AGATA:
Poranek nadszedł zdecydowanie za szybko dla Agaty. Nadal brakowało jej tych kilku godzin, które uciekły w czasie podróży do Stanów. Mimo wszystko nie narzekała, bo miniony wieczór przyniósł jej to, o czym marzyła – nie była obojętna mężczyźnie, na którym jej bardzo zależało. Zostawiła na kanapie śpiącego Roberta i poszła pod prysznic. Zimna woda pomogła dziewczynie pozbierać myśli i opanować nadmierną ekscytację. Przebrała się w swój ulubiony t-shirt i dresowe szorty, a potem poszła do kuchni zrobić kawę. Kręciła się przy kuchence z uśmiechem na twarzy, patrząc na bruneta śpiącego w salonie. Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek do drzwi. Otworzyła je i stanęła twarzą w twarz z… Susan.
- Dzień dobry. – powiedziała kobieta, mierząc rudowłosą wzrokiem.
- Dź… Dzień dobry. – odpowiedziała zszokowana dziewczyna, czując, że żołądek przewraca jej się do góry nogami.
- Widzę, że mój mąż zatrudnił pomoc domową. Cały on, wygodnicki. Chciałabym się z nim zobaczyć. – dodała Susan, z pewnością w głosie.
- Były mąż… - wymamrotała Agata, chcąc dodać coś jeszcze, ale przerwał jej głos zbliżającego się Roberta.
- Agata, kto przysz… - urwał, widząc w drzwiach swoją byłą żonę – Co ty tutaj do cholery robisz?
- Też się cieszę, że cię widzę kochanie. – parsknęła kobieta – Muszę z tobą porozmawiać. Wpuścisz mnie do środka, czy będziemy tak stać w progu?
- Właź. – odparł zdenerwowany brunet – Idź do gabinetu, zaraz do ciebie przyjdę.
Downey spojrzał na rudowłosą. Jej twarz wyrażała teraz tysiąc emocji, od strachu, poprzez zażenowanie, na smutku kończąc. Nie wiedziała, jak ma zareagować. Jeszcze wczoraj czuła, że spotyka ją coś pięknego, a teraz staje naprzeciw byłej żony mężczyzny, którego kocha.
- Naprawdę nie wiem, czego ona chce. – Robert przytulił Agatę i dodał – Idź proszę do Extona, nie chcę, żeby zauważył matkę, wtedy tak łatwo nie da jej wyjść. A ja postaram się ją jak najszybciej wyprosić z domu. – ucałował dziewczynę w czoło i poszedł do swojego gabinetu.
- Czego chcesz? – warknął wchodząc do pomieszczenia.
- Robert, skarbie, po co od razu tyle agresji? – Susan próbowała rozluźnić atmosferę – Mam ci trochę do powiedzenia i proszę, nie przerywaj mi.
- Byle szybko. – mężczyzna przewrócił oczami.
- Robercie… Zdaję sobie sprawę z tego, że nie byłam idealną żoną. – kobieta spojrzała na ironiczny uśmiech bruneta – Okej, byłam beznadziejną żoną i dużo przeze mnie wycierpiałeś. Ale były też te dobre chwile, prawda? Pomogłam Ci wyjść z uzależnienia, stanąłeś na nogi po poważnym kryzysie.
Przemówienie kobiety trwało dobre dziesięć minut, przywoływała wszystkie dobre momenty ich małżeństwa i co chwilę wyrażała swój żal i skruchę nad tym, jak zraniła męża.
- Przechodząc do sedna. – zawahała się – Robert, mamy synka. Synka, za którym tęsknię i który wychowuje się bez matki. Dajmy sobie jeszcze jedną szansę. Obiecuję, że powoli odbuduję twoje zaufanie, a nasze dziecko będzie miało oboje rodziców. Przecież tak bardzo się kochaliśmy…
- Tak, zanim zaczęłaś mnie zdradzać. – prychnął mężczyzna – Przez wiele lat robiłaś ze mnie kretyna, a teraz oczekujesz, że ot tak przyjmę cię z powrotem z otwartymi ramionami? Susan, zwariowałaś?
- Ja wiem, że teraz jesteś zdenerwowany i że cię zaskoczyłam. Ale proszę, przemyśl to, jeszcze możemy być piękną rodziną.
- WYJDŹ! – Downey krzyknął na swoją byłą żonę i wygonił ją z gabinetu.
- Niebawem tu wrócę! – rzuciła na odchodne i wyszła z domu.
Mężczyzna nie wiedział czy był bardziej zdenerwowany na pomysł Susan, czy na to, że Agata była skazana na spotkanie z nią.
