sobota, 8 września 2012

XXXIV



AGATA:
Agata i Jeremy snuli się alejkami Central Parku, kopiąc kamienie, butelki i wszystko, co nawinęło im się pod nogi.
- Jerry, dlaczego Jude zachował się jak skończony kretyn? Przecież to taki fajny facet! – jęknęła.
- Zazdrość przesłania mu logiczne myślenie. Ale, że aż do tego stopnia… Nie podejrzewałbym go o to… - westchnął Renner – Ty znasz go lepiej, co mu odbiło?
- Wiesz… On chyba pierwszy raz znalazł odpowiednią dla siebie kobietę. Zjawił się jej były, z którym była naprawdę bardzo długo, no i BUM! Poczuł zagrożenie. Ale z Chrisem to przesadził…
- Wiesz Jerry… - dziewczyna usiadła na ławce – Ja naprawdę lubię tego blondasa. I boli mnie strasznie, że musze się na niego tak wkurzać.
- Widzę Mała, widzę. Ale przemówimy mu do rozsądku, co? – mrugnął szarooki – A teraz chodź, wracamy do Roberta. W końcu to jego dzień, WASZ dzień, uwolniliście się od tej jędzy i nic nie powinno tego psuć!

Po dłuższym spacerze, który pomógł lekko opanować nerwy, rudowłosa wraz z Rennerem wróciła do domu. Czekał na nich przygotowany przez Roberta obiad, który pan domu właśnie podawał do stołu. Exton radośnie skakał po salonie.
- Wujeeeek, pobawisz się ze mną? – chłopiec pociągnąć Jeremy’ego za rękę w stronę ogrodu.
Agata tymczasem udała się w stronę kuchni. Spojrzała smutnym wzrokiem na Roberta i westchnęła.
- Co się dzieje? – zapytał Downey.
- Robert… przerasta mnie to wszystko, ok? Nie mogę patrzeć jak Jude rujnuje jego związek z Maggie przez własną głupotę. Nie mogę patrzeć jak ona przez niego płacze. Nie mogę patrzeć na Doma załamanego stanem Chrisa. To ZA DUŻO. – Polka ukryła twarz w dłoniach.
- Przecież jesteś dzielną dziewczynką, bardzo dzielną. – Robert pogładził dziewczynę po ramieniu.
- Nie, nie jestem. Ta cała sprawa z Susan wykończyła mnie nerwowo. To udawanie, że jestem dziewczyną Toma, patrzenie na to, jak cierpisz, obserwowanie dezorientacji Extona. Życie w kłamstwie. Wybacz, ale ja nie jestem osobą z show biznesu, granie przed innymi nie jest dla mnie czymś normalnym, a moje nerwy nie są ze stali! Jeszcze teraz ta choroba Chrisa…
- Dobrze się z nim znasz? – brunet objął dziewczynę i pogłaskał po głowie.
- Dosyć dobrze. – westchnęła, opierając się o ramię mężczyzny – Maggie spędziła przy boku Muse ładnych parę lat. Chcąc nie chcąc, mi tez dane było ich bliżej poznać. Czasem jeździłam z nimi w takie krótkie trasy jak siedziałam w Anglii, albo oni byli z Maggie w pobliżu Polski. Chris to naprawdę porządny facet, kocha swoją żonę i dzieciaki. Kelly nie poradzi sobie bez niego… Już raz przechodziła przez jego sodówkę, alkoholizm i problemy z nim związane. Muse jedną płytę zagrywali praktycznie bez niego, bo do niczego się nie nadawał… - Agacie załamał się głos.  – I jeszcze Jude. I to jego kretyńskie zachowanie. Zranił tym Maggie, mnie, Doma… a przede wszystkim samego Chrisa, chociaż nie miał jeszcze szansy go poznać.
- A jak… Jak to było z Maggie i Dominicem? Bo chyba długo byli w związku?
- Bardzo długo. Dziewięć lat.
- Och! – Downey zrobił wielkie oczy – No to nie dziwię się Jude’owi, że poczuł zagrożenie. Ale absolutnie nie usprawiedliwiam jego zachowania! Ale… dlaczego po takim czasie się rozstali?
- Wiesz… To było tak, że kiedy się poznali, zaczęło między nimi iskrzyć, ale potem jakoś to przygasło. Niby Maggie ciągle o nim mówiła, ale odnosiłam wrażenie, że to ona się stara, żeby coś z tego wyszło, a Dom niekoniecznie. Minął jakiś rok i nadszedł wieeelki koncert Muse w Londynie, na którym miałam okazję być. I przełom! Dom patrzył na Maggie cielęcym wzrokiem, zakochany na maksa. Od tamtej pory byli razem. No ale po tych wszystkich lat… Dominic spieprzył to doszczętnie.
- Zdradził? – zapytał Robert.
- Tak. Muse polecieli do Stanów i trakcie trasy poznał jakąś laskę i przespał się z nią. Po powrocie na Wyspy spotykał się z nią, olewając Maggie. No ale Mała jest typem człowieka, któremu zależy jeszcze bardziej, jak ktoś ją olewa. Niestety Dominic w kolejną trasę zabrał już tamtą wywłokę i to był między nimi koniec. A tamta laska pragnęła tylko chwili fame’u u boku znanego człowieka…
- W takim razie podziwiam Maggie, że po tym wszystkim była w stanie mu wybaczyć i nadal pozostać z Muse w przyjacielskich relacjach…
Wypowiedź Downey’a przerwał głos z salonu, należący do Extona:
- Tato, kiedy obiad? Jestem głodny!
- No właśnie tato! – wtórował mu śmiejący się Jeremy – JEŚĆ!
Agata i Robert zaśmiali się i udali z talerzami w stronę salonu. Porządny posiłek stanowczo należał im się po tych wszystkich nerwach, jakie spotkały ich od rana.


***
Obiad przerwało przyjaciołom pojawienie się Jude’a.
- O proszę, angol marnotrawny powrócił! – przywitał go sarkastycznie Renner.
- Musisz mi dopierdalać? – warknął Law.
- Owszem, muszę! – Jerry zerwał się z miejsca i stanął twarzą w twarz z Brytyjczykiem – Bo zachowałeś się jak idiota! A jeśli kiedykolwiek jeszcze Agata, Maggie czy jakakolwiek inna kobieta będzie musiała się przez ciebie denerwować, to dostaniesz ode mnie po japie! Tak, że aż gwiazdy zobaczysz!
- Poważnie Legolasie? – zakpił blondyn.
- Niech no ja Cię…
- Jerry, nie warto! – rudowłosa podeszła do mężczyzn i powstrzymała przyjaciela przed rękoczynem – Naprawdę nie warto.
- I ty przeciwko mnie? – w oczach Jude’a pojawił się żal.
- Nie Jude, nie jestem przeciwko tobie i prawdopodobnie nigdy nie będę. Ale swoim zachowaniem sprawiłeś przykrość wielu osobom i nie zamierzam udawać, że wszystko jest ok. Bo nie jest. Zraniłeś Maggie na wskroś!
- Tak, wiem… - westchnął Anglik.
- Udało ci się ją dogonić? – zapytał Robert.
- Tak. Na kilka dni postanowiła przenieść się do hotelu Bena. Mamy taką jakby separację…
- Dziwię się, że nie pogoniła cię w cholerę… - wymamrotał Renner.
- Spokój panowie, spokój. – Downey starał się załagodzić sytuację – Jude zachował się jak kretyn i dobrze o tym wiemy, ale nie kopmy leżącego. Raczej pomyślmy, jak możemy mu pomóc w naprawieniu całej tej sytuacji.
- Ja nie będę nikomu pomagał! Sorry Jude, ale sam spieprzyłeś, sam teraz pokutuj. – szarooki skrzywił się – Poza tym niewiele mam do gadania, bo Maggie z całej ekipy mnie najsłabiej zna. Może Hiddles by pomógł, ale oczywiście o niego też już urządzałeś sceny zazdrości. Pozostała ci tylko Agata.
- …która musi się zastanowić czy zasłużyłeś na pomoc. – dodała rudowłosa – Wybaczcie panowie, ale ja już mam na dzisiaj dość. Jestem chodzącym kłębkiem nerwów i idę spać. Tobie też radzę wrócić do hotelu i na spokojnie to przemyśleć. A jutro do nas przyjdź, może będę w nieco łaskawszym humorze. – dziewczyna mrugnęła do Brytyjczyka – Tymczasem dobranoc, dama udaje się do swych komnat, aby zaznać odpoczynku!
Nadmiar wrażeń wykończył Agatę zarówno fizycznie jak i psychicznie. Dziewczyna położyła się na łóżku i patrząc w sufit, zasnęła w przeciągu minuty. Nareszcie nadszedł upragniony spokój…

MAGGIE:

