czwartek, 26 kwietnia 2012

XXIV.

AGATA:

Poranek nadszedł zdecydowanie za szybko dla Agaty. Nadal brakowało jej tych kilku godzin, które uciekły w czasie podróży do Stanów. Mimo wszystko nie narzekała, bo miniony wieczór przyniósł jej to, o czym marzyła – nie była obojętna mężczyźnie, na którym jej bardzo zależało. Zostawiła na kanapie śpiącego Roberta i poszła pod prysznic. Zimna woda pomogła dziewczynie pozbierać myśli i opanować nadmierną ekscytację. Przebrała się w swój ulubiony t-shirt i dresowe szorty, a potem poszła do kuchni zrobić kawę. Kręciła się przy kuchence z uśmiechem na twarzy, patrząc na bruneta śpiącego w salonie. Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek do drzwi. Otworzyła je i stanęła twarzą w twarz z… Susan.
- Dzień dobry. – powiedziała kobieta, mierząc rudowłosą wzrokiem.
- Dź… Dzień dobry. – odpowiedziała zszokowana dziewczyna, czując, że żołądek przewraca jej się do góry nogami.
- Widzę, że mój mąż zatrudnił pomoc domową. Cały on, wygodnicki. Chciałabym się z nim zobaczyć. – dodała Susan, z pewnością w głosie.
- Były mąż… - wymamrotała Agata, chcąc dodać coś jeszcze, ale przerwał jej głos zbliżającego się Roberta.
- Agata, kto przysz… - urwał, widząc w drzwiach swoją byłą żonę – Co ty tutaj do cholery robisz?
- Też się cieszę, że cię widzę kochanie. – parsknęła kobieta – Muszę z tobą porozmawiać. Wpuścisz mnie do środka, czy będziemy tak stać w progu?
- Właź. – odparł zdenerwowany brunet – Idź do gabinetu, zaraz do ciebie przyjdę.
Downey spojrzał na rudowłosą. Jej twarz wyrażała teraz tysiąc emocji, od strachu, poprzez zażenowanie, na smutku kończąc. Nie wiedziała, jak ma zareagować. Jeszcze wczoraj czuła, że spotyka ją coś pięknego, a teraz staje naprzeciw byłej żony mężczyzny, którego kocha.
- Naprawdę nie wiem, czego ona chce. – Robert przytulił Agatę i dodał – Idź proszę do Extona, nie chcę, żeby zauważył matkę, wtedy tak łatwo nie da jej wyjść. A ja postaram się ją jak najszybciej wyprosić z domu. – ucałował dziewczynę w czoło i poszedł do swojego gabinetu.

- Czego chcesz? – warknął wchodząc do pomieszczenia.
- Robert, skarbie, po co od razu tyle agresji? – Susan próbowała rozluźnić atmosferę – Mam ci trochę do powiedzenia i proszę, nie przerywaj mi.
- Byle szybko. – mężczyzna przewrócił oczami.
- Robercie… Zdaję sobie sprawę z tego, że nie byłam idealną żoną. – kobieta spojrzała na ironiczny uśmiech bruneta – Okej, byłam beznadziejną żoną i dużo przeze mnie wycierpiałeś. Ale były też te dobre chwile, prawda? Pomogłam Ci wyjść z uzależnienia, stanąłeś na nogi po poważnym kryzysie.
Przemówienie kobiety trwało dobre dziesięć minut, przywoływała wszystkie dobre momenty ich małżeństwa i co chwilę wyrażała swój żal i skruchę nad tym, jak zraniła męża.
- Przechodząc do sedna. – zawahała się – Robert, mamy synka. Synka, za którym tęsknię i który wychowuje się bez matki. Dajmy sobie jeszcze jedną szansę. Obiecuję, że powoli odbuduję twoje zaufanie, a nasze dziecko będzie miało oboje rodziców. Przecież tak bardzo się kochaliśmy…
- Tak, zanim zaczęłaś mnie zdradzać. – prychnął mężczyzna – Przez wiele lat robiłaś ze mnie kretyna, a teraz oczekujesz, że ot tak przyjmę cię z powrotem z otwartymi ramionami? Susan, zwariowałaś?
- Ja wiem, że teraz jesteś zdenerwowany i że cię zaskoczyłam. Ale proszę, przemyśl to, jeszcze możemy być piękną rodziną.
- WYJDŹ! – Downey krzyknął na swoją byłą żonę i wygonił ją z gabinetu.
- Niebawem tu wrócę! – rzuciła na odchodne i wyszła z domu.
 Mężczyzna nie wiedział czy był bardziej zdenerwowany na pomysł Susan, czy na to, że Agata była skazana na spotkanie z nią.

Rudowłosa usłyszała tylko podniesiony głos Roberta i trzask drzwi zamykających się za Susan. Exton na szczęście jeszcze spał, więc cicho wyszła z pokoju i spojrzała na bruneta. Był zdenerwowany i to bardzo.
- Robert…? – zapytała.
- Boże, ja nie wiem.. Czy ona jest głupia, czy bezczelna, czy jedno i drugie! – jeknął.
Agata spojrzała na niego pytającym wzrokiem, czuła, że coś jest nie tak.
- Wymyśliła sobie, żebyśmy sobie wybaczyli, wrócili do siebie i wiedli sielankowe życie, jak gdyby nigdy nic. – wyrzucił z siebie mężczyzna.
- Co…? – Polka była w stanie wykrztusić z siebie tylko to pytanie.
- To co słyszysz… - Downey podszedł do niej i pogładził ją po ramieniu – Zaczęła jakąś gadkę-szmatkę o szczęściu naszego syna, o tym, że potrzebuje matki i tak dalej. Nagle sobie o nim przypomniała, żałosne.
- Szczerze, to ma trochę racji… - ciężko westchnęła Agata – Nie patrz tak na mnie, w żaden sposób jej nie bronię. Wydrapałabym jej oczy za to, jak cię skrzywdziła. Ale Exton wychowuje się tylko z tobą, nie wiadomo jak to zaowocuje w przyszłości. Pracuję z dziećmi i wiem, jak brak jednego z rodziców może namotać w życiu. - dziewczyna zamyśliła się i po chwili dodała – Wyjadę stąd, na kilka dni.
- Co? Dlaczego? – zdziwił się mężczyzna.
- Robert… Zależy mi na tobie, jak na nikim innym. Ale zależy mi też na Extonie i na szczęściu tego dzieciaka. A nie chcę budować swojego, być może jego krzywdząc. Polecę na tydzień do Londynu, do Maggie. A ty odetnij się ode mnie, od Susan, zostań sam ze swoim dzieckiem i podejmij najwłaściwszą dla niego i dla siebie decyzję.
- Jesteś pewna? – Robert wyraźnie posmutniał.
- Nie. Szczerze mówiąc, to najchętniej zostałabym tu z tobą, z wami… I walczyłabym o was jak lwica, ale chyba najlepiej będzie, jeśli się usunę na tych parę dni.
- A potem do mnie wrócisz? – Downey oparł swoje czoło o czoło rudowłosej i spojrzał jej w oczy.
- Jeśli tylko tego zechcesz. – dziewczyna mocno wtuliła się w mężczyznę, starając się powstrzymać napływające do oczu łzy.
Po dłużej chwili milczenia, przesyconego smutkiem, ale i poświęceniem, Agata udała się do swojego pokoju, aby powiadomić przyjaciółkę o niespodziewanych odwiedzinach.

Wzięła do reki telefon z nadzieją, że Maggie nie będzie bardzo zapracowana i znajdzie chwilę na rozmowę. W końcu w Londynie była godzina 14, a o tej porze Brytyjka często miewa najważniejszych pacjentów.
- Ech… Znowu to samo. Zaczyna mi się coś układać i po chwili się pieprzy. Czy ja mam jakiegoś pecha? – pomyślała i wybrała numer przyjaciółki. Maggie odebrała po drugim sygnale.
- Oooooo! – ucieszyła się, widząc, kto dzwoni – Ahh.. dzień dobry Pani! Jak tam życie szczęśliwej rodzinki? Panowie Robert i Exton przywitali Cię z należytymi honorami? – spytała złośliwie, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Przylatuję do ciebie jutro, cieszysz się? – odparła smutno Agata.
- Czekaj czekaj.. jakieś zakłócenia na linii czy inne wybuchy na słońcu… Co ty jutro? – spytała.
- Przylatuję jutro do ciebie. Na tydzień. Susan dzisiaj zawitała w naszych progach. – rudowłosa opisała przyjaciółce całą sytuację, pomysł byłej żony Roberta i swoją reakcję. – Myślisz, że dobrze robię? – zapytała, kończąc relację z poranka.
- Hm… - szatynka zamyśliła się, automatycznie przełączając się na tryb „psycholog” – Z jednej strony masz rację. Dajesz mu chwilę na zastanowienie się. Swoją obecnością mogłabyś tylko mieszać Robertowi w głowie. I ty czułabyś się źle, i Robert, a wasze samopoczucie wpływałoby też negatywnie na Extona, który mógłby lgnąć do „radosnej i uśmiechniętej” mamusi, Rozumiesz? Z drugiej strony jak wyjedziesz, to jakbyś tej suce mówiła „masz wolne pole do popisu, oddaję Ci ich”. Dlatego też.. Zastanów się, Skarbie nad tym.
- Ona na dobrą sprawę nawet nie wie, kim ja jestem. Nie zauważy nawet mojej nieobecności. – prychnęła do siebie rudowłosa – A mnie chyba też to trochę przerosło, musze ogarnąć myśli. No i dawno w Londynie nie byłam. A Roberta pewnie przypilnuje Jude. – zaśmiała się.
- Obawiam się, że Exton może Cię wsypać. No ale w zasadzie też masz racje. Wiec uroczyście Cię zapraszam! A ja zaraz zadzwonię do Jude’a i poproszę o malusią przysługę. – Maggie wyszczerzyła się do siebie, na myśl tygodnia, kolejnego tygodnia ze swoją przyjaciółką – daj mi tylko znać w sprawie Twojego przylotu! Wyjadę po Ciebie, moim prezentem urodzinowym od Law.
- COOOO?! – dziewczyna pisnęła do słuchawki – Jude kupił Ci samochód?! O rety! Jaki, jaki, jaaakiii?
- Tak… - przyznała szatynka, kręcąc głową – całkowicie go pogięło i kupił mi samochód. Zdradził tylko, że to auto niemieckie. Nic więcej nie wiem… Powiedział, ze w dzień moich urodzin zadzwoni i poda mi adres salonu… Całkowicie zgłupiał – jęknęła z dezaprobatą.
- O kuuurczęęęę. Ale wiesz co? – zapytała cwanie Agata – Ja w Londynie. To oznacza… BABSKIE URODZINY!
- Własnie tego się obawiam – Maggie zaśmiała się – coś przygotować?
- Och, proszę cię. Zrobimy standardowo. Pizza, sałatki i wino. Dużo wina. Bardzo dużo wina.
- Masz szczęście, ze to będzie weekend! Ale w porządku! Będzie sałatka, mega wielka pizza i dużo wina! – obiecała
- Fajnie, że mogę przylecieć. Bo inaczej pewnie zwaliłabym się Jude’owi na głowę, do hotelu. – zaśmiała się Agata – Dobra, już widzę twój morderczy wzrok, żartowałam!
- I teraz muszę zwrócić zestaw widelców, bo przez Ciebie jeden wygięłam – jęknęła Brytyjka – nie próbuj się mu zwalać.. gdziekolwiek.. bo…. – urwała, zastanawiając się nad odpowiednią groźbą, jednak głośny śmiech Polki jej przerwał – i co się cieszysz? Ja tu staram się być przekonująca, a Ty mnie rozpraszasz! – fuknęła i sama się roześmiała.
- Dobra, dobra! To zaraz rezerwuję lot i widzimy się jutro! Już ci nie przeszkadzam w pracy. – odpowiedziała przyjaciółce rudowłosa.
- To czekam na wiadomość, ucałuj Roberta! – rzekła Maggie i rozłączyła się, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź Agaty.

Polka uśmiechnęła się do siebie i pomyślała o tym, że bardzo chętnie by to zrobiła. Otworzyła laptopa, zarezerwowała lot na następny dzień i wysłała Maggie wiadomość z godziną swojego przylotu do Londynu.
- Jak dobrze, że się jeszcze nie rozpakowałam. – wymamrotała do siebie, patrząc na walizki stojące pod ścianą, kiedy nagle do jej pokoju wszedł Exton.
- Agataaaa, a ty znowu gdzieś wyjeżdżasz? – zapytał smutny.
- Tak, maluchu. – dziewczyna podeszła do chłopca i pogłaskała go po głowie – Do cioci Maggie, do Londynu. Na kilka dni.
- Ale wrócisz, prawda? – oczy dziecka mówiły wszystko. On tego naprawdę chciał.
- Pewnie, ze wrócę. Nie zostawiłabym mojego ulubionego Downey’a na długo! – rudowłosa mocno przytuliła Extona.
Robert wszedł do pokoju i jego oczom ukazał się właśnie taki rozczulający obrazek. Nie chciał pozwolić na to, żeby dziewczyna wyjechała, ale wiedział, że jej opór i tak byłby silniejszy. Wiedział, że nie chce wracać do Susan, ale niepokoiła go jej nagła zmiana taktyki. Za tym na pewno stał jakiś powód, niestety mężczyzna za żadne skarby świata nie mógł się domyśleć jaki.

Reszta dnia upłynęła swoim normalnym tempem. Zabawy z Extonem, obiad, dużo opowiadania chłopcu jak było w domu, w Warszawie. Agata starała się jak najmniej myśleć o tym, jak pięknie wyglądał wczorajszy wieczór, a jak źle zaczął się dzisiejszy dzień. Potrzebowała kilku babskich dni z Maggie i z myślą o tym kładła się spać. A w jej snach pojawił się, w najpiękniejszy z możliwych sposobów, Robert.

MAGGIE:

- Szefowo! Kolejny klient – zapowiedział Ben, wchodząc bez pukania do gabinetu szatynki. Piątkowe przedpołudnie nie dawało dziewczynie chwili wytchnienia. Co chwilę coś się działo. „ale to dobrze” – przeszło jej przez myśl – „nie rozpaczam z żalu i tęsknoty”. W istocie. Mimo, ze Pożegnała ukochanego, zaledwie 24 godziny temu, już za nim tęskniła. Zaczęła nawet obmyślać plan wyrwania się na moment do Stanów, lecz problemy „gabinetowe” skutecznie jej w tym przeszkadzały.
- Pros, proś – mruknęła, nie patrząc nawet w stronę drzwi. Papiery, druki i druczki walały się po praktycznie całym biurku czarnookiej.
Kolejna osoba, kolejna terapia. Zakończona sukcesem. Pani Morris, wdowa, po pracowniku Centralnego Banku, nie rokowała dobrze. Jej cała postawa była skierowana na „nie”. Nie chciała współpracować, rozmawiać. Zapadła w stan całkowitego otępienia ciała i umysłu. Jednak godziny rozmów. Niezliczone ilości prób dotarcia do wnętrza tej nieszczęśliwej kobiety opłaciły się. Otrząsnęła się z pierwszego szoku. Nie pogodziła się jednak ze śmiercią męża, i zdaniem Maggie, nigdy się nie pogodzi. Jednak żyje, funkcjonuje. Przyjeżdża do gabinetu. Chce pomocy. „A u nas pomoc znajdzie zawsze”

Tuż przed 14, Brytyjka wyłączyła laptopa i przetarła lekko oczy. Była wyczerpana. Nie do końca doszła do siebie po ostatnim załamaniu zdrowia, ale trzymała się dzielnie. Pomagali jej, jak zawsze bracia Owen, przynosząc swojej szefowej śniadania i kawę. Tego dnia, Maggie poczuła, ze musi odetchnąć powietrzem, dlatego „wymeldowała” się współpracownikom, zarzuciła torbę na ramie i wyszła. Kiedy przyzwyczaiła się do panującej na zewnątrz temperatury, skierowała się do pobliskiej kawiarni. Zamówiła swoje ulubioną Lasagne i próbowała dodzwonić się do mamy. Czuła się źle, zachowując swój san zdrowia w tajemnicy. Obawiała się reakcji rodzicielki, ale jakie miała inne wyjście?
Z zamyślenia wyrwał ja dźwięk jej telefonu.
- Oooooo! – ucieszyła się, widząc, kto dzwoni – Ahh.. dzień dobry Pani! Jak tam życie szczęśliwej rodzinki? Panowie Robert i Exton przywitali Cię z należytymi honorami? – spytała złośliwie, uśmiechając sieod ucha do ucha.
- Przylatuję do ciebie jutro, cieszysz się?
***
Przyglądając się jadącym na zewnątrz pojazdom, czarnooka zamyśliła się. Była zła z powodu nagłego pojawienia się byłej żony Roberta i to tuż po tym, jak Agata zdecydowała się pokazać Amerykaninowi więcej swoich odczuć. „Tak nie powinno się stać!” – myślała – „Agata wiele przeszła, wiele wycierpiała, a w momencie, kiedy pojawia się szansa na szczęście, zjawia się jakaś suka i wszystko psuje! – niemalże krzyczała w myślach, przeklinając Susan i jej nagły „come back”. Nagle wyprostowała się i nabrała do płuc powietrza, otworzyła szeroko oczy. Nie sądziła, ze mogłobyć prawdą to, co przed sekundą  przyszło jej do głowy. Drżącymi dłońmi wybrała numer Jude’a.
- Właśnie miałem dzwonić, co słychać, Kotku? – spytał meżczyzna
- Susan wróciła..
- Co? – Jude zatrzymał się w pół kroku – Jaka Susan?
- Była żona Roberta wróciła – powtórzyła szatynka już nieco pewniej – Wróciła do NYC i najwidoczniej chce wrócić do Roberta, tak mówiła Agata.– dodała, całkowicie panując już nad sobą
- Tak nagle? A to dziwne… - stwierdził – Czemu tak nagle?
- Tego nie wiem, ale coś mi tu śmierdzi… Tak sobie pomyślałam.. Nie śmiej się, ale.. przyszło mi na myśl, ze skoro Robert jest w tym momencie jednym z najlepiej zarabiających aktorów, zaraz po Tobie – dodała ze śmiechem, słysząc znaczące odchrząknięcie Law – to, że czynnik finansowy był głównym powodem jej decyzji.
- Hm… Możliwe.. Co z Agatą?
- Przyjedzie do mnie na tydzień. Chce pozbierać myśli…
- To i lepiej. Ja już się dowiem, o co chodzi. Nie martw się, będę Cię informować na bieżąco. A póki co, powiedz mi, co tam moja ukochana czarnooka robi? – spytał z troską głosie
- Wracam do pracy z obiadu – odparła Maggie kierując się do swojego gabinetu – Jude?
-Hm??
- Powiesz mi jaka to marka? – Brytyjka spytała najbardziej słodkim głosem.
- Nieeee.. jutro, Kotku, wszystko jutro.
Przez resztę drogi rozmowa między kochankami zeszła na o wiele przyjemniejsze tory. Żartom, śmiechom i przekomarzaniom nie było końca.

