łańcuszek, który „dziwnym” trafem był w kieszeni jego marynarki. Uśmiechnął się. „Może to był celowy zabieg, nie ważne. To i tak miłe” – stwierdził. Owinął łańcuszkiem nadgarstek, na niego nałożył zegarek.
- To teraz do nauki! – chwycił kilkanaście stron, które zabrał z domu, usiadł na sofie i przy spokojnej muzyce zaczął się uczyć.

Tymczasem na Sali gimnastycznej czekała już trenerka i zaledwie trzy pary.
- Witam serdecznie! – przywitała ich kobieta – Zapraszam, zapraszam. Państwo chcą opanować podstawy tańca?
- Właściwie to ja nie mam z tym problemu. – odparł Robert – Ale moja przyjaciółka trochę tak i chciałbym ją jakoś hm, oswoić z parkietem.
- Dzięki… - burknęła pod nosem rudowłosa.
- Ależ oczywiście! Żaden problem. – uśmiechnęła się prowadząca – Nawet dobrze, że pan przyszedł, to bardzo ułatwi pracę!
Trenerka powitała wszystkie obecne na sali pary, w skrócie opowiedziała o znaczeniu i zaletach tańca, po czym przedstawiła prawidłową pozycję wyjściową do rozpoczęcia zajęć.
- Dobrze, a teraz krok pierwszy. Zaufanie partnerowi. Niech każda z pań teraz zamknie oczy, a do panów należy objęcia jak najmocniej i najbliżej partnerki. Kobieta ma być zdana na mężczyznę i intuicyjnie wyczuwać jego ruch, w końcu to ona ma prowadzić w tańcu.
Agata wzięła głęboki wdech, popatrzyła na Roberta i zamknęła oczy. Poczuła jego dłonie na swoich plecach i to, że przyciągają ją one coraz bliżej mężczyzny.
- Nie boisz się? – zapytał cicho.
- Ja? – zaśmiała się dziewczyna – To raczej ty powinieneś się bać bycia okropnie podeptanym przeze mnie. No ale cóż, sam tego chciałeś!
- Przekonamy się. – Downey szepnął rudowłosej do ucha, a po jej plecach przebiegły dreszcze.
Kolejny głęboki wdech i uspokojenie myśli. Nie była jeszcze przyzwyczajona do jego bliskości, szczerze mówiąc to zapomniała już, jak to jest być w objęciach jakiegokolwiek faceta, a co dopiero takiego jak ten.
- A teraz moi drodzy panowie. Prowadźcie! – trenerka powiedziała z uśmiechem na twarzy, a z głośników popłynęła muzyka.
Robert przytrzymał mocniej Agatę i ruszył. Starał się, żeby jego ruchy współgrały z muzyką i nie były zbyt gwałtowne dla jego towarzyszki, która była zdana tylko na niego. Polka czuła, że poddaje się muzyce i brunetowi. Jej opór do tańca powoli znikał, aż w końcu rozpłynął się całkowicie. Wtuliła się mocniej w mężczyznę i tańczyła razem z nim. Gdy muzyka ustała, prowadząca zajęcia kazała otworzyć kobietom oczy.
- No i jak? – zapytała rudowłosa.
- Wiedziałem, że się przełamiesz. W końcu każda kobieta by się przy mnie otworzyła. Ma się ten urok i zwierzęcy magnetyzm. – mrugnął, a dziewczynie po raz kolejny zmiękły kolana.
- No ależ oczywiście, Panie Downey! – zaśmiała się Polka, starając się ukryć rumieniec.

Lekcja tańca trwała jeszcze godzinę i obejmowała kilka podstawowych kroków w tańcu towarzyskim. Agacie szło coraz lepiej, doszła do wniosku, że wcale nie rusza się jak słoń w składzie porcelany, a z odpowiednim partnerem taniec jest całkiem przyjemny. Trening tak zmęczył przyjaciół, że po szybkim prysznicu pognali do restauracji na kolację.
- Ej, a może weźmiemy dzisiaj jedzenie na wynos i zaniesiemy coś Jude’owi? – zapytał rudzielec – Bo biedaczek nam z głodu padnie.
- Genialny pomysł!
Piętnaście minut później przyjaciele stali pod drzwiami apartamentu Brytyjczyka. Robert, jak to Robert, wparował do środka bez pukania.
- Jedzonko przyszło! – krzyknął, patrząc na blondyna, zakopanego w kartkach ze scenariuszem.
- O rety, dzięki, ze o mnie pamiętaliście. – uśmiechnął się – Ale przecież dopiero… COOOOO, JUŻ DWUDZIESTA?!
- Owszem. – odpowiedziała dziewczyna – Dlatego lepiej wcinaj, a potem bierz się za pakowanie. O dziesiątej ruszamy na lotnisko. Dobrze, to ty jedz i się ucz, a my śmigamy się pakować. – pociągnęła Downey’a w stronę drzwi.
Wieczór upłynął Robertowi i Agacie w zastraszającym tempie. Pakowanie się, sprawdzanie rezerwacji lotu, telefon do  Indio, kiedy ma podrzucić Extona do domu,. Nawet nie spostrzegli, kiedy nadeszła noc i zmęczeni padli na łóżko.
- Robert… - ziewnęła Agata i wtuliła się w mężczyznę – Padam z nóg.
- Śpij, śpij. Czeka nas jutro długa podróż. – Downey zamknął oczy, oparł policzek o głowę dziewczyny i zasnął…

MAGGIE:

Cierpliwie czekała, aż maszyna wystartuje. Nie zaglądała do albumu. Nie chciała się więcej rozczulać. Zawsze wychodziła z założenia, ze nie lubi, ba! Nienawidzi pożegnań, ale kiedy już przez nie przebrnie, nie odwraca się. Idzie dalej. Tak było i tym razem. Wsiadając na pokład samolotu zamknęła swoje uczucia i wszelkie doznania z tym związane, nastawiając się tylko i wyłącznie na pracę. Wyciągnęła laptopa, sprawdziła pocztę. „500 stron?? Boże!!” – jęknęla w duchu.
- To będzie meczący lot – mruknęła do siebie, po czym nałożyła słuchawki i przy akompaniamencie muzyki poważnej przyswajała potrzebne informacje.
Nie zauważyła, kiedy „stalowy ptak” wzbił się w powietrze. Po dwóch godzinach lotu, cała ścierpnięta, chciała rozprostować kości, jednak ilość ludzi na pokładzie, szybko zniechęciło szatynkę. Wyciągnęła telefon, by napisac kilka słów do Briana


GDZIEŚ TY MI ZAŁATWIAŁ TE BILETY?! CZUJĘ SIĘ JAK W PUSZCE! Już teraz powinieneś załatwić mi jakiegoś masażystę;>
M.

Na odpowiedź nie musiała długo czekać:

Mam już dzwonić po Twojego Jude’a?;>

Wspomnienie Brytyjczyka wywołało uśmiech na twarzy czarnookiej. „A miałaś nie myśleć o niczym innym, jak o pracy!” – nakazała sobie – „ale z drugiej strony, przyrzekałaś sobie,z e żadnych mężczyzn.” – zaśmiała się z siebie, po czym przesłała Law zdjęcie widoku z okna samolotu.
Kolejne godziny… i tylko kilka stron przyswojonych… Zmęczenie oraz nieprzespana noc, zaczeły o sobie przypominać. W końcu powieki Maggie zamknęły się same.
Obudziły ją silne turbulencje. Zdjęła z uszu słuchawki i spojrzała na widok za oknem.
- To już? – spytała głośno.
- Czas najwyższy! – usłyszała głos młodej dziewczyny, siedzącej tuż obok – przespałaś prawie cały lot, szczęściaro! – nieznajoma uśmiechnęła się – jestem Susie
- Maggie – przywitała się – mam tylko nadzieję, ze nie chrapałam!
- Nie, no skąd! Pospadały Ci tylko kartki i telefon, masz je tam – dziewczyna wskazała na mały stolik szatynki – wybacz, zerknęłam. Po co Ci historie życia jakiś ludzi? – spytała przechylając głowę.
- Potrzebne mi to do pracy. Mam pomóc rodzinom ofiar TEGO wybuchu – Maggie zaakcentowała odpowiednie słowo.
- Wiem, wiem… Jestem w szoku,z e udało nam się załapać na ten lot. Ale szykuj się na dokładne przetrząśnięcie bagażu – Susie zrobiła kwaśną minę.
Zrobienie kroku po kilkunastu godzinach siedzenia, z małymi przerwami na dotarcie do toalety nie poszło szatynce zbyt gładko. Bolało ją wszystko. Dosłownie. Odebrała swój bagaż i już na płycie lotniska rozglądała się za żółtymi włosami swojego współpracownika.
- Cześć szefowo!! – usłyszała - Aleeeee Ty tragicznie wygladasz!! – roześmiał się Brian
- Zamilcz, albo zginiesz – warknęła dziewczyna – weź torbę i wieź mnie do pracy.
- Nie do domu? Nie chcesz odpocząć? Nick się ucieszy z takiej niespodzianki – Brytyjczyk mrugnął wesoło.
- Wieź mnie do pracy i nie dyskutuj – zażądała
- Cóż za miłe przywitanie – obruszył się – wiem, wiem – dodał widząc minę Maggie – jesteś niewyspana, czyli jesteś zła, czyli mamy do Ciebie nie podchodzić, wiem!
- Widać, ze dobrze Cię wychowałam, mój synu – potargała włosy chłopaka – no.. wieź mnie wieź, z 500 stron, przerobiłam 150.
Siedząc w aucie Briana, obserwując budynki, ludzi, Maggie zdała sobie sprawę, że coś się zmieniło. Teraz nad miastem zawisła ciemna, zła „chmura”. Czuło się w powietrzu ciągłe napięcie. Jakby ta tragedia, była dopiero początkiem.
Zaparkowali przecznicę wcześniej.
- Nie wpuszczaja żadnych samochodów bliżej naszego gabineciku– wytłumaczył blondyn.
Szatynka weszła do swojego ukochanego „biura”, odetchnęła. Usiadła na wielkiej, miękkiej sofie, dajac sobie chwilę na ogarnięcie tego wszystkiego. Miasto, które istniało w jej pamięci tuż przed wyjazdem, tak naprawdę nie istniało. Było… szaro i ponuro… dosłownie. Twarze ludzi nie były jak kiedyś zamyślone, uśmiechnięte. Były spięte, pełne strachu.
- Boże, co tu się najlepszego stało? – szepnęła sama do siebie, wyciągając telefon i wysyłając wiadomości do przyjaciół, że jest już na miejscu. Jude’owi zaś napisała:
Nie poznasz Londynu… Jest… dziwnie. Nieprzyjemnie. 
Kocham Cię.
M.

Maggie zamyśliła się. Musiała poukładać sobie plan działania. Wyłączyła telefon, wyłożyła laptopa na stół i do późnych godzin nocnych przyswajała potrzebne informacje.

- To ty już jesteś? – Brian wszedł bez pukania do jej gabinetu
- Ja wcale stąd nie wychodziłam! Ale chyba, jeśli zaraz się nie położę, to spadnę, tak więc jade do Nicka.
- Chodź zawiozę Cię… Nie podobają mi się te cienie pod Twoimi oczami… są fioletowe – jęknął
- A to dopiero początek! – Brytyjka zaśmiała się gorzko – prześpię się chwilę i odwiedzę Bena. Ale przypomnij mi… - urwała na chwilę, przeliczając coś w myślach – jaki mamy dzień?
- Moja droga, ulubiona szefowo. Dziś jest sobota. Końcówka lipca. Tyle Ci powiem, wiesz, ze nie mam głowy do dat – zaśmiał się Owen.
- A to super, bo myślę, ze cały dzisiejszy dzień prześpięęęęęęęę – ziewnęła czarnooka, wsiadając do samochodu.
Kilka minut w ogrzewanym pojeździe i powieki dziewczyny znów zaczęły się same zamykać.
- A wiesz, że fajnie wyglądasz, jak masz takiego „kiwaczka”? – roześmiał się blondyn, wybudzając Maggie
- Milcz, bo…
- Wiem, wiem.. Zginę. Zmień płytę szefowo – mrugnał wesoło – o, jesteśmy.
- Skąd w Tobie tyle entuzjazmu?
- Bo Cię widzę! – krzyknął. Faktycznie, jego entuzjazm był w pewnym sensie zaraźliwy. Szatynkę opuściły dzięki temu ponure myśli dotyczące pracy, a nawet tęsknoty za swoim aktorem, choć tego ostatniego miało w ogóle nie być…
- Pffff. Ide, do poniedziałku – uśmiechnęła się, ciągnąc za sobą walizę w stronę domu Nicka. Weszła do środka. Cisza. „NO tak, przeciez jest 7” – pomyślała – „Zrobię ja im pobudkę!”
Pobiegła do sypialni Nicka i Jamie i…. Skoczyła w nogi łóżka. Małżeństwo z krzykiem podskoczyło – No co jest?! Wstawać śpiochy! – wykrzyczała wesoło, przytulając się do zszokowanych przyjaciół.
- Jamie… Koszmar mam… Maggie mi się śni – wybełkotał rudy, przecierając oczy.
- Ty GUPKU! – Jamie się roześmiała – Maggie tu jest, a sądząc po minie, zaraz Cię udusi! Cześć, Pani Law, A NIE MÓWIŁAM?? – spytała mrużąc oczy
- A weeeź się uspokój! – czarnooka machnęła ręką – Jak tam, wasze bobo jeszcze nie wyszło Ci z brzucha? – spytała
- Jutro mam termin i jade do szpitala… Jeśli ta glizda nie wyjdzie sama, to jej pomożemy – rzekła cicho brunetka, gładząc swój brzuch.
- Ej, chudzielec, a gdzie śniadanie dla mnie? – spytała trącając przyjaciela.
- Kuchnia jest na dole, idź sobie zrób – mruknął spod poduszki, którą się zakrył.
- Ale jesteeeeeś – jęknęła Maggie, udając obrażoną – doobra, to nie powiem Ci co się działo tam gdzie byłaaam! – Nie poznawała samej siebie. Albo działało już mega zmęczenie, albo po prostu tak się cieszyła, ze widzi tych dwoje – no dobra. Ja ide zadzwonić do mojej gwiazdy, pewnie go obudzę, a potem ide spać, i wiesz Nick.. nie radzę Ci mnie wtedy budzić…
- Ja go dopilnuje – Jamie uśmiechnęła się szeroko – pozdrów Jude’a!
***
- Halo?
- Czołem! – wyszczerzyła się, słysząc głos ukochanego
- Cześć Kochanie!
- Nie obudziłam Cię? Oj, bo Cię chyba obudziłam… Zadzwonie…
- No przestań… Już nie śpie. Co tam? Doleciałaś? Czemu nie odzywałaś się tak długo?
- Byłam w pracy. Prawie cały lot przespałam, a papiery się same nie ogarną – zaśmiała się krótko – a jak tam u was? Grzeczny jesteś? – spytała złośliwie
- Bez Ciebie to tu strasznie brzydko jest… - Jude zdawał się być smutny.
- Wiem, Kotku, wiem… Też tęsknię… Przynajmniej mamy co robić, więc aż tak się dołować nie będziemy, prawda? – spytała ciepło
- No racja. Mam nadzieję, że uda mi się wyrwać na weekend chociaż do Ciebie.
- A nie boisz się tych kilku godzin lotu? Będziesz zmęczony.
- Wolę być zmęczony, ale z Tobą, niż wypoczęty i sam – rzekł cicho. Maggie była pewna, ze uśmiechał się w TEN sposób. Jej ukochany sposób.
- W takim razie już się nie mogę doczekać – przygryzła wargę – Jude, wybacz, ale całą noc siedziałam nad materiałami, idę spać, odezwę się później, co?
- Śpij dobrze, Skarbie, Kocham Cię.
- A ja Ciebie Kocham – rozłączyła się i z uśmiechem na ustach udała się do łazienki, by 10 minut później wskoczyć na łóżko i z prędkością światła udać się do krainy snu…

poniedziałek, 26 marca 2012

XVI.