Po rozmowie z Judem, Maggie wpadła do hotelu, próbując jak najszybciej się spakować. Jednak puszczające nerwy przypomniały o sobie, doprowadzając dziewczynę do łez… Płakała długo.. Bardzo. Kiedy nadeszło skrajne otępienie, Szatynka zmusiła siebie do jakiegokolwiek ruchu, dokończyła pakowanie, po czym wyniosła się z hotelu.
Kilka przecznic pokonała pieszo. Musiała się uspokoić, a wysiłek i szybki marsz był do tego doskonałą okazją. Wchodząc do Roosevelt hotel, Czarnooka podeszła wprost do recepcji, meldując się szybko w pokoju na piętrze zamieszkałej przez Bena. Szybki prysznic i wygodniejsze ciuchy. Maggie wciąż miała w głowie ostatnią rozmowę z niebieskookim. Nie mogła pojąć, co się stało z tym wspaniałym mężczyzną, tym samym, któremu oddała serce. „A może.. – myślała – Może to wszystko stało się za szybko.. Moz powinnam była odchorować jak należy Dominica, a dopiero potem zabierać się za kolejny związek.. A tu nagle pojawia się Law, czaruje mnie a ja mu ulegam.. A co, jeśli to nie to?” – zdobyła się na odwagę i zadała sobie to najważniejsze pytanie, które od kilku dni pojawiało się gdzies w jej głowie. Po chwili skarciła się jednak, pokiwała głową 
- Wmawiasz sobie znowu – mruknęła wprost do swojego odbicia. Westchnęła i przyjrzała się sobienieco dokładniej. Kilka zmarszczek mimicznych, , poważniejsza mina i oczy, które mimo upływu lat zachowały swój niesamowity blask. Z tyh rozmyśleń wyrwał Szatynkę dźwięk telefonu – Obudził się już? – spytała Doma
- Coś tam mruczał przez sen, ale jeszcze nie. Chodziło mi bardziej o Ciebie. Wszystko dobrze? – troska w głosie perkusisty wywołała uśmiech na ustach Brytyjki. 
- Żyję, jeśli o to pytasz
- Wiesz o co pytam…
- Gdzie jesteście?.. Może zakopiemy topór wojenny i troche powygłupiamy się, jak kiedyś? – spytała nagle – z Mattem? – dodała, pokazując jednocześnie Domowi, gdzie jest jego miejsce.
- Zaraz Ci wyśle adres. Czekamy – usłyszała głośny krzyk radości Matta, gdzieś w tle. „Oni się nigdy nie zmienią” – zaśmiała się w duchu czarnooka, po czym odczytała wiadomość i lekkim krokiem wyszła ze swojego pokoju.
Niecałe pół godziny później, bez pukania weszła do wskazanego przez muzyków pokoju hotelowego.
- Cześć Dzieci! – wykrzyczała od progu. W efekcie, zobaczyła dwie, zaskoczone starsze Panie, wpatrujące się w Maggie – Ups… - zaczerwieniła się Brytyjka – pomyliłam pokoje.. Panie wybaczą.. Już mnie nie ma – niczym pocisk wypadła z pokoju i stanęła pod żółtą ścianą hollu. Zaczęła się śmiać, przyżekając sobie w duchu bolesną zemstę na Domie „Bo to przecież musiał być jego pomysł”. Kiedy uspokoiła się nieco, zaczęła podchodzić po kolei do każdych drzwi, nasłuchując. Za czwartym razem usłyszała tak charakterystyczny śmiech Bellamy’iego. Pchnęła drzwi i podpierając się pod boki, wpatrywała w wyszczerzonych do niej muzyków - Dobra france. Który na to wpadł? – spytała z udanym oburzeniem.
- To zależy z jakim powitaniem wtargnęłaś do tamtego pokoju? – „Doprawdy, kiedyś nie wytrzymam, i strzele go w to jego krzywe pyszczysko. A wtedy nie będzie mieć jednego zęba skrzywionego, ale cała szczekę” – pomyślała Czarnooka, wzdychając cieżko. – Matt – zaczęła ukrywając uśmiech – Ty i Dom razem jesteście gorsi, niż dzieci, więc weszłam tam z głośnym „cześć popaprańce” – skłamała szybko.
- Nie rozumiem powiazania popaprańców z dziećmi i dzieci z nami.. – Howard zmarszczył brwi, zastanawiając się nad sensem usłyszanych słów. Kiedy zrozumiał, prychnął.
- To takie trudne? To już ja to rozumiem. Cofamy się w rozwoju, na nowo przechodząc wszelkie fazy okresu dojrzewania, a że nastolatki sa po I zniewieściałe, a po II popaprane.. – urwał gitarzysta, wybuchając na raz śmiechem. Podszedł do Brytyjki i usciskał ją mocno.
- Bo mnie udusisz!
- A w życiu! 
- Cześć Dom, jeszcze raz – mrugnęła wesoło do gitarzysty, po czym podesżła i wtuliła się w niego – Boze.. znowu schudliście… Musicie znów przejść na wikt mamy Liz – szybko pozałowała tych słów, bo mężczyźni w przypływie euforii zaczęłi skakać po pokoju, wykrzykując swoje ulubione potrawy, poznane kiedyś w domu Maggie. Kiedy skończyli, zmęczeni, padli na fotele. Szatynka z rozbawieniem obserwowała muzyków, którzy mimo tak długiego czasu, nie wyzbyli się swojej spontaniczności, otwartości i uśmiechu, który towarzyszył im zawsze – no dobra. A teraz… Co z Chrisem. – spytała, kończąc ostatecznie napad wesołości.
- obudził się jakieś 10 minut temu. Leży w tamtej sypialni – wskazał blondyn, a kiedy Brytyjka przechodziła obok, złapał ją za rękę – jakby coś się działo, krzycz – rzekł, spodziewając się natychmiastowego wyrwania ręki przez Maggie. Dziewczyna jednak uśmiechnęła się ciepło i lekko ścisnęła jego palce, po czym weszła do sypialni basisty.
Odór wymiocin, oparów alkoholowych był wszechobecny. Czarnooka otworzyła szeroko okno, zaczerpując nieco świeżego powietrza i dopiero wtedy spojrzała na łóżko, po cyzm głośno jęknęła. Chris.. płakał.
- Taki duży, a tak się osmarkał – przywitała się, łagodnie patrząc na mężczyznę, który wczesniej w ogóle jej nie zauważył. 
- M..Maggie? Jak Ty tu? Kurcze, jak się ciesze, ze jesteś – szepnął z uśmiechem, po cyzm gestem zaprosił dziewczynę, by usiadła blisko – Chłopaki Cię ściągnęli, prawda? Wiesz.. nie byłem zbyt miły, kiedy się ostatnio widzieliśmy, wybacz – rzekł, patrząc na swoje dłonie – Ale.. potem dowidziałem się wszystkiego… Co ja mam robić??
- Po kolei. Mów mi wszystko po kolei
- Było tak.. Podczas ostatniej trasy – wdech.. wydech – była impreza.. Poznałem tam strasznie sympatyczną dziewczynę – nerwowe drżenie rąk – Annie. Spędziliśmy cały wieczór, rozmawialiśmy o wszystkim. Też ma dzieci, więc opowieści dziwnej treści było mnóstwo – niesmieły uśmiech do Maggie – Spotkaliśmy sięjeszcze kilka razy.. A przy ostatnim… wylądowaliśmy w łóżku.. A potem…
- Dowiedziałes się, ze jest w ciąży?
- Skąd..
- Teoria z bocianem miała strasznie dużo niejasności, poszperałam i znalazłam inne, bardziej biologiczne wyjaśnienie – Czarnooka zaśmiała się lekko – No Chris… Która by się oparła gwieździe rocka? Wszakże basiści mają spore branie..
- Dlaczego to się nie przydarzyło Domowi? Jemu by to przeszło bez niczego.. A ja mam rodzinę… I to sporą.. Jak się dowiedziałem… Musiałem odreagować… Wiem, ze to nie jest wyjście, wiem, ze to nic nie da..
- Ja się naprawdę bardzo cieszę, ze jesteś na tyle inteligentnym facetem, że to wszystko wiesz.. Ale co Ci da teraz ta wiedza, skoro wróciłeś do kieliszka? – spytała sucho, wpatrując się z uwagą w basiste – Wiesz, ze musimy zacząć od nowa? Wszystko – dodała z naciskiem. Powiesz Kelly? – spytała w końcu, na co Chris zrobił jeszcze bardziej nieszczęśliwą minę
- Nie chce..
- To skontaktuj się z tą dziewczyną. Sprawdź ją, nie wiem.. Niech ktoś z nią pogada, a najlepiej sam to zrób. Musisz mieć pewność, ze Cie nie wyda. Nie pójdzie do prasy i nie zacznie paplać… Chris.. – dodała, biorąc Anglika za ręce – ułoży się, pomożemy Ci, wszystko będzie tak jak było. Ale pomóż nam nieco, co? Wstań, wykąp się, przebierz, doprowadź jednym słowem, a potem w czwórkę zastanowimy się co dalej, dobrze? – spytała, na co meżczyzna skinął głową i wzdychając ciężko udał się do łazienki. Maggie w tym czasie wróciła do salonu, gdzie czekali Dom i Matt.
- I co??
- Sam wam powie… Ale Jakoś mega nie jest.
- A ty choć raz nie możesz? Schowaj tą swoją etykę w kapcie i powiedz nam! – jeknął gitarzysta, na co został zmrożony przez prawie czarne tęczówki dziewczyny – No dobra, jak chcesz…
- bardzo oberwałaś? – spytał Blondyn, zmieniając nieco temat.
- On oberwał. Dosłownie – wzruszyła ramionami Szatynka, patrząc na puchaty, kolorowy dywan – Przynajmniej dzięki… temu – w ostatniej chwili powstrzymała się, by nie powiedzieć „dzięki Tobie” – wiem już, że Jude nie lubi, jak ktoś, kogo nie lubi wchodzi mu w drogę… Szkoda.. że tak wyszło…
- Znaczy.. Zerwaliście?
- Chciałbyś, Matt. Powiedzmy, ze jesteśmy w separacji…
- To bosko! No co?! – krzyknąl, na widok miny blondyna i Brytyjki – skoro masz chwilowo wolne, to zapraszamy Cię tu! Dawno się nie widzieliśmy, a jak Ci pokaże, jaką mam kolekcję gitar, padniesz z wrażenia, mogę Ci jedną dać i… - urwał, widząc zmieszanego Chrisa w drzwiach.
- Chłopaki… musimy pogadać…
Przedstawienie całej historii nie zajęło wolstenholmowi stosunkowo mało czasu.. Jednak cisza, jaka zapanowała tuż po.. dłużyła się niemiłosiernie.
- Jakieś pomysły? – spytała w końcu Brytyjka, spoglądając w twarze przyjaciół.
- Rzecz jest poważna. Domyślam się co Ty kombinujesz – uśmiechnał się ledwo Dom, zerkając na dziewczynę – pytanie tylko czy Chris się zgadza?
- Jeśli to pomoże… Jasna rzecz…
Żeby odbiec nieco od ponurych i smutnych tematów, przyjaciele oddali się wspomnieniom dawnych, wesołych czasów. Dom, który cały czas siedział przy Maggie, zaryzykował i objął ją.. I tym razem nie został odtrącony. Zaskoczenie w jego oczach było tak wyraźne, że Maggie nie mogła udawać, że nic się nie dzieje.
- Możesz, możesz mnie objąć, czy przytulić, bez stresu – szepnęła blondynowi – Troche mi tego brakowało… - W odpowiedzi dostała najmilszego i najsłodszego buziaka w policzek, w ciągu ostatnich dni. Uśmiechając się, spojrzała na Matta, który kiwnął tylko głową, i wraz z Chrisem wyszli z pomieszczenia, zostawiając parę samą.
- Nie będę zaczynał tamtego tematu… - zaczął blondyn – chcę wiedzieć, co on Ci zrobił? Obraził Cię? Nawrzeszczał? Czy może…
- Dam sobie radę sama z facetem, który obecnie nieco mnie wnerwia. Skoro poradziłam sobie z Tobą… - Zachichotała Brytyjka – Naprawdę…
- Wiedz, ze w razie czego możesz na mnie liczyć.
- No.. lepiej późno niż wcale.. – znów chichot
- No już nie gadaj! Ale powaznie. Zaczniemy od nowa? – Szatynka skinęła głową – Dominic.
- Maggie – uścisnęli sobie dłonie, a w tym momencie wszelkie żale czy złości zostały zapomniane. Szatynka zaczęła wierzyć, że rozpoczną z Dominicem coś, w co warto zainwestować duzo siły i uczucia. „Bo warto mieć go za przyjaciela, nawet jeśli w ostateczności będzie to AŻ przyjaciel..” – stwierdziła i przytuliła się w „nowego”, swojego Doma.