Maggie resztę dnia spędziła na porządkowaniu papierów, umów rachunków i rozliczeń. Szczerze nienawidziła właśnie tego. Ale skoro stos leżący na jej małym stoliku zaczął pękać pod ich nadmiarem… Machnęła ręką.
- A mogam siedzieć w domu i odpoczywać, a tak.. – mruknęła do siebie, wypisując ostatni druczek. Spojrzała na godzinę – pieknie. Już 18! – Podpisała ostatni kwestionariusz, złożyła resztę papierów, zgasiła światło i wyszła z gabinetu.
Siedząc już w samochodzie Jude’a, zamknęła oczy.
- No dobra, zwierzaku, a teraz pokaż mi, ile masz koników pod maską – rzekła, głaszcząc kierownicę, czarnego, lśniącego Audi. Mimo, ze należało ono do Blondyna, polubiła je. Prowadziło się… idealnie, co prawda paliło dużo, ale dla Maggie to nie był problem. Zapaliła silnik i pomknęła przez miasto, w stronę autostrady… Zapomniała o problemach swoich, o problemach Agaty, liczyła się tylko ona i ten wielki, czarny potwór..

Wjechała do garażu aktora przed północą. Wysiadła i poklepała maskę auta.
- Zakumpulujemy się, coś czuję – mruknęła do siebie – w tej samej chwili usłyszała telefon – Właśnie odprowadziłam Twoje cudo do garażu. Mam nadzieje,z e się nie gniewasz, ze trochę Ci spaliłam ropy. Byłam na małej wycieczce. Ale masz wóz! – krzyknęła wesoło
- A ja właśnie leżę i myśle, co tam mój skarb robi, a mój skarb się rozbija moim autem – zaśmiał się blondyn – A… Na Wyspach już północ… Więc… Kocham Cię..
- To najmilsze życzenia, jakie kiedykolwiek dostałam, naprawdę – szatynka wzruszyła się, siadając na sofie w przytulnym salonie aktora – Dziekuję. Mam nadzieję,z e się nie pogniewasz, jak zostanę u Ciebie na noc.. Będzie mi samej smutno, ale nie mam siły wracać po nocy do domu…
- Nawet bym Ci na to nie pozwolił. Jesteś u siebie, Kochanie. A! Co do prezentu.. Pojedziesz na Finchley Road i tam będzie coś na Ciebie czekać – dodał tajemniczo – kolejną niespodzianką jest to, ze za jakieś 2 tygodnie kończę zdjęcia i wracam już na Wyspy. Trzeba w końcu rozkręcić interes z Nickiem!.
Maggie zamurowało. Ilość niespodziewanek w dniu dzisiejszym ją chyba przerosła.
- Wracasz? – spytała cicho – naprawdę?
- Za dwa tygodnie będziemy już razem… Boze jak się cieszę… - dodał ze szczęściem w głosie.
- Kocham Cię. A teraz idę spać.. trzeba się przygotować na przyjazd Agaty, to będą dobre urodziny, jak sądzę – zaśmiała się – Dobranoc skarbie – rozłączyła się. Wzięła odprężającą kąpiel i położyła się do ogromnego łóżka, wtulając się i wdychając zapach perfum Jude’a. Zasnęła szybko.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

XXIII.

MAGGIE:

Kilka wyjśc do pacjentów i nim Maggie się obejrzała, jej dzień w pracy się skończył, o czym wpadł ją powiadomić Brian. Z niechęcią wyszła z gabinetu, wiedząc, ze jeszcze przez kilka godzin mogła posiedzieć nad mądrymi książkami. Z drugiej strony świadomość, ze w domu zastanie Jude’a czytającego książke, gazetę, czy po prostu oglądającego telewizję, napawała ją energią, a na skórze czuła rozkoszne mrowienie. Dlatego zdziwiła się, gdy w domu aktora nie zastała go. „Ah! Miał spotkać się z Raffertym” – przypomniała sobie nagle. Wiedząc, ze spotkanie ojca z synem może trochę potrwać, wzięła odprężającą kąpiel i przygotowała pyszną kolację. Czekając na Law, zasiadła przed komputerem i napisała krótkiego maila do Agaty. Tęskniła za przyjaciółką. Zdecydowanie brak jej było tego magicznego uśmiechu Polki. Obiecała sobie, ze przy najbliższej okazji zaprosi jado siebie.
Jude wrócił punktualnie o 19.
- Czesć Kochanie – zawołała z kuchni – chodź, bo wystygnie, zrobiłam dziś… - urwała widząc minę aktora – co się stało? – spytała podchodząc do blondyna i ujmując jego twarz w swoje drobne dłonie.
- Pokłóciłem się z nim. Poszło.. jak zawsze.. on chce, żebym wrócił do Sadie – wypalił, nie patrząc na ukochaną, która momentalnie opuściła ręce – nie sądziłem, ze dożyje chwili, w której będę musiał tłumaczyć własnemu synowi, ze jestem szczęśliwy, i chcę taki pozostać, mając u boku kobiete z marzeń… - dodał cicho, przybliżając się do szatynki i stykając się z nią głową.
- Chodź – szepnęła, ciągnąc brytyjczyka w stronę salonu – siadaj i nie rób absolutnie nic. Coś zaradzimy – uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny, po czym włączyła spokojną muzykę, przyniosła swoje popisowe danie. Posiłek minał parze w ciszy. Maggie jednak widziała i wiedziała, ze to co powiedział przed momentem Jude nie było pustymi słowami. Ta myśl sprawiała, ze dziewczyna promieniała. Chwilę po kolacji, położyli się obok siebie, rozmawiając. Tak właśnie spędzili resztę wieczoru. Czarnooka czuła, ze to jest potrzebne obojgu. Wygadanie się, otwarcie dusz, wyjawienie niektórych tajemnic. Zasneli wtuleni w siebie.

Kolejny dzień rozpoczął się od… wycia telefonu Jude’a.
- Lubię i szanuję, a nawet kocham Queen, ale jak zaraz nie odbierzesz, Twój telefon nauczy się latać – jęknęla nakrywając się kołdrą Maggie.
- Jak ja lubię tą Twoją złośliwą stronę – zaśmiał się blondyn, łaskocząc ukochaną i sięgając po telefon – Nooo? – ziewnął – czołem Tim, co jest szefie?
Rozmowa z głównym reżyserem była krótka. Po minucie, szatynka przykryta cała kołdrą poczuła na sobie ciężar niebieskookiego.
- Złaź! – krzyknęła i zaczęła się śmiać – jesteś strasznie ciężki!.
Szybko jednak pożałowała tych słów. Brytyjczyk rozpoczał od łaskotek, a skończył na całowaniu i leciutkim kasaniu dziewczyny. Efektem była ogromnej wielości „malinka” na prawej piersi czarnookiej.
- Daje Ci dwie sekundy, a potem Cię zniszczę – mruknęła. Aktorowi to wystarczyło. Zeskoczył z łóżka i wybiegł z pokoju. Maggie mimo szczerych chęci, nie dogoniła ukochanego, którego spotkała dopiero na dole, w kuchni. – Jesteś okropny, wiesz? – spytała z widocznym zalem w oczach. – NO i co Cię tak bawi?
- A to, ze będę mógł spędzić z Tobą jeszcze jakiś czas. Z powodu jakiejś mega awarii, nie działa cała machineria do efektów specjalnych, dlatego też wylatuję stąd w czwartek. No i co Ty na to? – spytał z cwaną mina.
- Idę wziąć prysznic – szatynka użyła swojej całej wewnętrznej mocy, by nie zdradzić radości, jaka ja wypełniała – Ale.. że prysznic masz duży, to mógłbyś teś skorzystać – uśmiechnęła się szeroko, ciesząc się, ze jest odwrócona plecami do Law. Na twarzy Jude’a pojawił się z początku szok, a potem radość, zastąpiona przez ogromne pożadanie. Podbiegł do ukochanej i zaczał całować, próbując wyswobodzić ją z ciuchów. Po chwili wziął szatynkę na ręce i zaniósł do sypialni..
- Miała być kąpiel – przypomniała Maggie, z „brudnym” uśmieszkiem.
- Kąpiel będzie później – rzekł, ściągając pospiesznie koszulkę. Opadł na gorące ciało dziewczyny, obdarzając każdy centymetr jej ciała pocałunkami. Po chwili wszedł w nią, narzucając ich ciałom odpowiednie dla obojga tempo….

Jakiś czas później.. może godzinę, może trzy, znów zadzwonił telefon. Tym razem Maggie. Leżąc obok Jude’a, wpatrując się w jego piękne oczy, niechętnie odebrała.
- Tak wiem, spóźniełam się, wiem –Skoro dzwonił Harry, musiał dzwonić własnie w tej sprawie. Zdziwiło ją wiadomość o tym, że ma wolne, ale stwierdziła, ze absolutnie się tym nie będzie przejmować. Leżeli tak jeszcze, wparując się w siebie chwilę, po czym oboje udali się do łazienki.
Resztę dnia, jak i kolejny, para spedziła na ustawianiu i przenoszeniu zakupionych wcześniej mebli w mieszkaniu Maggie.
- Ale tu ładnie teraz! – sapnęła czarnooka, spoglądając na swój salonik. Ciepłe kolory ścian, starodawne meble, duży, miękki dywan, kwiaty i kolorowa sofa robiły imponujące wrażenie.
- Niech to będzie część mojego prezentu z okazji Twoich urodzin – szepnał jej Jude.
- Skąd… - urwała, patrząc zaskoczona na uśmiechniętego blondyna
- Powiedzmy.. ze miałem pewnien telefon – mrugnał tajemniczo.
Maggie nie musiała wiedzieć nic wiecej. Pokręciła z rozbawieniem głową i zaśmiała się lekko. Po chwili jednak przytuliła się do aktora.
- Wiesz, że nie musisz mi nic dawać, sama Twoja obecnośc wystarczy – szepnęła
- Ale chcę. I tak dam, więc nie denerwuj siebie i mnie. Proszę, oto cała reszta prezentu – wręczył dziewczynie dwie pary kluczy – Te są od mojego domu – wskazał na pęk kluczy – i są Twoje. Na dziś, jutro i zawsze – uśmiechnał się, widząc niepohamowaną radośc w oczach Maggie – a te.. są od Twojego prezentu, który odbierzesz w sobote. Adres wyślę Ci mailem, albo sms-em. Ale masz tam pojechać. Będzie dla Ciebie idealny – stwierdził.
- Ale co..?
- Silnik jest dośc duży, ale bardzo wydajny, nie wybrałem czerwonego, bo to zbyt oczywiste, będzie czarny.
- KUPIŁEŚ MI SAMOCHÓD?? – oczy dziewczyny zrobiły się momentalnie wielkości spodków od filiżanek – CZY CIEBIE POGIĘŁO????
- Jak już mówiłem… nie denerwuj siebie ani mnie – zaśmiał się i pocałował czarnooką. Roześmiani, wrócili do domu Jude’a. Zasnęli bardzo szybko.
Czwartkowy poranek przywitał ich ciepłymi promieniami słońca. Jude najciszej, jak tylko umiał, udał się do łazienki. Prysznic, spakowanie swoich rzeczy i był gotów. Położył się obok Maggie i obserwował jak śpi. Lubił to. Jej twarz była wtedy taka spokojna. Kochał jej twarz, która kojarzyła mu się z jego własnym Aniołem, tak też ją traktował. Zmienił się. Z pochmurnego, skrywającego się za Maską szczęśliwego, stał się po prostu szczęśliwy. „Co to jedna mała istota może zrobić” – myślał, gładząc ciemne loki Brytyjki.
Maggie obudziła się kilka minut przed budzikiem. Pierwsze co zobaczyła to oczy ukochanego.
- Jude! Ty masz dziś zielone oczy! – krzyknęła ze strachem, odsuwając się od aktora.
- Nie, Skarbie. Moje oczy są niebieskie. Po prostu w zależności od natężenia światła i kąta jego padania są albo niebieskie, albo zielone – wytłumaczył cierpliwie Brytyjczyk.
- To niesamowite jest! – szepnęła z uznaniem szatynka wpatrując się w zielone tęczówki – szoda, ze ja tak nie mogę…
- Twoje oczy są wyjątkowe, jak cała Ty. Jednak… Ja odróżniam już Twoją tęczówke, która nie jest całkiem czarna, jak się wydaje, od źrenicy. Masz niesamowite oczy i nie zamienie ich na żadne inne – rzekł i pogłaskał Maggie po policzku – a teraz wstawaj, odwieziesz mnie.
Szybki prysznic, garderoba i szatynka pomagając ukochanemu zeszła do garażu aktora. Z lekką obawą wsiadała do pięknego, czarnego Audi. Prawo jazdy miała już kilka lat, ale nie miała, czym jeździć, mimo, ze swego czasu auto i puste ulice Londynu noca, to było jej ulubione zajęcie na odstresowanie. „Cóż, może do tego wrócę” – myślała, odpalając silnik. Słyszac jego dźwięk zamknęła oczy i zamruczała cicho.
Kilkanaście minut później parkowała przy Heathrow. Pochwyciła spojrzenie Jude’a pełne uznania za sposób prowadzenia jego ukochanego samochodu. Dość sprawna odprawa, która zajęła kilka minut i para stanęła naprzeciw siebie tuż przy wejściu do „kołnierza” prowadzącego na pokład samolotu
- Bądź grzeczny. Nie umawiaj się z żadną obcą babą, bo się i tak dowiem i pisz.. – rzekła Maggie, starając się na lekki ton
- Będę dzwonić, a Ty masz się odżywiać, nie przepracowywać, a jak jeszcze raz zamilkniesz na tak długo, to nie wiem co Ci zrobie… - uśmiechnął się Law, przyciągając do siebie mocniej Brytyjkę – Kocham Cię – szepnał zamknął usta dziewczyny w namiętnym pocałunku.
- Idź, bo się rozpłaczę – Maggie podciągnęła lekko nosem, jednocześnie się uśmiechając – Kocham Cię – szepnęła.
- Musze isć, zadzwonie – obiecał aktor
- Jude? – usłyszeli za sobą inny, niski głos z brytyjskim akcentem. Obejrzeli się. Szedł w ich stronę wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o kasztanowych włosach z dwudniowym zarostem.
- Tom! Co za spotkanie! – Ucieszył się Jude, witając się z wielokrotnym kolegą z planu. Uścisnęli się w sposób, który Maggie przywodził na myśl spotkanie dwóch dobrych przyjaciół – Pozwól, ze Ci przedstawię. To Maggie Gold, świetna Pani psycholog i mój własny, osobisty, ukochany nad życie skarb – mówiąc to, objął dziewczynę w jednoznaczny sposób – Kochanie, to jest Tom Hiddleston, mój przyjaciel.
- Bardzo mi miło – rzekł aktor i ucałował dłoń czarnookiej – Kilka razy widziałem was w ST. James park, ale nie miałem, co do tego pewności, że Wy to Wy, dlatego nie podchodziłem.
- Też lubisz ten park? – spytała Maggie, wpatrzona w szczerą i uśmiechnięta twarz kolejnego aktora, z którym miała przyjemność.
- Pewnie! Pracuje tam Pewnien pan, który ma najlepsza watę cukrową na wyspach – rzekł teatralnym szeptem i mrugnał wesoło do szatynki – Jude, też do Nowego Jorku?
- Dokładnie. Praca wzywa – Law uśmiechnął się szeroko. Tych kilka filmów, które nakręcił z Tomem wspominał bardzo dobrze. Codzienne żarty, rozmowy, a czasem też mała imprezka, sprawiło,z e mężczyźni nabrali do siebie zaufania i traktowali się wręcz jak bracia – Ty też?
- Bingo! Już się cieszę, ze będę mieć z kim pogadać podczas lotu – zażartował Tom - Ale ja Wam chyba przerwałem, przepraszam. W każdym razie miło było Cię poznać i do zobaczenia niebawem – obdarzył Maggie jednym ze swoich „firmowych” uśmiechów, po czym odszedł i zaczekał na przyjaciela.
Dziewczyna całym, drobnym ciałem przywarła do ukochanego. Miałą ochotę schować go gdzieś w torbie i wywieźć, ale nie mogła. Odsunęła się od niebieskookiego i ciepło uśmiechnęła. Nie wiedzieć, czemu, ale przez chwilę rozmowy z Tomem, łzy Maggie wyschły, zupełnie, jakby kolejny Brytyjczyk stał się nagłym lekiem na jej smutki. Żałowała, ze nie poznała go wcześniej, ale obiecała sobie, ze go jeszcze odszuka.
- Kocham Cię – szepnęła, wkładając w to wyznanie swoje całe uczucie do Jude’a. Mężczyzna uśmiechnąl się szeroko, słysząc jej ton – Uważaj na siebie.
- Będę. Zadzwonie. Kocham Cię – rzekł po raz ostatni i odsunął się. Chwycił swoją małą torbę i odszedł w stronę czekającego Toma. Tuż przed zniknieciem w „kołnierzu” odwrócił się i pomachał stojącej samotnie, drobnej, ale za to uśmiechniętej kobiecie.
- Ładna z Was para – usłyszał, siadając w samolocie, tuż obok, jak się okazało Toma – ależ ona ma oczy niesamowite! To soczewki? Są zupełnie czarne!
- Nie, nie… To nie soczewki, i nie są całkiem czarne. Jakby się przyjrzeć, to są o odcień, albo pół odcienia jaśniejsze od źrenicy, Ale czarna obwódka przy zakończeniu tęczówki nadaje im taki czarny wyraz.. – wymienił Blondyn, po czym spojrzał na szeroko uśmiechniętego przyjaciela.
- Jak ja lubie patrzeć na szczęśliwych ludzi – wyznał.