MAGGIE & AGATA:

Blondyn stanął przy ogromnym oknie. Zamyślił się. „Dopiero co ją znalazłem, i już muszę stracić? Nie.. nie zgodzę się, żeby jechała, ale czy z drugiej strony mam do tego jakiekolwiek prawo? Nie jest moją własnością, a pomaganie ludziom to jej praca, którą kocha. Przecież gdyby mogła to jeszcze dziś wpakowałaby się do samolotu. Nie wolno mi być takim egoistą… Ale z drugiej strony.. W NYC mam być jeszcze przez 2 miesiące, więc i tak, musiałbym jej pozwolić odejść.. na chwilę…”
 Z rozmyślań tych, wyrwał go ciepły dotyk czarnookiej, która objęła Jude’a w pasie.
- Nie gniewaj się, proszę – rzekła cicho, tuląc się do pleców Law.
Niebieskooki odwrócił się, by móc jakoś wyjaśnić swoje zachowanie. Przeprosić.
- Nie gniewam się, Kotku, ja tylko… - urwał – wiesz, ze muszę tu zostać jeszcze przez jakiś czas… Zdjęcia nie trwają 2 tygodnie – dodał, obejmując mocniej dziewczynę.
- Wiem, wiem – Maggie odetchnęła głęboko – powiedz jedno słowo i zostanę tu z Tobą – spoważniała. Jude znał ją zbyt krótko, by wiedzieć, że takich propozycji, Brytyjka nie składa codziennie. Nie składa ich wcale. To był pierwszy raz.
- Jedź.  – pogładził ją po policzku – Zadzwoń i potwierdź, że jutro odwiozę Cię na lotnisko – rzekł i pocałował zaskoczoną szatynkę.

Tymczasem Agata i Robert pozostali na tarasie, lekko zszokowani przebiegiem całej sytuacji.
- No to klops. – westchnęła dziewczyna – A taki fajny urlop mieliśmy.
- I nadal jeszcze mamy! – sprostował brunet – Ale powiedz mi. Jaką masz cierpliwość i tolerancję w stosunku do Jude’a?
- No dobrą dość. A dlaczego pytasz?
- Bo wiesz… - zaczął – Maggie wróci do Londynu, a on zostaje z nami w Spa, a potem jeszcze dość długo w NYC. Więc może być trochę marudny, biorąc pod uwagę jak strasznie się zakochał.
- Mój drogi – rudowłosa podeszła bliżej do Downey’a – To nasz przyjaciel i będziemy go wspierać na każdym kroku. A jak trzeba będzie to dostanie od nas motywującego kopa! – uśmiechnęła się.
- Jesteś nieziemska. – odpowiedział mężczyzna – Chodźmy tam do nich, trzeba wykorzystać ten ostatni dzień w czwórkę.

Wchodząc do pomieszczenia zastali przytulonych Brytyjczyków. Widać było, że rozstanie przychodziło im z trudnością.
- I jak tam gołąbki? – zapytała Agata.
- Nijak – Maggie spojrzała na telefon – musze potwierdzić, ze jutro stąd wybywam i poprosić o jakieś materiały, to chyba będzie długi lot – pokręciła zrezygnowana głową – moment.
Odeszła kilka kroków, wybierając numer współpracownika. Odebrał po drugim sygnale.
- To jak? Zarezerwowałeś mi już bilet? Aha! Żebyś nie myślał, ze sama siebie odbiore z lotniska! I prześlij mi jak najwięcej wiadomości na temat ofiar i ich rodzin.
- Tak jest, szefowo! Dobrze wiedzieć, ze wracasz. Twój lot z Arizony jest o 9.00 tamtego czasu. – ucieszył się Brian – a materiały już wysyłam. No i rzecz jasna, odbiorę z lotniska. Jeszcze jakieś życzenia?
- Kup jak najwięcej kawy. I może ciastka. To będą długie tygodnie… - jęknęła i rozłączyła się – No ok., to ja jutro o 9 wybywam.
- Dobrze kochana, więc ja cię porywam do sauny! – rudzielec objął przyjaciółkę – Jude, nie patrz tak na mnie. Maksimum godzinka. Poza tym wy się zobaczycie w Londynie po zdjęciach, a ja nie wiem, kiedy teraz spotkam moją ulubioną Brytyjkę.
- Jak się uśmiechniesz do szefa, to pewnie niedługo – szatynka mrugnęła do Roberta – no ale chodź się wypocić – posłała mężczyznom lekki uśmiech i razem z Polką udały się do sauny.

Owinięte ręcznikami, przyjaciółki położyły się na ławkach w gorącym pomieszczeniu.
- Jaka szkoda, że musisz wyjeżdżać. – zaczęła Agata – I w dodatku zostawiasz mnie na pastwę dwóch samców! Niedobra ty! – zaśmiała się.
- Przypominam Ci, ze jeden z nich jest zajęty – zaśmiała się lekko szatynka – zresztą.. prędzej, czy później i tak bym wyjechała – dodała ponuro. Nie miała już nawet ochoty udawać, że wszystko jest ok. Jej humor ulotnił się, niczym poranna mgła – no ale… opowiadaj, co to było na tym balkonie? Było coś? – spytała mając zamknięte oczy.
- Wczoraj wieczorem? – twarz dziewczyny zbliżyła się kolorem do jej włosów – No Robert opowiedział mi o tym, jak wparował do was do pokoju, wytłumaczył, zaśpiewał z tobą taką a nie inną piosenkę i…
- Słucham Cię, słucham.. I co?? – spytała.
- I powiedział, że po rozstaniu z Susan chciał się odciąć od kobiet, a ja mu wróciłam życie. Że może jeszcze jest mu pisane, żeby się zakochać, ale potrzebuje czasu żeby sobie to poukładać. – zamyśliła się rudowłosa – I zadał pytanie, czy warto na kogoś takiego jak on czekać… Powiedz mi, czy ja to dobrze odebrałam…?
- Jakie zadał pytanie?? – szatynka podniosła się tak szybko, ze ręcznik prawie z niej spadł. Owinęła się szczelniej, przysuwając do przyjaciółki – Jeszcze raz. Niech zrozumiem. Spytał, czy warto na kogoś takiego jak on czekać?? Coś jeszcze?? – Maggie otworzyła szerzej oczy. W kącikach jej ust czaił się uśmiech.
- Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co odpowiedzieć. Kiwnęłam tylko głową. – Polka przewróciła oczami – Podziękował mi jeszcze raz za wszystko, pocałował w policzek. Ot, koniec rozmowy.
- Mogę Ci już mówić Pani Downey? – Czarnooka uśmiechnęła się szeroko – wiesz co to znaczy? Że prosi Cię o czas. Chce, żebyś poczekała na niego. Musi po swojemu przetrawić rozwód, złamane serce i takie inne. CZY JA NIE MÓWIŁAM?? – uniosła ręce w górę i roześmiała się.
- Oj tam, oj tam! – Agata po raz kolejny się zaczerwieniła – Jak ja powiem rodzinie, że chcę tu zostać, jak zareaguje Indio… będzie ciężko. No ale… - na jej twarzy pojawił się ciekawski uśmieszek – Jak tam „oglądanie telewizji” z Jude’m?
- Ale ładną pogodę mamy dzisiaj, prawda? – Maggie momentalnie próbowała zmienić temat – A co do Indio… nie martw się. Już ja tak zrobiłam, ze będzie ok. – mrugnęła do zaskoczonej Polki – przecież obiecałam, ze się tym zajmę, a ja nie odwalam fuszerki.
-No nie, jasne, że nie. Ale temat potrafisz zmienić perfekcyjnie!
- No bo co chcesz wiedzieć?
- No jak tam wam się układa ze wszystkim. To chyba tak na poważnie, nie? –uśmiechnęła się rudowłosa. – A swoją drogą… oglądanie telewizji. Robert powinien dostać za to jakąś nagrodę!
- Jak… no dobrze – rzekła skromnie Brytyjka, uśmiechając się do swoich myśli – A czy na poważnie… Nie wiem. Chciałabym, wiadomo! A co będzie dalej, to zobaczymy. Z tym, ze …. – urwała, patrząc na swoje dłonie – mnie wzięło bardziej, niż przy Dominicku. Tak, to ja jeszcze się nigdy nie zaangażowałam – uśmiechnęła się lekko – A co do tego komentarza Roberta – rumieniec na twarzy Maggie był obecnie koloru włosów przyjaciółki i nie z powodu gorąca – aż tak głośno, to chyba nie było…
- No oczywiście! – zaśmiała się Agata – To po prostu ten hotel ma tak cienkie ściany! Hm…jak myślisz, czy oni też nas teraz obgadują?
- O Boże.. – szatynka zakryła twarz – przypomnij mi, żebym nie pokazywała się Wam już na oczy, co?? No i OCZYWIŚCIE, ze nas obgadują. To przecież faceci!

Południe. Na przepięknym tarasie, dwóch mężczyzn, wylegujących się na miękkich leżakach. Jednak coś jest nie tak. Atmosfera jest ciężka.
- NO.. To mów, co Ci leży na wątrobie – Robert usiadł przodem do blondyna – Zły jesteś na mnie, za te moje wejścia do Waszego pokoju?
- No skąd! – niebieskooki uśmiechnął się lekko – Przecież mnie znasz..
- No znam, znam i widzę, że coś nie gra. Chodzi o Maggie, tak? O ten wyjazd?
- Jak to powiedziała, to poczułem, jakby mi chlusnął lodowatą wodą w twarz… - Brytyjczyk również usiadł na leżaku – Przyzwyczaiłem się mieć ją tuż obok. Tak, jakbym czuł, ze wtedy wszystko jest na swoim miejscu. A jutro wyjedzie i będę Ciebie znosić – uśmiechnął się sztucznie.
- No i Agatę
- Apropos! Co tam? – szelmowski uśmiech sam wypełzł na usta Jude’a
- No.. chyba lepiej.. Znaczy.. Widząc jaka jest tutaj ze mną.. śmiej się, ale coraz częściej przyłapuje się na tym, ze szukam jej, kiedy jej obok nie ma.
- Nie śmieję się. Jesteśmy w identycznej pozycji. Z tą leciutką różnicą, że Agata zostaje z Tobą. A przede mną 2 miesiące… jak Bóg da, bo jak nie… to z pół roku – jęknął niebieskooki.
- Jude.. mogę o coś spytać? – Brunet nagle spoważniał
- No strzelaj.
- Powiedz, czy z Maggie to na poważnie? Czy będzie kolejną Sienną? – dodał ciszej.
- Na poważnie. Poważnie jak cholera – odpowiedział Jude, uśmiechając się – tylko..
- Tylko co?
- Rafferty. Jest z Sadie i za Sadie… Czasem mam wrażenie, ze moja była nastawia go przeciw mnie – mężczyzna posmutniał.
- Ale to w końcu Twój syn. Nie chce, żeby jego ojciec był szczęśliwy? – Robert zmarszczył brwi.
- Chce, żeby jego ojciec i matka ponownie się zeszli. Oto, czego chce.
- A Rudy? Iris?
- Oni tak. Dopingują mnie, trzymają kciuki z całej siły, a jestem pewny, ze pokochaliby Maggie równie szybko, co ja. Ale mam złe przeczucia, co do mojego najstarszego syna…
- Może nie będzie tak źle – Amerykanin poklepał przyjaciela po ramieniu
- Może... A jak reagował Indio kiedy rozstałeś się z Deborah? Bo Exton chyba daje sobie radę bez Susan, w końcu jest Agata. Stary, działasz coś w tym kierunku, czy znowu usłyszę "to nie takie proste"? - uśmiechnął się podstępnie Jude.
- Nie usłyszysz niczego takiego – Robert dumnie wypiął pierś – musze przetrawić Susan. Ale chciałbym, żeby Agata poczekała na mnie trochę… Myślę, że chce znów być szczęśliwy. I chciałbym spróbować. Z nią. Ale jeszcze nie teraz. A co do Indio… wiesz, nie zapewniłem mu najlepszego dzieciństwa. Był dzieciakiem, kiedy jego ojciec trafił do więzienia, na odwyk, a potem rozwiódł się z jego matką. Poradził sobie, ale łatwo nie było. – zamyślił się.
- Najważniejsze, że teraz macie ze sobą taki świetny kontakt. – blondyn starał się pocieszyć przyjaciela – No i walcz o to rude maleństwo, żeby ci nie wyfrunęła ze Stanów! – zaśmiał się – Spójrz jaka to byłaby sielanka, dwie pary złożone z przyjaciół.
- Chciałbym. – uśmiechnął się lekko brunet – Rana po Susan powoli się goi, trzeba mi trochę czasu.
W tym momencie na taras powróciły dziewczyny.
- O czym tak dyskutujecie? – zapytała Agata, wywołując na twarzy Roberta lekkie zmieszanie.
- Ach, o takich tam męskich sprawach! – wybrnął z sytuacji Jude.
- Wiecie co? – kontynuowała dziewczyna – Dziś wieczorem, z okazji pożegnania Maggie, ruszamy na karaoke do klubu na dole! Wy się wczoraj popisaliście wokalnie, teraz ja i mój ulubiony Anglik musimy się zrewanżować! – wyszczerzyła kły – No i dość tego smutku. Niech ten ostatni, jak na razie oczywiście, wspólny wieczór będzie niezapomniany!
- Twoje genialne pomysły chyba nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. – uśmiechnął się Downey.
- Ja się nigdy z wami nie będę nudzić. – Maggie przytuliła całą trójkę – Otaczają mnie najcudowniejsi ludzie na świecie!

Czwórka przyjaciół spędziła wspólnie popołudnie, korzystając z uroków Spa. Brytyjka potrzebowała ostatnich chwil relaksu przed powrotem do Londynu i zapowiadającą się masą roboty. Masaże, sauna, błotne maseczki i inne zabiegi postawiły ją lekko na nogi. Dodatkowe towarzystwo bliskich jej osób było także nie lada wsparciem. Wspólny obiad uwieńczył tę część dnia. Przyjaciele powrócili do swoich apartamentów, aby przygotować się na wieczorną zabawę.