niedziela, 26 sierpnia 2012

XXXIII

MAGGIE I AGATA 

- Proszę siadać – zarządził sędzia, duży, czarnoskóry mężczyzna o srogim spojrzeniu. Cała sala ( a trzeba przyznać, ze wszystkie miejsca były pozajmowane) zgodnie zajęła swoje miejsca – Po naprawdę długich przemyśleniach, oświadczeniach i rozmowach, nadszedł czas na ostatnią rozprawę.. Czy strony sa przygotowane? – meżczyzna zerknął na dwa długie stoły za którymi siedzieli  - po jednej stronie Susan, a po drugiej Robert.
- Owszem – zgodził się adwokat kobiety, wstając – Wysoki Sądzie, Panie i Panowie przysięgli – zaczął łysiejący, tęgi mężczyzna w kraciastym garniturze – Mieliśmy tutaj przedstawienie godne największej i najpopularniejszej sceny. Pamiętamy łzawe przemówienia świadków obrony, którzy za wszelką cenę chcieli przekonać Was – wskazał na grono ludzi, siedzących za drewnianymi barierkami – że prawo do opieki nad małym chłopcem należy się mężczyźnie, który w przeszłości był, nie bójmy się tych słów: pijakiem i ćpunem. Nie stronił od kobiet. I to własnie ten meżczyzna – spojrzał z pogardą na Downey’a – ma być prawnym opiekunem mąłego chłopca, który jest na początku swojej jakże waznej drogi życiowej? … - Przemówienie końcowe strony oskarżającej Amerykanina o zaniedbanie Extona dłużyło się i dłużyło. Przynajmniej takie wrażenie odnieśli Maggie, Agata, Jude, Tom i Jerry, a zwłaszcza Robert, który ze stoickim spokojem wysłuchał nieprzyjemnych dla siebie słów.  Chwilę po tym, jak adwokat Susan usiadł, niczym pocisk, do góry wyskoczył obrońca Downey’a – Stan Neil.
- Drodzy Państwo.. – zaczał… Po tym jakże ciekawym wywodzie mojego kolegi, nie zostało mi nic innego, jak puścić Państwu TO – rzekł po czym skinał głową w stronę policjanta, który włączył taśmę z przesłuchania Extona, jakie miało miejsce kilkanaście dni temu, w tzw. „przyjaznym pokoju”. Po zakończonej projekcji, na Sali dało się słyszeć szmery, które sędzia uciszył momentalnie, uderzając drewnianym młotkiem o blat biurka – Czy mam coś do dodania? – spytał niby retorycznie Stan – Owszem,Chcę dodać, że ten oto meżczyzna jest przykładnym ojcem. Zapewnia temu małemu człowiekowi bezpieczeństwo i opiekę. Zatrudnił osobę, majacą doświadczenie, by tylko Mały Exton Downey nie zostawał sam. Reszta słów, jakie wypłynęła od Byłej żony Pana Downey’a, oskarżające go o romans z opiekunką syna są bezpodstawne. Co wiecej. Młodziutką kobietę – Agatę …..  widziano niedawno z innym mężczyzną. Dlatego twierdze, ze oskarżenia te były… Kolokwialnie mówiąc: „Wyssane z palca”. To tyle ode mnie. Mam ndzieję, ze będą państwo wyrozumiali, podejmując decyzję. Czy Exton ma pozostać z kochającym, opiekującym się nim ojcem, czy matką.. która po kilku latach pragnie wrócić do rodziny, wkupiając się słodkimi słówkami.. – zakończył swoją wypowiedź meżczyzna. Tylko tyle wystarczyło, by w Sali zapanował totalny chaos. Podczas, gdzy jedna strona Sali biła brawo obrońcy Amerykanina, druga na głos negowała słowa, które własnie padły. Sędzie dwoił się i troił, by uspokoić tłum, i w końcu, po kilku minutach, narażając młotek na zniszczenie, najmocniej, jak do tej pory zastukał w blat biurka.
- Proszę o spokój!! – wykrzyczał – Zarządzam dwadzieścia minut przerwy, w tym czasie ława przysięgłych proszona jest o podjęcie decyzji – rzekł głośno, po czym wstał i udał się do swojego gabinetu. Kiedy na Sali zapanowała cisza, a ludzie zaczełi wychodzić na przerwę, Maggie pochyliła się do Roberta i szepnęła mu tylko:
- Mały Exton już jest Twój.
            Dwadzieścia minut dłużyło sięRobertowi w nieskończoność. W czasie przerwy, nie wstał z miejsca, nie obrócił się w żadną stronę, po prostu pustym wzrokiem patrzył na drzwi, za którymi przed momentem zniknął sędzia. Mimo tego, ze co rusz, ktoś podchodził do niego, już mu gratulując, Downey się bał. Strach jaki czuł, był nie do opisania. Po raz pierwszy tracił kontrolę nad nerwami, modląc się w duchu o dobry wyrok. Po dwudziestu minutach cała ława przysięgłych, zajela swoje miejsca, a starsza kobieta, k™óra trzymała w dłoniach kopertę z podjętą decyzją, uśmiechnęła sięciepło w stronę Roberta.
- Decyzją zgromadzonej tu Ławy Przysięgłych, prawa do opieku nad Extonem Downey’em w pełni otrzymuje Pan Robert Downey.
            Po ogłoszonym wyroku, udzielonych kilku wywiadach i wielu łez szczęścia, głównie Maggie i Agaty, cała ósemka wróciła do domu Amerykanina, gdzie postanowili w spokoju świętować swoją wygraną. Góra lodów, jaką dostał Exton do podziału z Agatą zniknęła w mgnieniu oka, a mały bohater dnia słodko spał w hamaku na werandzie. Dorośli w tym czsie przy kawie, z wesołymi minami, ale bez słowa smakowali chwile spokoju, jakie im w końcu dano. Jerry, który nie był przyzwyczajony do dłuższego milczenia, właczył radio, z którego płynęły leniwie kolejne miłosne ballady.
- Raaaany – jęknął, wywracając oczami – mogliby puścić coś…
- Przecież Ci gra, jeszcze Ci mało? – Spokojny, jak zawsze Tom, lekko zmarszczył brwi, patrząc na przyjaciela. – za spokojnie Ci? – spytał z lekkim uśmiechem. Szatynka przypatrując się tej rozmowie, oparła głowę o ramię Jude’a. Dawno już zapomnieli o wcześniejszej kłótni, obiecali sobie rozmawiać spokojnie, jeśli podobna sytuacja jeszcze będzie mieć miejsce.
- Rennera rozsadza od środka.. – zażartowała, na co Law parsknął cicho – Kochanie, chodźmy do domu, trzeba to porządnie odespać – szepnęła na ucho blondynowi, który pocałował ją w czoło.
- Jak rozkażesz.
- Co, lecimy już? – spytał sennie Ben, który co jakiś czas budził się z drzemki – Bo ja bym tu zooooostał – ziewnął głośno.
W tym momencie zabrzmiał dzwonek do drzwi.
- Jeśli to kolejne kłopoty, to przysiegam Renner, skopie Ci tyłek! – jęknął Hiddleston, wywołując jednocześnie wybuch radości u przyjaciół.
- Czemu akurat mnie? – oburzył się szarooki.
- Bo to by znaczyło, ze wykrakałeś!
Agata w podskokach pobiegła otworzyć drzwi, po czym wrosła w ziemie.
- Dominic! – krzyknęła i wtuliła się w Anglika – O rany!
- Agata? – zdziwił się blondyn. Oczywiście para znała się dzięki Maggie. Agata, mimo, ze nie była wielką fanką zespołu Howarda, kilkakrotnie była na ich koncertach i musiała przyznać… Robili świetne show. Wspólne wakacje również pomogły Polce nieco lepiej poznać zespół, który polubiła, mimo swoich wątpliwości co do rzeczonego perkusisty, którego własnie tuliła – Co ty tu robisz? – spytał zdezorientowany, uśmiechając się lekko
- Pracuje – odparła wesoło.
- Odprowadzałem tu Maggie ostatnio, może jest tu? Nie odbiera telefonu, a mam sprawę.
- Masz szczęście, bo jest! – zaśmiała się i wprowadziła muzyka
Kiedy weszli do salonu, gdzie znajdowali sięprzyjaciele, leniwa atmosfera ulotniła się w mgnieniu oka, a jej miejsce zajęło nerwowe napięcie, głównie za sprawą Jude’a. Brytyjczyk nie powiedział ani słowa, lecz wrogość w jego oczach mówiła samo za siebie.
- Tak więc Jerry, masz wielkiego kopa – warknął Tom, podsumowując sytuację, i nieco rozładowując napiecie.
- Dom! – zdziwiła się Czarnooka, która początkowo sądziła,z e pojawienie się jej Byłego, to tylko jej przywidzenia… Jednak nie.. Blondyn z zakłopotaną miną stał na środku domu Roberta i wpatrywał się w nią.
- Cześć Maddie. Mamy problem – prawie że szepnął, nie patrząc na pozostałe osoby. Szczególnie unikał wzrodku Niebieskookiego.
- Moi drodzy, to Dominic Howard, a to Tom, Jeremy, Robert no i mój Jude – podkreśliła celowo, pokazując tym samym Anglikowi, ze pewne tematy powinien zadusić, jeszcze przed ich wygłoszeniem – a teraz, co jest? – spytała podchodząc bliżej.
- Błagam Cię… pomóż nam. Znaczy Chrisowi – jęknął, patrząc błagalnie w czarne oczy dziewczyny – Mielismy iść na kolejny wywiad z chłopakami, Chris się wymigał, mówiąc,z ę źle się czuje, został w pokoju. To fakt, nie bardzo ostatnio wyglądał, snuł siępo studiu, nawet mylił swoje nuty, ale stwierdziliśmy, ze to nic, chwilowe, minie. Kiedy wróciliśmy z Mattem, chcieliśmy sprawdzić, czy wszystko z Wielkoludem ok, Drzwi na szczęście miał otwarte, a kiedy go znaleźliśmy..
- Jak to „znaleźliśmy” – prawie, ze krzyknęła Brytyjka ze strachem – co to znaczy, Dom?
- Leżał przy swoim łóżku, otoczony kilkoma butelkami po Whiskey. Pustymi butelkami… - dodał, kiwając smutno głową. Szatynka zrozumiała, co blondyn miał na myśli. Skoro Chris złamał się, i po tylu latach sięgnął znów po kieliszek, znaczy, ze coś się stało. Coś bardzo złego – teraz śpi. Uprzątnęliśmy ten cały syf z Mattem i czekamy aż się obudzi…
- Dzwoniliście do Kelly?
- Nie. Chcemy wiedziec co się takiego stało, ze wrócił do picia. Pamiętasz, co było, kiedy ostatni raz się zapił? – spytał, przywodząc na myśl Maggie nieprzyjemne obrazy: kłótnia z Mattem, prawie zakończona bójką, kilka świńskich tekstów do niej samej, w wyniku czego oberwał dosyć mocno od Dominica, a na końcu…