Samolot po kilku minutach wzbił się w powietrze. Godziny lotu upłynęły aktorom na rozmowach, wspomnieniach. Jude Z lekkim sercem wracał do pracy, wiedząc, ze teraz już wszystko będzie dobrze. Nawet niedawna kłótnia z synem nie była w stanie zepsuć mu humoru. Już na lotnisku JFK, pożegnał się z Hiddlestonem, odebrał swój bagaż i już miał ruszac na postój taksówek, gdy niespodziewanie wśród tłumów mignęły mu tak znajome rude włosy…

Po rozstaniu na lotnisku, Maggie wróciła do pustego domu aktora. Wzięła kilka sowich rzeczy i pożyczyła kilka filmów od brytyjczyka. Postanowiła, ze dzisiejszy, wolny dzień spędzi u siebie. W końcu jej piękne mieszkanie jest już umeblowane.
Będąc już w mieszkaniu, włączyła wieżę i kucnęła przy stojaku z płytami. Korcił ją szczególnie jeden zespół. Grupa, z którą spędziła ładnych kilka lat. Przełknęła ślinę i włączyła „Origin of Symmetry”, swój ulubiony krążek Muse. Wsłuchując się w muzykę, głos Matta, perkusję Dominicka, i gitarę Chrisa nie czuła już żalu. Nareszcie mogła do niech wrócić. Usiadła na kanapie i zamknęła oczy. Z lekkim uśmiechem przesłuchała cała płytę. W przypływie… czegoś, porwała swój telefon i napisała do Dominicka krótką wiadomość:
Dziękuję. Przepraszam, jeśli Cię uraziłam. Dziękuję, ze byłeś. Trzymam kciuki za to, żebyś tak jak ja był szczęśliwy.
M.

Już bez żalu wyłączyła płytę i załączyła pierwszy film od Jude’a. Przy największych klasykach kina spędziła resztę dnia. Pod wieczór, otworzyła swoje wcześniejsze notatki, które zaczęła dzień wcześniej w pracy. Zgasiła światło i położyła się spać po północy. Zamknęła oczy i zasnęla.

AGATA:

Ostatnie chwile w Polsce były dla Agaty pełne pracy, pakowania i pożegnań. Dziewczyna obiecała rodzicom swoich pacjentów, że będzie z nimi w stałym kontakcie mailowym, na wszelki wypadek, gdyby potrzebowali jej porady czy też propozycji terapii. Szefowa także okazała się bardzo w porządku, gdyż obiecała, że miejsce w poradni będzie czekać. Nieco gorzej rudowłosa poradziła sobie z mamą, dla której szokiem było to, że jej córka już tak nagle wraca do Stanów. Na szczęście przyspieszony kurs obsługi Skype’a i masaaa materiałów do nauki angielskiego zostały przez kobietę przyjęte z entuzjazmem. Opinią przyjaciółek rudowłosa zbytnio się nie przejmowała, w końcu one za nią życia nie przeżyją. Pozostało tylko czekać do dnia wylotu…

Czwartkowy poranek nadszedł niebywale szybko. Agata już od dwóch dni była spakowana, bilet wraz z dokumentami leżał w widocznym miejscu, aby uniknąć niepotrzebnych stresów związanych z późniejszym ich poszukiwaniem. Spokojnie zjadła śniadanie, wzięła prysznic i odprężyła przy porannej kawie. Samolot do NYC zarezerwowany był na godzinę 12:30, więc nie było pośpiechu.
- I znowu prawie 10 godzin w samolocie. – jęknęła cicho pod nosem, na myśl o długości podróży. – A jak dotrę na miejsce to tam będzie dopiero 16. Zmiana strefy czasowej, brrr…
Wychodząc, jeszcze raz spojrzała na swoje mieszkanie – tym razem nie wiedziała na jak długo je zostawia. Warszawa była tego dnia wyjątkowo przychylna, na drogach nie było korków, więc rudowłosa w 20 minut dotarła na Okęcie. Odprawa, dotarcie do samolotu, zajęcie swojego miejsca i lada moment podróż do jej ukochanych Stanów. Spojrzała na wyświetlacz telefonu, na którym widniało zdjęcie Roberta z Extonem.
- Już do was wracam, chłopaki. – pomyślała i uśmiechnęła się do siebie. Zanim telefon przeszedł w tryb samolotowy, pofrunął jeszcze z niego sms do Maggie, o tym, ze wszystko jest w porządku i następna wiadomość będzie już z NYC.
Agata zamknęła oczy, założyła słuchawki i dała ponieść się muzyce. Nawet nie spostrzegła, kiedy zasnęła i minęło tych 10 godzin. Obudziła ją stewardessa, kiedy samolot podchodził już do lądowania. Wyjrzała przez okno i z daleka ujrzała panoramę Nowego Jorku i lotnisko JFK. Poczuła ścisk w żołądku.
- Uspokój się. – pomyślała – Przecież wracasz do ludzi, których znasz, w miejsce, które znasz. Czego tu się bać?
Niby niczego, a jednak. Poniedziałkowy sms od Roberta cały czas wyprowadzał ją z równowagi i mącił jej myśli. Nawet nie była pewna, czy mężczyzna będzie czekał na nią na lotnisku czy w domu, z Extonem. Po wylądowaniu i odprawie, nerwowym krokiem ruszyła w stronę głównego hallu.

Szła zamyślona w stronę wyjścia, kiedy nagle prawie zderzyła się z mężczyzną, który wyrósł spod ziemi. Podniosła wzrok i ujrzała uśmiechniętego blondyna.
- JUDE?! – pisnęła i rzuciła mu się na szyję – Czeeeeść! Co ty tu robisz?!
- Właśnie wróciłem z Londynu. – niebieskooki uśmiechnął się szeroko.
- No widzę, wiiidzę. – rudowłosa uszczypnęła go z uśmiechem w ramię – Kurczę, nie spodziewałam się ciebie tutaj. Jak cudownie na dzień dobry zobaczyć znajomą twarz!
W oczy Agaty rzuciło się szczęście bijące z twarzy Jude’a. Najwidoczniej ten tydzień w Londynie nie tylko podreperował zdrowie Maggie, ale także i pomógł mężczyźnie.
- A na ciebie już pewnie Downey czeka z czerwonym dywanem i kwiatami. – zaśmiał się Brytyjczyk.
- A weź przestaaaaań. – zaczerwieniła się dziewczyna – Nawet nie wiem, czy po mnie przyjedzie na lotnisko, czy czeka mnie polowanie na taksówkę.
- No przecież tęsknił, nie?
- A to papla z tej Maggie! Jej to coś napisać! – rudzielec tupnął nogą, udając obrażoną – Ale właśnie, mów, jak tam z nią?
- Już lepiej. – na twarzy blondyna malował się spokój – Odpoczęła przez te kilka dni, opiekowałem się nią, karmiłem, odwiedziliśmy Nicka i Jamie. Mała Mary jest urocza, patrz! – wyjął telefon i pokazał Agacie zdjęcia maleństwa.
- O matkooo, cały Nick! Jaki słodki maluch! – pisnęła – Zaraz mi się włączy instynkt macierzyński!
- No to wiesz, ja tam mogę zagadać z Downey’em, żeby coś z tym zrobił i ci jakoś pomógł z tym instynktem. – mrugnął niebieskooki.
- JUDE, NIECH CIĘ CHOLERA! – twarz dziewczyny przybrała kolor jej włosów i już miała zacząć krzyczeć na przyjaciela, kiedy z daleka zauważyła Roberta z Extonem.
- Agaaataaa! Wujek Juuudee! – pisnął i zaczął biec w stronę przyjaciół.
- Cześć maluchu! – Polka przytuliła chłopca i wzięła go na ręce – Stęskniłam się!
- No witaj. – za swoim synkiem, do Agaty podszedł Robert i ucałował ją w policzek – Jak podróż?
- W porządku. – uśmiechnęła się i przytuliła do mężczyzny – Dobrze być tu z powrotem.
- Ekhem. – odchrząknął Jude – Ja wiem, że nie jestem uroczą rudowłosą niewiastą, przez co nie absorbuję twojej uwagi, ale mógłbyś się przywitać z przyjacielem, Robercie.
Rudowłosa parsknęła śmiechem, a Robert w swoim niezwykłym ‘Starkowym”, lekko ironicznym stylu odpowiedział Brytyjczykowi.
- Ach, Judesie! Tęskniłem, łzy rzewne wylewałem. Jak dobrze, że powróciłeś!
- Dobra, dobra, bo ci uwierzę. – zaśmiał się blondyn – Ale dobrze was wszystkich widzieć tak od razu, na obczyźnie.
- A tatuś i wujek chyba nigdy się nie zmienią. – Agata szepnęła do Extona, po czym zaobserwowała uroczą scenę, dwóch przytulających się mężczyzn.
- Och, już myślałem, że straciłem szanse na twój uścisk! – odparł teatralnym tonem Brytyjczyk, na co cała czwórka zareagowała głośnym śmiechem. - Dobra kochani, czas na mnie. Muszę zadzwonić jeszcze do Maggie i ruszać do hotelu, odespać lot.
- Pozdrów ją ode mnie! – rudowłosa uściskała mężczyznę.
- Na pewno to zrobię. – Jude odwzajemnił uścisk i szepnął dziewczynie do ucha -  Powodzenia.
- Pantofel! – zaczął wyzłośliwiać się Robert, ale zmrożony morderczym spojrzeniem niebieskookiego, poczuł skruchę – No dobra, przepraszam. Do zobaczenia jutro na planie.
- Cześć wuujeeek! – z nieodpartym urokiem krzyknął Exton.
- To co? – zapytał brunet – Chyba czas na nas? Pora jechać do domu.
„Dom” – to słowo dźwięczało w myślach Agaty, gdy siedziała w samochodzie koło Roberta. NYC
 naprawdę stał się nim, a rodzinka Downey’ów była dla niej prawie jak jej własna. To tak miłe uczucie…
- Jakaś zamyślona jesteś dzisiaj? – przerwał ciszę brunet.
- Tylko odrobinę zmęczona. – odpowiedziała rudowłosa – No i trochę mnie tu nie było, chłonę nowojorski klimat.
- Dobrze, że wróciłaś. Aaaale dzisiaj należy ci się dużo odpoczynku i lenistwa, my się wszystkim zajmiemy w domu.
- Tak, tatuś, tak! Zrobimy obiad, po męsku! – Exton aż podskoczył na tylnym siedzeniu, a Agata zaśmiała się, rozczulona tym widokiem.
- Nie mogę się doczekać tego waszego męskiego obiadu. – uśmiechnęła się do chłopca.

Popołudnie upłynęło Agacie w rodzinnej atmosferze. Robert i Exton starali się, żeby tęsknota za domem nie odbiła się zbyt mocno na jej humorze. Przygotowali pyszny obiad, a później mini-turniej karaoke na konsoli, w którym pięciolatek okazał się być niezwyciężony. Korzystając z tego, że brunet poszedł położyć synka spać, dziewczyna udała się do swojego pokoju. Wszystko było w nim dokładnie takie, jak w momencie, gdy wyjeżdżała do Polski. Usiadła na łóżku i spojrzała w okno. Słońce powoli zachodziło, a chmury stały się lekko różowe. Uśmiechnęła się do siebie i przytuliła do poduszki. Wydawało jej się, że poczuła zapach Roberta, ale usprawiedliwiła się tęsknotą i omamami węchowymi. Włączyła laptopa i napisała krótkie maile do mamy i Maggie. Nie miała siły na dłuższe wiadomości, jej mózg nie był w stanie skupić się na czymś treściwym.

Wyszła na taras i opierając się o barierkę, spojrzała w niebo, które zaczęło przybierać lekko różową barwę. Pomimo tego, że nadszedł wieczór, powietrze było jeszcze przyjemnie ciepłe i lekki wiatr delikatnie otulał jej twarz. W pewnym momencie usłyszała za sobą kroki.
- Cieszę się, że wróciłaś. – powiedział cicho Robert, podszedł bliżej i oparł brodę na ramieniu dziewczyny.
- Ja też się cieszę, że już tu jestem. – rudowłosa uśmiechnęła się do siebie – No i że wytrzymałeś dzielnie tyle czasu, pogodziłeś pracę z opieką nad Extonem, czekałeś.
- Na ciebie czekałbym i drugi raz tyle. – odpowiedział brunet i objął dziewczynę, która odczuła, że niebezpiecznie szybko zaczyna jej bić serce.
- To bardzo miłe… Właściwie to nie wiem, co mam teraz powiedzieć. – zawstydziła się.
- Może, że ty też poczekasz na mnie? Na to, kiedy będę całkowicie gotowy na nowy związek, a moja „przeszłość” już nie będzie miała na nic wpływu? – zapytał i spojrzał Polce w oczy.
Agata poczuła, że miękną jej nogi. Zauważała od jakiegoś czasu, że coś zaczęło iskrzyć, ale nie spodziewała się takiego wyznania ze strony aktora. „Czyli jednak Maggie miała rację…” – pomyślała, wpatrując się w te brązowe oczy, które uwielbiała od wielu lat.
- Robert… - zaczęła – Na ciebie warto czekać. Ile tylko będzie trzeba.
Mężczyzna na dźwięk tych słów uśmiechnął się szeroko i zbliżył swoją twarz do twarzy dziewczyny. Nadal patrzył jej w oczy, tylko teraz z niebezpiecznie bliskiej odległości. Pocałował rudowłosą w policzek, bardzo blisko kącika ust. Agata wstrzymała oddech i zszokowana, mocno wtuliła się w bruneta.
Wieczór przyjaciele spędzili na długiej rozmowie, jak minął im ten czas spędzony oddzielnie. Siedzieli przed telewizorem, zajadając się czekoladą, śmiejąc się i oglądając film. Zasnęli na kanapie uśmiechnięci i przytuleni do siebie…

sobota, 21 kwietnia 2012

XXII.

MAGGIE:

Szatynka otworzyła oczy i uśmiechnęła się, na widok nagich pleców Jude’a. Właśnie za takimi porankami tęskniła najbardziej, kiedy zaraz po przebudzeniu widziała go. Nie ważne było, czu patrzyła na tors, twarz, czy – jak dziś – plecy, najważniejszę, ze był tuż obok.
Te cztery dni, jakie minęły od przylotu Law ze Stanów, para spędziła głównie w domu aktora. Wspólne chwile jeszcze bardziej zbliżyły do siebie Brytyjczyków. Z każdą minutą, szatynka czuła, ze jest w odpowiednim dla siebie miejscu. Cmoknęła plecy ukochanego, i po cichu wymknęła się z łóżka. Poranna toaleta, włosy związane w kucyk, brak jakiegokolwiek makijażu. „Pięknie wyglądasz!” – zaśmiała się, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Istotnie, czarna koszula Jude’a, która od kilku dni robiła za koszulę nocną Maggie nie robiła zbyt dobrego wrażenia.
Już z kubkiem kawy, zasiadła przed laptopem. Czekała na maila zwrotnego od Agaty. Wciąż cisza… „Czy to możliwe, że od 3 dni ma tyle obowiązków, że nie zagląda na pocztę?” – myślała. Dla pewności, przeczytała jeszcze raz swoją odpowiedź na wiadomość przyjaciółki. „Może ją czymś uraziłam?”