- Karaoke? Aleś wymyśliła! – zaśmiał się Robert, wchodząc do pokoju. – Pomysł zwariowany, ale dlaczego tutaj, a nie gdzieś na mieście?
- Mój drogi… - odpowiedziała rudowłosa – A czy chcielibyście z Jude’m oglądać jutro we wszystkich gazetach swoje foty z dopiskiem „Znani aktorzy bawią się na karaoke w towarzystwie tajemniczych kobiet”?  Raczej nie, dlatego pobawimy się tutaj. – zaśmiała się – Poza tym „serca publiczności” już podbiliście z Maggie.
- No tak, masz rację. – potwierdził brunet – Im mniej się mówi o naszym prywatnym życiu, tym lepiej dla mnie i dla blondasa.
- Bingo! – uśmiechnęła się Agata – W co ja mam się ubrać? – jęknęła, a Robert podszedł do jej walizki.
- Może nie znam się jakoś bardzo dobrze na modzie, ale to będzie okej. Bardzo okej. Pasuje do ciebie. – popatrzył na dziewczynę z radością w oczach i podał jej czarne legginsy oraz kolorową tunikę, które wybrała dla niej Maggie.
- Będzie świetnie! – rudzielec wziął ubrania i pognał do łazienki się przebrać, po chwili wracając – Okej, możemy ruszać! A swoją drogą, nieźle wyglądasz – czerwone koszule są mrał! – zaśmiała się.
***
Po raz ostatni, Maggie przejrzala się w lustrze. Już zdążyła zauważyć to, jak źle wpłynął na nią stres: bledsza cera, lekkie drżenie dłoni. "a to dopiero początek. Dojdzie do tego chudnięcie i w efekcie wyląduję w szpitalu. Jak ostatnim razem..."- myślała. By uspokoić się, wzięła kilka głębszych oddechów. Zamknęła oczy, by policzyć do dziesięciu, po czym zerknęła w stronę drzwi od garderoby. Jude stał oparty o framugę. Podeszła do niego.
-A wiesz, ze całkiem fajnie wygladasz z ta niedopietą koszula?- spytała zalotnie szatynka, mocujac się z guzikami- no już. To co, zaśpiewasz mi coś fajnego?- mrugneła wesoło
- No ba! Już teraz zapowiadam, ze wszystko, co zaprezentuje będzie dla Ciebie - Law pogładził kobietę po policzku.
- To ja już zaczynam się bać!
- Kocham Cię, wiesz?- szepnął, obdarzajac Maggie słodkimi pocałunkami
- Wiem, wiem, a najlepsze jest to, ze ja Ciebie kocham bardziej- zasmiala.się lekko- chodź. Agata i Robert czekają. A wiesz... Wygladasz bosko! Żadna Ci się nie oprze!
- Mnie tam obchodzi tylko jedną!. Pięknie Ci w niebieskim- pochwalił strój dziewczyny- no ale...- wziął Maggie za rękę i razem udali się do klubu.


Z Robertem i Agatą spotkali się na miejscu. Para wcześniej zamówiła drinki dla Brytyjczyków.
- Chcecie mnie upić? – spytała Maggie ze śmiechem
- To na odwagę! – mrugnął do niej Robert – znaczy bardziej dla Agaty i Jude’a.
- Na odwagę powiadasz – uniósł brwi niebieskooki – Może się w sumie przydać później. Póki co potańczmy – próbował przekrzyczeć muzykę. Wziął Agatę za rękę i zaprowadził w stronę parkietu
- Aaaaaa. Muszą się ugadać, co będą śpiewać – zaśmiał się Robert – czy zechce Pani ze mną zatańczyć, Pani Law? – spytał z błyskiem w oczach. Maggie bez słowa, za to z lekkim rumieńcem dała się poprowadzić w tłum wirujących ludzi.
- To co zaśpiewamy, mój ty ulubiony Angolu? – zapytała ze śmiechem rudowłosa.
- A może „Lucky”? – spytał – Ale nie w wykonaniu Panny Spears! – dodał na widok miny rudowłosej.
- Uffff. – odetchnęła – Już myślałam, że ta miłość całkiem ci siadła na łeb! Świetny pomysł!
- Gusta muzyczne nie zmieniają się, nawet pod wpływem uczucia, nie wiedziałaś – wyszczerzył się do Polki – no to chodź, już czas.
Przyjaciele weszli na scenę wraz z zapowiedzią DJ’a. „Dzisiejszą Karaoke Night rozpoczną nasi zagraniczni goście! Agata z Polski i Jude z Wielkiej Brytanii. A zaśpiewają piękną balladę pod tytułem Lucky. Przywitajmy ich brawami!”
- Chyba mam tremę. – rudowłosa szepnęła do blondyna – Chyba nawet całkiem sporą.
- Damy radę. – pocieszył ją mężczyzna – Popatrz na Maggie i Roberta.
- No właśnie to mnie stresuje!
Niestety nie było już odwrotu, bo rozległy się pierwsze takty melodii a na ekranie pojawił się tekst piosenki.
„Do you hear me, I'm talking to you,  Across the water across the deep blue ocean, Under the open sky, oh my, baby I'm trying” – wyśpiewał Brytyjczyk. Nie czuł tremy. Lubił tą piosenkę i cieszył się, ze może ją śpiewać razem z Agatą. Martwił się jednak, czy trema nie przeszkodzi jego przyjaciółce, jednak po ostatnich słowach jego „części”, usłyszał obok, piękny głos dziewczyny: „Boy I hear you in my dreams, I feel your whisper across the sea, I keep you with me in my heart, You make it easier when life gets hard”
Agata śpiewając to, patrzyła wciąż na Roberta, który uśmiechał się szeroko. Co chwila jednak szeptał coś do szatynki.
Tuż po zapowiedzi Dj’a, Robert i Maggie wrócili do swojego stolika. W świetnych nastrojach, czekali na dalszy rozwój wydarzeń.
- Ty serio myślisz, że Jude się ośmieli? – powątpiewała Maggie
- Kochana! On dla Ciebie zrobi wszystko – brunet klasnął w dłonie – a że śpiewa wyłącznie dla Ciebie, bo wciąż się w Ciebie wpatruje, to tak. Ośmieli się.
Pierwsze dźwięki. Ostre szarpnięcia gitary, a później Maggie usłyszała, ukochany przez siebie głos. Z wrażenia, nie mogła nic powiedzieć. Śmiała się cicho pod nosem i kręciła z niedowierzaniem głową.
- Możesz już oddychać – szepnął jej Downey – Ale jaki Agata ma ładny głos!
- Agata, cała jest ładna, nie uważasz? – szatynka mrugnęła do przyjaciela, który z lekkim uśmiechem kiwnął głową.
Ciągły kontakt wzrokowy Maggie i Jude’a, wywoływał na jej twarzy szeroki uśmiech. Pamiętała to, co obiecał jej ukochany. Była dumna. To było tylko dla niej.

Po zakończonym utworze, Jude, wraz z Agatą dosiedli się do swoich przyjaciół. Szatynka ucałowała namiętnie Jude’a. Tym razem nie przeszkadzało jej to, ze Robert z Agatą są tuż obok. Czarnooka dała się ponieść chwili.
- Czyli się podobało? – blondyn z trudem wypuścił z objęć swoją Maggie.
- Dziękuję.
- Noooo, to się wam zrewanżowaliśmy! – wyszczerzyła kły rudowłosa – Chyba mogło być, prawda? – zapytała Roberta. Mężczyzna wydawał się być nieobecny, patrzył z uśmiechem na przyjaciółkę. – Panie Downey, czy pan mnie słucha?!
- Hm? – ocknął się brunet – Przepraszam zamyśliłem się. Oczywiście, że mogło być! Pięknie było! – dostrzegł cwany uśmiech na twarzy Maggie, której uwadze zapewne nie uszło jego zamyślenie.
- Ale głosik, to masz ładny – czarnooka objęła przyjaciółkę – Wiecie co… myślę, że czas zrobić sobie małą przerwę na przypudrowanie noska – mrugnęła do mężczyzn.
Dziewczyny ruszyły w stronę łazienki.
- Boże, myślałam, że nerwy mnie tam zjedzą żywcem! – zaczęła Agata.
- Niepotrzebnie! Świetnie wypadliście! I chyba pewien sympatyczny brunet jest pod ogromnym wrażeniem – szatynka spojrzała na przyjaciółkę uważnie – I przestań się w końcu rumienić! No ręce mi opadną zaraz!
- Wiesz jaka jestem! – zaśmiała się – A pod wrażeniem to było chyba dobre pół sali.
- Ale to było TO – Maggie próbowała znaleźć odpowiednie słowo – no wiesz… TAKIE spojrzenie w stylu „Mój Boże, chce się z nią ożenić!!” Czy coś – parsknęła śmiechem, na widok oczu Polki – No dobra, chodźmy do nich! I przygotuj się na dużą dawkę śmiechu, bo ja też zamierzam wystąpić! – zrobiła cwaną minę.
Wprost z łazienki, czarnooka skierowała się w stronę małej sceny i kokpitu wysokiego bruneta, stojącego tuż za nim. Thomas, bo tak miał na imię Dj, szybko poddał się urokowi dziewczyny i zapewnił, że bez względu na język piosenki, dla niej włączy każdą.
- Em… Dobry wieczór – zaczęła stając przed mikrofonem. Na Sali zapanowała cisza. Maggie zauważyła szok na twarzach aktorów. – to tak w skrócie, piosenkę dedykuję temu JEDYNEMU. I z góry przepraszam – rzekła a po sekundzie, dotarło do niej, to co przed chwilą powiedziała. Gorący rumieniec pojawił się na twarzy i szyi kobiety. „Daj spokój!” – nakazała sobie – „Zawsze możesz się tłumaczyć, ze byłaś pod wpływem!... Chociaż nie wypiłaś nic” – usłyszała głosik rozsądku gdzieś w środku.
- Hey Jude, Don’t make it bad – wyśpiewała. Szeroki uśmiech nie schodził jej z twarzy i ledwo powstrzymała się, przed wybuchnięciem śmiechem, widząc jak Robert pokłada się ze śmiechu po stole. Jude zmroził go tylko wzrokiem i coś mruknął, po czym kręcąc głową, zaczął sam nucić pod nosem wielki hit The Beatles.

Zabawa trwała w najlepsze do późnych godzin nocnych. Przyjaciele pojawili się jeszcze kilka razy na scenie w różnych konfiguracjach, ale opuścili klub nieco wcześniej niż inni goście. Nazajutrz rano Maggie wracała do Londynu, a zarówno ona jak i komitet pożegnalny, musieli być wypoczęci. Robert i Agata byli tacy wymęczeni wrażeniami całego dnia, że nawet nie mieli siły na prysznic czy przebranie się. Padli na łóżko i niemalże od razu zasnęli. Rudowłosa kątem oka patrzyła na Downey’a, który wyglądał nieziemsko w czerwonej koszuli. W głowie powtarzała sobie słowa  Maggie o jego spojrzeniu. „Nie, przecież poprosił mnie o czas. To nie działa tak szybko” – pomyślała i odpłynęła w krainę snu.
***
Po powrocie z klubu, Maggie bez słowa udała się do łazienki. Wzięła gorąca kąpiel, ale nawet to nie pomogło. Bała się zderzenia z szarą rzeczywistością. Z problemami. Pracą. Wychodząc z łazienki wpadła na Law.
- Znowu? – zaśmiał się. Spojrzał na dziewczynę, wziął za rękę i zaprowadził do łóżka – A jak zaśniesz, zanim wrócę, to zatłukę – ucałował ją w czoło i sam udał się do łazienki. Kilka minut później już trzymał ją w ramionach. Już pieścił jej gorące ciało. Chciał w ten sposób, nie tyle pożegnać się, co zapamiętać jak najwięcej szczegółów ciała, zachowania, zapachu czarnookiej. Para nie dbała o to, czy ktoś ich usłyszy. Nie obchodziło ich nic, bo istnieli tylko oni.
Jude przez resztę nocy tulił szatynkę. Bał się wypuścić ją choć na moment ze swych objęć. Wiedział, że dziewczyna nie śpi, co jakiś czas gładziła go po piersi, ramionach.
- Śpij Kochanie – szepnał, gładząc jej brązowe loki – Już późno.
- Nie mogę – usłyszał zadławiony głos. Zaskoczony, odsunał się lekko, starając się wzrokiem złamać wszechobecną ciemność i dojrzeć twarz ukochanej. Dotknął jej policzka. Był mokry.
- No już, już – starał się uspokoić Maggie. – nie płacz, zobaczymy się i tak niedługo. Obiecuję – szepnął. Dziewczyna nie odpowiedziała nic. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz.
Brytyjka nie zasnęła. Z zamkniętymi oczami, czekała, aż sen nadejdzie. Ale świadomość opuszczenia tych ciepłych i silnych ramion, napawał ją lękiem. W końcu, po kilku godzinach zadzwonił budzik. Słysząc go, wszystkie narządy wewnętrzne dziewczyny wywróciły się. „Nie pokazuj tego. Musisz znów założyć maskę” – postanowiła.
Minutę, czy dwie później, już ubrana, unikała wzroku aktora.
- Nie ukrywaj się przede mną – pogroził jej palcem – proszę.
Kilka wdechów i Brytyjka zatonęła w błękitnych oczach mężczyzny. Uśmiechnęła się, tym razem szczerze.
- W końcu się wyśpisz
- No… już się nie mogę doczekać – zaśmiał się Jude – Chodźmy, pożegnamy się z Nimi – wskazał głową na pokój obok – i pomacham Ci chusteczką.
- Ale nie będziesz płakać? – spytała złośliwie Maggie.
- Ja nie płaczę – aktor uniósł dumnie głowę, a po chwili wyszczerzył się.