Rudowłosa usłyszała tylko podniesiony głos Roberta i trzask drzwi zamykających się za Susan. Exton na szczęście jeszcze spał, więc cicho wyszła z pokoju i spojrzała na bruneta. Był zdenerwowany i to bardzo.
- Robert…? – zapytała.
- Boże, ja nie wiem.. Czy ona jest głupia, czy bezczelna, czy jedno i drugie! – jeknął.
Agata spojrzała na niego pytającym wzrokiem, czuła, że coś jest nie tak.
- Wymyśliła sobie, żebyśmy sobie wybaczyli, wrócili do siebie i wiedli sielankowe życie, jak gdyby nigdy nic. – wyrzucił z siebie mężczyzna.
- Co…? – Polka była w stanie wykrztusić z siebie tylko to pytanie.
- To co słyszysz… - Downey podszedł do niej i pogładził ją po ramieniu – Zaczęła jakąś gadkę-szmatkę o szczęściu naszego syna, o tym, że potrzebuje matki i tak dalej. Nagle sobie o nim przypomniała, żałosne.
- Szczerze, to ma trochę racji… - ciężko westchnęła Agata – Nie patrz tak na mnie, w żaden sposób jej nie bronię. Wydrapałabym jej oczy za to, jak cię skrzywdziła. Ale Exton wychowuje się tylko z tobą, nie wiadomo jak to zaowocuje w przyszłości. Pracuję z dziećmi i wiem, jak brak jednego z rodziców może namotać w życiu. - dziewczyna zamyśliła się i po chwili dodała – Wyjadę stąd, na kilka dni.
- Co? Dlaczego? – zdziwił się mężczyzna.
- Robert… Zależy mi na tobie, jak na nikim innym. Ale zależy mi też na Extonie i na szczęściu tego dzieciaka. A nie chcę budować swojego, być może jego krzywdząc. Polecę na tydzień do Londynu, do Maggie. A ty odetnij się ode mnie, od Susan, zostań sam ze swoim dzieckiem i podejmij najwłaściwszą dla niego i dla siebie decyzję.
- Jesteś pewna? – Robert wyraźnie posmutniał.
- Nie. Szczerze mówiąc, to najchętniej zostałabym tu z tobą, z wami… I walczyłabym o was jak lwica, ale chyba najlepiej będzie, jeśli się usunę na tych parę dni.
- A potem do mnie wrócisz? – Downey oparł swoje czoło o czoło rudowłosej i spojrzał jej w oczy.
- Jeśli tylko tego zechcesz. – dziewczyna mocno wtuliła się w mężczyznę, starając się powstrzymać napływające do oczu łzy.
Po dłużej chwili milczenia, przesyconego smutkiem, ale i poświęceniem, Agata udała się do swojego pokoju, aby powiadomić przyjaciółkę o niespodziewanych odwiedzinach.
Wzięła do reki telefon z nadzieją, że Maggie nie będzie bardzo zapracowana i znajdzie chwilę na rozmowę. W końcu w Londynie była godzina 14, a o tej porze Brytyjka często miewa najważniejszych pacjentów.
- Ech… Znowu to samo. Zaczyna mi się coś układać i po chwili się pieprzy. Czy ja mam jakiegoś pecha? – pomyślała i wybrała numer przyjaciółki. Maggie odebrała po drugim sygnale.
- Oooooo! – ucieszyła się, widząc, kto dzwoni – Ahh.. dzień dobry Pani! Jak tam życie szczęśliwej rodzinki? Panowie Robert i Exton przywitali Cię z należytymi honorami? – spytała złośliwie, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Przylatuję do ciebie jutro, cieszysz się? – odparła smutno Agata.
- Czekaj czekaj.. jakieś zakłócenia na linii czy inne wybuchy na słońcu… Co ty jutro? – spytała.
- Przylatuję jutro do ciebie. Na tydzień. Susan dzisiaj zawitała w naszych progach. – rudowłosa opisała przyjaciółce całą sytuację, pomysł byłej żony Roberta i swoją reakcję. – Myślisz, że dobrze robię? – zapytała, kończąc relację z poranka.
- Hm… - szatynka zamyśliła się, automatycznie przełączając się na tryb „psycholog” – Z jednej strony masz rację. Dajesz mu chwilę na zastanowienie się. Swoją obecnością mogłabyś tylko mieszać Robertowi w głowie. I ty czułabyś się źle, i Robert, a wasze samopoczucie wpływałoby też negatywnie na Extona, który mógłby lgnąć do „radosnej i uśmiechniętej” mamusi, Rozumiesz? Z drugiej strony jak wyjedziesz, to jakbyś tej suce mówiła „masz wolne pole do popisu, oddaję Ci ich”. Dlatego też.. Zastanów się, Skarbie nad tym.