Kochanie!
Dziewczyny się albo o Ciebie martwią, albo Ci zazdroszczą. Jednak, jako,z e to Twoje przyjaciółki, druga możliwość odpada. Chcą dla Ciebie jak najlepiej i tyle;) to raz. A dwa.. to troche się nie mieści w głowie.. Nam – mnie i Tobie – nagle przypada zaszczyt poznania dwóch aktorów klasy „A”, w dodatku są oni nami bardzo zainteresowani (i nie jęcz mi, ze Robert Tobą nie jest!)
Tak! Przyleciał! I zabrał do siebie! Kobieto! Jaki ona ma dom! Coś pięknego! Zakochałam się z miejsca! I w dodatku… Powiedział mi dziś w nocy, że.. chce sie już zawsze budzić przy mnie;) Aż mnie zamurowało. Generalnie czuję się ok. Martwię się tylko o Ciebie.. Nie chcę, żeby coś Ci stanęło na drodze do spełnienia marzeń, przecież wiesz. A skoro mama chyba przyjęła Twoja decyzje. Wiec Twoje przyjaciółki też powinny;) Pamiętaj, ze jakby co, to masz u mnie wolny pokój (który pewnego dnia urządzę, obiecuję!)
Całuję Cię i czekam na dalszy rozwój wypadków:*
M.


- Nie.. jest ok. – szepnęła do siebie, wyłączając urządzenie. – może faktycznie ma tyle roboty. W końcu ja nie odzywałam się tydzień – próbowała przekonać samą siebie. Na samą myśl o pracy, czuła w środku nieprzyjemne uczucie. Wyrzuty sumienia. Szatynka podeszła do okna i wyjrzała na pustą, ulicę. Pogoda, jak to podczas wakacji płatała figle. Upały przeplatały się z ulewami. Oparła głowę o ścianę i zamknęla oczy. Dokładnie rok temu będąc u rodziców naszło ją małe podsumowanie kolejnego roku jej zycia. Mimo, że urodziny miała mieć pod koniec przyszłego tygodnia, wolała korzystać z każdej wolnej chwili, by przemyśleć kilka spraw. Po I co się zmieniło? Wszystko! Zakończyła poprzedni związek, poznała wspaniałego mężczyznę, który w końcu mógł jej zaoferować bezpieczeństwo i uczucie, zmieniła mieszkanie, ustawiła się finansowo, na najbliżeszy rok i umocniła swoją zawodową pozycję. Jednak mimo tylu pozytywów, czuła, że jeszcze COŚ się wydarzy. Coś złego. Z zadumy wyrwały dziewczynę mocne ramiona, oplatające jej brzuch.
- Ale mi było pusto bez Ciebie – wymruczał Jude, drapiąc czarnooką dwudniowym zarostem – dasz mi kawy? - spytał, oblizując wargi.
- Rączki masz? Masz, nóżki też? Też, a kuchnia jest tam – wskazała odpowiedni kierunek – idź sobie zrób!
- Ale jesteś! Choć łyczka – błagał aktor z tzw. „miną szczeniaczka”
- Nieeee, mogę Ci towarzyszyć w drodzę do Twojego ekspresu, co najwyżej –zaśmiała się lekko czarnooka, mrugając przy tym do blondyna, który w akcie zemsty zabrał kubek ukochanej, a ją samą przewiesił sobie przez ramię. Śmiech pary zapewne słyszany był w najdalszych częściach Londynu.

- Kochanie.. pójdziemy na jakiś spacer? – usłyszała nad sobą charakterystyczny głos – odwiedzimy może Nicka. Chętnie zobaczyłbym małą Mary – mrugnął wesoło.
- A wiesz, ze to dobry pomysł! Daj mi… 10 minut i będę gotowa. Możesz odliczać – zaśmiała się Maggie biegnąć w stronę swojej małej garderoby, którą zajmowała już jakiś czas – Co by tu…. – mruknęła do siebie, przeglądając przywiezione ze swojego mieszkania ciuchy. Ostatecznie wybór padł na białe legginsy, kolorową, zwiewną tunikę i sandały na koturnie. Plus upięte włosy i jasny makijaż. W takim stroju pokazała się aktorowi, który z wrażenia zagwizdał.
Kilkanaście minut później wysiadali pod domem Chudego rudzielca. Jak na gości przystało, obydwoje kupili „małe” podarunki dla dziecka przyjaciół. Szatynka starym zwyczajem weszła do domu, jak do siebie. Drzwi jak zawsze były otwarte.
- Kto do… O! Państwo Law – skłonił się z cwanym uśmiechem Nick, witając gości
- A idź się utop! – prychnęła czarnooka, wręczając na jego ręce swój prezent – a gdzie Jamie? Tylko nie mów, ze kazałeś jej siedzieć z Mary? – spytała z wymalowanym na twarzy szokiem.
- Nie… Jamie bierze kąpiej, a ja własnie nakarmiłem małą, jak chcesz to idź, czatuj pod łazienką – mrugnął tajemniczo – a ja porwę Ci chłopaka, co?
- Chodź, chodź, opowiadaj, tatuśku – rzekł wesoło Jude, ciągnąc piegusa do kuchni. Maggie w tym czasie pobiegła na piętro, i stanęła przed drzwiami do łazienki. Zapukała kilka razy.
- To jaa! Otwórz, mamuśka, chcę Ci pogratulować!
- Nie.. to nie jest dobry pomysł – usłyszała w odpowiedzi smutny głos Jamie.
- No ok. Teraz to wchodzę i nie obchodzi mnie czy masz coś na sobie czy nie – zaryzykowała i nacisnęła klamkę. Zastała Jamie stojącą nago przed lustrem. Brunetka wpatrywała się w swoje odbicie z wymalowanym żalem na twarzy.
- Co jest?
- Spójrz na mnie… jak ja wyglądam? Co się ze mną stało? – spytała, a po jej jasnej twarzy spłynęła pierwsza łza – Dziecko dzieckiem ale co ze mną? moja skóra.. Moje ciało... – chlipnęła, po czym rozpłakała się na dobre.
Maggie westchnęła cicho, podeszła do przyjaciółki i okryła ją puchatym szlafrokiem, po czym mocno przytuliła. Niebieskooka jakby czekała na ten gest. Uspokoiła się nieco, po czym wtuliła w „siostrę”.
- Nawet nie wiesz, jak chciałabym mieć takie problemy – rzekła szatynka z kamiennym wyrazem twarzy – nie patrz tak – dodała – mam prawie 31 lat i… cóż. Chyba chciałabym mieć takie rozkoszne bobo – szepnęła.
- Twoja przypadłość można leczyć – Jamie, jak zawsze z uśmiechem pogłaskała Brytyjkę po policzku – więc wszystko przed Tobą, ale ja…
- Ty masz kochającego Cię nad życie męża i maleństwo tak piękne, ze tylko schrupać, mało Ci? To tylko skóra – dodała, uśmiechając się ciepło – są siłownie i te inne, poza tym. Zobaczysz, Mary zacznie chodzić i raz-dwa zrzucisz to co przybrałaś!
- Też tak myślę.. ale.. jak mam się pokazać Nickowi? – spytała
- Po prostu. On wie. Nie jest taki głupi, na jakiego wygląda – mrugnęła i roześmiała się czarnooka – a teraz pokaż mi to swoje cudo! – zaproponowała, ciesząc się jednoczesnie, ze ta chwilka sam na sam z Jamie tak podniosła obie na duchu.
Mała córeczka Nicka i Jamie okazała się uroczą młodą damą. Leżała w pokoju, w pięknej zielono-żółtej kołysce i zaciekawieniem wpatrywała się w wiszące tuż nad nią zabaweczki w kształcie księżyca i gwiazdek. Z doniesień dumnych rodziców, Mary nie płakała, za to wszędzie musiała wetknać swoje małe paluszki. Szatynka, widząc dziewczynkę, po raz pierwszy, jeszcze w szpitalu odniosła wrażenie, ze Mary jest bardziej podobna do Nicka, zaś, wpatrując się w jej małą twarzyczkę, zmieniła zdanie.
- Jest jak Ty! – szepnęła Maggie do przyjaciółki, biorąc mała na ręce – ale oczka ma piękne – uśmiechnęła się.
- Śmiejemy się z Rudym, ze oczy ma po Tobie – mrugnęła do Brytyjki. Faktycznie, tęczówki maleństwa były prawie czarne. Prawie, bo tuż przy źrenicy, zmieniały kolor na bursztynowe. – czytałam, ze dzieciom zmienia się kolor oczu po jakimś czasie, ale ja mam nadzieję, ze takie właśnie jej zostaną. Jedyne w swoim rodzaju.
- Ona cała jest jedyna w swoim rodzaju
- Jak jej mama chrzestna – dodała Jamie, uśmiechając się do zaskoczonej przyjaciółki – no chyba nie odmówisz Mary? Będziesz jej Matką Chrzestną?
- Ja… och… - tylko tyle zdołała wyukać czarnooka – Pewnie! – roześmiała się, unosząc Mary do góry – Będę Twoją ciocią, wiesz?
Przez resztę dnia wyśmienity humor nie opuszczał Maggie. Wręcz promieniała. Jude nie mógl się wręcz napatrzeć na swoją ukochaną. Kiedy zobaczył ją w szpitalu przeraził się. Nie poznał jej. Widział jej ciało okryte białą pościelą, ale to nie była „jego” Maggie. Nie ta, którą żegnał na lotnisku w Stanach. Dlatego też dwoił się i troił, by jakoś pomóc czarnookiej. I faktycznie po kilku dniach zauważył efekty. Błyszczące oczy, zaróżowiona skóra. Tak, zdecydowanie było lepiej.
Zapadał zmierzch, kiedy Brytyjczycy wyszli. Jednak zamiast do domu, skierowali się w stronę ST. James Park.
- A tutaj chciałaś mnie wepchnąć do wody – szepnał dziewczynie na ucho, stając na pamiętnym moscie
- Bo chciałeś mnie pocałować! – Maggie zmarszczyła brwi, jednak w kacikach jej ust czaił się uśmiech – No powiedz jeszcze ze nie.
- No.. może i chciałem wtedy… ale zrobię to teraz – rzekł cicho i wpił się w słodkie usta szatynki. Delikatne muśnięcia przeradzały się w coraz odważniejsze całusy. Kiedy języki pary rozpoczęły szalony taniec, a dziewczynie zaczęło brakowac tchu, odsunęla się od aktora, grożąc mu palcem
- Jesteśmy w miejscu publicznym, Mój Aniele – szepnęła opierając czoło o brodę ukochanego – Ale ja Cię kocham…
- Ty sobie nie zdajesz sprawy, jak ważne jest to, ze jesteśmy tu razem. Że jesteś ze mną i że to mówisz. – rzekł cicho, gładząc policzek szatynki.
Wrócili do domu po północy. Po wspólnej, gorącej i zmysłowej kąpieli, Maggie wtuliła się w tors aktora, zataczając małe kółka na jego odsłoniętej piersi.
- Widziałeś się z Raffertym? – spytała cicho, nie podnosząc głowy.
- Jestem z nim umówiony na jutro. Zaalarmowała mnie Iris. Powiedziała, że cos się zaczyna niedobrego dziać, wspominałem, ze moja córka ma nosa do tych spraw?
- Coś kiedyś mówiłeś.
- Masz też od niej pozdrwienia – dodał gładząc czarnooką – Już jakiś czas myślę nad tym… Powiedz… Chciałabyś poznac moje dzieci? – spytał po chwili milczenia. Brytyjka podniosła się na rękach i ze zdziwieniem spojrzała na blondyna – Jestem pewny. Swojego uczucia do Ciebie i swoich planów. Wspólnych planów. Dlatego… - urwał, czując na ustach palec Maggie.
- Oczywiście, ze tak! – szepnęła, wzruszona. Nie spodziewała się tego. Miała już do czynienia z takimi przypadkami w pracy, stąd wiedziała, że takie propozycje wróżą… Same dobre rzeczy. „Skoro chce przedstawić mnie dzieciom, naprawdę myśli o nas poważnie!” – krzyczała w myślach. A leżąc tuż obok, gładząc jego twarz, zdobyła się tylko na ciche „Dziękuję”.
Poranek zastał ich wtulonych w siebie. Było im tak dobrze. Okryci pościelą błądzili po cudownej krainie snu. Jednak Początek tygodnia, obowiązki i przede wszystkim budzik szatynki nie dawały za wygraną. Dziewczyna nieprzytomnie udała się pod prysznic, by pół godziny później po cihu wyjśc z sypialni Jude’a. Sprawdziła jeszcze maila.. Zero odzewu od Agaty. „Jak do południa mi nie odpisze, to przysięgam, ze albo zadzwonie, albo przy najbliższej okazji uszkodzę” – obiecała sobie, wychodząc z domu i udając się do pracy.

AGATA:

Dni w Warszawie upływały Agacie w ślimaczym tempie, a dobiła je awaria Internetu na całym osiedlu i brak kontaktu ze światem. Teoretycznie dziewczynie pozostała jeszcze sieć w telefonie, ale zasięg w mieszkaniu miała na tyle słaby, że nawet nie mogła spokojnie odebrać maila. Większość czasu spędziła w pracy, póki miała jeszcze okazję pobyć z dzieciakami na terapii, popołudniami chodziła do mamy, pomóc trochę w domu i najeść polskimi przysmakami. A wieczory? Te spędzała samotnie, oglądając po kolei wszystkie filmy, w których grał Robert. Tęsknota była coraz większa, a brak wieści z NYC nie pomagał rudowłosej…

Poniedziałkowy poranek przyniósł dobrą nowinę – Internet powrócił i rudowłosa mogła swobodnie sprawdzić pocztę, na której od kilku dni oczekiwała wiadomość od Maggie.
- Oho, czarnooka albo się na mnie nieziemsko wkurza za brak odpowiedzi, albo umiera z nerwów. – zaśmiała się do siebie dziewczyna i od razu odpisała.

Maggieeeee!
Padam na kolana, wybacz, ze się nie odzywałam – odcięli mi neta na kilka dni! Czułam się jak bez ręki… A telefonami nie chciałam Cię męczyć, w końcu jesteś teraz ze swym ukochanym i to na nim powinnaś się skupić ;-)
Ostatnie dni spędzałam jeszcze w pracy, dobrze spożytkowałam ten wolny czas. Popołudniami jeździłam do mamy, napychałam się pierogami i ciastem, a wieczorami towarzyszył mi Robert z mojej kolekcji DVD. Ech, nawet nie wiem, co u niego i Extona, nie wiem jeszcze, kiedy tam wrócę, nic nie wieeeem.
Cieszę się bardzo, że Jude teraz jest tam z Tobą i że wszystko się tak dobrze układa. Zresztą sama wiesz, jak bardzo trzymam za Was kciuki! :-*
Jeszcze raz przepraszam i obiecuję się odzywać regularnie!
A.

Resztę oczekujących maili stanowiły różnego rodzaju reklamy, internetowy wyciąg z konta, rachunek za zamówienie z wirtualnego sklepu i następnych kilka reklam. Zero wieści z NYC. Nic. Zero maili od Roberta, zero maili od Indio. Dziewczyna smutno spojrzała w okno, Warszawa była tego dnia wyjątkowo piękna, ale brakowało jej jednego – nie była Nowym Jorkiem. Myśli znowu zaczęły wariować, powróciły słowy przyjaciółek, mamy. Jedynym wyjściem dla Agaty było oddanie się pracy. Szybko wyszła z domu, wsiadła w pierwszy możliwy autobus i udała się do poradni. Spędziła tam cały dzień, starając się nie myśleć. Powrót do domu przebiegł nieco inną trasą i tym razem objął dużo sklepów, bo jak wiadomo, zakupy pomagają na smutki.

Po dotarciu do mieszkania, Agata wskoczyła pod prysznic, a potem rozleniwiona zrobiła swoją ulubioną herbatę. Siadając na kanapie, wyjęła z torebki telefon, przypominając sobie, że cały dzień miała wyłączony dźwięk, a pewnie jej mama próbowała się do niej dodzwonić. Jakże wielkie było jej zdziwienie, kiedy na wyświetlaczu ujrzała zdjęcie Roberta, sygnalizujące nową wiadomość od niego.
- Telepatia jakaś czy co? Myślami go przywołałam? – pomyślała dziewczyna i otworzyła skrzynkę odbiorczą. Sms od mężczyzny był bardzo krótki.
Kiedy wracasz? Tęsknię. R.
Myśli znowu zaczęły wirować w zawrotnym tempie.
- Ale jak… „TĘSKNIĘ”? Nie „tęsknimy”, nie „Exton tęskni”, ale „tęsknię”. O rety… - jęknęła rudowłosa i rzuciła się w stronę biurka z laptopem.
Sprawdziła wszystkie możliwe loty do NYC, zwłaszcza te najbliższe. Idealny trafiał się za równo trzy dni i kusił rezerwacją. 10 minut później był już zabukowany, a Agata trzymała w dłoni telefon.


Będę za 3 dni, właśnie zarezerwowałam lot. Ja też tęsknię. – odpisała Robertowi i rozejrzała się po swoim mieszkaniu. Znowu czekało ja pakowanie, którego tak bardzo nie lubiła. A do tego pożegnanie z mamą, której będzie musiała rano powiedzieć o tym, że lada moment wylatuje. Zastanawiała się nad tym, dlaczego zawsze podróże rozdzierają ją na pół? Dlaczego cieszy ją perspektywa udania się w jakieś miejsce, ale jednocześnie smuci opuszczanie domu i żegnanie z tym wszystkim, co jest dla niej ważne?
Zasnęła, wpatrując się w wyświetlacz na telefonu, na którym widniała ostatnia wiadomość od bruneta.
Czekam…

czwartek, 12 kwietnia 2012

XXI.