***
Maggie wyszła szybkim krokiem pokoju, zmierzając do apartamentu Agaty i Roberta. Jednak na pukanie do drzwi nikt nie odpowiadał. Agata nie odbierała telefonu, podobnie jak Amerykanin. Po kilku minutach, bezradność wzięła górę.
- Trudno, Ty ich pożegnasz ode mnie – wzruszyła ramionami dziewczyna, która w środku krzyczała ze złości. „Gdzie do cholery jesteście?!”. W milczeniu, ale trzymając się za ręce zmierzyli do taksówki.
Lotnisko, a raczej hala odlotów była mała, czysta i prawie pusta. Brytyjczycy po uprzednim oddaniu bagażu Maggie usiedli na ławce. Czekali na wiadomość. Jude widział, że jego ukochana martwi się nieobecnością Agaty i Roberta. Sam zachodził w głowę, co takiego mogło się stać…
Tymczasem oni w pośpiechu jechali na lotnisko.
- Pomysł z niespodzianka dla Maggie był genialny! – uśmiechnęła się rudowłosa – Mam nadzieję, że zdążymy przed jej odlotem. Cholera, dlaczego tu są takie korki?
- Kochanie, spokojnie, oddychaj. – odpowiedział z rozbrajającym luzem Downey – Zdążymy. Jest poranek, ludzie jadą do pracy, szkoły. A do odlotu jeszcze prawie godzina. Dotrzemy tam na czas, nie pozwolimy jej odlecieć bez pożegnania.
Agata poczuła ciepło na policzkach. „Kochanie? Przejęzyczył się, na pewno. Albo to z przyzwyczajenia, o, tak, na sto procent.” – tłumaczyła sobie słowa mężczyzny.
- Obiecujesz? – zapytała – Nie darowałabym sobie, gdyby wróciła do Londynu bez porządnego uścisku ode mnie.
- Obiecuję. – uśmiechnął się Robert – Patrz, już widać z daleka lotnisko, za chwilę będziemy.
10 minut później przyjaciele wbiegli do holu i sprawdzili na tablicy lotów, skąd odlatuje samolot do Londynu. Pognali w stronę odpowiedniego terminalu.
- Maggie! – krzyknęła Agata, widząc z daleka szatynkę i biegnąc w jej stronę.
- No w końcu! – uśmiechnęła się – Gdzie was wcięło?
- Realizowaliśmy nasz niecny plan. – brunet zaśmiał się, wyciągnął zza pleców piękny album i wręczył go Maggie. – To od nas, na pamiątkę pobytu w Stanach. Przecież nie mogliśmy ci pozwolić, żebyś wróciła do Londynu z pustymi rękoma.
- I właśnie moje postanowienie, żeby nie płakać diabli wzięli – jęknęła Brytyjka – O rany! I To zdjęcie sprzed planu też tu jest? – pokazała je Jude’owi – Dzięki Wam – uścisnęła przyjaciół. W tej samej chwili zimny, damski głos oznajmił, że samolot jest już przygotowany a pasażerowie mają zmierzać do wejścia na pokład. – To chyba.. Moja podróż się tu kończy – rzekła cicho Maggie przytulając Roberta – dbaj o nią i miej oko na Jude’a – szepnęła Amerykaninowi na ucho, po czym stanęła przed Agatą – no przestań, bo ja też się popłaczę – zaśmiała się przez łzy, widząc wyraz twarzy Polki.
- No bo… - rudowłosa chlipnęła – Ostatnio tyle czasu razem to chyba spędziłyśmy na tym pamiętnym Leeds. A teraz wylatujesz mi stąd i wracasz do szarej, deszczowej Anglii.
- Uśmiechnij się do szefa, to da Ci wolne i wpadniesz do mnie! A teraz… Do widzenia – uścisnęła mocno rudowłosą. Kilka łez Maggie zniknęło w grubym warkoczu Polki – Jakby co, to pisz, albo dzwoń kiedy będziesz chciała – spojrzała na Agatę – No, a teraz, dbaj o szefa, o Extona i o siebie. Wysypiaj się, jedz zdrowo i odpoczywaj - mrugnęła wesoło.
Przyjaciółki uściskały się serdecznie. Robert także przytulił na pożegnanie Maggie i odszedł z Agatą odrobinę na bok, żeby Jude mógł pożegnać się z ukochaną. Rudowłosa zaczęła szlochać w kołnierz Downey’a.
- No ćśśśśś… - pogłaskał ją po mokrym policzku – Nawet nie wiesz jak szybko płynie czas i jak szybko się zobaczycie.
Jude bez słowa wziął ją za rękę. Odetchnął głęboko, zaciskając usta i spojrzał w te piękne czarne oczy. Kryło się tam ciepło i troska.
- Dasz sobie radę? – spytał obejmując szatynkę w pasie
- Muszę. Dam – poprawiła się hardo. Chciała zachować zimną krew, ale nie wytrzymała. Objęła Jude’a, cicho szlochając. Po minucie uspokoiła się jednak – Kocham Cię – szepnęła całując blondyna.
- Masz mi dbać o siebie, bo jak przyjadę i zobaczę, ze coś jest nie tak, to mnie popamiętasz – uśmiechnął się sztucznie – Kocham Cię. – złożył na jej ustach najsłodszy i najbardziej gorący pocałunek.
Drugie wezwanie z głośników.
Maggie oderwała się od niebieskookiego.
- Do zobaczenia – powiedziała, głaskając policzek mężczyzny, po czym pomachała jeszcze przyjaciołom i z czułością spojrzała na Jude’a. A potem wzięła małą torbę, którą zarzuciła na ramię i zmierzyła w stronę „kołnierza” prowadzącego na pokład.
- Zniknęła – szepnął Jude do siebie.
- No kochani – Robert objął ramionami Agatę i Brytyjczyka– Wracamy, czas na śniadanie.
Trójka przyjaciół opuściła lotnisko, a Maggie ruszała w długą podróż powrotną do Londynu…

sobota, 24 marca 2012

XV.

MAGGIE:

Brytyjczyk patrzył jak dobniutka szatynka spokojnie śpi. Na samą myśl o wydarzeniach w nocy i nad ranem na jego ustach pojawiał się uśmiech. Nie mógł napatrzeć się na twarz Maggie. Po raz pierwszy spotkał kogoś, kto oprócz tego, że bierze, daje od siebie i z siebie więcej. Inne kobiety, z którymi spotykał się do tej pory, tylko wymagały dużo, nie dając nic w zamian
Teraz było inaczej. Maggie mimo, że uparta i bardzo ostrożna okazała się typem kobiety, która kocha, nie oczekując wiele.
Ogarnął niesforne kosmyki, jakie opadły na jej twarz. Poruszyła się lekko, a po chwili otworzyła oczy.
- Czemu nie śpisz?- wyszeptała.
- Mam lepsze zajęcie. A jakie widoki!!- mrugnał wesoło.
W odpowiedzi szatynka wtulila.się w nagie ciało brytyjczyka, ponownie przenosząc się do krainy snu.
  Kilka godzin później, rozdzwonił się telefon dziewczyny.
- Mmmaggie Gold?
- WSTAWAJ ŚPIOCHU!!- usłyszała śmiech Agaty wsłuchawce - chcemy zjeść z Wami śniadanie, czekamy, a wy śpicie
- No już, już. Za pół godziny, ok?- wyjeczała i rozlaczyla się- Panie Law- poczochrała jasną czupryne mężczyzny- chodź. Ruda dzwoniła, wstajeeeemy- ziewneła krótko
- Niech raz dadzą się wyspać...- mruknął w poduszkę Jude. Otworzył jedno oko. - A tak właściwie, to która godzina?
- Tak... Przed 11.
- Jeszcze 5 minut- szepnął, calując szatynke- znam fajny sposób na pobudke- zasmiał się, przykrywając oboje cienką koldra.
  Maggie zachichotala, poddając się dotykowi, gestom i ciału Jude'a.

AGATA:

Poranki w spa należały do całkiem przyjemnych. Rudowłosą budziło amerykańskie słońce, wpadające do apartamentu przez okna tarasu, z którego roztaczał się niesamowity widok na okolicę. Dodatkowych „wrażeń” dostarczał dziewczynie pewien przystojny facet, uwielbiany przez nią od lat, a teraz śpiący koło niej.
- Dzień dobry. – uśmiechnęła się do mężczyzny, który właśnie otworzył oczy i przeciągnął się na łóżku.
- Dzień dobry! – odwzajemnił uśmiech Robert – Jak się spało?
- A bardzo dobrze! Tutejszy klimat mi służy!
- To co, chyba jakieś śniadanko z naszymi Angolami? – zapytał Downey, po czym zauważył wzrok Agaty – No wiem, wiem, przecież tam do nich nie pójdę! Zadzwoń do Maggie.
Agata złapała za telefon i wybrała numer przyjaciółki.
- WSTAWAJ ŚPIOCHU!!- zaśmiała się do słuchawki - chcemy zjeść z Wami śniadanie, czekamy, a wy śpicie!
- No już, już. Za pół godziny, ok? – wymamrotała Maggie i rozłączyła się.
- Okej, śniadanie za pół godziny. – rudzielec uśmiechnął się do przyjaciela – Tymczasem idę się szybciutko ubrać, zwalniam łazienkę dla ciebie i śmigamy na dół.

MAGGIE & AGATA:

Pół godziny później para Brytyjczyków, trzymając się za ręce, weszła do restauracji. Agata z Robertem zawzięcie o czymś dyskutowali, jednak widząc szerokie uśmiechy przyjaciół, przyjrzeli się im dokładniej....
- Ależ on jest w niej zakochany – uśmiechnął się Robert – Pierwszy raz odkąd się znamy, widzę, żeby był taki szczęśliwy. A znamy się już dość długo.
- Maggie to samo! – szepnęła Agata – Była w kilku dość poważnych związkach, ale ja za każdym razem widziałam, że czegoś w tym brakowało. Kochała szalenie Dominica, fakt. No mi on jakoś nie odpowiadał, ale nie przyznałam się jej nigdy do tego. Za to Jude… ona przy nim nareszcie odżyła! – ściszyła głos, bo przyjaciele podeszli bliżej stolika – No dzień dobry kochani!
- Bardzo dobry! – wyszczerzył się Jude do przyjaciół – Sądziłem, ze będzie czekać na nas już śniadanie, spieszyliśmy się, a tu stół pusty! – pokręcił żartobliwie głową.
- Chcemy dać wam możliwość wyboru – odrzekł spokojnie Robert – wolałem nie ryzykować i nie zamawiać nic,  co mogłoby Wam zaszkodzić – mrugnął wesoło.
Szatynka siadając, zdała sobie sprawę, ze Robert wie. I to bardzo dobrze wie, co działo się u nich w pokoju poprzedniej nocy. „Nie ma takiej opcji, żeby sobie nie darował jakiś komentarz” - pomyślała.
- Na pewno jesteście zmęczeni. – wyszczerzył się Downey – Wiecie, do późna oglądać telewizję… i to TAKIE rzeczy.
Agata na dźwięk tych słów parsknęła śmiechem, starając się powstrzymać jego wybuch. Jude i Maggie mieli nieco zdezorientowane miny.
- No i dlaczego się śmiejesz? – zapytał brunet – No przecież oglądali tam jakieś porn… - nie zdążył dokończyć zdania, bo jego towarzyszka zaczęła płakać ze śmiechu.
- Boże! Robert! Jaki ty czasem jesteś niedomyślny! – wysapała rudowłosa, ocierając łzy.
- No ale o co Ci cho… O RETY! TO NIE BYŁ TELEWIZOR?! – mężczyzna doznał „olśnienia” i załamał się nad swoją wątpliwą spostrzegawczością.
- Mój ty Sherlocku! – Polka pogłaskała Roberta po głowie, niczym małego chłopca, który odkrył coś bardzo ważnego.
Brytyjczycy spojrzeli na siebie, po czym wybuchnęli głośnym śmiechem.
- Chyba po raz pierwszy nie rozwikłałeś zawiłej zagadki, co? – niebieskooki nie mógł się uspokoić. Zszokowana mina Roberta była tym, czego brakowało Jude’owi do pełni szczęścia.
- No ale… znaczy… Em… - zająknął się Amerykanin
- Już nie udawaj, ze tak Ci głupio – Maggie pokręciła z politowaniem głową – chociaż porównywanie nas do aktorów filmów dla dorosłych… no nie wiem….
- No, ale Jude świecił tyłkiem nie raz w filmach, powiedzmy, ze nadrobił i za Ciebie – zaśmiał się w końcu brunet – a przy okazji… ładnie Ci, jak Twoja twarz nabiera koloru włosów Agaty – mrugnął do szatynki.
- Robercie… - ostrzegł Jude – wchodzisz na grząski teren, odpuść sobie – dodał spokojnie.
- Ale reasumując – Downey rozłożył szeroko ramiona – gołąbki Wy moje, cieszę się bardzo Waszym szczęściem! Wypijmy za to! – uniósł filiżankę z kawą.
Posiłek w gronie „swojego” mężczyzny i przyjaciół pozytywnie nastroił Maggie. Mimo wesołych rozmów, co rusz spoglądała na blondyna, uśmiechając się lekko pod nosem. „to aż tak słodkie, ze aż nierealne” – myślała.
- Jakieś pomysły na dzisiejszy dzień? – spytała wesoło szatynka dopijając kawę
- Ja to bym poszła na jakiś masaż – rzekła ze złośliwym uśmieszkiem Agata.
- NO CHYBA NIE! – Aktorom momentalnie uśmiech znikł z twarzy – no chyba, ze z Nami – zastrzegł Robert, grożąc palcem rudowłosej.
- No… ale ja chcę Davida! – Agata prawie podskoczyła na krześle.
- Myślę, że razem z Judem moglibyśmy poprosić o pomoc te śliczne panienki z recepcji, co Ty na to? – mrugnął porozumiewawczo do przyjaciela
- Pod warunkiem, ze odstąpisz mi brunetkę, te piersi… - „rozmarzył” się blondyn.
- Doprawdy? – Brytyjka zmrużyła oczy. Zazwyczaj nie wróżyło to nic miłego – Zarządzam rozdzielenie się, może David i jego kolega mogliby zaoferować nam coś więcej niż masaż.. ej!!!! – krzyknęła, czując palce Jude’a pod swoimi żebrami.
- Żartowałem, głuptasie – rzekł i pocałował dziewczynę.
- Ale ja naprawdę poszłabym na masaż - Agata zrobiła błagającą minę - no proooszę!
- No w sumie, czemu nie? – uśmiechnął się Robert – Ale bez żadnych Davidów!
- I panienek z recepcji. – dodała Maggie.
- W takim razie taki układ nasza czwórka: Maggie, ja, Agata i Robert a masażystkami będą najbrzydsze kobiety tu pracujące, co Wy na to? – spytał przyjaciółek.
- Mój drogi… - zaczął poważnie brunet – nie ma brzydkich kobiet….
- TYLKO WINA CZASEM BRAK – dokończyły kobiety, po czym zaśmiały się głośno – No to ja się zgadzam – szatynka pierwsza się odezwała.