- Ona na dobrą sprawę nawet nie wie, kim ja jestem. Nie zauważy nawet mojej nieobecności. – prychnęła do siebie rudowłosa – A mnie chyba też to trochę przerosło, musze ogarnąć myśli. No i dawno w Londynie nie byłam. A Roberta pewnie przypilnuje Jude. – zaśmiała się.
- Obawiam się, że Exton może Cię wsypać. No ale w zasadzie też masz racje. Wiec uroczyście Cię zapraszam! A ja zaraz zadzwonię do Jude’a i poproszę o malusią przysługę. – Maggie wyszczerzyła się do siebie, na myśl tygodnia, kolejnego tygodnia ze swoją przyjaciółką – daj mi tylko znać w sprawie Twojego przylotu! Wyjadę po Ciebie, moim prezentem urodzinowym od Law.
- COOOO?! – dziewczyna pisnęła do słuchawki – Jude kupił Ci samochód?! O rety! Jaki, jaki, jaaakiii?
- Tak… - przyznała szatynka, kręcąc głową – całkowicie go pogięło i kupił mi samochód. Zdradził tylko, że to auto niemieckie. Nic więcej nie wiem… Powiedział, ze w dzień moich urodzin zadzwoni i poda mi adres salonu… Całkowicie zgłupiał – jęknęła z dezaprobatą.
- O kuuurczęęęę. Ale wiesz co? – zapytała cwanie Agata – Ja w Londynie. To oznacza… BABSKIE URODZINY!
- Własnie tego się obawiam – Maggie zaśmiała się – coś przygotować?
- Och, proszę cię. Zrobimy standardowo. Pizza, sałatki i wino. Dużo wina. Bardzo dużo wina.
- Masz szczęście, ze to będzie weekend! Ale w porządku! Będzie sałatka, mega wielka pizza i dużo wina! – obiecała
- Fajnie, że mogę przylecieć. Bo inaczej pewnie zwaliłabym się Jude’owi na głowę, do hotelu. – zaśmiała się Agata – Dobra, już widzę twój morderczy wzrok, żartowałam!
- I teraz muszę zwrócić zestaw widelców, bo przez Ciebie jeden wygięłam – jęknęła Brytyjka – nie próbuj się mu zwalać.. gdziekolwiek.. bo…. – urwała, zastanawiając się nad odpowiednią groźbą, jednak głośny śmiech Polki jej przerwał – i co się cieszysz? Ja tu staram się być przekonująca, a Ty mnie rozpraszasz! – fuknęła i sama się roześmiała.
- Dobra, dobra! To zaraz rezerwuję lot i widzimy się jutro! Już ci nie przeszkadzam w pracy. – odpowiedziała przyjaciółce rudowłosa.
- To czekam na wiadomość, ucałuj Roberta! – rzekła Maggie i rozłączyła się, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź Agaty.
Polka uśmiechnęła się do siebie i pomyślała o tym, że bardzo chętnie by to zrobiła. Otworzyła laptopa, zarezerwowała lot na następny dzień i wysłała Maggie wiadomość z godziną swojego przylotu do Londynu.
- Jak dobrze, że się jeszcze nie rozpakowałam. – wymamrotała do siebie, patrząc na walizki stojące pod ścianą, kiedy nagle do jej pokoju wszedł Exton.
- Agataaaa, a ty znowu gdzieś wyjeżdżasz? – zapytał smutny.
- Tak, maluchu. – dziewczyna podeszła do chłopca i pogłaskała go po głowie – Do cioci Maggie, do Londynu. Na kilka dni.
- Ale wrócisz, prawda? – oczy dziecka mówiły wszystko. On tego naprawdę chciał.
- Pewnie, ze wrócę. Nie zostawiłabym mojego ulubionego Downey’a na długo! – rudowłosa mocno przytuliła Extona.
Robert wszedł do pokoju i jego oczom ukazał się właśnie taki rozczulający obrazek. Nie chciał pozwolić na to, żeby dziewczyna wyjechała, ale wiedział, że jej opór i tak byłby silniejszy. Wiedział, że nie chce wracać do Susan, ale niepokoiła go jej nagła zmiana taktyki. Za tym na pewno stał jakiś powód, niestety mężczyzna za żadne skarby świata nie mógł się domyśleć jaki.