 MAGGIE:
- A mnie się wydawało, że chcesz wyjść dzisiaj? – usłyszała nad sobą głos.. ojca. Z przerażeniem otworzyła oczy. W Sali panowała ciemność. „Uff.. to ylko sen” – przeszło jej przez myśl – „Ale powiedzieć by im wypadało…”. Spojrzała na telefon, który pokazywał 4 nad ranem.
- Skoro nie zasne, to coś poczytam – wzięła laptopa przyjaciela do rąk i włączyła system. Przeczytała maila od rudowłosej i westchnęła cicho. Spodziewała się takiej reakcji otoczenia. „Każdy będzie teraz chciał ją zatrzymać. Ale przecież ona wpisała się w rodzinę Downey’ów! Robert otworzył się, przetrawił sytuację z Susan.. Oj.. Gdybym ja tam była w tej Twojej Polsce” – myślała.

Ty moje Słoneczko!
Strasznie żąłuję, że mnie tam obok nie ma, żeby Cię jakoś podtrzymać na duchu… Wyobrażam sobię, co teraz czujesz, serio! Wiem, ze zabrzmi to tanio.. ale wydaje mi się, ze spełnianie swoich marzeń to żaden grzech.. nic złego..
Z drugiej strony Twoja mama.. Agata, nie daj się zwariować! Wiem, ze Stany od Polski dzieli… tysiące kilometrów, ale jednak są inne metody na komunikowanie się. Siedzisz teraz u mamy, naucz ją korzystać z tych wszystkich „diabelskich urządzeń” – tak na komputer mówi do dziś moja mama;) Załącz jej Skype, czy inny komunikator, kup kamerkę, naucz porządnie obsługiwać. To naprawdę Wam ułatwi kontakt! I będziecie się widywać częściej:)
            Miałam dziwny sen.. jakbym słyszała nad sobą ojca.. bzikuję?
Pozdrów, ucałuj i uściskaj ode mnie mame!! I zamawiam sobie porcję tego pysznego jabłecznika z posypką!! Tylko ona taki potrafi robić, no i nie pogardzę pierogami;)
            Zdjęcie przesłodkie! I co.. masz jeszcze wątpliwości, co do tego, gdzie jest Twoje miejsce?;>
Kończe, może pomęczę jakieś komiksy w Internecie. Nie mogę zasnąć, więc…
Trzymaj się!!:*
M.

Dziewczyna wyłączyła pocztę i weszła na pierwszy, znaleziony portal, zawierający niezliczone ilości komiksowych opowieści tzw „dziwnej treści”, jednak mimo silnego postanowienia doczytania do końca swojego ulubionego… dwie godziny później zasnęła z laptopem na kolanach.


JUDE:
            Godzina pobudki nadeszła szybciej, niż się spodziewał. Z mocno bijącym sercem, wstał, ubrał się, sprawdził swój hotelowy pokój i wsiadł do żółtej taksówki, znaku rozpoznawczego NYC i z szerokim uśmiechem na ustach ruszył na lotnisko.
-Jezu.. Serio?! To musi być dzisiaj? – jęknął Jude, widząc ogromną kolejkę ludzi, czekających, jak on do odprawy.
            Uśmiechnął się do miłej, starszej kobiety, stojącej przed nim. Przypomniał mu się wieczór w Arizonie, kiedy to Agata dostała nagłego ataku alergii. Przypomniał sobie akcję Maggie. Widział jej zdecydowane ruchy, mające pomóc swojej przyjaciółce, słyszał jej opanowany głos. Z zamyślenia i rozmarzenia, blondyna wyrwał nagły telefon.
_ Iris? – spytał zaskoczony. Jego najmłodsza córka dzwoniła zazwyczaj w ważnych sprawach – co się dziaje
- Tatek! – usłyszał zdenerwowany głos dziewczyny – Czy ty ostatnio rozmawiałeś z Raffer’ym? – spytała
- Nie.. A czemu?
- Zachowuje się.. dziwnie. Ja rozumiem, ze jest ulubieńcem mamy, ale to, co wyprawia, przechodzi wszelkie granice! Wiesz, że się znów do nas wprowadził? – oburzenie w głosie panny Law było znaczące.
- Porozmawiam z nim jutro, osobiście. Czekam właśnie na lotnisku. Wracam na tydzień do Londynu – poinformował spokojnie.
- Z Maggie wszystko dobrze? – to pytanie nieco zaskoczyło niebieskookiego. Iris od zawsze była jego tzw:. „oczkiem w głowie”. Jude dużo wysiłków poświęcił temu, by wychować swoje dzieci na dobrych i porządnych ludzi a z cała pewnością mógł powiedzieć, ze w przypadku Iris mu się to udało. Najmłodsze dziecko, mimo, iż fizycznie tak bardzo podobna do matki, według Jude’a odziedziczyła to „coś” po nim. Dzięki czemu obydwoje zawsze mieli dobry kontakt. Dziewczyna miała to poczucie, ze nie zależnie od sytuacji, może liczyć na swojego ojca. I mimo, ze Iris miała dopiero 17 lat, swoją dojrzałością emocjonalną przewyższała swoich braci.
- Dobrze, skąd to pytanie?
- Tatek.. No.. bo ja bym chciała.. A zresztą wiesz, ze dla Ciebie chce jak najlepiej – przyznała – po prostu, patrząc na to, co robimój brat.. Mam jakieś złe przeczucia – dodała ciszej.
- To ja już zaczynam się bać. Twoje przeczucia zazwyczaj się sprawdzają – zbył śmiechem słowa córki, chcąc jakoś uspokoić małą Iris. Tak naprawdę czuł to samo… - Kochanie, kończę, odezwę się już z Londynu – obiecał.
- OK. Pozdrów Maggie, buziam Cię, Tatek! – krzyknęła wesoło 17-latka, po czym rozłączyła się.
            Przyglądając się wyposażeniu lotniska, Jude nie spostrzegł, kiedy nadeszła jego kolej.
Na pokład samolotu wsiadł kilkanaście minut później. Będąc już w powietrzu, zamknął oczy, starając się nabrać sił i uspokoić. Na nic się to zdało. Wewnętrzne zdenerwowanie spowodowane tym, że już niedługo, za kilka godzin ją zobaczy, nakręcało cały organizm brytyjczyka. Jednak podczas takiej podróży czas może dłużyć się niemiłosiernie. W związku z tym, w akcie ostatecznej desperacji, wyjął scenariusz i studiując nowe sceny „wyłączył się” z otoczenia.
            Tym czasem panorama za oknem nieustannie się zmieniała. Im niżej lecieli, tym było pogodniej. Jakby nawet aura nad Wyspami, cieszyła się, że w końcu dwie stęsknione dusze znów się połączą. Chociaż na chwilę. Blondyn z szeroko otwartymi oczyma wpatrywał się w widoki. „Jakieś cuda” – myślał z lekkim uśmiechem na ustach.
            Kiedy do uszu aktora dotarła wiadomość, ze za kilka minut lądują, Jude pogratulował sobie w myślach pomysłu ze scenariuszem. Praca od zawsze go wciągała. I to przy niej tracił poczucie czasu, a tym razem wyszło to mu na korzyść.
            Będąc już na ziemi, reszta spraw poszła aktorowi w mgnieniu oka. Zabrał swoje walizki i wsiadł do taksówki. Resztką silnej woli, zmusił siebie do tego, by pojechać do domu, odświeżyć się i DOPIERO jechać do szpitala. Do Maggie.
- Ależ ma Pan szczęście – usłyszał kierowcę – dzisiaj w tym naszym zwariowanym mieście nie ma korków! To jakieś cuda! – zaśmiał się mężczyzna
„Istotnie, mam szczęście” – odpowiedział w myślach niebieskooki, posyłając lekki uśmiech kierowcy, wyczekując na koniec trasy.

MAGGIE:
- Taki ładny dzień, a Pani go całego prześpi – młoda pielęgniarka sprawdzała ostatnie wyniki na karcie czarnookiej.
- A która to już? – wymruczała Maggie
- Dochodzi 14. Jeszcze 3 godziny i wyjdzie Pani na wolność
- W takim razie, proszę mnie wtedy obudzić – jęknęła Brytyjka na powrót zamykając powieki. Prawda była taka, że dziewczyna czuwała. Nasłuchiwała tak dobrze znanego odgłosu kroków.
            Kiedy rzeczywiście sen zawładnął jej umysłem, przechyliła lekko głowę. Włosy opadły na jej już nieco zaróżowione policzki.
            Obudziło ją… No właśnie… co? Zapach, szelest? Otworzyła powieki i spojrzała wprost w… błękitne oczy Jude’a. Mężczyzna z uśmiechem gładził jej policzki.
-Jesteś – szepnęła. Z kacika jej oczu wypłynęły pojedyncze łzy radości. Mężczyzna starł je, a potem pochylił, by pocałować szatynkę.
- Kocham Cię – odszepnął, wpatrując się w jej piękne oczy. Nie potrafił inaczej przywitać się  z ukochaną. W tych dwóch słowach zawarł wszystkie, tak głęboko skrywane do tej pory uczucia.
Maggie roześmiała się. Już tak dawno tego nie robiła.. Widok Jude’a, siedzącego tuż obok, wpatrującego się w nią z taką czułością, co chwila całującego jej dłonie sprawiły, ze wszystkie troski Brytyjki zniknęły. Tak po prostu.
            Godzinę później, para wyszła ze szpitala.
- A teraz mam propozycję nie do odrzucenia – zamruczał wprost do ucha dziewczyny, przyprawiając jej drobniutkie ciało o przyjemne dreszcze
- Noo słucham.
- Na cały mój pobyt wprowadź się do mnie, hm? – spytał z lekkim uśmiechem Jude. Widok zszokowanej twarzy dziewczyny go rozbawił. „Boże, jaka ona piękna, w każdym calu!”
- No dooobra, ale pod jednym warunkiem – zastrzegła, mrużąc oczy.
- Wiedziałem… Jakim?
- Śpię po prawej stronie łóżka – roześmiała się czarnooka.
- I będziesz jeść wszystko, co Ci zaserwuję. Bez jęczenia. To nie jest pytanie – dodał stanowczo. – A teraz jedziemy po kilka Twoich rzeczy i do mnie. Potem.. zrobię Ci taką kolację.. że pękniesz!
            Podróż do mieszkania szatynki, para spędziła w milczeniu. Maggie wciąż wpatrywała się z aktora, niedowierzając własnym oczom. „Jest tu!”
            Późnym popołudniem Brytyjczycy dotarli w końcu do domu aktora. Jude od razu poleciał do kuchni, przygotować posiłek dla siebie i szatynki, za to Maggie rozglądała się po wnętrzach. Różniły się stanowczo od standardów, do jakich przyzwyczaił ją Londyn. Dominowało tutaj jasne drewno. Podłogi i sufity w takich jasnych barwach, w połączeniu z zieleniami, żółciami, nawet fioletami i czerniami robiły piorunujące wrażenie. Wszystko było dopracowane w najmniejszym szczególe.
Maggie usiadła na miękkiej, bardzo wygodnej sofie w ogromnym salonie, w którym centralną część zajmował kominek.
- Ale tu pięknie – szepnęła do siebie, kręcąc z podziwem głową – jak w bajce.
- To jest nasza bajka – usłyszała nad sobą „swoją” chrypkę
- Podoba mi się to określenie. „Nasza”. Mogłabym się w sumie do tego przyzwyczaić. To nasze życie. Piękne! – klasnęła radośnie w dłonie. „Masz na to całe życie” – pomyślał Jude, stawiając przed dziewczyną talerz z potrwaką z kurczaka, ziemniakami i sałatką. Dziewczyna jeknęła nsam widok.
- Za jeczenie będzie kara – zastrzegł aktor – zobaczysz później!
            Posiłek, uśmiechy, spojrzenia. Dużo uśmiechów. Mężczyzna odłożył puste już talerze do kuchni, czując jak szatynka przytula się do jego pleców. Bez słowa odwrócił się do dziewczyny i spojrzał głęboko w oczy. „Tyle milości ile ma ona, zdecydowanie nie miała ani w oczach, ani w sobie żadna moja partnerka” – stwierdził, obdarzając usta dziewczyny pierwszymi z milionów pocałunków, jakie tej nocy czekały ich usta i spragnione bliskości ciała.

AGATA:
Obudziła się na lekkim kacu, z bólem pleców od spania na kanapie. Nawet nie wiedziała, kiedy poprzedniego wieczoru zasnęła, a udało jej się tak przespać całą noc. Spojrzała na telefon, 9:30 i jedno nieodebrane połączenie, od Roberta.
- Cholera… aż tak mocno spałam? – wymruczała do siebie – Może coś się stało? Ale przecież nie oddzwonię, teraz w Nowym Jorku jest środek nocy.
Rudowłosa podreptała pod prysznic, letnia woda postawiła ją na nogi. Zjadła śniadanie, wypiła kawę, ubrała swój ulubiony t-shirt, szorty i sandały, no i pognała w stronę centrum. Południe zbliżało się coraz bardziej, a z nim, spotkanie z przyjaciółkami.

Gdy dojechała na miejsce, pod Mandalą czekała już Marta wraz z Agnieszką i Kamilą. Dziewczyny były zgraną paczką jeszcze od czasu liceum. Odkąd skończyły studia i każda z nich zaczęła żyć swoim życiem, widywały się tylko kilka razy w roku. Przywitaniom i uściskom nie było końca – jak to w babskim gronie. Przyjaciółki weszły do Mandali, zajęły swój ulubiony stolik i zamówiły sałatki i piwo.
- Nooo, to jak było w Stanach? – zapytała Marta.
- Chyba powinnaś zapytać JAK JEST w Stanach. – poprawiła dziewczynę Agata.
- Jak to? – zdziwiła się Agnieszka.
- Przyleciałam tylko na kilka dni i niedługo tam wracam. – spokojnie odparła szarooka. – Mam zamiar zostać w Nowym Jorku tak długo, jak tylko się da.
- Przecież odwołali ci camp, to na cholerę? – przyjaciółki nie kryły swojego zdumienia.
- Bo mam inną, dobrze płatną pracę. Opiekuję się cudownym pięcioletnim chłopcem. Poza tym heloooł, zawsze marzyłam o Stanach i spełniam swoje marzenie. – rudowłosej nie pasowały pretensje ze strony jej przyjaciółek.
- No dobrze, już dobrze, nie denerwuj się, tylko opowiadaj jak tam jest. – uspokoiła atmosferę Kamila.
Agata opowiedziała dziewczynom o NYC, o wszystkich miejscach, które zwiedziła, o odwiedzinach Maggie, wyjeździe do Arizony. Cały czas jednak pomijała to, u kogo pracuje. Właśnie wspominała o tym, jak uroczo wygląda Brooklyn nocą, gdy jej leżący na stoliku telefon zaczął dzwonić, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Roberta.
- Cześć Robert! – odebrała z uśmiechem – Coś się stało? Bo rano widziałam, że dzwoniłeś, ale nie oddzwaniałam, bo u was była jeszcze noc.
- Nie, nic. – odpowiedział mężczyzna – Po prostu ciekawi byliśmy z Extonem co tam u Ciebie. Wszystko w porządku?
- Tak, jak najlepiej. Pracę powoli załatwiłam, ale chyba zostanę tu jeszcze kilka dni. Poradzicie sobie beze mnie?
- No ależ oczywiście! Będziemy knuć niespodziankę na twój powrót – zaśmiał się Downey.
- A co u Extona? Jest gdzieś tam koło ciebie? – zapytała dziewczyna.
- Bawi się w ogrodzie, wolałem go nie wołać, bo by cię zagadał przez ten telefon, a przecież masz teraz swoje sprawy na głowie.
- Uściskaj go mocno ode mnie. – rudowłosa uśmiechnęła się do siebie. – No i Ciebie też moooocno ściskam, tęsknię za Wami.
- My za tobą też. – Robert odpowiedział z czułością w głosie – A teraz wracaj do swoich spraw i nie przejmuj się nami, dajemy radę. Trzymaj się!
- Wy też! – zakończyła rozmowę Agata i odłożyła z powrotem na stolik telefon, na którego tapecie widniało jej zdjęcie z Downey’em. Podniosła wzrok i spojrzała na przyjaciółki, które wpatrzyły się w nią wielkimi oczyma.
- Yyyy…co? – zapytała.
- Powiedz nam, że nam się przewidziało i przesłyszało. – zaczęła Marta – że Ty nie rozmawiałaś właśnie…
- z RDJ’em? – dokończyła szarooka – Tak, właśnie z nim rozmawiałam. 
- Ale…ale…ale jak? – pisnęła Kamila.
- No bo właściwie, to ja wam zapomniałam powiedzieć, ze to u niego pracuję. – odparła z rozbrajająco szczerym uśmiechem ruda. – Tak jakoś wyszło.
- TAK JAKOŚ WYSZŁO?! – Marta aż podniosła się z miejsca – Poznałaś faceta, w którym podkochiwałaś się od liceum i mówisz, że tak jakoś wyszło?!
Agata była skazana na opowiedzenie wszystkiego przyjaciółkom. O ogłoszeniu, o Maggie i jej związku z Judem, wypadzie do Spa, opiece nad Extonem. O wszystkim. Poza tym, co nadal czuła do Roberta i co być może on zaczynał czuć.
- Łaaaał, American Dream! – Agnieszka westchnęła.
- Też tak to czasem żartobliwie sobie nazywam. – zaśmiała się rudowłosa – Poszczęściło mi się, opatrzność czuwała, czy coś takiego. 
- Tylko Ty wiesz. – odparła pouczającym tonem Marta – W nic się nie wpakuj, nie daj się poderwać.
- Daj spokój. – zmieniła temat Agata i spojrzała na zegarek – O kurczę, już 15? Obiecałam mamie, że pojadę z nią na zakupy. Przepraszam dziewczynki, muszę lecieć.
Dziewczyna pożegnała się z przyjaciółkami i pojechała w stronę centrum. Zakupy z mamą były wymówką, byleby urwać temat „romansu z Robertem”. Nie chciała im mówić o tym, co czuła. Wiedziała, że starałyby się jej wybić bruneta z głowy – a bo gwiazdor, a bo mógłby być twoim ojcem, a bo rozwiedziony. Dobrze wiedziała, jakie pojawiłyby się argumenty. A miała przecież 27 lat i sama odpowiadała za siebie i swoje życie. Rozżalona wydała w sklepach masę pieniędzy na ciuchy, ale przynajmniej trochę jej ulżyło.