Masażystki, które przydzielono do zabiegu może nie były najbrzydsze w ośrodku, ale do wystrzałowych lasek też im trochę brakowało. Stoły do masażu ułożono trochę na planie krzyża, więc przyjaciele byli zwróceni do siebie twarzami i mogli swobodnie rozmawiać. Agata czuła lekkie skrępowanie, chodząc obok Roberta w samym ręczniku, ale cóż – masaż to masaż. Maggie jako psycholog, wyłapała ten niepokój i korzystając z nieuwagi panów, szepnęła rudowłosej kilka słów „otuchy”.
- Uwierz w siebie wreszcie! Ach… i koniecznie musisz mi potem opowiedzieć, co działo się wczoraj po kolacji.
- Jasne! – cicho odpowiedziała Polka – Wyskoczymy później we dwie do sauny. Bo chyba ty też masz co nieco do opowiedzenia, hmm?
- No w sumie… - szatynka zarumieniła się lekko – a teraz chodź. Też przyda mi się nieco relaksu. Po takiej nocy i poranku… - ostatnie słowa powiedziała nieco ciszej, jednak Polka usłyszała je doskonale, otwierając szerzej oczy.
- Żałujcie, że nie pojechaliście wczoraj z nami na wycieczkę! – zaczął Robert – Było genialnie.
- Wierzę na słowo. No właśnie, macie zdjęcia, nie? – spytał lekko Jude – Kotku, my też jakieś robiliśmy podczas naszego spaceru?
- Robiliśmy, robiliśmy, aparat zostawiłam co prawda w pokoju, ale wieczorem może pooglądamy wspólnie jakieś filmy czy coś? – zaproponowała szatynka.
- Cudowny pomysł. – ożywiła się rudowłosa – A wczoraj mieliśmy z Robertem przyjemność oglądać Sherlocka w TV. Wyobraź sobie kochana – zwróciła sobie w stronę Maggie i zaśmiała się – Downey na ekranie i Downey obok ciebie. Ach, szczęśliwa ja!
- Ty szczęściaro! Downey w stereo! – czarnooka klasnęła w dłonie
- Nie zapominacie o jego wiernym, najlepszym przyjacielu? – Law musiał przypomnieć towarzyszom o swoim istnieniu – przecież Watson też odgrywa tam główną rolę.. przynajmniej tak mi się zdawało – dodał niepewnym głosem.
- Pewnie, ze tak, Kochanie! Wszakże to Watson uwolnił Sherlocka z wieży, tak? – mrugnęła pocieszająco Brytyjka – brakowało tylko, żeby Holmes spuścił mu swe włosy – dodała złośliwie. Po prostu usiała to powiedzieć. Takie uwagi wymykały się same z jej ust. To było silniejsze od niej.
- O bosz… - Robert powiedział nieco gejowskim głosem – Spuściłbym warkocz, a mój Judesie by mnie uratował! Wybornie!
- Z kim ja pracuję… - Agata przewróciła oczami.
- Z najlepszymi! – Rudowłosa usłyszała przyjaciół, którzy jednocześnie powiedzieli te słowa, po czym zaczeli się śmiać.
- Słyszę Marsów – wymruczała, mając zamknięte powieki – Dlaczego słyszę Marsów? – ściągnęła brwi spoglądając na leżącą obok Maggie.
- O cholera, mój telefon – dziewczyna z pomocą masażystki owinęła się ręcznikiem i pędem pobiegła w stronę swojej torebki – Co jest? – mruknęła do siebie, marszcząc brwi – Brian zawsze dzwonił na służbowy. – Stojąc twarzą do przyjaciół, którzy wesoło rozmawiali, odebrała.
- No czołem pracy! – rzekła wesoło – co to się stało pilnego, ze dzwonisz na mój prywatny telefon?
- Włącz wiadomości – usłyszała tylko. Zaniepokoił ją ton swojego współpracownika. „Jest za bardzo zdenerwowany” – przeszło jej przez myśl. Czuła na sobie wzrok Jude’a, idąc w stronę wielkiego telewizora, umieszczonego na ścianie, na samym środku Sali. By każdy mógł widzieć.
Włączając guzik odbiornika, ręce jej niebezpiecznie zadrżały. Nie rozumiała przez chwilę czemu. A potem to zobaczyła.
- Przecież to… - urwał Jude, zeskakując ze swojego łóżka
- Dziś w godzinach popołudniowych, w najstarszej dzielnicy Londynu, dzielnicy City, miejsce miało tragiczne wydarzenie. Budynki Centralnego Banku, ICE Futures Europe, Inner Temple oraz Lloyd's of London praktycznie nie istnieją. Więcej informacji poda nasz korespondent. Mill?
- Budynki, o których wspomniałaś, używając potocznego słownictwa „wyleciały w powietrze”. Policja podejrzewa zamach terrorystyczny, lub zwarcie instalacji w owych budynkach….
Maggie przysiadła na łóżku Roberta. Trzymając wciąż przy uchu telefon, oddychała ciężko.
- Brian? Jesteś tam? – spytała pewnym głosem
- Jestem, jestem. Wszystko wporządku. Jestem cały, ale Ben…
- Co Ben?! – krzyknęła, blednąc
- Jest w szpitalu. Wiesz, ze tuż przy Centralnym Banku kupował kawę codziennie rano….
- Ale.. zyje?
- Tak, jest tylko potłuczony. Głupek tak mi napędził stracha, ze myślałem, ze zemdleje.
- A ludzie? Co mówi policja? – spytała rzeczowo.
- Jak to oni, nigdy nie mówią niczego, wprost, ale raczej obstawiałbym zamach. Tam nie ma czego zbierać… - urwał – Straż podejrzewa, ze wszyscy zginęli.
- O Jezu – szatynka na powrót usiadła na łóżku – informuj mnie na bieżąco.
- Tak jest, szefowo! O. Oddzwonię, bo ktoś tu się dobija do nas, nie martw się! – Mężczyzna rozłączył się.
W Sali panowała idealna cisza. Szatynka wpatrywała się, zahipnotyzowana w ekran telewizora. Poczuła ciepłe ramiona Jude’a, oplatające jej własne.
- Dla Waszej informacji – wyjaśnił Polce i Amerykaninowi. – Gabinet Maggie od miejsca zdarzenia dzielą… 4 przecznice.
- O mój Boże… - jęknęła Agata i odwróciła się w stronę masażystek – Przepraszam, czy mogą panie nas zostawić samych?
Kiedy kobiety wyszły, rudowłosa owinęła się ręcznikiem i podeszła do przyjaciółki. - A jak Brian i Ben? Bo chyba coś się stało? – przytuliła szatynkę.
- Ben jest w szpitalu. Pech chciał, że tuż przy Centralnym Banku mieści, a raczej mieściła się jego ulubiona kawiarnia. Poszedł po kawę – powiedziała zdławionym głosem kobieta. Nie patrzyła na nich. Nie chciała, żeby widzieli strach w jej oczach – Brian jest cały. Ma oddzwonić, informować mnie. Boże.. przypomina mi się zdarzenie sprzed kilku lat – Maggie uniosła głowę, wycierając mokre od łez policzki – to mero… Widocznie mamy ponurą powtórkę z rozrywki… - odetchnęła kilka razy głęboko, uspokajając się.
- Słuchajcie. – zaczął Robert – Nie ma sensu już tu siedzieć, chodźmy do siebie się ubrać i ogarnąć i spotkajmy się za 15 minut na tarasie, wtedy pomyślimy co dalej. A Ty – powiedział ciszej do Jude’a – miej Maggie na oku, żeby ci nie zemdlała z tych nerwów, słabo się trzyma, widać.


Brytyjczycy w ciszy oddalili się do swojego pokoju. Jude co chwila zerkał na szatynkę, która po kilku minutach nie wytrzymała.
- Nie musisz mi się tak przyglądać. Nie będę mdleć – powiedziała cicho, nie patrząc jednak w oczy mężczyźnie.
- Martwie się – szepnał jej nad uchem blondyn – spójrz na mnie – poprosił. Kiedy zauważył to, co kryło się w oczach dziewczyny, bez zastanowienia przytulił ją. – wszystko będzie dobrze.
- Nie o to chodzi – odsunęła się dziewczyna, po czym odetchnęła – Pracuję tam. Znaczy nieopodal – wyjaśniła – mogłam być tam. Przecież razem z Benem kupujemy kawę w tym samym miejscu. A teraz są tam zgliszcza. Tyle osób zginęło! – wykrzyczała, stojąc już przy ogromnym łóżku w swoim apartamencie – Przecież Ty też załatwiałeś nie raz sprawy w Banku, prawda?  - dziewczyna na samą myśl o tym, ze Benowi, czy co gorsza Jude’owi mogłoby się ewentualnie coś stać, usiadła na łóżku. Rozpłakała się.
Law usiadł obok i głaszcząc dziewczynę po głowie, cierpliwie czekał, aż się uspokoi.  Kilka minut później, Maggie podniosła głowę.
- Przepraszam. – szepnęła
- Już dobrze – uspakajał ją niebieskooki – chodź. Przewietrzymy się trochę i coś poradzimy. Razem – dodał, całując lekko, wciąż zaczerwienione usta kobiety.


Robert i Agata zjawili się na tarasie chwilę wcześniej.

- Cholera, ale się porobiło. – westchnęła rudowłosa. – Rzadko kiedy widuję Maggie w tak złym stanie. Właściwie to tylko w najbardziej beznadziejnych sytuacjach. Ona jest zawsze tym filarem, który podtrzymuje resztę, a teraz sama się sypie.
- Wszystko się jakoś poukłada. – mężczyzna przytulił przyjaciółkę – Wiadomo, zginęło dużo ludzi. Ale najważniejsze jest teraz, że nikomu z jej bliskich nic się nie stało. No nie smuć się już tak. – ucałował ją w czoło – Musimy mieć teraz dużo siły dla naszej pani psycholog.
Po chwili na miejscu zjawili się Brytyjczycy.

Maggie uśmiechnęła się blado do czekającej na nią dwójki. Usłyszała dźwięk telefonu.
- Chyba przestanę ich słuchać po dzisiejszym dniu – mruknęła – No co tam Brian?
- Nieee.. ucieszysz się chyba z tego co Ci powiem – zaczął z lekkim wahaniem w głosie.
- Rany Boskie… Znowu coś wybuchło?
- Nie nie.. Sprawa jest co prawda powiązana z tym co się stało… No słuchaj. Kojarzysz gościa który nazywa się Harry Finigan?
- No przecież! A co on ma wspólnego z tym zamieszaniem? – spytała, zamykając powieki i modląc się, żeby to co właśnie przyszło jej na myśl nieokazało się prawdą. „nie! Nie teraz!”
- Dzwonił do Nas! Pytał o Ciebie. I o mnie. Jednym słowem… musisz wrócić.. jak najszybciej…  - Mężczyzna streścił jej rozmowę z jednym z najlepszych psychologów na wyspach.
- Oddzwonię do Ciebie za.. 15 minut – głos jej lekko zadrżał. – Mam dwie złe wiadomości – rzekła do przyjaciół - Ale najpierw krótkie wprowadzenie – usiadła na wygodnym fotelu i spojrzała na cudowną panoramę – kojarzycie Harrego Finigana? – spytała wpatrując się z uwagą w każdą z twarzy. Tak jak myślała, jedynie Robert potwierdził
- Kto to? – spytała Agata, podchodząc bliżej przyjaciółki
- To największa szycha wśród psychologów – wyjaśnił za czarnooką Robert – jego terminarz jest zapełniony…
- … Na kilkanaście miesięcy do przodu, zgadza się. – dokończyła spokojnie Maggie – Jest u Nas taki przepis – tłumaczyła Polce – że w razie takich sytuacji, jak atak terrorystyczny, kataklizm, czy cokolwiek innego, gdzie ginęliby ludzie, Najlepszy z najlepszych, w tym wypadku Finigan, zbiera ludzi. Nas, psychologów do pomocy rodzinom ofiar, których w tym wypadku jest… dużo – dokończyła.
- I dzwonił do was? – spytał z wahaniem Jude.
- Dokładnie – szatynka spojrzała na aktora, który kiwnął głową, na znak, ze rozumie – poprosił, żebym z Brianem była jego… prawą ręką. Tak to ujął. A odmowa takiemu człowiekowi, to.. jak.. strzał w kolano – wzruszyła lekko ramionami.
- Ale to przecież dobra wiadomość? – Downey zmarszczył brwi. Coś mu nie pasowało.
- Może i tak, ale wiąże się to z pewnymi wyrzeczeniami. Po I roboty jest full, albo jeszcze więcej, od świtu, do świtu, praktycznie, zero życia podczas całej „Akcji” no i … - dziewczyna nabrała powietrza w płuca – Musiałabym wyjechać. Z samego rana. Stąd. – Mówiąc to patrzyła na twarz ukochanego, który.. po chwili odwrócił się i wszedł powrotem do pomieszczenia.

czwartek, 22 marca 2012

XIV.

MAGGIE:

          Biegła. Nie obchodziło ją, że zostawiła otwarty samochód, ze zgubiła po drodze torebkę, że brutalnie musi się przepychać z ludźmi, nie patrzyła na nic. Zmierzała w stronę płyty lotniska, na której COŚ się stało. Jednak nikt nie chciał jej wyjawić co dokładnie.
Wychodząc z budynku lotniska, ujrzała tłum ludzi… tysiące osób. Każdy patrzył na nią. Poczuła, że stopami dotyka czegoś i spojrzała pod nie. Zobaczyła to. Na każdym wolnym fragmencie ziemi ułożony był czarny, zasunięty worek. Nie pusty. Zrobiło jej się słabo. Zaczęła szybciej oddychać. W oddali zauważyła grupkę osób nachylonych nad jednym z ciał. Podeszła do nich i zbladła. Do oczu napłynęły łzy.
-Nie, nie, nie, nie, nie…. – zaczęła jęczeć, klękając i pochylając się nad ciałem Jude’a. Kiedy dotknęła jego twarzy…
Szszszszsz… sceneria się zmieniła.
Stała w ciemnym, obskurnym, wilgotnym pomieszczeniu. „Gdzie jestem? – myślała. Nagle tuż przed nią zobaczyła sylwetkę Brytyjczyka. Z tym, że to nie był do końca on…Bardzo jasne włosy, tak jak oczy. Były nienaturalne. Straszne. Mężczyzna uśmiechnął się do niej. Rozkładając ramiona. Chciała podejść i wtulić się w niego, jednak jakiś głos w jej głowie mówił „nie rób tego”. Sekunda, dwie, trzy i Law zmarszczył brwi. Jego uśmiech z dobrego stał się przerażający. Podszedł do Maggie, która ze strachu nie mogła się ruszyć. Dotknął jej policzka, a potem.. upadł bez ruchu, a jego ciało niewiadomo jak i dlaczego, zajęło się ogniem.
Szatynka osunęła się po ścianie na ziemię. Nerwy nie wytrzymały. Zaczęła krzyczeć…
          Usiadła gwałtownie na łóżku. Serce biło jej jak oszalałe. Dotknęła swojej twarzy, była mokra od łez i potu. Dokładnie tak, jak jej całe ciało. Spojrzała ze strachem w lewą stronę, spodziewając się zapewne widoku tak strasznego, jak te, które widziała we śnie. Jednak Jude spał spokojnie na brzuchu, oddychając głęboko. Czarnooka odetchnęła z ulgą.
Udała się do łazienki, gdzie usiadła pod ścianą, otulając się ramionami. Zazwyczaj takie sny pojawiały się tuż przed jakimś strasznym wydarzeniem. Tak było jakiś rok temu, kiedy to była świadkiem tego straszliwego wypadku z trasy koncertowej, czy kilka lat wcześniej, przed śmiercią babci. Rozpłakała się. Normalna reakcja. Sądziła, ze uspokoi się w przeciągu kilkunastu minut, jednak łzy nie chciały przestać lecieć. Bała się. „Ale czego?” – myślała – „przecież jest tu ze mną, wszystko jest dobrze…”
Bez większego zastanowienia ubrała się po cichu w dres, wzięła ukochanego iPoda i na paluszkach wyszła z pokoju, udając się w stronę wyjścia z budynku. Spojrzała na zegar w recepcji. 04:15. Pokręciła tylko głową, skinęła recepcjonistce i pchnęła drzwi, biegnąc w sobie tylko znanym kierunku.