Reszta dnia upłynęła swoim normalnym tempem. Zabawy z Extonem, obiad, dużo opowiadania chłopcu jak było w domu, w Warszawie. Agata starała się jak najmniej myśleć o tym, jak pięknie wyglądał wczorajszy wieczór, a jak źle zaczął się dzisiejszy dzień. Potrzebowała kilku babskich dni z Maggie i z myślą o tym kładła się spać. A w jej snach pojawił się, w najpiękniejszy z możliwych sposobów, Robert.
MAGGIE:
- Szefowo! Kolejny klient – zapowiedział Ben, wchodząc bez pukania do gabinetu szatynki. Piątkowe przedpołudnie nie dawało dziewczynie chwili wytchnienia. Co chwilę coś się działo. „ale to dobrze” – przeszło jej przez myśl – „nie rozpaczam z żalu i tęsknoty”. W istocie. Mimo, ze Pożegnała ukochanego, zaledwie 24 godziny temu, już za nim tęskniła. Zaczęła nawet obmyślać plan wyrwania się na moment do Stanów, lecz problemy „gabinetowe” skutecznie jej w tym przeszkadzały.
- Pros, proś – mruknęła, nie patrząc nawet w stronę drzwi. Papiery, druki i druczki walały się po praktycznie całym biurku czarnookiej.
Kolejna osoba, kolejna terapia. Zakończona sukcesem. Pani Morris, wdowa, po pracowniku Centralnego Banku, nie rokowała dobrze. Jej cała postawa była skierowana na „nie”. Nie chciała współpracować, rozmawiać. Zapadła w stan całkowitego otępienia ciała i umysłu. Jednak godziny rozmów. Niezliczone ilości prób dotarcia do wnętrza tej nieszczęśliwej kobiety opłaciły się. Otrząsnęła się z pierwszego szoku. Nie pogodziła się jednak ze śmiercią męża, i zdaniem Maggie, nigdy się nie pogodzi. Jednak żyje, funkcjonuje. Przyjeżdża do gabinetu. Chce pomocy. „A u nas pomoc znajdzie zawsze”
Tuż przed 14, Brytyjka wyłączyła laptopa i przetarła lekko oczy. Była wyczerpana. Nie do końca doszła do siebie po ostatnim załamaniu zdrowia, ale trzymała się dzielnie. Pomagali jej, jak zawsze bracia Owen, przynosząc swojej szefowej śniadania i kawę. Tego dnia, Maggie poczuła, ze musi odetchnąć powietrzem, dlatego „wymeldowała” się współpracownikom, zarzuciła torbę na ramie i wyszła. Kiedy przyzwyczaiła się do panującej na zewnątrz temperatury, skierowała się do pobliskiej kawiarni. Zamówiła swoje ulubioną Lasagne i próbowała dodzwonić się do mamy. Czuła się źle, zachowując swój san zdrowia w tajemnicy. Obawiała się reakcji rodzicielki, ale jakie miała inne wyjście?
Z zamyślenia wyrwał ja dźwięk jej telefonu.
- Oooooo! – ucieszyła się, widząc, kto dzwoni – Ahh.. dzień dobry Pani! Jak tam życie szczęśliwej rodzinki? Panowie Robert i Exton przywitali Cię z należytymi honorami? – spytała złośliwie, uśmiechając sieod ucha do ucha.
- Przylatuję do ciebie jutro, cieszysz się?
***
Przyglądając się jadącym na zewnątrz pojazdom, czarnooka zamyśliła się. Była zła z powodu nagłego pojawienia się byłej żony Roberta i to tuż po tym, jak Agata zdecydowała się pokazać Amerykaninowi więcej swoich odczuć. „Tak nie powinno się stać!” – myślała – „Agata wiele przeszła, wiele wycierpiała, a w momencie, kiedy pojawia się szansa na szczęście, zjawia się jakaś suka i wszystko psuje! – niemalże krzyczała w myślach, przeklinając Susan i jej nagły „come back”. Nagle wyprostowała się i nabrała do płuc powietrza, otworzyła szeroko oczy. Nie sądziła, ze mogłobyć prawdą to, co przed sekundą przyszło jej do głowy. Drżącymi dłońmi wybrała numer Jude’a.
- Właśnie miałem dzwonić, co słychać, Kotku? – spytał meżczyzna
- Susan wróciła..
- Co? – Jude zatrzymał się w pół kroku – Jaka Susan?
- Była żona Roberta wróciła – powtórzyła szatynka już nieco pewniej – Wróciła do NYC i najwidoczniej chce wrócić do Roberta, tak mówiła Agata.– dodała, całkowicie panując już nad sobą
- Tak nagle? A to dziwne… - stwierdził – Czemu tak nagle?