Po powrocie do domu od razu sprawdziła maila. Nie pomyliła się w swoich przeczuciach – czekała na nią wiadomość od Maggie. Przyjaciółka jak zwykle podniosła ją na duchu. Agata czasami miała wrażenie, że tylko Brytyjka tak naprawdę ja rozumie – i nie miał na to wpływu fakt, że była psychologiem. Nadal podenerwowana, od razu zabrała się za odpisywanie.

Maggie!
Mama to mały pikuś, dziś niemiłosiernie zdenerwowały mnie Marta, Aga i Kama. Spotkałyśmy się na piwku, opowiedziałam im o Stanach i pech chciał, ze właśnie wtedy zadzwonił Robert, a one dostrzegły jego zdjęcie na wyświetlaczu mojego fona. No i musiałam im wszystko opowiedzieć, a potem zaczęły się uwagi, żebym się w nic nie wpakowała i nie dała mu poderwać… Aaaaa, nie jestem małym dzieckiem! :-/ Uciekłam od nich, pod pretekstem zakupów z mamą.
I znowu za dużo myśli, dylematów, chyba się upiję… ;-) 
A jak Ty się czujesz? Jude już przyleciał? Pisz, pisz, pisz!
LOOOOVE!
A.

- Właściwie z tym upiciem się to nie taki zły pomysł. – rudowłosa powiedziała sama do siebie i już chwilę później otwierała butelkę wina.
Ten wieczór był jej. Wyłączyła laptopa i telefon. Wybrała kilka ulubionych płyt i odpoczywała z winem i muzyką. Potrzebowała chwili odpoczynku od wszystkiego, co ostatnio działo się w jej życiu. Zasnęła dość wcześnie, mając nadzieję, że te wyrzuty sumienia wreszcie się skończą…

wtorek, 10 kwietnia 2012

XX.

JUDE:
     Brytyjczyk nawet nie zauważył, kiedy odegrał wszystkie swoje partie na bieżący dzień. Odetchnął głęboko „budząc się” z transu w swojej garderobie. Czekała go dosyć poważna rozmowa z reżyserem i producentem. „Jak będzie trzeba, to zacznę stroić fochy, żeby mnie tylko puścili na kilka dni do Niej” – myślał. Chęć zobaczenia Maggie, nawet, jeśli będzie w złym stanie stała się misją numer 1 blondyna. Wzdrygnął się lekko, widząc za swoimi plecami…
- Sienna? – prawie krzyknął, wstając z fotela. Mając na uwadze to, co stało się ostatnim razem, kiedy ją spotkał, wolał zachować czujność – Czego chcesz?
- Przechodziłam… i pomyślałam, ze wpadnę – przygryzła dolną wargę i zmrużyła kokieteryjnie powieki – kiedyś się cieszyłeś z takich odwiedzin – zbliżała się do niebieskookiego.
- Dużo się zmieniło. Co u Twojego męża? Wciąż go zdradzasz? – Jude podszedł do okna i lekko je uchylił. Wolał mieć świadków przy ewentualnym.. „czymś”.
- Nie mówmy o nim… Jesteś smutny już kilka dni.. widze to. Pomogłabym Ci się wyzbyć wszelkich trosk. Pamiętasz, jak dobra jestem w takich sprawach – zaśmiała się cicho.
- Eh… - Brytyjczyk potarł oczy, po czym zrównał się z blondyną – posłuchaj mnie i zapamiętaj to co powiem. Nie jesteśmy już razem i nie będziemy. To raz. A dwa, nie mieszaj mi więcej w życiu, pamiętaj, znaczę nieco więcej od Ciebie w branży. Uwierz mi. Nie chcesz, żebym wykonał kilka telefonów. Bo po nich świat szybciutko zapomni o Siennie Miller – wyszeptał, wpatrując się w jej oczy. Zadziałało. Kobieta przestraszyła się, jednak nie tak bardzo, jak liczył.
- Nie zastraszysz mnie. Nie licz na to – rzekła ze spokojem. Lekki strach wyrażały tylko jej oczy. Odwróciła się, kierując do wyjścia, jednak tuż przy drzwiach zatrzymała się – A wiesz… Poznałam ostatnio Twoją Saddie. Myślę, że pomogę jej wyjść z dołka po życiu z Tobą… - ton jej głosu, sprawił, ze blondynowi ciarki przebiegły po plecach. Nie wiedzieć czemu, zaczał obawiać się nie o swoje dzieci, nie o siebie samego, ale o Maggie. Czuł, że blondynka za wszelką cenę będzie próbować zniszczyć to, co budował razem z szatynką.
- Nie wiem co kombinujesz.. ale nie uda Ci się… - ostrzegł
- No to się przekonamy – Sienna uśmiechnęła się nieprzyjemnie i wyszła z pomieszczenia.
- Niech Cie cholera – mruknął do siebie, a po chwili udał się do gabinetu producenta.
Wszedł do zadymionego pomieszczenia, gdzie jak sadził spotkał głównodowodzących.
-OO! Co tam Jude? Jeszcze tu jesteś? – spytał Paul Walker, producent, zajmujący się filmem.
- Mam do Was sprawę – zaczał blondyn siadając na kanapie
- No to Wal, chłopie
- Potrzebuje… Nie. Chce wolnego do końca tygodnia.
- No problem, stary – Reżyser właśnie wszedł do gabinetu, usiadł przy Brytyjczyku – no co tak patrzysz. Ujęcia z Tobą mamy nakręcone na jakieś 2 tygodnie naprzód, więc teraz byś nam tylko zawadzał – wyznał Tim Burton.
- Tak po prostu? – aktor zmarszczył brwi – nie będzie żadnych fochów, cięć kosztów, ani nic? Czegoś innego się spodziewałem – przyznał.
- Szczerze? Jestem bardzo zadowolony z Twojej pracy, ba! Robisz tutaj najlepszą robotę w tej chwili! – Tim uśmiechnął się lekko – Johny ma jakieś problemy dzieciakami, Robert dziś też jakiś dziwny, no a Ty… Rewelacja.
- Rany.. Dzięki za wszystko szefie – ciężar z serca mężczyzny ulotnił się – czyli… mogę jutro wybywać?
- Masz nasze błogosławieństwo, wróć w przyszłą środę. Jak znam życie Johny odwali coś, przez co trzeba będzie powtarzać full scen, ok.? – reżyser poklepał niebieskookiego po ramieniu
- Tak jest! – Brytyjczyk prawie wybiegł z ich gabinetu. Skierował się wprost do garderoby przyjaciela, do której, starym zwyczajem wpadł bez pukania – Ty! Wolne mam! Lecę do Londynu! – wykrzyczał, unosząc ręce w geście zwycięstwa. Czuł się fantastycznie. Spojrzał na bruneta i uśmiech momentalnie zszedł mu z Twarzy – Co się dzieje?
- Agata wyleciała do Polski – przyznał ponuro Amerykanin
- I?
- Jeszcze pytasz? To, że ty rozpaczasz, bo jesteś tu bez Maggie jest ok. a ja nie mog.... – urwał i spojrzał z przerażeniem na wyraz twarzy Jude’a, wyrażający triumf.
- Mówiłeś coś? – spytał z kpiącym uśmieszkiem – bo wydawało mi się.. ale mogło mi się tylko wydawać, w końcu swoje lata mam, ze jakbyś.. hm… - blondyn teatralnie się zamyślił – tęsknił??
- Aż tak widać? – Downey opuścił głowę, wpatrując się w swoje buty – zachowuje się jak szczeniak, nie?
- Nie. – odparł już poważnie blondyn – zaczęło Ci zależeć, to normalne, ze chcesz ją mieć przy sobie…
- To też. Ale wiesz co… Jak widziałem, jak oddala się ode mnie.. poczułem się tak, jak po odejściu Susan. Znów jestem sam z Extonem… - jęknął zakrywając twarz dłońmi.
- Wstań, Robercie. Słuchaj mnie. Nie wolno Ci porównywać każdego wyjazdu Agaty do tego, co zrobiła Ci Susan. Owszem, jesteś na moment sam, ale to tylko chwila! Nie daj się zwariować! Lepiej już wymyśl, jakie niespodzianki jej sprawisz po powrocie z Polski – dodał łagodniej.
- Coś mi się wydaje, ze zawód Twojej dziewczyny zaczął powoli przechodzić na Ciebie – Robert uśmiechnął się szeroko. Cieszył się z tego, ze ma takie wsparcie u brytyjczyka – To kiedy lecisz do Maggie? A właśnie co do Maggie… - brunet zmieszał się lekko – dzwoniła do Ciebie?
- Dzwoniła.. wszystko już wiem.. – Jude momentalnie stracił humor – Coś tak czułem, że to może się tak skończyć. Ten jej wyjazd i tak dalej… Obawiam się, co zastanę.
- Nie może być aż tak źle! W końcu… nie widzieliście się ponad tydzień… - Robert przypomniał sobie głos dziewczyny, zaledwie kilka godzin wcześniej. „Kogo ty chcesz oszukać!” – warknął w myślach – „Skoro jest w szpitalu to JEST źle”
- Oby. Bilet mam już zarezerwowany, wiec wystarczy mi się spakować… Ale póki co.. Trzeba wyzbyć się ponurych myśli – aktor wstał i skierował się do wyjścia – Idziesz na Squash’a?
- Ba! Prowadź, drogi Watsonie – zaśmiał się brunet idąc za przyjacielem w stronę samochodu.
            Dwie godziny spędzone na Hali, w towarzystwie przyjaciela, spędzone na bardzo intensywnym treningu, poprawiły mężczyznom humory. Wychodząc z szatni, jeszcze mokrzy po wcześniejszych prysznicach, zaśmiewali się, niczym za dawnych czasów.
- Czyli co… Jutro?
- No jutro, jutro – Uśmiechnął się lekko niebieskooki – dasz sobie rade, czy mam zostać tu z Tobą, ocierać Twoje łzy? – spytał z przekąsem
- Mnie nie trzeba niańczyć, młokosie! – urwał widząc mine przyjaciela.
- Uważaj, bo Ci uwierze – Jude pokręcił głową i pomachał wysiadającemu przyjacielowi – jeszcze tylko kilka godzin, Kochanie.. wytrzymaj – szepnał, kierując te słowa za ocean do Maggie.

MAGGIE:
Obudziło ją ciche krzątanie pielęgniarki w jej sali. Wiedziała, ze ma jeszcze kilka godzin do pierwszej osoby, która kontrolnie wpadnie sprawdzić co się z nią dzieje, więc czym prędzej poprosiła o konsultację z lekarzem.
Lekarz zjawił się godzinę później, tłumacząc się obowiązkami.
- Chciałabym wyjść – zażądała spokojnie
- Droga Pani, szanuję Pani decyzję, ale wypuszczę Panią najwcześniej jutro popołudniu – odparł doktor Marks – I Proszę dać mi skończyć. Dopiero jutro, ponieważ, gdyby wyszła pani dzisiaj.. cóż.. po godzinie przywieźliby Panią tu z powrotem, a tak, będę mieć pewność, ze jest dobrze.
- No.. skoro tak – Maggie westchnęła ciężko – zgoda. Ale jutro chcę wyjść.
- To jesteśmy umówieni – Lekarz podpisał kartę, wiszącą na ramie jej łóżka, po czym skierował się do reszty pacjentów.
Szatynka zapatrzyła się w lipcowe słońce. „Powinnam to gdzieś zapisać. W Londynie pojawiło się w końcu słońce” – zaśmiała się w myślach. Ciepłe promienie zawitały w końcu do pokoju czarnookiej. Dziewczyna zamknęła oczy, myśląc o nadchodzących dniach. Jej wyrzuty sumienia związane z przyjazdem Jude’a, reakcja przyjaciół.
- Ciekawe jak bardzo dostanie mi się od rudej – mruknęła do siebie, otwierając zostawionego przez Nicka laptopa. Jak myślała, przyjaciółka odpisała dosyć ostro, jednak z każdym czytanym zdaniem na ustach szatynki pojawiał się coraz to szerszy uśmiech.
„Nie było tak źle”. Odpisała natychmiast.


Wiem, ze przesadziłam, dostałam już po uszach od Nicka, Harrego, dobrze, ze rodzice nic nie wiedzą, bo pewnie do tej listy dołączyłabym jęczenie Państwa Gold;) wychodzę jutro (na własne żądanie) i nie próbuj mnie nawet przekonywać, ze to zły pomysł, bo po prostu Ci się to nie uda. Nie mam zamiaru leżeć tutaj, skoro Mój Jude tu będzie. (swoją drogą zaczęłam się przyzwyczajać do tego określenia: MÓJ) ;P
Wyspałaś się?:) odpoczęłaś?:) informuj mnie co z tą Twoją pacjentką, jestem bardzo ciekawa, jak będzie przebiegać jej terapia, kiedy Ty wkroczysz do akcji;)
Nie dziwi mnie pożegnanie ze strony Roberta, jestem wręcz dumna z tego, ile włożył wysiłku w to wszystko;) bardzo się cieszę, ty już wiesz z czego;)
Wiesz, ze u mnie świeci słońce??:>
M.


Wyłączyła komputer i zamyśliła się. „To, co się dzieje miedzy Agatą a Robertem zaczyna nabierać jakiś realnych kształtów” – myślała – „musze ja wypytać o wszystko Jude’a jak przyleci.” Spojrzała na wyświetlacz telefonu i bez chwili zastanowienia napisała kilka ciepłych słów do ukochanego. Mimo, że nie widzieli się chwilkę, zdążyła się stęsknić za jego spojrzeniem, ciepłem, uśmiechem, dotykiem i pocałunkami.
Przez tyle czasu podświadomie czegoś szukała. Chciała zaznać stabilności i bezpieczeństwa przy kimś. Dominic.. cóż połączyło ich szalone uczucie, lubili swoje towarzystwo, jednak to było wszystko… Szatynka jeżdżąc za muzykiem nie czuła się swobodnie. Męczyła się. A teraz.. było zupełnie inaczej. Znalazł ją ktoś, kto był jej marzeniem jeszcze od czasów studiów. Chęć autografu, czy wspólnego zdjęcia to było wszystko, co dopuszczała do siebie. Rzeczywistość jednak czasem potrafi nieźle spłatać figla i tym sposobem Jude Law, tak ten sam Jude Law, którego plakat wisiał przez długi czas nad łóżkiem czarnookiej, jedzie do niej, bo kocha, bo się martwi. „Jeśli to nie jest jakiś cud, to ja już nie wiem jak to nazwać” – stwierdziła, uśmiechając Siudo siebie.
- Co się tak szczerzysz? – do Sali dziewczyny weszli jej współpracownicy.
- A tak jakoś.. sobie o kimś pomyślałam, co tam?
- Dostajesz najłatwiejsze przypadki, zarządzenie Harrego, więc się nie krzyw, pójdzie Ci z nimi raz-dwa – Ben mrugnał wesoło, siadając na łóżku dziewczyny
- No wiedziałam… - westchnęła Maggie, przeglądając przyniesione dokumenty – O! muzycy! – uniosła zdumiona brwi
- To już nasza propozycja..
- Chyba prośba, bracie – poprawił blondyna Brian – wiemy, że interesowałaś się muzyką poważną i jej oddziaływaniem..
- To się muzykoterapia nazywa – zaśmiała się szatynka – NO ale mów dalej – uspokoiła się nieco.
- No! Ojciec zginął w zamachu, zostawiając żonę i sześcioro synów. Każdy z nich gra na jakimś instrumencie.
- Dam rade, nie takie przypadki się miało! – jakimś dziwnym sposobem, dziewczyna była pewna swego.
Rozmowa z przyjaciółmi, późniejsze odwiedzimy Jamie, która zostawiła świeżo-upieczonego tatusia z córeczką jeszcze bardziej pozytywnie nastroiły Brytyjkę. Reszta dnia w towarzystwie przyjaciółki, spędzona na plotkach i innych opowieściach dziwnej treści uzmysłowiły Maggie, jakie wielkie ma szczeście, mając wokół siebie tak wspaniałych ludzi. Niczym się obejrzała a dzień się kończył, a już na sam koniec rozdzwonił się telefon czarnookiej.
- Cześć, skarbie!
- I jak się dzisiaj czuje moje Najukochańsze słoneczko? – Brytyjczyk był w wyśmienitym nastroju
- A lepiej, dziękuje. Była u mnie Jamie, odważna z niej kobieta, skoro zostawiła zszokowanego Nicka samego z dzieckiem – zaśmiała się – no a co u Ciebie? Spakowany? Już się nie mogę doczekac, aż tu będziesz, wiesz? – dodała ciszej, lekko się rumieniąc.
- Jeszcze chwilka, Kotku, jeszcze chwilka – mężczyzna bardziej mówił to do siebie, nić do ukochanej. Siedział w hotelu jak na szpilkach wyczekując odpowiedniej godziny – a potem.. będę mieć dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia, wiesz?
- Ojjj już się boję – szatynka udała przerażenie – bardzo będzie mnie boleć?
- No.. jak się nie zgodzisz to bardzo, ale.. Dowiesz się wszystkiego, jak przylecę. Kocham Cię, wiesz?
- Wiem, wiem, już to kiedyś słyszałam
- I będziesz słyszeć coraz częściej – obiecał blondyn, uśmiechając się do siebie – a teraz Do spania i nie kłóć się ze mną. Do zobaczenia, Skarbie – Jude rozłączył się, po czym wziął gorący prysznic i położył się. Z poleconą, przez Roberta książką, nie zauważył kiedy na zewnątrz zrobiło się ciemno. Grubo po północy wyłączył lampkę i zamknął powieki.. Sen nadszedł szybko...