- Wymiotował znów krwią? – spytała. Odpowiedziała jej cisza, po której czarnooka jęknęła…
Agata rozejrzała się po pokoju. Robert i Jeremy wyglądali na niezorientowanych, Tom na zaniepokojonego, Ben był zmartwiony – w końcu znał się z chłopakami z Muse, a Jude? Jude nadal był nieziemsko podirytowany.
- Dom? – zaczęła rudowłosa – Chyba powinniście wezwać do niego jakiegoś lekarza. To już nie są żarty.
- Wiem, Ag, z tym, że poza efektem końcowym, chcemy poznać przyczyne, dlatego tu jestem – skinął jej głową Howard.
Brytyjka myślała gorączkowo, przygryzając nerwowo wargę. Próbowała sama rozwikłać tą zagadkę: Co skłoniło tak silnego człowieka do powrotu do swojego nałogu?... Jak to mogło się stać? – myślała.
- Maggie? – wyrwał czarnooką z zamyślenia głos Jude’a. Spojrzała na blondyna i zdała sobie nagle sprawę, ze wszyscy, prócz niej, Bena i Agaty nie mają pojęcia na czym polega problem.
- Chris jest basistą w zespole Muse – zaczęła – To naprawdę cudowny, ciepły, cierpliwy i silny człowiek. Jednak ten sam człowiek miał kiedyś bardzo poważny problem – tłumaczyła, swoim profesjonalnym tonem
- I po prostu MUSIMY mu pomóc. - dodała Agata.
- no ale co to za problem? Dopytywał Tom, domyślając sięjednak odpowiedzi.
– Pił. Wpadł w nałóg. Do tego stopnia, ze zaczął tracić kontrolę nad swoim własnym życiem. Z chłopakami co rusz się żarł, bo kłótnią tego nie mogę nazwać, zaniedbał swoją rodzinę, przez co jego żona wpadła w depresję, no było niewesoło. Ale w końcu dotarło do niego co robi. Opamiętał się sam i zgłosił na leczenie – uśmiechnęła się lekko Szatynka – Od tamtego czasu minelo 7 lat, w trakcie których Chris nie tknął alkoholu, tak? – zwróciła się do Dominica, który kiwnął głową – A teraz znów się upił. – zakończyła ze smutną miną.
- Wiecie co... - zaczął nieśmiało Robert - Mogę podać wam namiary na dobrych lekarzy i terapeutów. W końcu, ekhm, sam przez to przeszedłem.
- Póki co, to trzba poznać przyczynę tego wszystkiego – odparł Ben leko
- Dlatego też, Maddie…
- Dosyć tego – warknął Law, wstając z sofy i podchodząc bliżej Kobiet i Dominica – Zabieraj się stąd! – krzyknął, czerwieniejąc na twarzy
- JUDE! – Maggie w szoku zatkało, dlatego też dziękowała niebiosom, że to Agata zachowała trzeźwość umysłu - Czy ty jesteś niepoważny?! - warknęła rudowłosa - Nasz przyjaciel rujnuje sobie życie, ba, może je nawet stracić, a ty odstawiasz jakieś chore sceny?! Albo w tej chwili się zamkniesz, albo się stąd wynoś!
Dziewczyna nie była pewna, czy może tak rządzić się w nieswoim domu, ale po kilku sekundach koło niej stanął Jeremy, a zaraz obok niego Tom. Wszyscy wpatrywali się w Law wzrokiem, który ciskałby piorunami, gdyby mógł.
- Nie każ mi uwierzyć w to, że jesteś nieczułą świnią... - dodała.
Ben, który podszedł do swojej szefowej, ścisnął jej jedynie palce, by dodać nieco otuchy. Sama Brytyjka, po szoku, jakiego przed momentem doznała, otrząsnęla się, uspokoiła głos i odpędziła łzy, jakie cisnęły się jej do oczu. Nie patrząc na Jude’a, zwróciła się do Dominica:
- Siedźcie tam z Mattem, kiedy się obudzi, zaraz do mnie zadzwoń, przyjadę i porozmawiam z nim – rzekła twardo – i Dom – dodała, kiedy meżczyzna się odwracał – Wszystko będzie dobrze – uśmiechnęła się ledwo, a blondyn powstrzymał się od jakiegokolwiek gestu. Zauważył jej reakcję, w końcu znał ją dobrze. Bardzo dobrze. Wiedział, ze jest twarda, ale nie w momencie, kiedy, tak jak teraz ktoś z jej najbliższych chce powstrzymać ją od niesienia pomocy. Zdawał sobie sprawę, że Maggie była teraz rozerwana pomiedzy swoim powołaniem, a ukochanym, który właśnie pokazał się z tej najgorszej strony. Na widok łez w tych wielkich czarnych oczach, Dom, chciał jąpoprostu przytulić, odgrodzić od całego swiata, zapewniając,z e będzie dobrze i z enie musi się jednak bać…
- Do usłyszenia – pożegnał się i skinął Agacie głową w podziękowaniu, po czym po cichu zamknął drzwi.
- Stary, chyba trochę przesadziłeś... - zaczął Robert - Wyobraź sobie sytuację: Jesteś już byłym facetem Maggie, jesteście w przyjacielskich relacjach, a ja zaczynam znowu pić albo ćpać. Idziesz do niej po pomoc a jej nowy koleś każe ci spierdalać. Jak się czujesz?
- Plus, zdajesz sobie sprawę, w jakim świetle postawiłeś samą Maggie? – dodał niewinnie Tom, próbując jednak zabić Law wzrokiem.
- Wpada tu, nie wiadomo jak, i skąd, chociaz nie.. to ty.. – wskazał na Szatynkę, która cofnęła się od niebieskookiego – ty mu pokazałaś, gdzie może Cie znaleźć.. – wypalił
- Uważaj – usłyszał Jeremiego.
- Co jeszcze mu powiedziałaś, „Kochanie” – syknał Jude – Jak dlako wprowadziłaś go powrotem w swoje życie? – spytał, po czym został mocno spoliczkowany. Siła była dosyć duża: na jego policzku, został widoczny, czerwony ślad..
- Jak śmiesz.. – szepnęła czarnooka, podchodząc bliżej – Znowu tekst w stylu „nie pozwalam i nie życzę sobie”? – spytała, ledwie powstrzymując wściekłość – To JA sobie nie życzę, zebyś w taki sposób mówił o mnie, albo o moich przyjaciołach! Chris mnie potrzebuje. I pojadę do niego, a Ty możesz zacząć przyzwyczajać się od pustego pokoju, bo jak wrócisz do hotelu, mnie już tam nie będzie. Koniec Jude, rozumiesz? KONIEC! – wykrzyczała mężczyźnie w twarz, po czym wybiegła, zatrzaskując za sobą drzwi.
                Law, który wciąż patrzył w miejsce, gdzie przed sekundą stała Szatynka, jakby obudził się z transu. Zamrugał kilka razy. Złość, jaka wciąż w nim była ustąpiła miejscu… no właśnie.. Wciąż zły, spojrzał na Hiddlestone’a, z niemą pretensją.
- Nie patrz tak na mnie. Doskonale wiesz, dlaczego nie wziąłem Twojej strony. Twój gniew jest bezsensowny teraz – rzekł twardo – a za Maggie, to radziłbym Ci biec, bojeśli się nie pospieszysz, to ją po prostu stracisz.
- I raczej przeprosin na ładne oczy to ona nie przyjmie. - westchnął Robert - Nie chcesz jej stracić? Musisz schować dumę do kieszeni i pomóc Chrisowi i chłopakom z jego zespołu.
- Ale ten Dominic – jęknął z żalem niebieskooki
- Boże, Jude... - jęknął Tom - Z Tobą gorzej niż z babą... Wiesz dobrze, że ona ich teraz nie zostawi.
- A jeśli jej wejdziesz w drogę, to urządzi CI prawdziwe piekło na ziemi – dodał Ben, jak dotąd najmniej aktywny w toczącej się dyskusji – a wierz mi… potrafi uprzykrzyć życie, jak jest mega wkurwiona, poznałem jaod tej strony kilka razy.. wiec lepiej się opanuj, dumę schowaj w kapcie, albo do kieszeni i wesprzyj ją – kiwnał powaznie głową Owen
Jude jedynie kiwnął głową, po czym opuścił dom Roberta, nie patrząc nawet w jego stronę. Kilkanaście metrów dalej dogonił Maggie.
- Jeśki nie chcesz sceny tutaj, na chodniku najbardziej tłocznego miasta świata, to nie radzę CI mnie dotykać – warknęła, widząc go – Dosyc mam tego Jude – rzekła nieco spokojniej Maggie – Nie ufasz mi? To się rozstańmy – rzekła zupełnie bez emocji, nie patrząc na mężczyznę.
- Maggie, ja…
- Co Ty?… Chcesz mi własnie powiedziec jak bardzo jest Ci przykro? Nie musisz. Ja już nawet nie jestem zła.. Ja się po prostu zawiodłam na Tobie – rzekła, ze smutkiem spoglądając na aktora, któremu momentalnie zrobiło się gorąco. Podobnie patrzył na niego ojciec, kiedy, jeszcze jako dziecko zbroił coś złego. Z takim samym zawodem w oczach wpatrywała się w niego jego malutka Maggie. Ból w jej oczach był nie do zniesienia. Palił go od środka…
- Co mam w takim razie zrobić, żebyś mi wybaczyła? – spytal cicho
- Nie proszę Cię o pozwolenie, bo niezależnie od tego co myślisz i co mówisz, pomogę Chrisowi. Chcę tylko, żebyś był bardziej wyrozumiały. I przede wszystkim trzymał swoja zazdrośc na wodzy. Bo to jest miłe, fakt, ale w odpowiedniej ilości. Ty przekraczasz bariere „zdrowej” zazdrości – rzekła powaznie – Mogę Cię o to prosić? Aha i jeszcze jedno…
- Tak?
- Na kilka dni przenosze się do innego hotelu.
- Co? Nie!
- Jude, tak będzie lepiej. Przemyśl to sobie. Odseparuj się ode mnie na moment, zrozum to, jak ja się teraz czuję… - Szatynka podeszła nieco bliżej niebieskookiego, patrząc powaznie w jego zatroskaną twarz – A za dwa, trzy dni spotkajmy się. Umówmy się na randkę, zacznijmy od nowa – poprosiła.
- Nie chcę… - szepnął blondyn podchodząc bliżej i wtulając twarz w miękkie, ciemne włosy ukochanej – ale wiem, ze masz racje – przytaknął – będzie jak chcesz.
- Chcę, żebyś to rozumiał. Że niezależnie od sytuacji, ja będę pomagać ludziom, nawet tym, których nie darzysz sympatią. Bo taki mam zawód i kocham to. Poza tym.. Robert miał rację. Idealnie pokazał sytuację w jakiej się znaleźliśmy. Musisz mi zaufać Jude. Zaufasz mi? – spytała tuląc się do blondyna.
- Zaufam Jemu. Tobie Ufam od samego początku rzekł po czym pocałował Czarnooką.