          Blondyn obrócił się, chcąc objąć drobne ciało szatynki, jednak poczuł przez sen, że miejsce obok niego jest puste. Przebudził się. Rozejrzał się po pokoju.
- Maggie? – zawołał. Zero odzewu. W apartamencie był sam. Wstał. Rozejrzał się po pokoju. Zauważył na podłodze koszulkę czarnookiej. Zdenerwował się. Na nic zdały się próby dodzwonienia się do dziewczyny. Telefon zostawiła na szafce nocnej.
Półtorej godziny kręcił się po sypialni i reszcie apartamentu. Czekając. Domyślał się, ze Maggie jest cała, ale dlaczego nie zostawiła mu żadnej wiadomości, wychodząc?
W końcu usłyszał lekkie trzaśnięcie drzwi. Wszedł do przedsionka i stanął twarzą w twarz ze swoją ukochaną.

          Brytyjka przestraszyła się. „Który to już raz dzisiaj?” – przeszło jej przez myśl.
- Co się stało? - spytał blondyn, widząc cienie pod oczami dziewczyny.
Maggie w odpowiedzi, przytuliła się mocno do niebieskookiego.
- Tak się cieszę, ze nic Ci nie jest – szepnęła
- Martwiłem się o Ciebie
- Wszystko ok. Miałam jakiś koszmar, musiałam odreagować – odparła.
- To chodź, wracamy do łóżka – uśmiechnął się do szatynki ciepło.
- Poczekaj, wezmę krótki prysznic i dołączę do Ciebie.
10 minut później, wtulona w tors Jude’a zasnęła. Prawie od razu. I tym razem nie przyśniło się jej nic.

AGATA: 

Agata obudziła się, czując pod policzkiem spokojnie bicie serca. Otworzyła oczy i zdała sobie sprawę, że leży wtulona w tors Roberta. Przez chwilę nie do końca wiedziała, co się dzieje, ale przypomniał jej się poprzedni wieczór, kolacja i atak alergii. Uśmiechnęła się do siebie. „Czy naprawdę musiałam zacząć się dusić, żeby cokolwiek między nami ruszyło?” – pomyślała i przytuliła się mocniej do mężczyzny, który właśnie się przebudził.
- Mmmm… dzień dobry. – wymruczał i przeciągnął się.
- Dzień dobry! – odpowiedziała rudowłosa – I jak, wygodniej ci było niż na podłodze?
- Dużo wygodniej i o wiele milsze towarzystwo! – brunet mrugnął do dziewczyny – Ale powiedz mi lepiej jak ty się czujesz?
- Już dobrze. Objawy minęły, zmęczenie pokonałam snem. Tylko…
- Tylko co?
- Jestem strasznie głodnaaaa… Obiad z wiadomego powodu mi odpadł, więc na dobrą sprawę nie jadłam nic od wczorajszego śniadania. – dziewczyna przewróciła oczami, a w jej brzuchu zaczęło burczeć.
- Oj biedactwo. – Robert pogłaskał przyjaciółkę po głowie – Leż tu sobie i jeszcze odpoczywaj, a ja zaraz skołuję jakieś jedzonko. Zaraz wracam! – mężczyzna wyszedł z pokoju i podążył w stronę hotelowej restauracji.
Po 15 minutach Downey wrócił z tacą pełną jedzenia i dzbankiem świeżo zaparzonej kawy. Agata w ekspresowym tempie wpałaszowała cztery grzanki z dżemem i rogalika z czekoladą, a do tego kubek słodkiej kawy.
- Naprawdę byłaś porządnie głodna. – uśmiechnął się brunet i wytarł z policzka Agaty resztki dżemu. – Wiesz co, a może dokończymy dzisiaj zwiedzanie? Co ty na to?
- Cudowny pomysł! – rudowłosa aż podskoczyła – To ja śmigam się przebrać i lecimy po Maggie i Jude’a!
Polka bardzo szybko doprowadziła się do „stanu używalności” i wraz z Robertem udała się do apartamentu obok, aby powiadomić przyjaciół o planowanej wycieczce. Drzwi otworzył im Jude.
- No cześć stary! – brunet przywitał się z niebieskookim – Planujemy dzisiaj kontynuować wczorajsze zwiedzanie. Co wy na to? Wystarczy wam pół godziny, żeby się przygotować?
- Chyba nie dotrzymamy wam dzisiaj towarzystwa. – odpowiedział Law – Maggie nie jest w najlepszej formie i chyba zostanę, żeby się nią zaopiekować. Do popołudnia już powinno być w porządku, mam nadzieję.
Agata zaniepokoiła się stanem przyjaciółki, odeszła na bok i od razu wysłała jej sms-a.
„Piękna, co się z Tobą dzieje? Wszystko ok? Po południu koniecznie widzimy się w czwórkę! XOXO”
- Coś poważnego? – dziewczyna zapytała Brytyjczyka.
- Nie, chyba nie. Wydaje mi się, że miała jakiś baaardzo zły sen i teraz po prostu musi odpocząć, uporządkować myśli. Jedźcie na wycieczkę i nie martwcie się nami, potem wszystko opowiecie. – uśmiechnął się Jude – A jak tam z tobą? Alergia już minęła?
- Tak tak, już dobrze. Zresztą nie zdążyłam Ci podziękować za zimną krew! – rudzielec przytulił się do przyjaciela – Co ja bym bez was wszystkich zrobiła? No ale… Nie zawracamy ci już głowy, opiekuj się Maggie, utul ją w moim imieniu i zapukamy do was jak wrócimy!
- Koniecznie. Udanej wyprawy! – Law pożegnał się z przyjaciółmi i wrócił do śpiącej Maggie.


- Robert, a może pojedziemy tak jak wczoraj, do Papago Park? – zapytała rudowłosa wsiadając do samochodu.
- Spodobało ci się tam, prawda? – uśmiechnął się brunet – Nie ma sprawy, jak sobie szanowna pani życzy!
Przyjaciele ruszyli w drogę i już po kilkudziesięciu minutach byli na miejscu. Pogoda sprzyjała wręcz idealnie, słońce pięknie świeciło, ale nie było zbyt gorąco. Agata wypatrzyła niewielki jezioro otoczone palmami i zaciągnęła tam Roberta. Położyli się na brzegu, podziwiali przyrodę i opalali się.
- Mogłabym zostać tu już za zawsze. – wymruczała dziewczyna.
- No to zostań. – odpowiedział z całkowita powagą Downey.
- Taaaak. – zaśmiała się – Rozbiję sobie namiot pod tą palmą, rozpalę ognisko i będę wiodła koczowniczy tryb życia w Papago Park.
- Nie mówię o Arizonie. – mężczyzna uśmiechnął się – Tylko o Nowym Jorku. Przecież… - zawahał się – chyba nie musisz wracać do Polski? Możesz zostać z nami… Jeśli zechcesz oczywiście.
- Wiesz Robert… - zaczęła rudowłosa – Bo ja w sumie myślałam o tym, ale nie wiedziałam, jak cię o to zapytać. Bo jeśli potrzebujesz opiekunki dla Extona na dłuższy etat… to ja chętnie z wami zostanę.
- Potrzebuję opiekunki dla Extona i potrzebuję ciebie. – brunet uśmiechnął się i położył dłoń na dłoni swojej towarzyszki – Nawet nie wiesz jak bardzo pomogłaś mi pozbierać się po tym wszystkim, po Susan. Myślałem, że nie będę mógł patrzeć na kobiety, o zaufaniu im nie wspominając. I nagle pojawiłaś się ty. Dziękuję.
- Od czegoś ma się przyjaciół, prawda? – dziewczyna mocno przytuliła się do mężczyzny – I ja też dziękuję. Stworzyliście mi z Extonem drugi dom. Już nie boję się NYC. – mrugnęła.
Papago Park było tak spokojnym, pięknym miejscem, że w człowieku automatycznie „budził się leniwiec”. Agata i Robert postanowili więc zostać trochę dłużej nad jeziorem, poopalać się i nacieszyć się widokami.

MAGGIE:

Obudziła się wypoczęta, w zdecydowanie lepszym humorze. Przeciągnęła się.
- Wyspana? – usłyszała nad sobą.
- Która godzina?
-14 – odparł ze śmiechem Brytyjczyk, widząc minę swojej Maggie
- No to wstajemy, Agata z Robertem pewnie się wkurzają i zaraz wylecę z hukiem stąd.. – urwała.
- Jeśli się nie mylę, są daleko stąd. Dokańczają właśnie wycieczkę. Spałaś, nie chciałem Cię budzić – wyjaśnił, gładząc zaskoczoną szatynkę po policzku.
- Dziękuje – szepnęła – Wiesz że jesteś kochany? – spytała z uśmiechem
- Nooo chyba możesz mi to jakoś okazać – zaśmiał się kręcąc głową.
- Cały dzień – obiecała szatynka – niech no się ogarnę – Ucałowała krótko mężczyznę, po czym z ciuchami udała się do łazienki.
Wygodne ciuchy, warkocz, lekki makijaż i była gotowa. Na jej widok Law gwizdnął.
- Pięknaś!
- Oj… - zaśmiała się – co robimy?
- Idziemy pozwiedzać, powłóczyć się, nazwij to jak chcesz, ale dziś daje Ci zakaz zbliżania się do masażystów – zagroził jej palcem – bo zobaczysz!
- A co zobaczę? – dociekała
- Szalona Ty – cmoknął ją lekko w nos – chodź.
Krótki obiad i w drogę! Obchodzili okolice, robiąc multum zdjęć. Pola golfowe, jeziorka, palmy i oni. Maggie już dawno zapomniała koszmar minionej nocy, ciesząc się słońcem i swoim ukochanym u boku. Piękne widoki, ludzie, uśmiechnięci, wypoczęci i szczęśliwi ludzie wokół tworzyło istny raj.
Siedząc na sztucznej plaży, i zajadając się popcornem, para odpoczywała w cieniu wielkiej palmy.
- Opowiedz historię z tą piosenką – poprosił Jude – jadąc tu zaczęłyście z Agatą szaleć na tylnym siedzeniu. Jak to było? – spytał z uśmiechem, kładąc się obok opartej o roślinę czarnookiej. Na samo wspomnienie tamtych chwil Maggie uśmiechnęła się szeroko, po czym zaczęła głośno śmiać.
- Wybacz – rzekła, kiedy się już uspokoiła – Bo to było tak. Kilka lat temu, spędzałyśmy wolny czas na festiwalu w Leeds. Może słyszałeś? – spytała. Blondyn kiwnął głową – Wzięłyśmy namiot Nicka i stopem ruszyłyśmy na miejsce. Ludzie fantastyczni, naprawdę! – zarzekała się, majac wciąż uśmiech na ustach – Agata nie raz opowiadała mi, jak to jest na festiwalu w Polsce. Nazywa się Woodstock. Miała mnie zabrać, ale jakoś chyba wypadło jej to z głowy. No, ale nieważne. W każdym razie łaziłyśmy po całym wytyczonym terenie, a jest to meeeeeega dużo miejsca – zrobiła wielkie oczy – i spotkałyśmy po drodze kilka znanych osób, np. Chrisa Martina z Coldplay, czy Tomo Milicevića z Marsów…
- Skąd? – spytał zaskoczony niebieskooki
- Tylko nie przyznawaj się Agacie, ze nie wiedziałeś takiej rzeczy – parsknęła śmiechem Maggie – to gitarzysta 30 Seconds to Mars. We wrześniu u mnie w gabinecie pojawi się frontman, Jared Leto – wypięła dumnie pierś.
- Jego akurat znam… No co..? – spytał, widząc zaskoczenie na twarzy dziewczyny – no dobra, kontynuuj.
- No i idziemy sobie, popijając… powiedzmy wodę – mrugnęła – i wpadamy dosłownie, na gościa, długie włosy, bródka, szerooki uśmiech. Zaczęłyśmy z nim gadać, a to skąd jest, a to jego zainteresowania. Jak powiedział, ze jest ze Stanów, zastanowiło mnie to nieco, no ale myśle: „dobra, zdarza się.” A po 5 kolejnych minutach rozmowy on wprost zapytał, czy naprawdę go nie poznajemy – szatynka roześmiała się – okazało się, ze to Dave Grohl, frontman zespołu Foo fighters, który również występował na tym festiwalu. No i… - dodała lekko – warto wspomnieć, że Dave pozdrowił nas ze sceny po tym spotkaniu.
Jude wybuchnął głośnym śmiechem.
- Ale co dokładnie powiedział , proszę, przypomnij sobie – otarł łzy śmiechu.
- „A na koniec, uściski dla dwóch fajnych lasek, które nie kojarzyły mnie, mimo, ze się przedstawiłem” – zacytowała mężczyznę. – Ty się niemiej, przez całą noc słuchałyśmy ich piosenek, aż nauczyłyśmy się ich na pamięć i na kolejnym ich koncercie odszukałyśmy go. O dziwo nas pamiętał..
- Takiego zdarzenia się nie zapomina – dodał Jude – też pamiętam te osoby, które w rozmowie ze mną dopiero dowiadywały się, o tym, że jestem aktorem i gdzie grałem – uśmiechnął się do swoich myśli – nie było ich co prawda dużo…
- Aleś Ty skromny, wiesz? – spytała zbliżając się do niebieskookiego – Mnie byś w takim razie nie zapamiętał, bo Kochałam się w tobie ładnych kilka lat.
- Dobrze wiedzieć – mężczyzna kiwnął z uznaniem głową
- I tyle? Zero innej reakcji?, A idź! – machnęła ręką, po czym została przygwożdżona do ziemi. Law postanowił urządzić mała „wojnę”, na zaczepki i łaskotki.Usiadł na dziewczynie, namiętnie całując.
- Miałeś być grzeczny
- O nie, moja droga, skończyłem z etapem grzeczności, teraz będę bardzo niegrzeczny. Lepiej bądź na to gotowa – dodał z błyskiem w oczach.
- Grozisz, czy obiecujesz? – przekrzywiła głowę, uśmiechając się tajemniczo
- Zdecydowanie obiecuje – odparł mając usta milimetry od jej ust – przekonasz się.

AGATA:

Spacer po Papago Park był dla Agaty okazją do odpoczynku i relaksu, ale jej myśli zaprzątał poranek i gorszy stan Maggie.
- Coś cię niepokoi, prawda? – zapytał Robert. – Chwilami wydajesz się być nieobecna.
- Tak. – przyznała. – Trochę martwię się o Maggie. Bo wiesz, ona jest twarda kobitka. Sam zresztą wczoraj widziałeś, jak zachowała zimną krew. A teraz zły sen tak nagle ją złamał…
- Nie przejmuj się. – brunet objął przyjaciółkę ramieniem – Jude na pewno się nią zaopiekuje najlepiej, jak tylko się da. A wieczorem na pewno wszystko będzie już w porządku i spędzimy go w czwórkę!
- Pewnie masz rację. – uśmiechnęła się – To co, idziemy jeszcze raz do zoo? Może dzisiaj uda nam się trafić na ten pokaz tresowanych fok.
- No pewnie, chodź!
Kolejne godziny upłynęły przyjaciołom na zwiedzaniu zoo i robieniu dziesiątek zdjęć. Agata chciała utrwalić  te wszystkie piękne chwile, bo nie wiedziała ile czasu jeszcze będzie jej dane  zostać w Stanach. Miała nadzieję na jak najdłuższy pobyt, a może na pozostanie tu nawet na stałe, ale wiedziała, że w życiu różnie bywa, a to co się dzieje teraz już nigdy może nie wrócić. Nawet nie spostrzegła, kiedy nadeszło popołudnie i czas powrotu do hotelu.
Po drodze Robert zabrał rudowłosą na obiad i mrożoną kawę, którą tak bardzo uwielbiała. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Brunet pierwszy raz od rozstania z żoną poczuł, że jeszcze może być dla jakiejś kobiety atrakcyjnym facetem i wspaniałym przyjacielem. Agata z kolei coraz mniej odczuwała różnice wieku, która ich dzieliła i ze spokojem otwierała się na tę relację.
Kiedy wrócili do hotelu, Maggie i Jude’a nie było w pokoju. Wyglądało na to, że z Brytyjką już wszystko w porządku i blondyn zabrał ją na spacer. Robert postanowił zapukać do nich jeszcze później, po nieco dłuższym odpoczynku.