AGATA:

Rudowłosa obudziła się około południa, czując, że jeszcze nie do końca doszła do siebie po podróży. Spojrzała na laptopa leżącego koło łóżka i pierwsza myśl, jaka przyszła jej do głowy, brzmiała „Maggie!”. Zalogowała się na pocztę i odpisała przyjaciółce.

Mała!
Czułam, że dzieje się coś niedobrego, ale usprawiedliwiałam to sobie tym, że masz dużo pracy. Nie sądziłam, że będziesz aż taka nieodpowiedzialna, ze wylądujesz w szpitalu?! Jestem młodsza do cholery, a mam Ciebie, starą krowę, uczyć, że trzeba o siebie dbać? Nie samą pracą człowiek żyje! :-( Mam nadzieję, że Jude się Tobą zajmie i Cię trochę podtuczy ;-) I nie martw się nim, znając go, to coś wymyśli, żeby bez konsekwencji się do Ciebie wyrwać!
Jestem od kilkunastu godzin w Warszawie. Niedługo wybieram się do pracy, a potem wypadałoby się pokazać w domu, bo inaczej mama łeb mi urwie ;-) A pożegnanie… było całkiem normalne. Robert kazał mi sobie obiecać, że wrócę i że odezwę się od razu po lądowaniu, żeby się nie martwił. Rano zrobił mi śniadanie, a potem podrzucił na lotnisko. Starałam się przy nim nie wymięknąć, w końcu tak nie cierpię pożegnań…
Jesteśmy w kontakcie! (zrozumiano?! ;-))
LOVE!
A.

Po zamknięciu laptopa, Agata wzięła prysznic, zjadła śniadanie i po szybkim ogarnięciu się pojechała na Tarchomin, do poradni, w której pracowała. Zajęcia z małą Anią przebiegły dokładnie tak, jak sobie zaplanowała. Dziewczynka chętnie współpracowała i bez problemu przyjęła prośbę o ćwiczenie z innymi terapeutkami. Rudowłosa poczuła wewnętrzne spełnienie, złapała się na tym, że w Stanach brakowało jej trochę pracy logopedy. Oczywiście, opieka nad Extonem dawała jej dużo radości, ale nie mogła z nim wykorzystywać swoich zawodowych umiejętności. Poza tym chłopiec nie miał żadnych wad wymowy, a po zdolnym ojcu jego dykcja była rewelacyjna jak na pięciolatka.
Z poradni Agata udała się do centrum, odwiedzić mamę. Jak kochała amerykańskie jedzenie, tak dała sobie teraz rękę uciąć za domowy obiad. Już na klatce schodowej poczuła zapach zupy pomidorowej i pierogów.
- Cześć mamo! – krzyknęła, wchodząc do mieszkania.
- O matko, nareszcie! Dziecko moje wróciło! – mama dziewczyny wybiegła z kuchni i przytuliła córkę.
- Oj tam, przecież nie było mnie raptem kilka tygodni. Zaraz mnie udusisz z tej tęsknoty! – zaśmiała się dziewczyna.
- Och! No bo moja światowa córka siedzi w Stanach, a jej stara matka tutaj sama jak palec. Chodź do kuchni, zrobiłam twoją ukochaną pomidorową, jeszcze ciepła, ale nie za gorąca, jak lubisz. – uśmiechnęła się kobieta.
- Ty, stara? Oj mamuś! Przecież ty masz ledwo ponad 50 lat! Jesteś w kwiecie wieku! – rudowłosa ucałowała rodzicielkę w policzek, ale w sercu poczuła dziwne ukłucie. Jej słowa chyba wzbudziły w niej lekkie wyrzuty sumienia.
Rudowłosa cieszyła się jak dziecko z dań, które tak bardzo uwielbiała. Rozmawiała z mamą opowiadając jej o Nowym Jorku, o Arizonie, wyjazdach, odwiedzinach Maggie i jej związku z Judem, aż w końcu o Robercie i jego rodzinie.
- No, to do kiedy masz tam podpisaną umowę? – zapytała kobieta.
- Wiesz… nie mam określonej daty. Bo… ja tam chyba zostanę na dłużej. Dużo dłużej. – wymamrotała dziewczyna.
- I co, znowu zostawisz mnie tu samą? Na nie wiadomo ile…
- Mamo… Ale ja tam spełniam marzenia! – odpowiedziała Agata ze smutkiem w oczach – Zawsze marzyłam o Nowym Jorku, no i tam jestem. Chciałam więcej zarabiać, no i zarabiam!
- I jeszcze spróbuj mi wmówić, że Robert nie ma na twoją decyzję żadnego wpływu. – mama Polki spojrzała na nią ze znaczącym spojrzeniem.
- O rety, nooo… - twarz dziewczyny przybrała kolor jej włosów – Dobrze wiesz, od ilu lat on jest moim idolem. A teraz praca u niego, jak mogłabym z tego zrezygnować. Poza tym spójrz na Maggie, ona wzdychała do plakatów z Judem, a teraz jest jego dziewczyną.
- A ty chciałabyś być dziewczyną Roberta.
- Mamo, nie o to chodzi! – Agata próbowała zmienić temat, w końcu kochała faceta, który był prawie w wieku jej rodziców – U niego naprawdę dobrze zarabiam. A teraz? Ja tu wynajmuję mieszkanie, Tobie administracja coraz bardziej podnosi czynsz, to do niczego nie prowadzi. W Stanach mogę odłożyć tyle pieniędzy, żeby móc spokojnie kupić w Warszawie duże, dwupoziomowe mieszkanie. Wtedy Ty będziesz miała pół i ja pół.
- No może masz rację. – kobieta uśmiechnęła się – No ale, powiedz mi, jaki jest Robert? – zapytała zaciekawiona.
- Cudowny… z niego człowiek. Naprawdę sympatyczny i odpowiedzialny. Jest tak sławny, a nie gwiazdorzy ani trochę. No i kocha swoich synów całym sercem. – rudowłosa starała się nie zdradzić swoich uczuć wobec mężczyzny.

Popołudnie spędzone w domu dodało Agacie dużo energii, ale równocześnie napędziło do jej głowy sporo niepotrzebnych myśli. Poczuła tęsknotę za pracą, za domem, za rodziną, a równocześnie brakowało jej Roberta, Extona i wszystkiego, co zostawiła w NYC. Jeszcze kilkanaście godzin temu wszystko było dla niej jasne, a teraz czuła się niespokojna. Poszła na spacer w swoje ulubione miejsce na Starym Mieście. Usiadła na kamiennych schodkach i spojrzała w niebo. Słońce powoli zaczynało zachodzić, a powietrze było cały czas przyjemnie ciepłe. Warszawa potrafiła być czasami tak bardzo spokojna. Przemyślenia przerwał dziewczynie dźwięk przychodzącego smsa.

Małpo! Jesteś w Polsce i nawet się nie odezwałaś? Zbieram ekipę i widzimy się jutro w południe w Mandali! Jak dobrze, że do nas wróciłaś! :* 
Marta

- Wróciłam, wróciłam… Na chwilę wróciłam do cholery. Nie ułatwiacie mi tego wszyscy. – wymamrotała do siebie rudowłosa.
Odpisała na wiadomość i powoli ruszyła w stronę metra. Rozglądała się po drodze, jak gdyby nie widziała swojego miasta od dawna, a przecież minęło raptem kilka tygodni. Pałac Kultury jak zwykle był pięknie oświetlony, nigdy nie przestawał jej się podobać. Od czasu Euro w 2012 roku wiele w Warszawie zmieniło się na plus, pojawili się nowi sponsorzy, zainteresowani rozwojem miasta. Zabytkowe budynki zostały odnowione, pojawiło się dużo nowych wieżowców, hoteli. Stolica Polski nie odbiegała standardem od innych stolic europejskich.

Po powrocie do domu, Agata wbiła się w swój ulubiony dres i tradycyjnie wzięła do rąk laptopa. Przeczytała wiadomość od Maggie i już miała na nią odpisać, kiedy zauważyła w skrzynce maila od Roberta. Otworzyła go, a jej oczom ukazało się zdjęcie Extona, który trzymał w rękach rysunek podpisany po polsku „dla Agaty”. Zrobiła sobie zdjęcie kamerką, jak wysyła w powietrze buziaka i odpisała, że bardzo mocno ściska malucha i dziękuje za piękny rysunek. Tradycyjnie postanowiła przesłać maila do Maggie.

PATRZ CO DOSTAŁAM! <3
O matko, co za cham ze mnie, ani cześć, ani siema na początku… shame on me! To dobrze, że Cie jutro wypuszczają, tylko masz o siebie dbać! Bo ja się wszystkiego od Jude’a dowiem ;-) 
Wyspałam się, wypoczęłam i najadłam obiadkiem u mamy (masz od niej pozdrowienia!). Terapia poszła ok., mała Ania obiecała współpracować z innymi terapeutami, więc nie będę mieć w Stanach wyrzutów sumienia. Gorzej z mamą, nagadała mi, że ją samą tu zostawiam bla bla bla, moi przyjaciele też już do mnie wypisują, jak to fajnie, że wróciłam. Czy to naprawdę takie złe i wredne, że dobrze mi w Stanach? Help…
Zdrowiej mi tam! :-*
A.

Patrząc jeszcze przez chwilę na zdjęcie Extona, uśmiechnięta Agata otworzyła butelkę wina i wybrała film na wieczór. Padło na „Due date”, tęsknota za Robertem okazała się tak silna, że musiała wybrać coś z jego udziałem. Leżała na kanapie i patrzyła się na ekran telewizora, nie wierząc, jak zmieniło się jej życie w przeciągu ostatnich kilku tygodni. Czuła, że coraz bardziej szumi jej w głowie, a wina w butelce ubywało. Wyjęła z kieszeni telefon i napisała do bruneta.

Spędzam właśnie z Tobą wieczór, patrzysz na mnie z telewizora. ;-)
A.

Alkohol zadziałał bardzo szybko. Dziewczyna zasnęła z telefonem w dłoni, na kanapie, przy włączonym telewizorze, z którego dobiegał do niej ten znany, uwielbiany przez nią głos…

sobota, 7 kwietnia 2012

XIX.

MAGGIE:

Poruszyła się niespokojnie. Dwóch mężczyzn, siedzących przy jej łóżku, obserwowało wychudzone ciało Maggie od kilku godzin. Nagie ramiona, doskonale widoczne kości obojczyka napawały ich obawą o zdrowie i życie dziewczyny. Kabelki z kroplówką, podłączoną do jej ręki również nie cieszyły oczu.

Szatynka zaraz po utracie przytomności, została przewieziona do szpitala. Lekarze jednogłośnie stwierdzili odwodnienie organizmu i poważną anemię.
- Wszystko przez to, ze jest taka uparta – powtarzał wciąż Brian. Blondyn bardzo przejął się stanem Maggie, całą tą sytuacją.
- Jude… - szepnęła z trudem. Chciała usłyszeć i zobaczyć tylko jego. Jakaś dziwna myśl zakorzeniła jej się w głowie, że jeśli tu będzie, wszystko się jakoś ułoży… Jakże wielkie było jej rozczarowanie, kiedy zamiast dobrze znanej chrypy, usłyszała bardzo niski, męski głos.
- Lepiej! – Zaśmiał się Harry, siedzący przy swojej koleżance po fachu od samego początku – to my!
- Ah.. Cześć chłopaki – przywitała mężczyzn cicho – Co was sprowadza? I czemu… CHRYSTE! GDZIE JA JESTEM? – spanikowana, otworzyła szeroko oczy, rozglądając się po białej Sali.. Następnie dotknęła swojego przedramienia, gdzie podłączona była kroplówka – Co się stało? – jęknęła ze łzami w oczach
- My Cię opieprzać nie będziemy, Nick już jedzie, ale zemdlałaś – wyjaśnił cierpliwie Brian, uśmiechając się ciepło do swojej szefowej.
- A my jesteśmy Tu, żeby powiadomić Cię o decyzji, która podjeliśmy – dodał Finnigan – Odsuwamy Cię.
- NIE! – Maggie przebudziła się na tyle, by w końcu dostrzec powagę sytuacji, a jakiej się znalazła – Nie róbcie mi tego! Przecież jestem na półmetku! Miałam pomagać, tak? No to pomgam! Nie odbierajcie mi tego! – błagała
- Ja rozumiem, że dla Ciebie szczęście innych jest ważne, ale na Boga, praca nie może stać się nagle ważniejsza niż twoje zdrowie! – ton głosu siwiejącego mężczyzny przeraził Maggie. „Zazwyczaj takim głosem oznajmia się sprawy, które sa już przesądzone” – myślała z żalem.
- Harry, powiedz mi… Widziałeś dokumentację z całego tygodnia> - spytała, wpadając nagle na pomysł – porównałeś wyniki moje i Briana? Nie? To ja Ci je przytoczę. W ciągu tego tygodnia, mnie udało się „załatwić” dwie rodziny, 4 osoby!
- Fakt. To imponujące – przyznał – Pomogłas im…
- I chcesz mnie odsunąć? Nie mówisz chyba tego poważnie! Mimo, że zrobiłam więcej niż Brian? Niż Ty? – mężczyzna spojrzał na bladą twarz dziewczyny zdziwiony – Tak. Wiem, że masz na swoim koncie 3 osoby. Widziałam też i Twoje wyniki.
- Przyznam, ze mnie zdziwiłaś… - mężczyzna urwał, zastanawiając się nad czymś – Nie myśl, że zawsze będzie tak, że coś powiesz i będzie po twojej myśli – Brian prychnął głośno, przerywając tym samym Harremu – No dobrze. Ale z 10 rodzin, schodzisz do 7 – ostrzegł.
Maggie uśmiechnęła się słabo. Mimo swojego zmęczenia nie chciała się poddawać, w momencie, w którym zaczęła dostrzegać jakieś efekty. Zamknęła powieki, oddychając głęboko.
- Jest coś jeszcze – dodał Brian – Ze względu na Twoje kiepskie wyniki, musisz być pod stałą obserwacją, więc możesz wyjść dopiero pod koniec przyszłego tygodnia – zakończył, patrząc niepewnie na twarz czarnookiej, przez która teraz przewijały się wszelkie możliwe emocje.
- No chyba nie!!! – krzyknęła. Adrenalina momentalnie wzrosła jej do niebezpiecznego poziomu – wychodzę dziś, najdalej jutro i jutro też zabieram się do pracy! – dla potwierdzenia tych słów, chciała wstać z łóżka..
-JEŻELI POŁOŻYSZ CHOĆ STOPĘ NA PODŁODZE, OBIECUJĘ CI I KLNĘ SIĘ, ZE CIĘ UDUSZĘ GOŁYMI RĘKAMI! – Do jej Sali wpadł Nick. Wyglądął strasznie. Zaczerwienione oczy „zapewne po całej nocy bez snu” – przeszło przez myśl Maggie - , włosy, sterczące na wszelkie strony i wyraz twarzy… przerażający. Oddający smutek, ale przede wszystkim wściekłość i chęć mordu. – Kładziesz się w tej chwili i nie odzywasz się, póki nie skończe – wycelował w Maggie drżący palec.
- Nick.. Co Ci jest? – dziewczyna zmarszczyła brwi, nigdy wcześniej nie widziała go w takim stanie.
- A jak myślisz? Nie wiem… czy jesteś na tyle stuknięta czy głupia, żeby doprowadzić się do takiego stanu – rudy wskazał na jeszcze drobniejsze ciało Brytyjki – Co Ty sobie wyobrażasz?! Że będziemy Cię niańczyć przez całe życie, podając Ci na srebrnej tacy to, na co będziesz mieć ochotę? Obudź się!
- Tak… zdecydowanie za takim Twoim wcieleniem tęskniłam najbardziej – Maggie uśmiechnęła się szatańsko – Nie każę nikomu siebie niańczyć. Jestem dorosła..
-TAK?? Nie rozśmieszaj mnie! Dorośli ludzie o siebie dbają, a nie doprowadzają siebie do skraju wytrzymałości!! Czy Ty wiesz, czym to mogło się skończyć dla Ciebie??  - wrzasnął, nachylając się nad Brytyjką.
- Odejdź ode mnie, proszę Cię jeszcze grzecznie…
- Gdzieś mam Twoje prośby! Kiedy ostatnio sprawdzałaś maila? – spytał, uspakajając się nagle. Maggie zamyśliła się… „Faktycznie.. kilka dni nie zawitałam na swojej poczcie..” – no właśnie.. Dochodzi do tego, ze wielki Robert Downey do mnie dzwoni po kilka razy dziennie – chudzielec odszedł od łóżka przyjaciółki, stanął na środku Sali, rozkładając ręce.
- Po co dzwonił? – Maggie była w szoku. Niby po co Robert dzwonił tu, do Londynu.
- A jak myślisz, geniuszu? Agata szaleje, nie wspominając o Twoim ukochanym. Nie dajesz znaku życia od kilku dni…
Stało się… Maggie Gold po raz pierwszy od… jakiegoś czasu nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Nick…
- Proszę Cię, skończ. Ty sobie nie wyobrażasz nawet co przechodziłem przez ostatnie godziny. Rzucić wszystko i jechać tam, gdzie leży ta najbardziej bezmyślna z ludzkich istot.. To mnie zaczyna męczyć, Maggie – na powrót usiadł przy szatynce, wzdychając – A to ponoć Ty jesteś starsza – zaśmiał się gorzko.
- Przepraszam… - czarnooka dotknęła dłoni swojego brata – nie wiedziałam… ale pamiętasz, ze za każdym razem, kiedy zdarzają się takie sytuacje, nie patrzę na siebie, tylko na innych.. – zaczęła spokojnie.
- To trzeba było isć do zakonu i jechać na misję, tam takie poświęcenia sa codziennością…
- Ale nie zaznałabym smaku seksu! – Maggie uśmiechnęła się lekko, próbując rozładować napiętą sytuację. Udało się. Piegowaty chudzielec uśmiechnął się.
-Nie rób mi tak więcej, co? – szepnął, przytulając kobietę do siebie.
- No już będę grzeczna.
- I mówiłem serio. Zostajesz w szpitalu do końca przyszłego tygodnia! – rudzielec uniósł wysoko brwi, czekając na reakcję.
- Doskonale wiesz, z ę i tak wyjdę stąd jutro, wiec szkoda Twoich i moich nerwów – Maggie z politowaniem pokiwała głową, uśmiechając się lekko.
- No.. ale jakby co, to próbowałem.. – sapnął mężczyzna – a teraz masz! Dzwoń! Bo kolejnego telefonu w środku nocy ze stanów to już nie przeżyje!
- No już, już! – Maggie roześmiała się lekko, wybierając numer Roberta.
*
- Czołem? CO tam? Pozabijaliście się z Agatą, ze tak wydzwaniacie? – spytała siląc się na w miarę wyluzowany ton Maggie.
- O Matko… Ty żyjesz, czy jak?? Co się dzieje?? - Po reakcji, szatynka wywnioskowała, że mężczyzna dopiero się przebudził.
- Żyję i mam się dobrze. A u was jak? Jest gdzieś Agata obok?
- Agata z samego rana do Polski poleciała… Nie pisała Ci? – brunet, siedząc w swojej garderobie, wybudzony z krótkiej drzemki, czekając na rozpoczęcie się zdjęć zmarszczył brwi. Nie spodobał mu się głos przyjaciółki.
- Byłam ostatnio…
- Maggie. Szczerze.
- Zaniedbałam wszystkich. Ostrzegałam, że będę mieć kocioł, nie wierzyliście, oto efekty.
- Zadzwoń do Jude’a. Powiedz mu WSZYSTKO, bo ja coś czuję, ze przede mną ukrywasz co nieco, mam rację? – to było pytanie retoryczne, jednak czarnooka potwierdziła, tłumacząc gdzie jest i co się stało.
- Zadzwonie. Póki co miłego dnia życzę! – rozłączyła się.