- Tego nie wiem, ale coś mi tu śmierdzi… Tak sobie pomyślałam.. Nie śmiej się, ale.. przyszło mi na myśl, ze skoro Robert jest w tym momencie jednym z najlepiej zarabiających aktorów, zaraz po Tobie – dodała ze śmiechem, słysząc znaczące odchrząknięcie Law – to, że czynnik finansowy był głównym powodem jej decyzji.
- Hm… Możliwe.. Co z Agatą?
- Przyjedzie do mnie na tydzień. Chce pozbierać myśli…
- To i lepiej. Ja już się dowiem, o co chodzi. Nie martw się, będę Cię informować na bieżąco. A póki co, powiedz mi, co tam moja ukochana czarnooka robi? – spytał z troską głosie
- Wracam do pracy z obiadu – odparła Maggie kierując się do swojego gabinetu – Jude?
-Hm??
- Powiesz mi jaka to marka? – Brytyjka spytała najbardziej słodkim głosem.
- Nieeee.. jutro, Kotku, wszystko jutro.
Przez resztę drogi rozmowa między kochankami zeszła na o wiele przyjemniejsze tory. Żartom, śmiechom i przekomarzaniom nie było końca.
Maggie resztę dnia spędziła na porządkowaniu papierów, umów rachunków i rozliczeń. Szczerze nienawidziła właśnie tego. Ale skoro stos leżący na jej małym stoliku zaczął pękać pod ich nadmiarem… Machnęła ręką.
- A mogam siedzieć w domu i odpoczywać, a tak.. – mruknęła do siebie, wypisując ostatni druczek. Spojrzała na godzinę – pieknie. Już 18! – Podpisała ostatni kwestionariusz, złożyła resztę papierów, zgasiła światło i wyszła z gabinetu.
Siedząc już w samochodzie Jude’a, zamknęła oczy.
- No dobra, zwierzaku, a teraz pokaż mi, ile masz koników pod maską – rzekła, głaszcząc kierownicę, czarnego, lśniącego Audi. Mimo, ze należało ono do Blondyna, polubiła je. Prowadziło się… idealnie, co prawda paliło dużo, ale dla Maggie to nie był problem. Zapaliła silnik i pomknęła przez miasto, w stronę autostrady… Zapomniała o problemach swoich, o problemach Agaty, liczyła się tylko ona i ten wielki, czarny potwór..
Wjechała do garażu aktora przed północą. Wysiadła i poklepała maskę auta.
- Zakumpulujemy się, coś czuję – mruknęła do siebie – w tej samej chwili usłyszała telefon – Właśnie odprowadziłam Twoje cudo do garażu. Mam nadzieje,z e się nie gniewasz, ze trochę Ci spaliłam ropy. Byłam na małej wycieczce. Ale masz wóz! – krzyknęła wesoło
- A ja właśnie leżę i myśle, co tam mój skarb robi, a mój skarb się rozbija moim autem – zaśmiał się blondyn – A… Na Wyspach już północ… Więc… Kocham Cię..
- To najmilsze życzenia, jakie kiedykolwiek dostałam, naprawdę – szatynka wzruszyła się, siadając na sofie w przytulnym salonie aktora – Dziekuję. Mam nadzieję,z e się nie pogniewasz, jak zostanę u Ciebie na noc.. Będzie mi samej smutno, ale nie mam siły wracać po nocy do domu…
- Nawet bym Ci na to nie pozwolił. Jesteś u siebie, Kochanie. A! Co do prezentu.. Pojedziesz na Finchley Road i tam będzie coś na Ciebie czekać – dodał tajemniczo – kolejną niespodzianką jest to, ze za jakieś 2 tygodnie kończę zdjęcia i wracam już na Wyspy. Trzeba w końcu rozkręcić interes z Nickiem!.
Maggie zamurowało. Ilość niespodziewanek w dniu dzisiejszym ją chyba przerosła.
- Wracasz? – spytała cicho – naprawdę?
- Za dwa tygodnie będziemy już razem… Boze jak się cieszę… - dodał ze szczęściem w głosie.
- Kocham Cię. A teraz idę spać.. trzeba się przygotować na przyjazd Agaty, to będą dobre urodziny, jak sądzę – zaśmiała się – Dobranoc skarbie – rozłączyła się. Wzięła odprężającą kąpiel i położyła się do ogromnego łóżka, wtulając się i wdychając zapach perfum Jude’a. Zasnęła szybko.