czwartek, 23 sierpnia 2012

XXXII.

Dwa tygodnie dzielące Roberta od rozprawy z Susan, minęły w zastraszającym tempie. Pomimo tego, że Exton wyraźnie dał do zrozumienia, że nie chce wracać do matki, mężczyzna obawiał się kolejnej intrygi ze strony byłej żony. Ograniczał do minimum sytuacje, które mogłyby pokazać go w złym świetle, dlatego też z bólem serca zgodził się na plan „medialnego zeswatania” Toma i Agaty. Najważniejsze w tym momencie było udowodnienie, że jest wzorowym ojcem oraz porządnym człowiekiem o nieskalanej opinii, a jego dawne życie było już jedynie cieniem historii.
Maggie i Ben przez cały czas pracowali i udoskonalali mowę, którą blondyn miał wygłosić w sądzie. Nagranie z rozmowy z Extonem było ich wielkim asem w rękawie i Brytyjka szczerze wierzyła, że pozwoli ono wygrać im tę sprawę. Wiedziała, jak bardzo Robert kocha swojego synka i jak boli go cała ta sytuacja. Chciała, aby nareszcie był szczęśliwy u boku jej przyjaciółki, ale złośliwy los ciągle rzucał im kłody pod nogi. Tom i Jeremy stanowili dla całej czwórki wielkie wsparcie, zbierając coraz to nowe informacje na temat Susan i jej kochanka. Praca w charakterze szpiegów okazała się być dużo prostsza (i sprawiająca frajdę!) niż się spodziewali.
Jednak najbardziej zagubioną w tej całej sytuacji wydawała się być Agata. Patrzyła na smutek Roberta i niepokój Extona, a równocześnie nie mogła zbliżyć się do faceta, którego kochała. Paparazzi, a być może nawet szpiedzy Susan, mogli być wszędzie. Dlatego dzielnie odgrywała rolę polskiej ukochanej Toma Hiddlestona. Od wtłoczenia w życie planu, pokazywała się z nim publicznie niemal dzień w dzień, za każdym razem „przypadkowo” trafiając w najbardziej zatłoczone miejsca, gdzie ktoś mógł zrobić im zdjęcie. Publika połknęła przynętę i niemal od razu większość portali plotkarskich i tabloidów zaczęło zastanawiać się nad tym, kim jest nieznajoma, pojawiająca się u boku aktora. Rudowłosa źle znosiła wszystkie publiczne gesty czułości. Wiedziała, że robi to dla dobra Roberta, a Tom był przecudownym i sympatycznym mężczyzną, jednak za każdym razem, gdy natrafiała na zdjęcie, na którym ktoś przyłapał ich na pocałunku, z żalem zamykała laptopa. Zaprzyjaźniła się z Anglikiem, w końcu wspólna intryga potrafi zbliżyć do siebie ludzi. Ale z sympatii do niego nie była w stanie mu powiedzieć, jak bardzo męczy ją to udawanie, sztuczne uśmiechy, uściski, pocałunki. Z pomocą w takich momentach przychodził Agacie Jeremy. Przypominał jej, jak ważne jest to, co robią z Tomem i że już niebawem się od tego uwolni. Podpowiadał jak powinna się zachowywać, nauczył jej kilku aktorskich trików, pozwalających odegrać jej jak najlepiej powierzoną rolę. Renner okazał się dokładnie taki, jak Polka zawsze go sobie wyobrażała. Profesjonalista w każdym calu, ale równocześnie niezwykle ciepły i godny zaufania.
Cała grupa przyjaciół na dzień przed „godziną 0” w pełnej gotowości wypełniała powierzone sobie działania. To nie była zwykła rozprawa, to była wojna. Wojna o szczęście małego chłopca i jego ojca. Wojna, którą musieli wygrać.
            Ogromna sala sądowa, mnóstwo ławek, podwyższenie, gdzie zasiadał sędzia, krzesełka dla ławy przysięgłych, dwa długie stoły dla stron i mnóstwo ławek dla osób postronnych, dla obserwatorów. Maggie zamknęła oczy, wypuszczając ze świstem powietrze. Zazwyczaj, kiedy sprawa kończyła się w sądzie, dzień przed rozprawą, Brytyjka udawała się do Sądu, by dokładnie obejrzeć salę, w której zapadnie najwazniejsza decyzja. Ze stertą kartek, przeglądając je w pośpiechu, wyszła z budynku, kierując się, jak uważała, w kierunku najbliższego postoju taksówek, gdy nagle usłyszała, ze ktoś ją woła. Ze zdziwieniem, a nawet szokiem, patrzyła w kierunku wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny z dwudniowym zarostem.
- Grizzly?! – wykrzyczała ze śmiechem.
- A miałem nadzieje, ze na powrót stanę się Chrisem – podniósł ze śmiechem Czarnooką Chris Wolstenholme
- Nigdy w życiu – zaśmiała się dziewczyna – pomarańczowe frissby śni mi się po nocach! Co Ty tu robisz? Nie jesteś w Anglii?
- To ja powinienem się spytać. Wychodziłaś z Sądu – przypomniał – Wszystko gra, czy się wpakowałaś w coś? – dodał z błyskiem w oczach.
- Spokojnie, wielkoludzie, w nic się nie wpakowałam, po prostu jutro mój współpracownik będzie tutaj zdawał relacje z przesłuchania z dzieckiem, i tyle – wzruszyła niedbale ramionami Brytyjka.
- To czekaj… To Ty asystujesz w sprawie Downey’a? – basista zrobił wielkie oczy.
- Taaak jakby, ale to Ben odwala główną robote.
- Cholera.. Nieprzyjemna sprawa.. Walka o dzieciaka… Ale! Pytałaś co tu robie! A masz chwilę? Kawy z wielkim Miśkiem się chyba napijesz, co? – uszczypnął dziewczynę i oferując swoje ramie, zaprowadził do pobliskiej, przytulnej kawiarenki. Będąc już na miejscu z ogromnymi kubkami parującego napoju, przyjaciele wrócili wspomnieniami do najśmieszniejszych wspólnych przejść z tras koncertowych Muse. Mężczyzna co rusz nawiązywał do nowego związku Czarnookiej, o którym dowiedział się z gazet, lecz Maggie udzielała bardzo wymijających odpowiedzi, wiec po którymś razie, Chris dał za wygraną – A teraz sprawa naszego pobytu tutaj – spoważniał – Mamy tak wielkie szczęście, ze poproszono Nas, byśmy skomponowali muzykę do nowego hitu z Hollywood, z tego co pamiętam gra tam Twój Pan Law – rzekł z lekkim uśmieszkiem, a Szatynka o mało nie zakrztusiła się kawą.
- Gracie piosenke do filmu Jude’a i Roberta?
- Żeby tylko! Matt komponuje CAŁĄ muzykę! A my z… - urwał.
- Spokojnie, Chris, możesz dokończyć: My z Domem…
- No właśnie, a my z Domem tylko gramy, takie tam.. malutkie robaczki otoczone geniuszem Matta – sapnął, kręcąc głową.
- Coś nie tak? – zmiana nastroju Anglika była na tyle wyraźna, zęto pytanie, po prostu samo pojawiło sięna ustach dziewczyny.
- No bo.. Skoro tak jesteśmy przy naszym słodkim i uroczym panterko-gościu, to…
- To..? – zaniepokoiła się dziewczyna.
- No wiesz.. on źle to znosi wszystko… Wiesz.. Rozstanie z Tobą.. i cały ten Twój związek – zaczął nieśmiało, nie patrząc na przyjaciółkę. Może i szkoda, bo zauważyłby wtedy, jaka zmiana zaszła na jej twarzy, ale przede wszystkim w jej oczach, które stały się momentalnie zimne jak lód.
- Naprawdę chcesz powiedzieć to, co chcesz powiedzieć? – prawie warknęła na bruneta, który zdziwiony tonem głosu Brytyjki spojrzał na nią.
- Niby co? – spytał oszołomiony widokiem zimnych i martwych, czarnych oczu, oraz kamiennym wyrazem twarzy. Nigdy wcześniej nie widział podobnego zachowania u Maggie.
- Że mam się z nim spotkac, a najlepiej będzie, jak rzucę Jude’a w cholerę i wróce do Dominica, bo wtedy zapanuje ład i porządek, tak? To chciałeś powiedzieć? – warknęła, patrząc na basistę z potępieniem.
- Mmmmniej więcej – jęknął – No ale spokojnie, nie wściekaj się, ja tylko….
- Wyjaśnijmy sobie. Dom mnie rzucił. Znaczy.. Zdradził i rzucił. Kiedy okazało się, ze lalunia, dla której mnie zostawił chciała tylko kasy, z podkulonym ogonkiem chciał wrócić. I ja mam mu to wybaczyć? – spytała – Masz mnie za tak naiwną, czy za tak głupią?
- Maggie, Skarbie, wcale nie mam Cię, ani za naiwną, ani za głupią, chodziło mi bardziej o to, żebyś pogadała z Nim jak psycholog z pacjentem, on naprawdę się kiepsko trzyma. Praktycznie nie zostało nic z tego faceta, którego obydwoje znaliśmy…
- Misiek, ale mnie nie wolno! Jeśli mam już mieć pacjenta, to nie mogą mnie z nim łączyć żadne związki, nic! Etyka! To raz.. A dwa.. przestanę być obiektywna… - mruknęła, siląc się na spokojny ton. Mężczyzna odetchnął ze smutkiem.
- Przepraszam, ze wróciłem do tego – szepnął, wpatrując się w swoje dłonie.
- Co było a nie jest.. jak to mówią – zaśmiała się dziewczyna, uzmysławiając sobie, ze nagła złość, jak nagle przyszła, tak nagle ja opuściła – a co u Ciebie? Trzymasz się? Co u Kelly i dzieciaków?
- Dajemy radę i nie. Nie piję, jeśli o to pytasz, dumny z tego jestem, ze to już… siedem lat! – uśmiechnął się szczerze do Maggie – Pamiętasz co to było jak mnie poznałaś?
- Nooo ciekawie nie było. Ale jest ok., i to jest najważniejsze. A reasumując… Chris nie spotkam się z Domem… Nie mogłabym… Zrobił dużo złego a ja nie chcę do tego wracać – rzekła już spokojnym tonem z leciutkim uśmiechem. I w ten sposób, przyjaciele zakończyli temat nieprzyjemny, płynnie przechodząc do tych spokojniejszych i bardziej zabawnych. Kilka godzin minęło nie wiadomo kiedy, do momentu, w którym rozdzwonił się telefon Anglika.
- To Matt.. – mruknął, chowając telefon – zagroził,z e jak w ciągu godziny nie zjawie się w studiu, to zamknie mnie w kiblu na tydzień, karmiąc jedynie bananami… A przez tą jego miłość do nich, ja sam na widok banana mam odruch wymiotny, więc.. chyba muszę isć – z nieszczęśliwą miną, Brunet podniósł się z krzesełka. Uściskał mocno Maggie, po czym każde udało siew  swoją stronę. Szatynka idąc do domu Roberta czuła, że jest obserwowana, lecz zignorowała owo uczucie, przypisując je natrętnym „pisarskim hienom”, jak zwykł o nich mówić Tom. Skręcając w odpowiednią alejkę, stanęła prawie że oko w oko z…
- Dominic.. – szepnęła, czując że kończyny odmawiaja jej posłuszeństwa. Jedyne, co mogła to patrzyć na lekko speszonego blondyna, który powolnym krokiem zmierzał w jej kierunku.
- Cześć Maddie – przywitał się cicho, używając jej „przezwiska” jeszcze za czasu ich związku. Staneli naprzeciwko siebie bez słowa. W przypływie… czegoś… Może to była reakcja na smutny wzrok Blondyna, zarzuciła mu ręce na szyję i mocno przytuliła. „Wiem, ze mi nie wolno..” – myślała. Anglik przez sekundę stał wyprostowany, by później objąć mocno dziewczynę w pasie. Stali tak jakiś czas. Bez słowa. W końcu Maggie odsunęła się od perkusisty. W oczach miała łzy. Ze zdziwieniem zauważyła wzruszenie również u Howarda.
- Ja.. no…
- Ślicznie wyglądasz – szepnał, zakładając szatynce za ucho kosmyk włosów – odprowadzić Cię kawałek? – zaproponował.
- Jasne. – przytaknęła. Nie wiedzieć czemu, Czarnooka czuła, ze atmosfera jest nieco lżejsza, niż przed tym długim uściskiem – Co tam?.
- A jak Cie powiem, że Chrisa szukam, to co? – spytał zaczepnie, zerkając na dziewczynę, która cicho zachichotała.
- To Ci powiem, ze własnie się z nim widziałam, i po dosyć typowiym dla Matta telefonie, w którym mówił coś o bananach i zamknięciu w kiblu, posłusznie wrócił do studia – zaśmiała się czarnooka przystając na moment.
- A! To git! Mniej roboty dla mnie – wyszczerzył się blondyn – Maddie – zaczął – ja… Przepraszam Cię. Za wszystko…
- Dom.. Nie wracajmy już do tego.
- Nie. Ja chciałem przeprosić.. nie zrobiłem tego wcześniej, po prostu zachowałem się jak ostatni głąb i cham… Przepraszam. – spojrzał powaznie w czarne oczy dziewczyny, która uśmiechnęła się i pogłaskała go po twarzy.  Dom ujął jej dłoń, próbując zatrzymac ją dłużej na swojej twarzy, jeszcze przez chwilę rozkoszować się tym zapachem, tym ciepłem…
- Już dobrze, Dom, wybaczone – rzekła z uwagą patrząc na przymknięte powieki mężczyzny – A teraz na poważnie.. Wszystko wporządku? Chris mówił…
- Wiem, co Ci powiedział.. ze przeżywam, ze jest cieżko.. No bo jest, nie będę Cię kłamać, choć raz – rzekł, na co szatynka uniosła brew – Przez te kilka lat, nie okłamałaś mnie ani razu… - szepnał, patrząc na swoje buty.
- No chyba, ze chodziło o czekolade, pączki, czy mleko waniliowe, wtedy to tak – zaśmiała się Maggie, rozładowując nieco atmosferę – Dom.. Jeśli jest coś, co mogę zrobić…
- Nie! – przerwał stanowczo Howard – Najwyraźniej popełniłem największy błąd życia, zostawiając Cię, i teraz musze to odpokutowac .. Ale poradze sobie z tym, tylko…
- Tylko?
- Nie zrywaj ze mną kontaktu, proszę.. Tego nie przetrzymam…
- Załatwione – uśmiechnęła się Czarnooka, na powrót wtulając się w blondyna – spotkania raz na tydzień, no dooobra – dodała, widząc minę mężczyzny – 4 razy w tygodniu na kawie?
- Zgoda – wyszczerzył się Dom, po czym ucałował Szatynkę w policzek.
- No to tu! – spojrzała zdziwiona na otoczenie, zdając sobie sprawę, ze są na miejscu. Zauważyła również, ze tuż przy drzwiach willi Roberta z nieciekawą miną stoi Jude. – Ide, Do usłyszenia. Pozdrów Matta i powiedz, żeby nie katował Chrisa dietą z bananów – mrugnęła wesoło i pobiegła do swojego ukochanego, chcąc go przytulić, lecz Law w ostatniej chwili odwrócił się i bez słowa, za to z kamiennym wyrazem twarzy wszedł do środka. Maggie weszła tuż za nim, łapiąc go za łokieć.
- Co Ci?
- A jak myślisz? – warknął niebieskooki, wyszarpując rękę – co u Twojego Byłego? Już chce wrócić? – szepnął nieprzyjemnym tonem.
- Jude, to…
- Nieważne. Rób co chcesz – odrzekł nieprzyjemnie, wchodząc dalej do salonu i witając się z Robertem, ledwo widocznym skinieniem głowy.
Szatynka przez chwilę stała w przedpokoju, walcząc z nagłą falą łez, gdy właśnie w takim stanie znalazła ją Agata.
- Słodki Boże! - wetchnęła Agata, podchodząc do przyjaciółki i podając jej chusteczki - A wy znowu co?
- No bo… - wychlipała szatynka – Widziałam sięprzed momentem z Dominickiem. I to nie tak, jak pewnie myślisz – dodała, ocierając oczy – Wpadliśmy na siebie. Porozmawialiśmy.. Odprowadził mnie tutaj  i przeprosił za to, ze tak mnie zranił…  Chciałam mu pokazać, ze jest ok., pogłaskałam go tylko po policzku i przytuliłam.. No i pocałował mnie – dodała cicho
- Osz w cholerę... - rudowłosa zrobiła wielkie oczy - No to niezbyt ciekawie. Jude jest o Ciebie zabójczo zazdrosny. Przypuszczam, że nawet o Toma, a co dopiero mówić o twoim byłym. Musisz mu to wytłumaczyć...
- Gdyby zechciał łaskawie mnie wysłuchac! – rzekła wściekle Szatynka, pozwalając kolejnym łzom płynąć – To był tylko buziak w policzek!  A co do Toma.. Widziałam… To jak Jude się zachowuje ostatnio… Agata, co ja takiego zrobiłam? Albo.. co ja źle robie? Nie wolno mi już rozmawiać z moimi przyjaciółmi?– jęknęła, osuwając się na ziemię. Standardowy objaw u Brytyjki. Zazwyczaj właśnie tak przyjmowała wszelkie porażki, ale odtrącenie przez Jude’a, jakie nastąpiło chwilę wcześniej było ze sto razy gorsze.. Bardziej bolesne…
- No słuchaj... Nie odzywałaś się do Doma, wręcz miałaś największego focha na świecie. A teraz Jude nagle widzi was razem, uśmiechniętych i w ogóle... Może czuć się zbity z tropu. Ale spokojnie, pogadam z nim, albo naśle na niego Roberta. On jest upartym osłem, ale czasem da mi się coś wbić do łba. - mrugnęła - Poza tym byłby skończonym idiotą, gdyby nie dał ci tego wyjaśnić, heloooł.
- To nie jest takie łatwe.. przynajmniej nie w tym wypadku – pokręciła głową Brytjka – Gdybyś ty widziała, jak on na mnie teraz spojrzał.. ile w tym wzroku było…  - urwała, próbując odnaleźć odpowiednie słowo – jakby chciał mnie spoliczkować za to,z ę rozmawiałam z Domem. Ale Słońce… byłam z Muse jakieś 9 lat i również przez 9 lat byłam w związku z Domem.. Nie łatow, a raczej to niemożliwe, żeby zapomnieć o takim czasie i osobie, która była Twoja pierwsza miłoscią! – jeknęła, unosząc ręce – Może po roku, ok., zapomniałabym, ale Dom oprócz tego, zbył moim facetem, był też przyjacielem…
- Dlatego musisz mu to wyjaśnić! Poza tym Jude to madry facet, narwany jak diabli, ale mądry. I też swoje w życiu przeszedł. To, że nie wspomina najlepiej swoich poprzednich związków, nie znaczy, ze ty masz mordować wzrokiem swojego ex!
- Jemu to powiedz! Ja to wiem! Z tym, że ten mój najmilejszy teraz nie chce ze mna rozmawiać.. – jeknęła, wstając z podłogi i ocierając łzy – Najwyżej wynajmę inny pokój w hotelu – wzruszyła ramionami, spoglądając na przyjaciółkę, jednocześnie prosząc o pomoc…
- Spokojnie, niech on teraz ochłonie. A potem naślę na niego Roberta i Jeremy'ego. Renner potrafi wzbudzić w innych wyrzuty sumienia, damy radę. - Agata podeszła do Maggie i przytuliła ją - A jeśli to nie pomoże to będzie miał do czynienia ze mną. I uwierz mi, nie wyjdzie z tego cało.
- Dzięki za wszystko – szepnęła Czarnooka - liczę na Ciebie.