„No to został mi nieco trudniejszy telefon” – myślała. Ręce zadrżały jej, wybierając numer Law. Odebrał po pierwszym sygnale.
- MAGGIE..!!
- Dobra, nie krzycz, wiem, ze zawaliłam, zostało mi to już uświadomione – Brytyjka z wyrzutem spojrzała, na szczerzącego się do niej Nicka – Przepraszam, ze się nie odzywałam…
- Najważniejsze, ze już jest dobrze, tak? – ulga w głosie brytyjczyka została zastąpiona przez lekkie zdenerwowanie – Tak?
- Nieeee bardzo… W szpitalu jestem… - Sekunda, dwie, trzy… doliczyła do dziesięciu. Cisza. Idealna cisza po drugiej stronie słuchawki – Jude? Kotku, jesteś tam?
- Nie wiem jak to zrobię, ale w środę będę w Londynie – usłyszała twarde postanowienie aktora. Nie zamierzała dyskutować. – To teraz mów, już siedzę. Co się dzieje, ale jeśli ominiesz, choć jeden szczegół, utłuke! – zagroził, siadając na krześle. Szok, po słowach ukochanej minał, zastąpił je strach o tą piękną, małą istotę. Wstępny plan „ucieczki” z planu już miał, więc mógł całkowicie skupić się na Maggie. Jakieś 20 minut później, szatynka, wyczerpana odetchnęła. Część ciężaru z jej serca zniknał.
- NO i przed chwilą Nick pod przymusem usadził mnie, dał w dłoń telefon i kazał dzwonić.
- Mam u niego dług – tylko tyle zdołał powiedzieć niebieskooki. Ilość złych informacji w jednym dniu przekroczyła górną granicę wytrzymałości psychicznej aktora. Nie chcąc jednak dac po sobie znac, ze jest przerażony ogólnym stanem dziewczyny, doskonale odegrał rolę opanowanego – Niech no przyjadę, już ja Cię podtuczę i rozpieszczę, zobaczysz – zaśmiał się – Kochanie?
- No?
- Proszę Cię…
- Skarbie, spokojnie – przerwała mu szatynka – jest dobrze, obudziłam się, jestem nieco osłabiona, i chuda, jak to określił Nick, ale to wciąż ja. A wyniki… jak wyniki.. poprawia się, zawsze się poprawiają.
- Jesteś niesamowita. Już chciałbym Cię utulić. Strasznie tęsknię. Kocham Cię. – wyszeptał, przymykając powieki.
- Kończe, kochanie. Trzymaj się i tak, odezwę się później – obiecała, po czym rozłączyła się.
- Zadowolony? – mruknęła do przyjaciela. Rozejrzała się po Sali. Briana i Harry’ego już dawno nie było w pomieszczeniu
- Tam leży laptop – Nick wskazał na małą szafkę nocną – Agacie też należą się wyjaśnienia.
Siedząc przed włączonym monitorem, szatynka próbowała ułożyć sobie w myślach to, co chciałaby napisać…

Cześć Kochana!
Nie owijając w bawełnę. Tak, zawaliłam. Tak, jest źle. Jestem w szpitalu. Straszą mnie tu transfuzją krwi, czy czymś.. mam do ciała podłączone jakieś plastikowe rureczki. Wszystko przez moja głupotę, wiem… Przepraszam..
Za bardzo się wczułam w to wszystko. Nie spałam, nie jadłam, prawie nie piłam. Żyłam z doby na dobę. No ale tak już mam. Kiedy się w coś zaangażuję, to całą sobą.
Wiem, ze dzwoniliście do Nicka? Robertowi już wszystko wyjaśniłam, Jude’owi też, w efekcie za dwa dni przyleci do Londynu.. Strasznie mi głupio przez to.. ze to ja go ściągnęłam.. Że będzie mieć przeze mnie kłopoty…
Co u Ciebie? Jesteś już w domu?? Wszystko gra? Jak z pracą i opisuj mi tu szybciutko Wasze pożegnanie z Robertem!  ;)
Przepraszam Cię jeszcze raz za brak odzewu…
Love. 
M.


Zamknęła laptopa i spojrzała na Nicka, który uśmiechał się szeroko
-Moja dzielna dziewczynka!- klasnal wesoło.- a teraz czas na niespodzianki!!- wskazał na drzwi. Do pomieszczenia weszli współpracownicy dziewczyny, a także Jamie, niosąc na rękach maleńka istotke.
- Czy to jest Mary?- szatynka próbowała podnieść się na poduszkach, jednak nie dała rady...
- Jak sie czujesz, Skarbie?- spytała z czułością świeżo upieczona mama
- Leci jakoś... Jude przyleci w środę!- na samą myśl na ustach fzarnookiej zagościł lekki uśmiech- a wtedy się wszystko ułoży.
   Przyjaciele siedzieli u Maggie jeszcze godzinę, może dłużej. Po tym czasie do brytyjki przyszedł lekarz na ostatni w tym dniu wywiad. Kolejne pięć minut i powieki szatynki samoistnie się zamknęły, przenosząc dziewczynę w piękne miejsca, gdzie u jej boku znajdował się mężczyzna jej życia...


AGATA:

Poniedziałkowy poranek nadszedł dużo szybciej niż Agata mogła się spodziewać. Już od dziecka miała problem z zaśnięciem w noc poprzedzającą jakikolwiek wyjazd – tak było i tym razem. Dziewczyna usnęła wczesnym porankiem, a po dwóch godzinach obudził ją głos Roberta z „Details”, jej budzik. Z sercem na ramieniu usiadła na łóżku, wzięła głęboki wdech i rozejrzała się po pokoju.
- Będę tęsknić za tym domem, tym miastem, Robertem, Extonem… - powiedziała sama do siebie, ocierając łzę, która opłynęła po jej policzku – No, ale dosyć mazania się! Trzeba zjeść jakieś śniadanie. Mama zawsze powtarzała, że to najważniejszy posiłek w ciągu dnia.
Rudowłosa wyszła z pokoju z myślą o kawie i czymś słodkim. Jakże duże było jej zdziwienie kiedy na stole ujrzała dzbanek ze świeżo zaparzonym napojem, a także rogaliki, dżem i nutellę. O parapet w kuchni opierał się Robert.
- Tak myślałem, że wstaniesz o tej porze. – uśmiechnął się.
- Robert, nie trzeba było… - odpowiedziała – Przecież zrobiłabym sobie sama śniadanie, ogarnęła i obudziła cię przed moim wyjściem. Masz dzisiaj tyle pracy na planie, a tak wcześnie wstałeś.
- Wiem, ze nie musiałem. Ale chciałem. – argument mężczyzny był nie do przebicia – Zjemy śniadanie, napijemy się kawy, a potem zawiozę cię na lotnisko.
- Dziękuję. – Agata ucałowała bruneta w policzek i nalała sobie kawy. Między jednym a drugim łykiem westchnęła – Wiesz, martwię się o Maggie. Nadal cisza. Mam złe przeczucia.
- Na pewno się odezwie. – pocieszył przyjaciółkę Downey – Sama wiesz, jaki ma tam teraz młyn. Nawet do Nicka i Jude’a się nie odzywa.
- Zaraz, zaraz… - wymamrotała dziewczyna, zapychając usta rogalikiem – Że Jude to rozumiem, ale skąd wiesz o Nicku?
- Aaaach… - zawahał się Robert – Dzwoniłem do niego do Londynu. Nie mogłem patrzeć na to jak Ty i blondas to przeżywacie… No i w sumie mnie też to trochę niepokoi. Maggie jest pracoholiczką, każdy to widzi, ale brak czasu dla przyjaciół, dla faceta?
- No właśnie… - zasmuciła się Agata – Wiesz co? Kochany jesteś, że tak się martwisz.
- I będę się martwić cały dzień. – odpowiedział mężczyzna i napotkał pytające spojrzenie rudowłosej – No tak, nie patrz się tak na mnie. Przecież czeka cię dzisiaj wielogodzinna podróż, a ja nie będę spokojny, mówi nie dostanę od ciebie wiadomości, że wylądowałaś w Warszawie. No a teraz jedz, a ja pójdę zajrzeć do Extona.
Downey starał się ukryć swoje lekkie zawstydzenie. Zawsze był bardzo pewny siebie, a teraz, przy Polce przyłapywał się na tym, że uczucia zbyt często go zdradzają. Nie wiedział, czy to wina rozstania z Susan, czy nowego uczucia, które się w nim rodziło, ale na pewno stracił nieco swojego dawnego, twardego charakteru.

Droga na lotnisko upłynęła przyjaciołom w ciszy. Agata starała się zapamiętać jak najwięcej obrazków z NYC, chociaż wiedziała, że wróci tutaj najszybciej, jak się da. Robert z kolei zastanawiał się, jak sobie bez niej poradzi, z domem, z Extonem. Miał teraz bardzo dużo pracy i uwielbiał to, bo wtedy nie przychodziły mu do głowy żadne głupie pomysły. Po dotarciu na JFK dziewczyna szybko przeszła odprawę i odnalazła właściwy terminal.
- Nooo… to chyba czas na mnie. – uśmiechnęła się.
- Ale obiecaj, że wrócisz. – brunet posłał jej jedno z nie-masz-żadnego-wyjścia spojrzeń.
- No wrócę, przecież, że wrócę! – rudowłosa próbowała zrobić poważną minę – Jak tylko załatwię wszystko w Polsce. Mam nadzieję, że to nie potrwa za długo.
- I koniecznie odezwij się jak wylądujesz!
- Robert… - dziewczyna położyła rękę na ramieniu Downey’a – Wiem. Naprawdę, bądź spokojny. Napiszę do Ciebie, do Indio, do Jude’a, do Maggie, do wszystkich. Napiszę jeszcze na twitterze i facebooku, żebyś w 100% się upewnił, że jest okej!
- Aż taki nieznośny jestem? – zaśmiał się mężczyzna.
- Tylko troszkę. Jestem dużą dziewczynką i naprawdę nie musisz się tak martwić. Wiem, ze to, co się stało w Londynie wpłynęło na nas wszystkich, ale będzie dobrze.
Rozmowę przyjaciół przerwał komunikat z głośników. Agata musiała już ruszać na pokład samolotu.
- No… to do zobaczenia, nie? – uśmiechnęła się i przytuliła do bruneta.
- Do zobaczenia. – Robert przyciągnął rudowłosą do siebie i złożył pocałunek na jej włosach – Dbaj o siebie.
- Będę.
Polka odwróciła się, wręczyła stewardessie bilet i już po chwili zajmowała miejsce w samolocie. Czuła ścisk w gardle, nigdy nie lubiła pożegnań, a to należało do tych wyjątkowo trudnych. Kiedy maszyna ruszyła, spojrzała przez okno ostatni raz na lotnisko JFK, a w jej oczach zaszkliły się łzy. Downey także poczuł dziwne ukłucie w sercu, kiedy patrzył na oddalającą się rudowłosą. Z jednej strony nie „przetrawił” jeszcze rozwodu, a z drugiej ta dziewczyna w przeciągu kilku tygodni stała mu się bardzo bliska. Prosto z lotniska udał się na plan. Praca i czas spędzony z Judem pozwalały mu nie myśleć.

Ponad dziewięciogodzinna podróż minęła Agacie głównie na śnie i słuchaniu muzyki. Zmiana strefy czasowej zmęczyła dziewczynę, a gdy dotarła do Warszawy, była już noc. Stolica przywitała ją ciepłym, letnim wiatrem. Pełnia księżyca oświetlała Okęcie i otaczającą je dzielnicę Włochy. Rudowłosa wyjęła telefon i napisała do Roberta.
Właśnie wylądowałam, jestem cała i zdrowa. U nas jest już środek nocy, więc jadę do domu i idę spać. Miłego wieczoru chłopaki moje nowojorskie! Ucałuj Extona :*
Zamówiła taksówkę i już po chwili jechała do swojego mieszkania na Woli. Tęskniła za swoim miastem, mimo tego, że teraz wydawało się tak małe i ciche w porównaniu do Nowego Jorku. Mijała wszystkie tak dobrze sobie znane miejsca i poczuła nagle dziwną „obcość”.
- Czyżbym u Roberta poczuła się bardziej jak w domu niż u siebie? – pomyślała i poczuła wibracje telefonu w kieszeni.
Razem z Extonem bardzo mocno Cię całujemy! Odpoczywaj, należy Ci się :-)
R.

Po 20 minutach Agata dotarła do domu. Weszła do mieszkania i spojrzała na salon. Nic się w nim nie zmieniło, poza dość sporą warstwą kurzu i uschniętymi kwiatami w wazonie. Otworzyła okno, żeby wpuścić do środka trochę ciepłego, nocnego powietrza, po czym zadzwoniła do mamy i nagrała się jej na pocztę głosową, oznajmując, że jest już w Warszawie. Wzięła długi, gorący prysznic i usiadła z laptopem na łóżku. Nie mogła zakończyć dnia bez sprawdzenia poczty. Jakże miłym zaskoczeniem było ujrzenie w skrzynce wiadomości od Maggie. Rudowłosa zaniepokoiła się stanem zdrowia przyjaciółki, ale nie miała siły, żeby jej od razu odpisać. Odłożyła laptopa na stolik obok łóżka i w przeciągu pięciu minut zasnęła.