MAGGIE & AGATA:

Kilka godzin później Anglicy wrócili do hotelu, uśmiechnięci, wypoczęci. Będąc już w swoim pokoju, Maggie rozłożyła się na łóżku
- Ależ mnie wszystko przez Ciebie boli – jęknęła.
- Mogę wymasować – wzruszył ramionami niebieskooki, wychodząc z łazienki, a zacznę… o tu… - podniósł nieco bluzkę szatynki i zaczął składać delikatne pocałunki na jej brzuchu.
- Skoro tak ma wyglądać ta Twoja niegrzeczność, to ja ide na masaż do Davida – mruknęła, prowokując tym samym Brytyjczyka do jęku niezadowolenia i bardziej namiętnych ruchów. Położył się na niej i spojrzał głęboko w oczy.
- Ja Ci pójdę – zagroził. Dotykał każdej części jej ciała. Rozkoszował się ciepłem jej ciała i dotykiem. Kiedy pozbył się koszulki, w której było mu stanowczo za gorąco usłyszał za sobą chrząknięcie. Oderwał się od ust dziewczyny i zrobił kwaśną minę. W kązcie pokoju stał…
- Downey – Jude. Spojrzał na Maggie, która zacisnęła powieki i usta, zapewne modląc się o cierpliwość – czego znowu?
- Ależ nie przeszkadzajcie sobie! – zaśmiał się brunet – miło się was ogląda – dodał, uciekając na widok wściekłego Jude’a, zmierzającego w jego stronę.

Kilka minut później, Brytyjczycy weszli bez pukania do pokoju Polki i Amerykanina.
- Wszystko już dobrze? – zmartwiła się rudowłosa – nie odpisywałaś!
- Wybacz, wybacz, byłam… zajęta – rzekła, na co Robert parsknał śmiechem – słuchaj…. Możesz trzymać to swoje cudowne dziecko na smyczy? – spytała – jeszcze jedna taka akcja jak dziś i nie będzie już czekoladowych oczek Roberta – szatynka wzruszyła ramionami.
- Grozisz mi? – Robert zmrużył oczy – aż mnie ciarki przeszły, kontynuuj.
- Robert! – warknęła Polka – Nie wiem co zrobiłeś, ale siedź na tym swoim ładnym tyłku, i nie nachodź ludzi, bo to niegrzeczne!
Trójka przyjaciół słuchała Agaty z wypisanym zdziwieniem na twarzy.
Bruneta wryło w ziemię. Zrobiło mu się najzwyczajniej w świecie głupio.
- Fakt… to było trochę… no.. przepraszam Was. Jude? – podszedł do blondyna z wyciągniętą dłonią.
- Nie myśl, ze Ci się to upiecze. Ale już wporządku – uśmiechnął się niebieskooki.
Maggie usiadła z wrażenia.
- Tyle wrażeń naraz nie miałam przez 30 lat swojego życia, naprawdę – westchnęła wywołując śmiech przyjaciół – częściej się muszę z wami przebywać – uśmiechnęła się pod nosem.
- Zawsze do usług! - zaśmiała się rudowłosa - Kochani, to może jakaś wspólna kolacja dziś wieczorem, hmmm?
- Myślę, ze da się zrobić - uśmiechnał się Downey - przynajmniej jakoś się zrewanżuję za te moje... żarty.
- No, to jesteśmy umówieni! - Agata klasnęła w dłonie - Maggie, Jude, widzimy się o 20 w restauracji na dole. A pan, Panie Downey - popatrzyła w stronę Roberta - proszę zadzwonić do nich i zarezerwować nam stolik.
- Tak jest szefowo - zasalutował brunet.

Brytyjczycy w o wiele lepszych humorach wrócili do siebie. Zostały im dwie godziny do umówionego wyjścia, Jude w tym czasie postanowił w końcu skontaktować się ze swoim agentem, który co rusz upominał się o spotkanie, czy jakiś inny odzew, szatynka od razu pobiegła do swojej szafy, zadając sobie jedno podstawowe pytanie: - W co ja się ubiorę? – mruknęła do siebie. Wyciągnęła „małą czerwoną” przyglądając się jej – no ale skoro obiecałam – szepnęła do siebie zabierając sukienkę i bieliznę do drugiej, mniejszej sypialni i rozkładając je na łóżku. W tym momencie usłyszała swój telefon.
- Cześć mendo, co u Ciebie? – usłyszała roześmiany głos Nicka
- oooo! Rudy, to Ty mi mów! Masz już to dzieciątko?
- Nie chce skubane jeszcze wyjść… - sapnał – ej! Ty sławna jesteś!
- Co ja jestem?
- No bo najpierw ten artykuł o Twoim gabinecie a teraz macie z Judem piękną, soczystą fotkę. Ale jak pasujecie do siebie – zaśmiał się.
- O rany… - zmartwiła się czarnooka
- Ej, ale spokojnie, przecież to nic złego, nie? – spytał ze strachem w głosie – On nie da Ci zginąć! I kurcze… wiedziałem, ze tak będzie! Jude jakoś za bardzo się wgapiał w Ciebie
- Mhmmm.
- Daj spokój, siostrzyczko! Wszystko się jakoś ułoży – pocieszył ją wesoło – Zresztą… On nie jest aż tak znany na świecie.
Po tych słowach Maggie wybuchła głośnym śmiechem. Między kolejnymi atakami zdołała wysapać
- Człowiek.. który grał w Sherlocku, w najlepszych komediach romantycznych i był nominowany do Oscara wcale nie jest znany, nieeee!!!
- Oj, jak zawsze się czepiasz! – stwierdził Rudowłosy – No! Ja kończe, czas przygotować kolację żoneczce, tęsknimy i czekamy na Ciebie. A właśnie to kiedy Ty będziesz powrotem?
-W niedziele ląduje w Londynie. Przypominam Ci że dziś mamy środę – zaśmiała się wrednie
- Czyli do zobaczenia! – rozłączył się.
Szatynka położyła się na mniejszym łóżku i zakryła twarz dłońmi. „W co ja się wpakowałam” – jęknęła w duchu.
          Po dosyć ciekawej rozmowie z managerem, w której dowiedział się o nowych plotkach ze swojego życia, jak choćby to, ze jego nowa partnerka JUŻ jest w ciąży, uśmiechnięty, szukał swojej wybranki, którą znalazł dopiero w mniejszym pokoju.
- Wszystko wporządku? – spytal wchodząc. Dziewczyna usiadła na łóżku widząc blondyna, który kucnął przed nią.
- Nick mi powiedział, ze już mamy jakieś wspólne zdjęcie – rzekła cicho, nieco przybita.
- Kotku, nie przejmuj się, ja się teraz dowiedziałem ,ze jesteś już ze mną w ciąży – rzekł wywołując uśmiech na twarzy czarnookiej.
- Długo to potrwa?
- Nie. Za kilka dni znajdą kolejną parę i nią się zajmą. Nie bój się – pogładził Maggie po policzku – Wszystko się ułoży, a jak trzeba to poszczuje te hieny policją czy coś – uśmiechnał się – włos Ci z głowy nie spadnie i reputacja nie ucierpi, obiecuję – Law ucałował dłonie dziewczyny, patrząc w jej niesamowite oczy.
- Kocham Cię.
- Kocham Cię.

          Dwie godziny zleciały bardzo szybko, biorąc pod uwagę ogrom babskich przygotowań do kolacji. Kąpiel, makijaż, fryzura, sukienka – Agata i Maggie starały się, żeby ten wieczór miał bardziej uroczysty charakter niż zwykle. Robert i Jude postawili na „luźną elegancję” i do garniturowych spodni dobrali nieziemskie koszule. Wyglądali tak dobrze, że krawat i marynarka nie były już potrzebne. Obiecali swoim towarzyszkom, że zaczekają na nie w restauracji. Dziewczyny umówiły się w hallu.
- No łał, panno Gold, jak pięknie! – zachwyciła się rudowłosa, idąc w stronę Maggie. – Mówiłam, że ta „mała czerwona” będzie idealna!
- No no, ty też świetnie wyglądasz! – odwzajemniła komplement Brytyjka – Ta mała czarna jest piękna! I czemu ty głupku nie chodzisz częściej w sukienkach, co?
- Bo nie są najwygodniejsze, ot co! – wyszczerzyła się Agata – Ale patrz jak się dobrałyśmy! Ciemnowłosa w czerwonej kiecce i rudzielec w czarnej, no bosko!
- Dopasowane jak zawsze! – zaśmiała się szatynka – A teraz lecimy na dół, niech panowie nie czekają na nas zbyt długo.
Przyjaciółki weszły do restauracji i zauważyły Jude’a i Roberta siedzących przy stoliku, w kącie niewielkiej sali. Mężczyźni od razu zauważyli swoje towarzyszki.
- O żesz… - zaczął Jude.
- ...w mordę. – dokończył Robert.
- Jak one pięknie wyglądają… - dodał blondyn.
- Nooo… Nasze damy! – uśmiechnął się brunet i pomachał kobietom.

- Panowie – Rudowłosa uśmiechnęła się szeroko, podchodząc do stolika. Maggie podążała tuż za nią. Jude z Robertem, jak na gentelmanów przystało, wstali i ucałowali swoje towarzyszki. Kiedy cała czwórka zasiadła do stołu głos zabrał Robert.
- Maggie, Jude… Przepraszam – zaczął – wiecie, jak was uwielbiam, ale charakter mam taki, a nie inny, dlatego… przepraszam – uniósł kieliszek, napełniony wodą – wasze zdrowie – uśmiechnął się szeroko. Maggie, zszokowana spojrzała na przyjaciółkę, czekając na jakieś wyjaśnienie, jednak Agata sama zdawała się zaskoczona
- To co, zamawiamy? – przerwał cisze Jude – tym razem bez orzechów i pomidorów – mrugnął wesoło do rudowłosej, wywołując na jej twarzy lekki rumieniec.
Posiłek przebiegł przyjaciołom w miłej, wesołej atmosferze. Mimo, ze Jude z Maggie nie byli źli na Roberta, Amerykanin miał pewne wyrzuty sumienia. Widział ile starań Brytyjczyk kładał w tą znajomość. „Coś trzeba z tym zrobić” – stwierdził.
W pewnym momencie, pod pretekstem udania się do łazienki, Downey oddalił się od stołu, lecz zamiast od owego miejsca, zmierzył w stronę sceny. Dj na jego widok zbladł.
- Tylko spokojnie, Dobry wieczór – przywitał się – mam mały kłopot i liczę na Pana pomoc – rzekł, uśmiechając się niewinnie.
***
- Jak mogłaś mu powiedzieć?? – spytała roześmiana Agata – to miała być nasza tajemnica!
- A Ty byś się oparła tym oczom? – Maggie wskazała na Jude’a – Spytał o tą akcje na festiwalu.. to musiałam… no wybacz…
- No już dobrze, dobrze. Tylko Jude, nie rozpowiadaj tego… bo Robert gotów mnie zwolnić za taki fous-pas! – zaśmiała się szczerze
- Obiecuję. Ale Twojego szefa coś długo nie ma… - zaczął rozglądając się po Sali blondyn.
Jak na zawołanie, światła w restauracji zgasły, muzyka zamilkła.
- Oooojjj.. i stało się dziwnie – szepnęła z udawanym przerażeniem szatynka.

W tym samym momencie na mała scenę w pomieszczeniu, w blasku reflektorów wszedł nie kto inny, jak sam Robert. Ukłonił się nisko. W dłoni trzymał mikrofon.
- Dobry wieczór – przywitał się. Na jego widok Maggie z Agatą otworzyły usta z wrażenia. Jude natomiast zaczął dusić się ze śmiechu – Mam na imię Robert. Jestem tutaj wraz z przyjacielem i dwiema wspaniałymi damami – wskazał ręką w stronę swojego stolika – A że narozrabiałem... – dodał, wywołując cichy chichot wśród gości – chciałbym to jakoś odpokutować. Dlatego chciałbym zaprosić na scenę moją dobrą znajomą. Przyjaciółkę. Wspaniałą, piękną kobietę, która Was oczaruje równie szybko jak mnie. Maggie? – spojrzał wprost na szatynkę, którą wmurowało w ziemię.
- J…ja? – wskazała na siebie
- Nie wstydź się, zaprośmy Pannę Gold brawami – nakazał. Po chwili w Sali rozległy się głośne oklaski. Maggie spojrzała na Jude’a i Agatę. Obydwoje mieli nietęgie miny. „Są źli. Nie wiem które bardziej” – pomyślała, wstając. Zaczerwieniła się, przemierzając w stronę sceny. Kilka schodków i już stała naprzeciwko bruneta.

Tymczasem przy stoliku atmosferę dało kroić się nożem.
- Z jakiej paki on zaprasza na scenę MOJĄ kobietę. – wysyczał Jude.
- Ty mnie pytasz? – wymamrotała Agata – Sama chciałabym wiedzieć. Chyba zaraz stąd wyjdę, do łazienki, gdziekolwiek. To chyba nie na moje nerwy.
- Uhuhu, ktoś tu się zakochał. – zaśmiał się Jude. – Nie no, zostań, może będzie ciekawie.
- Ale jakby co, to chowaj przede mną wszystkie noże, bo pan Downey zarobi w łeb. – wybuchła śmiechem rudowłosa i wraz z blondynem skupili uwagę na scenie.

- Znasz „Don’t go breaking my heart”? - spytał Downey
- No ba! – odrzekła, starając się nie patrzeć w stronę Jude’a.
Po chwili rozległy się pierwsze takty piosenki. Robert przedłużając nieco wstęp, rzekł:
- Piosenka nosi tytuł „Don’t go breaking my heart” i mimo, ze tytuł może zmylić, piosenkę chcielibyśmy zadedykować pewnej dwójce, siedzącej teraz z wymalowanym na twarzy szokiem – zaśmiał się lekko – Panno Wileńska, Panie Law – ukłonił się nisko, odwracając się w stronę czarnookiej – rozluźnij się – szepnął jej – zagraj trochę!
Maggie zaśmiała się lekko, skupiając się na słowach piosenki.