Brytyjczyk, nie patrząc na otoczenie, prawie, ze rzucił się na skórzaną sofę w gabinecie Amerykanina. Musiał się uspokoić. „W zasadzie nie powinienem się tak wściekać” – myślał – „ale ten blond szkielet, który przytulał MOJĄ maggie… Powinien zaznać największego cierpienia..”. Zamknął oczy, oddychając głęboko. Dlaczego stał się taki zazdrosny? Szlag to trafiał, widząc jak ta mała osóbka działała na mężczyzn wokół siebie. Począwszy od Toma… Zajęty własnymi, dosyć ponurymi myślami, nie usłyszał, ze do gabinetu wchodzi jeszcze ktoś..
- Stary, a ciebie co ugryzło? Przemknąłeś przez mój salon niczym tornado. - skrzywił się Downey, zagadując przyjaciela.
- Póki Jesteś cały i zdrów.. Daj Ty mi spokój, co? Na Ciebie też mam warczeć?
- Ej ej ej! Nie zapominaj się, że jesteś w MOIM domu i jak na razie to chyba JA mam najgorsza sytuację z byłą żoną - suką. Więc może łaskawie wyjaśnisz powód swojego focha? Jesteś facetem, nie baw się w obrażoną księżniczkę!
- A Ty nie podnos mi ciśnienia, bardziej niż Maggie, co? Gdybyś widział ją w objęciach tego pożal się Boże perkusisty, jej byłego, też byś miał focha! – prawie krzyknął aktor, zrywając się z sofy – Kurwa! Jest ze mną, zapewnia mnie, jak to bardzo mnie kocha, jaka jest szczęśliwa, a tu co widzę? Że pozwala się tulić przez kogoś innego! Wyjaśnij, mi, bardzo Cię proszę… i sam powiedz.. nie wkurwiłoby Cię to? – warknął, czerwieniąc się.
- Wyobraź sobie mój drogi Watsonie, że od dwóch tygodni muszę patrzeć na love story z Agatą i Tomem w roli głównej. I ich "przytulanki" to akurat wersja light. - Robert zacisnął pięści z nerwów - Dałeś w ogóle Maggie to wyjaśnić? Nie zawsze rzeczy mają się tak, jak wyglądają. A skoro ją kochasz to chyba powinieneś jej ufać, hm?
- Jej ufam, do cholery! Ale jemu nie! – wrzasnął, kręcąc się po pokoju – W dodatku, Ty wiesz,z e ta farsa z Tomem to jest tylko udawane i ze po tym całym cyrku się skończy. Zresztą sam Tom… Jeśli jeszcze raz będzie siętak ślinił do Maggie to…
Krzyki Jude'a przerwało wejście Jeremy'ego do gabinetu.
- Jude, a ty znowu zaczynasz z tym Tomem? - mężczyzna przewrócił oczami - I co wy macie takie grobowe miny?
- No nasz drogi Pan Law ma własnie jeden ze swoich legendarnych ataków zazdrości i najchętniej przywdziałby zbroję i powyżynał wszystkich, którzy raczą zbliżyć się do jego niewiasty. - wyjaśnił złośliwie Robert - Ach, no i oczywiście owej niewiasty nie dopuścił nawet do słowa, bo ON WIE LEPIEJ!
- Boże...serio? - skrzywił się Renner.
- Nie, kurwa… na niby – warknął nieprzyjemnie niebieskooki, siadając na powrót – a Ty się nie mądrz! Sam mówiłeś, ze Ciebie obecna sytuacja też nie zadawala – odbił zwinnie piłeczkę – I może wyjaśnij mi… Co ona mi powie, czego nie wiem? Co, użyje starej jak świat frazy: „Oh, Jude, to nie jest tak jak myślisz” – rzekł, cieńszym niż własny głosem – nie, dziękuję…
- A jak to naprawdę NIE JEST TAK JAK MYŚLISZ, młotku? - Jerry podszedł do Jude'a i popukał go w czoło - Ty naprawde chcesz ją stracić przez własną głupotę?
- Czy tulenie się do swojego byłego, z wielkim uśmiechem na ustach, po czym danie sobie buziaka w policzek to nic? Jerry, zlituj się, choć ty! Kto wie, co Panna Gold robiła w czasie, gdy ja byłem tutaj… - jęknął zamykając oczy.
- Jude. Jesteś idiotą. Skończonym idiotą. Idiotą do kwadratu. - wymamrotał Renner - Proszę bardzo, niszcz swój swój związek. Bo oczywiście jesteś wzorem cnót wszelakich, nigdy nie zdradzałeś swojej żony, wiodłeś wzorowe i prawe życie. I przez swoją prawość nie dopuszczasz do siebie myśli, że Twoja kobieta cię kocha. I że jest dobrym człowiekiem, który nie żywi długo urazy do innych. Proszę cię bardzo! Ale nie licz potem na mnie, nie pomogę ci jak wszystko spierdolisz! - szarooki prychnął i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Jude’a jakby wcisnęło w sofę. Momentalnie w jego głowie odezwały się głosy zwątpienia w rację swojego nagłego ataku złości. Co więcej, niechętnie zaczynał przyznawać Rennerowi rację.
- Ty też tak myślisz? – rzekł cicho, nie patrząc w stronę Amerykanina.
- No wiesz - zszokowany Downey podrapał się po głowie - Wzorem cnót wszelakich to ty nie byłes...
- Chodziło mi to o niszczeniu mojego związku…  Chociaż… po co pytam.. Widziałem przecież reakcję Maggie.. Odtrąciłem ją, wyrwałem się jej – wytłumaczył zdezorientowanemu przyjacielowi – nigdy wcześniej nie widziałem w jej oczach czegoś… takiego.
- No to... sam sobie odpowiedziałeś. Lepiej z nia porozmawiaj. - Robert poklepał przyjaciela po plecach.
- Jak będzie chciała.. No to ide – rzekł a tuż przy drzwiach odwrócił się jeszcze w stronę Downey’a – i dzieki – rzekł, po czym opuścił gabinet. Szukając Szatynki po całej willi przyjaciela, Jude natknął się na Toma i Agate – Nie widzieliście…
- Nie – uciął nieprzyjemnie Hiddleston
- Tom.. Masz sekundę? – spytał niebieskooki, z leciutkim uśmiechem. Drugi z Brytyjczyków skinął tylko głową, odchodząc kawałek od zaskoczonej Polki – Ja chciałem.. Wybacz, Stary, zachowałem się jak jakiś kretyn. Przepraszam, ze tak naskoczyłem wtedy na Ciebie.. Po prostu..
- Maggie to piękna kobieta, to fakt i każdy kto w to wątpi ma najpewniej problem ze wzrokiem.. Albo żonę – dodał z wesołym błyskiem w oczach – ale Jude, nigdy, proszę Cię, nie wątp w szczerość jej uczuć. Z tego co mówiła mi Agata, to ta dziewczyna nigdy wcześniej nie była z nikim tak pewna i bezpieczna. Zwłaszcza z tamtym kolesiem – machnął niedbale ręką – Odkręć to jak najszybciej – rzekł – Aha. No i jest ok., nie gniewam się.
- Żałuję teraz, ze w gabinecie był renner a nie ty… spokojem to i wojny można wygrywać – nieważne, innym razem Ci wyjaśnie – uśmiechnąl się, wymijając przyjaciela i wybiegając z willi. Oczywiście telefon Czarnookiej nie odpowiadał, law udał się zatem do hotelu Owena, licząc, ze tam zastanie ukochaną. Niestety, w apartamencie psychologa nie było Maggie, nie było jej również w Central Parku i jej ulubionej kawiarni. Zdenerwowany aktor wrócił do swojego apartamentu i momentalnie wrósł w ziemię, widząc drobną, skuloną pod drzwiami postać Maggie.
- Cześć – kucnął przy dziewczynie, próbując zaglądnąć w jej oczy, które zdradzały ślady, niedawnych łez.
- Chcę wejść, a Ty masz kartę – rzekła, zupełnie bez żadnego uczucia, niemalże mechanicznie – Otwórz mi, proszę.
Blondyn bez słowa zrobił, jak chciała. Brytyjka, już przy swojej półce, zaczeła wyciągać z niej swoje ubrania.
- Co robisz?
- A na co CI to wygląda?
- Wiesz, że nie pozwolę Ci stąd wyjść.. – Tego już było za wiele. Furia, jaka wstrząsnęła ciałem Maggie, dodała jej nieco odwagi i spojrzała w niebieskie tęczówki Law.
- Co Ty mi? Nie pozwolisz? A wiesz, jak daleko i jak głęboko ja mam Twoje pozwolenia? – warknęła – Nie pozwolę traktować siebie jak jakaś rzecz! Gdybyś, do cholery miał powód, żeby tak się zachować! To co teraz.. zamkniesz mnie w wielkiej klatce? A mogę chociaż rozmawiać z Nickiem? Czy też zabronisz mi, dopatrując się jakiegoś spisku, czy innej zdrady? Jude! Opamiętaj się! Jeśli w Twoim mniemaniu,jestem zdolna dopuścić do siebie faceta, który wyrządził mi, najprawdopodobniej największą krzywdę, to wcale mnie nie znasz! Spotkałam Dominica, porozmawialiśmy, a on mnie po prostu PRZEPROSIŁ!! – huknęła Szatynka, rzucając ze złością swoją walizką o ziemię, po czym bez słowa spakowała do niej swoje rzeczy. Jude odechnął głęboko, starając się nie wejść w drogę dziewczynie, czym doprowadziłby zapewne do jeszcze większej awantury. „To jednak dziwne – myślał – Łagodnieje przy niej, nie potrafie na nią ani krzyknąć, ani wejść w drogę..” Kilka minut później walizka dziewczyny była gotowa. Szarpiąc się z zamkiem, straciła równowagę i upadła, a nastenie się rozpłakała. Poczuła wtedy, jak Jude podnosi ją i sadza na łóżku, po czym przytula. Poddała się temu… Kiedy się już uspokoiła, a cała złość wypłynęła wraz ze łzami, spojrzała na blondyna.
- Przepraszam. Wiem, ze masz rację, Wszyscy macie – dodał – ale to jest chyba meski odruch bezwarunkowy. Zazdrość o swoją kobietę
- Nie chodziło mi..
- Wiem, Kochanie, wiem, że chodziło Ci o to, co zaszło w sieni u Roberta. O to, jak się zachowałem, jak Cię odtrąciłem. Wierz mi… Chyba w życiu nie było mi tak przykro i tak głupio, kiedy w końcu ktoś mi wykrzyczał moje błedy. Jakby mi się zapaliła mała żarówka. Przepraszam – zakończył, obejmując Brytyjke jeszcze mocniej.
- Co nie zmienia faktu, ze powinnam teraz wstać i zostawić Cię tu, żebyś przemyślał to wszystko.. Ale nie zrobię tego..
- Nie?
- Nie.. Bo słyszałam to wyrzucenie błędów, jakie zaserwował Ci Jerry, nie krył się z tonem głosu. Ale skoro byłeś nawet u Bena, znaczy zrozumiałeś – uśmiechnęła się lekko Czarnooka.
Reszte popołudnia Brytyjczycy spedzili w apartamencie aktora. Nie obyło się bez dosyć powaznej rozmowy, kilku zapewnień i załagodzień sprawy w postaci przeogromnej porcji lodów i czekolady specjalnie dla Maggie, która z lubością wchłonęła słodkości. Wczesnym wieczorem, para wybrała się na spacer. Już pogodzeni, wtuleni w siebie, jak zazwyczaj śmiali się, próbując za wszelką cenę zepchnąć temat rozprawy na jak najdalszy plan.
Wieczorem udali się oboje do Bena, z kilkoma kupionymi wcześniej smakołykami i szerokim uśmiechem Szatynki, by nieco podnieść na duchu Owena. Cała trójka omówiła jeszcze raz taktykę adwokata Roberta i z dobrymi przeczuciami, Brytyjczycy wrócili do siebie.. Sen jednak nie chciał nadejść..




piątek, 17 sierpnia 2012

XXXI.

            Godzina przesłuchania zbliżała się nieubłaganie. Maggie cała noc spędziła nad książkami, filmami i książkami, nie mogła zasnąć, nerwy zdawały się nie odpuszczać jej organizmu. Z pomocą przyszedł oczywiście Jude, a raczej jego ramiona, w których Szatynka mogła się skryć i choć przez chwile zapomnieć o troskach.
Z samego rana Brytyjka udała się do domu Downey’a, z zamiarem wspierania swojej przyjaciółki. Nie myliła się. Polka nerwowo kręciła się po pokoju, oczekując jakiejś wieści od Bena. Sam zainteresowany ostatnie godziny przygotowywał się do rozmowy z małym pacjentem, a chwilę przed udaniem się do sądu, gdzie odbywało się spotkanie z Extonem miał dobre przeczucia. Owen wszedł do tzw. „przyjaznego pokoju”, gdzie już czekał na niego adwokat Roberta. Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.
- Czyli czekamy jeszcze na sędziego no i samych zainteresowanych – uśmiechnął się Stan Neil:wysoki, tęgi mężczyzna, specjalista tego typu spraw. Zgodnie z przepisami, przesłuchanie musi odbywać się w towarzystwie psychologa, sędziego oraz osoby, sprawującej prawną opiekę nad przesłuchiwanym dzieckiem, o ile nie ukończyło ono 15 lat. Miejsce „Przyjazny pokój” ma zazwyczaj na celu dodanie otuchy, maluchowi, stąd też kolorowy wystrój, bajkowe stolik i krzesełka, oraz oczywiście zabawki. Jedynym „połączeniem” ze światem zewnętrznym było duże lustro weneckie, a za nim kamera, rejestrująca spotkanie. Ben znał takie pokoje. Był w wielu z nich, i wiedział również jak trzeba przeprowadzać takowe rozmowy, dlatego poprosił, by to on rozmawiał z Extonem, na co Neil przystał z uśmiechem. Pół godziny później dołączył do nich sędzia Max Diverse, a po kolejnych 10, Robert i Exton.
- Dzień dobry – przywitał się Ben, który na sam widok małego Downey’a znów zaznał tego dobrego przeczucia – Mam na imię Ben, a Ty? – spytał malca.
- Jestem Exton Downey – przedstawił się chłopiec i uśmiechnął szeroko, zwracając się w stronę ojca – tatuś, a kto to? – wskazał na sędziego i adwokata – i co my tu robimy?
- To są Panowie, którzy chcą z Tobą porozmawiać – rzekł Amerykanin, kucając przy synu – wszystko będzie dobrze – uśmiechnął się blado, zapewne chcąc tym zdaniem bardziej sobie dodać otuchy, bo w głębi duszy trząsł się ze strachu.
- To co, usiądziemy? Chcemy porozmawiać z Tobą, jak chłopak z chłopakiem. Duży chłopak, z dużym chłopakiem – podkreślił dobitnie Brytyjczyk, wywołując tym samym szeroki uśmiech u Extona – zechce Pan usiaść? – spytał wywołując jeszcze większą falę radości u chłopca, który uwielbiał, kiedy zwracano się do niego jak do dorosłego. Zresztą, jak każde dziecko. Młody Downey usiadł na żółtym krzesełku i ciekawością przyjrzał się Benowi – Jak się czujesz, Exton?
- Dooobrze! Masz fajną koszulkę – wskazał na kolorowy t-shirt Bena
- A dzięki. Podoba Ci się? A co jeszcze lubisz? – spytał z uśmiechem, chcąc załapać z chłopczykiem na starcie dobry kontakt, który był sprawą kluczową dla przesłuchań.
- Hm… - teatralnie zamyślił się Młody Downey – lubie lody.. i ciastka! I tatusia lubie! – wskazał na Roberta, który z nerwów pobladł.
- A kogoś jeszcze?
- No… Indio! No i Agate! I ciocie Maggie i wujka Jude’a! Oni są tacy mili! I bawia się ze mną! – po wymianie tych osób adwokat podał karteczkę z zapisanymi wcześniej pytaniami specjalnie dla Bena.
- Exton, wiesz dlaczego tu jesteśmy? – Ben przechylił głowę i z ciekawością przyjrzał się, jak oczka malucha błyszczą z radości: ktoś znów zwrócił się do niego w poważny sposób.
- Nie.
- To może tak – zaczął inaczej Owen – Mieszkasz z tatusiem, prawda? – malec pokiwał głową- a Twoja mama od niedawna chciałaby żebyś zamieszkał z nią, wiesz? To wszystko dlatego.
- No taaak… Ale z tatusiem mi dobrze – rozpromienił się. Sędzia kiwnął głową, a adwokat triumfalnie się uśmiechnął – Tatusiu, musze mieszkać z mamą? – zwrócił się do Downey’a, któremu najwidoczniej ciężki głaz spadł z serca, bo odetchnął głęboko, a w oczach pojawiły się łzy wzruszenia.
- Panie Downey, nie będzie Pan mieszkał z mamą, jeśli Pan nie będzie chciał – przypomniał o sobie Ben, spoglądając na kartkę – Ale może powiedz mi coś o mamie. Często ja widzisz?
- Czasami.
- A co robicie, jak się widzicie? Chodzicie na spacery? A może mama zabiera Cię na wycieczki, albo lody?
- Nie… - Exton posmutniał – załączy mi telewizor i oglądam.. Mama często wtedy rozmawia przez telefon. Nie bawi się ze mną jak Agata!
- A kim jest Agata? – tym razem odezwał się sędzia.
- To moja najlepsza przyjaciółka! Taka najlepsza! – dodał z jeszcze szerszym uśmiechem – I chodzimy na spacery i byliśmy w Zoo i na wacie cukrowej! A najbardziej lubie, jak Agata mówi do mnie w takim śmiesznym języku. Tatuś mówił mi że to jest.. Polaski… - zmarszczył czółko, próbując przypomnieć sobie właściwą nazwę śmiesznego, świszczącego jezyka.
- Polski? – podpowiedział sędzia
- Tak!
- A u mamy nie masz takiej przyjaciółki, albo może przyjaciela? – spytał Ben
- Nie. U mamy jest często taki Pan. I on nie rozmawia ze mną. I w ogóle się nie uśmiecha. I chyba jest ciągle na mnie zły.. – dodał ze smutkiem, na co Robert głośno wciągnął powietrza do płuc. Adwokat posłał aktorowi ostrzegawcze spojrzenie
- Dlaczego tak myślisz? Nakrzyczał na Ciebie? – Benowi coraz mocniej biło serce. Czuł, ze zbliżają się do punktu kulminacyjnego.
- Raz. Jak mamy nie było w pokoju. Kazał mi wyłączyć telewizor. I nie dał mi pić. Boję się go.
- A czego się jeszcze boisz?
- Ciemności – zarumienił się chłopiec – Ale tatuś mi zostawia zawsze włączoną lampke. No i czyta mi bajki.
- A mama Ci nie czyta?
- Nie. Mama czasem da mi kolorowanke. A ja nie lubie kolorować. Nie jestem małym chłopcem – rzekł z dumą unosząc głowę.
- Oczywiście, ze nie jesteś!  - Ben mrugnął wesoło – Exton, a jakbyś miał zamieszkać z mamą, to cieszyłbyś się? – dopytał, wywołując panikę w oczach chłopca.
- Ale ja nie chce! – krzyknąl i podbiegł do Roberta tuląc się do niego – Ja chce być z tatusiem! Tatusiu, ja chce być z tobą!
- Spokojnie, synu – pogłaskał chłopca po głowie Downey z uśmiechem – Bądź odważny – rzekł z powagą, na co Exton wyprostował się i odwrócił.
- Nie chce mieszkac z mamą. Nie lubie być u niej – powtórzył, wracając na swoje miejsce.
Benowi zapłonęły oczy. Spojrzał na sędziego, którego mina wyrażała wielkie zdziwienie, i adwokata, uśmiechniętego od ucha do ucha.
**
            Tym czasem w domu Roberta, Maggie z Agatą siedząc w kącie, patrzyły na wielki ogród Roberta. Nerwy i napięcie były tak wielkie, że Polka nie mogła opanować drżenia rąk.
- Dorgie Panie! – usłyszały za sobą wesoły głos Toma – Co tak siedzicie?
- No dziś przecież… - Maggie urwała, patrząc, jak Rudowłosa blednie – Agata? – spytała zaniepokojona
- A jak Exton nie da się podejść? Nie będzie chciał rozmawiać? Będzie wyglądał na zastraszone dziecko? - zaczęła wymieniać Polka.
- Exton? Nigdy w życiu – Tom pokręcił stanowczo głową – To najdzielniejszy malec, jakiego znam! A miałem przyjemność pracować z kilkoma i jestem pewien, że wszystko będzie tak, jak powinno – uśmiechnął się, wpatrując w szare oczy Polki
- Póki oni nie wyjdą z tego sądu i nie odezwą się jak poszło...to ja chyba zejdę na zawał! - jęknęła.
- To potrwa troszke… Takie rozmowy nie sa łatwe, a Ben musi załapać dobry kontakt od razu, żeby wszystko poszło po naszej myśli – Maggie westchnęła lekko – no ja nie mogę, idę się przejść, albo pojade na plan do Jude’a, potrzebuje sięprzytulić – rzekła zrezygnowana, nie zauważając lekkiego zawodu na twarzy Hiddlestona
- A ja powolnie będę tu sobie umierać z nerwów. - rudowłosa podkuliła nogi i oparła się brodą o kolana, cięzko wzdychając.
- Noo nie pozwolę na to – Tom uśmiechnął sięlekko, siadając obok Polki i tuląc ją do siebie – no co? – spytał, widząc jej zdezorientowaną minę – ponoć jesteśmy szczęśliwą parą
- Jakoś czarno to widzę. - zmarszczyła czoło dziewczyna - Niby ktoś to łyknie?
- Trochę wiary w talent aktorski, siostro – zaśmiał się – Z takim podejściem jak teraz, choćbym był najlepszym z najlepszych, nie dam rady sam w tej sprawie – wzruszył ramionami – Susan może zatrudnić kogoś, kto zna się na mowie ciała, dlatego musisz naprawde się wysilić..
- No ale jaka w ogóle będzie cała ta historia? Jak się poznaliśmy? Kiedy? I wiesz...cała ta "love story". - zapytała - Jesli to ma być wiarygodne to musimy ustalić wspólną wersję wydarzeń, nie?
- Coś proponujesz?
- No pewnie poznaliśmy się przez Roberta, bo inaczej byłoby ciężko. - zaśmiała się - Ale co dalej?
- Hm.. – szatyn zamyślił się – a jak Jude i Maggie się poznali?
- Oni? Przez przyjaciela Maggie, wiesz, wspólni znajomi, wpadli na siebie kilka razy u Nicka...a potem już z górki. Ale z nami to nie wypali, nie mamy zbyt wielu wspólnych znajomych. Już pomijam fakt, że jestem tu raptem od kilku miesięcy. Kombinuj, kombinuj. - Agata uśmiechnęła się i przez myśl przemknęlo jej, że Hiddleston podejrzanie interesuje się Maggie.