          Hit Eltona Johna i Kiki Dee okazał się strzałem w dziesiątkę. Goście restauracji po kilku słowach zaczęli sami nucić melodię, czy nawet klaskać do rytmu.
Duet Downey Jr & Gold „dogadywał” się na scenie rewelacyjnie, uśmiechom nie było końca. Szatynka spojrzała na przyjaciół, którzy uspokojeni dedykacją Amerykanina śmiali się, podśpiewując wraz z „gwiazdami wieczoru”. W strategicznych miejscach, wraz ze słowami: I gave you my heart, I won't go breaking your heart, You put the light in my life, I've got your heart in my sights, Maggie nie mogła oprzeć się pokusie i patrzyła wprost w roześmiane, błękitne oczy Jude’a, niekiedy posyłając małe całusy.

Jude uśmiechał się na widok swojej ukochanej. Nie dość, że piękna i inteligentna, to jeszcze tak doskonale odnajdywała się na scenie. Słuchał piosenki w wykonaniu jej i Downey’a i obiecywał sobie, że nigdy nie złamie jej serca.
- Zazdroszczę wam. – z zamyślenia wyrwał go głos Agaty.
- Czego? – zapytał – No i przede wszystkim: dlaczego?
- Miłości. – westchnęła. – Tak pięknie się dobraliście, aż miło się na was patrzy. – Law na dźwięk tych słów lekko się zarumienił – No i to jest historia jak z bajki. Maggie tyle czasu się w tobie podkochiwała, byłeś „chłopcem z plakatu” a zjawiłeś się w jej życiu naprawdę, jak książę z bajki.
- Ale twój książę też jest na tej scenie, razem z moją królewną. – mrugnął blondyn.
- Tylko, że on jest taki trochę hm, śpiący królewicz! – zaśmiała się rudowłosa – I nie bardzo wiem, jak go wyrwać z tego snu.
- Dasz radę. Prędzej czy później, na pewno dasz. – odpowiedział Jude i wraz z Agatą z uśmiechem spojrzeli na scenę.

Głośne oklaski, owacje prawie na stojąco, podsumowały występ Maggie i Roberta. Idąc pod rękę z brunetem, kręciła z niedowierzaniem głową. „Pierwsze zdjęcie ze sławnym aktorem w gazecie już mam, a przed chwilą wystąpiłam na scenie. W dodatku nie z facetem ze zdjęcia” – zaśmiała się.
- Mam nadzieję, ze się nie gniewasz – Amerykanin mrugnął wesoło do przyjaciela, przekazując mu dłoń szatynki.
- Szczerze mówiąc to byłem. A potem usłyszałem dedykację – rzekł szczerze Law z błyskiem w oczach – masz piękny głos – dodał szeptem do Maggie.
- Dzięki – czarnooka uśmiechnęła się nieśmiało i pocałowała lekko swojego mężczyznę – Agata, podobało się?
- No….
- To ja się staram dla Ciebie, a ty tylko tak reagujesz? – spytał przejęty Robert, robiąc nieszczęsną minę – Cieszę się, ze się podobało – dodał ze szczerym uśmiechem.
Maggie z uśmiechem obserwowała reakcje przyjaciół. Zachowywali się tak… naturalnie, jakby byli wprost stworzeni dla siebie. Nie musieli mówić. Ich uśmiechy i wzrok, mówił za nich. Poczuła, ze Jude obejmuje ją.
- I patrz, nasza ruda rozkochała w sobie Downey’a – szepnęła
- Też mi się tak wydaje – rzekł do niej – niech tylko sami do tego dojdą – mrugnął do niej. Szatynka skinęła lekko głową.

Po wspólnym występie, pary kolejno omawiały każdy szczegół. Najbardziej zabawna dla Roberta i Maggie okazała się reakcja Agaty i Jude’a. Po wysłuchaniu Brytyjczyka, brunet o mało nie spadł z krzesła, a czarnooką rozbolał brzuch ze śmiechu.
- Jude – wysapał Robert – no ile ja mam lat? Uwielbiam Twoją kobietę, szczerze ją lubię, ale… - urwał, czerwieniąc się lekko
- Ale cooo?? – dopytywała rudowłosa
- Wiecie co? – zmienił temat blondyn – my się chyba pożegnamy, pójdziemy do siebie. I żadnych komentarzy, Downey! – zastrzegł, wskazując na przyjaciela, który już otwierał usta.
- Nudziarz – jęknął, wywracając oczami.
- Dobranoc Państwu – mrugnęła do przyjaciółki Maggie.
Agata w zamyśleniu patrzyła, jak wtuleni w siebie Brytyjczycy zmierzają w kierunku windy.
„Żebym to ja miała tyle szczęścia.. kiedyś” – myślała. Z zadumy wyrwał ją Robert, podając jej swoją dłoń.
- Chodźmy się przewietrzyć – zaproponował z tajemniczym błyskiem w oczach.

MAGGIE:
Idąc do pokoju, czuła na sobie mocny uścisk i wzrok Jude’a. Przyglądał się jej. Nie. On ją „pożerał wzrokiem”! Maggie zarumieniła się nieco, przygryzając wargę. Nie musiała o nic pytać, wiedziała co zarazsię stanie i ta świadomość wywoływała przyjemne mrowienie na jej skórze.
Czekali na windę, która przyjechała pusta. „Jakieś to tandetne. Sex w windzie. Jak na jakiś filmach” – zaśmiała się w myślach. Zerknęła na Law, który chyba pomyślał to samo, bo uśmiechał się lekko. Weszli do środka. Mężczyzna nacisnął odpowiedni guzik, a kiedy drzwi się zasunęły, podszedł do szatynki, unosząc jej głowę, by móc spojrzeć w oczy. Pocałował ją delikatnie, słodko. Jednak Maggie miała nieco inne plany, oddając całusy w sposób ostry, namiętny.
- Oj… - Law odsunął się nieco, uśmiechając się pod nosem – Bo jeszcze się coś TU stanie – rozejrzał się po windzie.
- Mówisz tak, jakiby Ci to w czymś przeszkadzało – szepnęła czarnooka z „brudnym” uśmiechem.
Jude pokręcił głową, lecz po chwili przylgnął całym ciałem do drobnego ciała Brytyjki. Objął ją mocno, błądząc rękoma po plecach, pośladkach…
Winda zatrzymała się. Para z trudem oderwała się od siebie.
Maggie uśmiechając się lekko, wyszła pierwsza, wkładając całe swoje wysiłki, w próbę skuszenia blondyna swoimi ruchami. Powolnym krokiem zmierzała do pokoju. Słyszała za sobą kroki niebieskookiego. Czuła jego wzrok na swoim ciele. Weszła do pomieszczenia, pozostawiając otwarte drzwi. Stanęła na środku salonu, ponownie przygryzając wargi. Obserwowała, jak Jude zatrzaskuje i zamyka na klucz drzwi. Przyciągał ją w tej chwili niczym magnes. Za wszelką cenę chciała znów poczuć na sobie jego dotyk.
Powoli podszedł do szatynki, która przywarła do niego, obdarzając najbardziej zmysłowymi pocałunkami, na jakie ja było stać. Dłonie aktora wyswobodziły fale długich, brązowych kosmyków. 
Pozbywając się po drodze poszczególnych części garderoby, dotarli do sypialni. Wspięli się na łóżko, a  po chwili na podłodze znalazła się również bielizna pary. Jude uczył się ciała dziewczyny na pamięć. Poznawał jej zapach.
Maggie czuła, ze jej ciało płonie. Oddychała szybko, coraz szybciej. Słyszała również oddech blondyna, który z każdą minutą pieścił ją z coraz większym wyszukaniem. Po chwili dwa rozgrzane ciała połączyły się w jedno. Rozpoczął się szalony, gorący taniec…

*
Maggie ostatkiem sił krzyknęła, wyginając swoje ciało w charakterystyczny łuk. Zacisnęła powieki, tracąc na chwilę świadomość tego, co się dookoła niej dzieje. Kiedy na powrót je otworzyła, zobaczyła nad sobą uśmiechającego się Jude’a. Pocałował ją lekko.
- Kocham Cię – szepnął jej wprost do ucha, zaciągając się po raz ostatni jej zapachem.
Szatynka zadrżała pod wpływem tego wyznania. Jeszcze nigdy nie słyszała szeptu przepełnionego takimi uczuciami. Dotknęła policzka niebieskookiego.
- Musiałam być bardzo grzeczna, skoro mam teraz Ciebie – uśmiechnęła się szeroko, na co mężczyzna wtulił się w nią.
Zasnęła po chwili, czując wciąż na plecach i ramionach delikatne dłonie Jude’a. A kiedy dwie godziny później obudzili się jednocześnie, namiętny taniec ich ciał rozpoczał się na nowo…



AGATA:

Stojąc na tarasie, Agata patrzyła się kątem oka na uśmiechniętego Roberta. Ten wyjazd naprawdę mu służył. Powoli dochodził do siebie po rozwodzie, nie chodził już tak smutny i zamyślony.
- A tak właściwie. – zapytała zaciekawiona – To z jakiej okazji to wszystko? Ten występ? Powiedziałeś, że nabroiłeś… Coś takiego nawywijał Jude’owi i Maggie, hmmm?
- Wiesz… - speszył się Downey – Mam chyba dość niefortunne wyczucie czasu. I dwa razy kiedy chciałem się o coś zapytać Jude’a to wszedłem do ich pokoju bez pukania. No i… te dwa razy właśnie zastałem ich w niedwuznacznej sytuacji. – przewrócił oczami.
- No wiesz co! – rudowłosa była oburzona, ale nie  mogła powstrzymać śmiechu – Dorosły facet, a takie akcje wywija! No ja się im wcale nie dziwię, że mieli ochotę cię rozszarpać. Chwila samotności, intymności, a tu Jaśnie Pan Downey pakuje im się do pokoju!
- No wiem, wieeem. Przecież mi głupio. Czy mogę liczyć na twoją łaskę? – mężczyzna zrobił tzw. „puppy eyes”, a dziewczynie zmiękły kolana.
- No, powiedzmy, że możesz. Ale żeby mi to był przedostatni raz! – zaśmiała się.
Nastała krępująca cisza. Z oddali słychać było tylko cykanie świerszczy.
- Robert? A powiedz mi, dlaczego akurat ta piosenka? – zapytała nieśmiało Agata.
- Ach! To ukochany kawałek mojego Extonka. Żebyś widziała, jak on to potrafi uroczo śpiewać… - brunet uśmiechnął się i zamyślił.
Nie wiedzieć, czemu to, niewinne pytanie tak wpłynęło na mężczyznę. Spojrzał przed siebie, wspominając ostatnie kilka tygodni. Pojawienie się Agaty. „Dzięki niej Exton znów chodzi uśmiechnięty, mnie też się to udziela” – myślał. Po chwili poczuł, że Polka wtula się w niego.
- Wiesz… - zaczął cicho – myślę, że powinienem Ci podziękować.
- Za co?
- Szczerze? – spytał uśmiechając się lekko – za to, ze jesteś. Po prostu. Pojawiłaś się, praktycznie znienacka. Rozkochałaś w sobie mojego synka, który świata poza tobą nie widzi, a mnie wróciłaś… skradzione przez Susan życie.. – spojrzał smutno w szare oczy dziewczyny – Po rozstaniu z Nią, postanowiłem, ze już nigdy więcej nie dam się żadnej uwieść. Że odetnę się od każdej kobiety na tej ziemi. Że zajmę się tylko pracą i domem. Ale coraz częściej myślę, przebywając z Tobą, czy obserwując te nasze gołąbki z Anglii, że chyba warto zaryzykować, prawda? – spytał – No, bo zobacz, Ty zaryzykowałaś, wyjechałaś niby do pracy, a potem przyjechałaś do mnie. Spróbowałaś. Tak samo Maggie. Tak uciekała, tak uciekała, a i tak wpadła w sidła uczuć i zobacz – wyszczerzył się – jest szczęśliwa. Więc zakochanie się, nawet takiemu dziadkowi jak ja jest chyba jeszcze pisane. Może nie dziś, może nie jutro, ale za jakiś czas. Ale.. – urwał, poważniejąc – potrzebuje nieco więcej czasu, by to wszystko sobie poukładać. Nie chcę robić czegoś, co mogłoby kogoś skrzywdzić. Pytanie tylko, czy warto na kogoś takiego jak ja czekać? – spytał, wciąż tuląc do siebie Rudowłosą.
Dziewczyna zrozumiała, ukryty między wersami przekaz. Z wrażenia dech jej zaparło. Udało jej się tylko kiwnąć głową.
- Dziękuję – szepnął Robert, całując dziewczynę w policzek – za wszystko. A teraz chodźmy do pokoju, bo robi się coraz chłodniej. Zamarzniesz mi w tej sukience!


Po powrocie do apartamentu, przyjaciele po kolei skorzystali z uroków wielkiej wanny z masażem, przebrali się w coś wygodniejszego i postanowili obejrzeć coś w telewizji, z racji tego, że godzina nie była jeszcze zbyt późna.
- To co, włączyć HBO? – zapytał Robert.
- Tak, tak! Na pewno będzie leciał jakiś dobry film. Ta stacja ma porządny gust. – odpowiedziała uśmiechnięta Agata.
Akor złapał za pilota i włączył wielki, plazmowy telewizor. Jakie zdziwienie wymalowało się na jego twarzy, gdy ujrzał na ekranie… samego siebie. HBO tego wieczora zaserwowało bowiem widzom drugą część „Sherlocka Holmesa”.
- Mmmm… jak miło! – zaśmiała się rudowłosa – Pan Downey w stereo. Och, bo nie będę wiedziała, gdzie oczy podziać!
- O ty szyderczyni! – brunet rzucił pilotem w stronę dywanu i zaczął łaskotać swoją przyjaciółkę. Odnalazł w tym momencie jeden z jej najczulszych punktów – niesamowite wręcz łaskotki. Polka bardzo szybko poddała się bez walki.
- No dobrze, dobrze, przepraszam! – wysapała, łapiąc oddech – Ale wiesz… Właśnie Sherlock tak połączył mnie i Maggie. Znałyśmy się wcześniej, ale nie była to taka mega mocna znajomość.
Agata opowiedziała Robertowi o jej przyjaźni z Brytyjką, o ich młodzieńczej fascynacji duetem RDJude. Wszystkich wyprawach na premiery ich filmów, wszystkich zakupach płyt DVD, plakatów, gazet.  Downey był pod wrażeniem tego, jak przyjaciółki „poświęcały się” dla nich. Uśmiechnął się do siebie, na myśl o tym, że te dziewczyny, które kiedyś pojawiały się anonimowo w tłumie ich fanów, teraz były obok. I okazały się być cudownymi, normalnymi istotami, dla których nie liczy się sława, tylko to, jakimi ludźmi byli.
Po seansie pełnym śmiechu i żartów, postanowili iść spać. Rudowłosa pierwszy raz ze spokojnym sumieniem wtuliła się w Roberta. Jej myśli zaprzątnięte były tyloma sytuacjami z całego dnia, że nie mogła w to wszystko uwierzyć. Odgłosy zza ściany udowadniały, że Brytyjczycy również pomyślnie zakończyli ten wieczór. Uśmiechnięta zasnęła obok faceta, na którym zależało jej coraz bardziej…