- Nie potrzebujesz mieć tu przyjaciela. Szef wystarczy – wyszczerzył się do rudowłosej – No ale dobra. To może wpadliśmy na siebie gdzieś w sklepie? Zabrzmi to śmiesznie i trochę perwersyjnie, ale załóżmy, ze pomyliłem przymierzalnie i wszedłem bez niczego do Twojej kabiny, potem skruszony chciałem odkupić swoje winy i zaprosiłem Cię na kawę? Co o tym sądzisz? – spytał mrugając zalotnie do dziewczyny.
- No w sumie... O, a ja Cie nie poznałam! I dopiero na kawie się zorientowałam, że O BOŻE, TO TOM HIDDLESTON!
- Nie dokładnie o to mi chodziło, ale może być – zaśmiał się szczerze – ale co potem?
- Potem straciłeś mnie z oczu, nie wziąłeś numeru telefonu ani nic. Przychodzisz kilka dni później do Roberta, a tam ja! BUM! PRZEZNACZENIE! - rudowłosa coraz bardziej zanosiła się śmiechem - Historia rodem z tabloidu! "Słowiańskie przeznaczenie znanego brytyjskiego aktora!"
- O to, to, to! – kiwnął głową, dyskretnie ocierając oczy z łez śmiechu – Wtedy stanąłem jak wryty, Ty też, a Robert w swej uprzejmości zostawił Nas samych, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać! – wymyślanie historyjek do intrygi bardzo spodobało się Brytyjczykowi.
- Ale ze mna nie było tak łatwo! Musiałeś się długo starać, żebym w końcu oparła się twojemu urokowi!
- Przypominam Ci, ze jesteś tu kilka miesięcy, no co, Twoje słowa – wypomniał jej – wiec zmiękłaś szybko i od tamtego czasu jesteśmy parą. Powiedzmy… Dwa tygodnie? – podsunał, starając się nie parsknąć śmiechem, co z każdym zdaniem było coraz trudniejsze - Ile Maggie opierała się Jude'owi? - spytał z błyskiem w oku.
- Wiesz... a ile przeciętna kobieta mogłaby się mu opierać? - Polka przewróciła oczami - No właśnie! Ale Maggie starała się być twarda. Znaczy się... no takie babskie podejście: O BOŻE ON MI SIĘ PODOBA JAK DIABLI, ALE ZA CHOLERĘ MU TEGO NIE POKAŻĘ! - wypiszczała.
- Coraz bardziej ją lubię – rzekł do siebie, po czym z przerażeniem spojrzał na zaskoczoną minę rudowłosej – powiedziałem to na głos, prawda?
- Jakby ci to powiedzieć... TAK. - wyszczerzyła się.
- Więc wycinamy to, nie słyszałaś tego – machnął rękoma, niczym jakiś mag – i wracamy do sprawy – zakochaliśmy się w sobie i??
- Iiii... no właśnie, i co dalej? Bo Ty przecież większość czasu w UK, ja pracuję u Roberta. Jak to pogodzić?
- Kochanie, rozmawiasz ze mną, a ja mogę wybierać sobie role, a ze najczęściej przez ostatni czas pracowałem tu w NY, wiec powiążmy to i.. – zamyślił się – może w szale miłości robiłem wszystko, by pracować tu i tylko tu, specjalnie dla Ciebie?
- Och, niegodna ja! - Agata zaśmiała się - Cóż za hollywoodzkie love story
- Zobaczysz, przebijemy Brangeline – zaśmiał sięBrytyjczyk – no dobrze. Mamy już historię. A teraz poważnie. Co jesteś w stanie zrobić publicznie? Jakie gesty? Bo chyba wiesz, ze nie mówię tylko o przytulaniu – dodał, spoglądając w oczy Polce.
- Z tym mam problem. Duży problem. Wielki problem. - westchnęła - Ja po prostu nie jestem zwolenniczką publicznego okazywania sobie uczuć.
- Ja to rozumiem, ale te pisarskie hieny już nie.. Dlatego pytam. Co mogę zrobić, a czego nie… Uprzedzając Twoje pytanie. Tak.. kilka razy powinniśmy się pocałować – wetchnął, zdając sobie sprawę, jak ciężkie zadanie mają przed sobą
- No jakoś to chyba przeżyję, dla dobra sprawy. Ale wiesz - rudowłosa pokiwała palcem przed twarzą Toma - się za bardzo nie zapędzaj!
- Rozkaz, moja królowo – ukłonił się przed dziewczyną i odwrócił, słysząc trzaśniecie drzwiami. Do salonu wpadła najpierw Maggie, przytulając się najpierw do Agaty, potem do Toma, i cała reszta grupy, czyli Jude, Jerry, i w końcu Robert i sam Exton, z tak wielką watą cukrową, że zasłaniała mu prawie cała buzię.
- Ale… - zaczął Tom
- Bohaterze dnia, idź zmyj tą watę z buzi, zaraz przyjdę – zaśmiał się Robert. A kiedy chłopiec zniknąl w łazience uniósł oba kciuki do góry – To było.. nieziemskie. Ben tak poprowadził rozmowę, ze Exton wykrzyczał,z e chce być ze mną, a nie z Susan – wyszczerzył się do zaskoczonej Agaty
- Boże... jak Ben to zrobił? - rudowłosa rzuciła się na szyję Robertowi. - Nie wierzę...
- No kuuurde! Się ma taką szefową, to się potrafi dobrze prowadzić pewne rozmowy – wtrąciła się Szatynka – ale powaznie, to chyba dam mu premię, czy coś – zaśmiała się.
- Ale pamiętamy, ze sprawa trwa, czyli odgrywamy jeszcze nasze role – przypomniał cierpliwie Jude, patrząc na reakcję Agaty – wersja wspólna ustalona? – zwrócił się do Hiddlestona, który dyskretnie wpatrywał się w Czarnooką – Tom?
- Co? A Tak! Własnie dopracowywaliśmy szczegóły – oprzytomniał szatyn, uśmiechając się szeroko. Jude zmarszczyl brwi. Nie wiedział co się dzieje w głowie swojego przyjaciela, ale ten rozmarzony wzrok, jaki Tom kierował na Maggie, zdecydowanie mu się nie spodobał.
Agata zauważyła zarówno wzrok Toma jak i reakcję Jude'a. Postanowiła ratować sytuację.
- No Jude, wszystko ustalone! Nie widzisz jaki Tom jest jeszcze rozmarzony? My tu brytyjsko-słowiańskie love story napisaliśmy!
- Love story, powiadasz? – spytał Blondyn, podchodząc do Maggie i obejmując ją. Wpatrywał się przy tym w intensywne, niebieskie tęczówki Brytyjczyka. To było ostrzeżenie. Pierwsze i jedyne. – I jak wyszło to wasze love story?
- Kochany! Historia rodem z tabloidu, przesłodzona do granic możliwości! - rudowłosa streściła Jude'owi co wymyśliła wraz z Tomem - I jak?
- Nooo, moja droga – zaśmiała się Czarnooka – Macie talent! Częściej będziemy Was wyznaczać do takich misji – puściła oko, do Agaty i Toma, który uśmiechnał się lekko.
- Zaprzestańmy na tej jednej – Tom wyszczerzył się do Agaty, kiwając przy tym lekko głową w podziękowaniu za uratowanie przed gniewem Jude’a. – Ale państwo wybaczą, mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, ciesze się bardzo, Robercie! Drogie Panie – skinął do Agaty i Maggie – Do jutra Panowie – rzucił tylko i o wiele szybciej niż zwykle zmierzył w stronę drzwi.
- Poczekaj – usłyszał za sobą Jude’a i zamarł – Blondyn zmierzał w jego kierunku. Stanął naprzeciwko i tak cicho, by tylko Tom go usłyszał rzekł – Uważaj. Żeby takie wgapianie się, nie odbiło CI się czkawką.
- Nie wiem o czym mówisz - zbagatelizował
- Wszystko ok.? – usłyszeli nagle Jerrego, który z założonymi rękoma i wsparty o ścianę obserwował cała scene
- Ok.J ak zawsze – uśmiechnął się Tom, a w stronę Jude’a rzucił tylko – wątpisz w wierność swojej kobiety? – po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
- Ty nie musisz być taki zazdrosny, Stary! Wszyscy widzieli, jak zaznaczyłeś teren, obejmując Maggie, no może oprócz samej zainteresowanej, ale to i lepiej – wzruszył ramionami meżczyzna – Tom jest ostatnią osobą, która mogłaby zrobić taki numer, pamiętaj – poważny ton u Jeremiego zdarzał się niezwykle rzadko, jednak w obecnej sytuacji mina jak i jego słowa wpasowywały się w sytuację.
            Mężczyźni wrócili do salonu, gdzie Robert streszczał dzisiejsze przesłuchanie.Maggie wyciągnęla rękę do Blondyna, nakazując tym samym usiąść przy sobie.
- Obyś go przeprosił – szepnęła na ucho, ukochanemu – patrzenie na kogoś to jeszcze nie jest przestępstwo – po czym pocałowała Law w szyję, wywołując lekkie dreszcze na plecach aktora. Robert, który widocznie, nie zauważył, jakie napięcie pojawiło się przed momentem w relacji Law – Hiddleston kontynuował swoja opowieść, a kiedy skonczył, rozpromieniony poszedł w stronę łazienki, skad dobiegało wołanie Extona.
- No! – klasnął w dłonie Renner – to skoro mamy takie początki, to bankowo wygramy te bitwę – krzyknął z wielkim uśmiechem. „To fakt – pomyślała Maggie – szanse są duże. Nie.. one są ogromne!” Zaśmiała się w duchu, wtulając w Brytyjczyka
- Chodź zazdrośniku, idziemy to jakoś uczcić i ostudzić Cię – mrugnęła do Agaty i Jerrego a Jude’owi posłała najbardziej „brudny” ze swoich uśmiechów. Do hotelu dotarli niecałe 10 minut później i w ekspresowym tempie znaleźli w pokoju, gdzie oddali się rozkoszy pocałunków, dotyków i gestów…

wtorek, 31 lipca 2012

XXX.

AGATA:
Kilkugodzinny lot do NYC zapowiadał się dla Agaty niewesoło. Dziewczyna nie wiedziała, jak powinna zachować się na miejscu. Robert potrzebował wsparcia, to było pewne, ale jakiego? Miała być twarda i stanowcza, a może bardziej współczująca? Milion myśli na minutę i brak konkretnych wniosków doprowadziły rudowłosą do zmęczenia i w rezultacie zasnęła. Obudził ją dopiero komunikat pilota, że niebawem samolot wyląduje. Wyjrzała przez okno i ujrzała panoramę Nowego Jorku, która z minuty na minutę zbliżała się coraz bardziej. Na widok lotniska JFK poczuła ścisk w żołądku.
- Będzie co ma być, ech… - wyszeptała do siebie i wzięła kilka głębszych wdechów. 
Po kilkunastu minutach znalazła się na odpowiednim terminalu i podążała w stronę wyjścia, wypatrując Roberta wzrokiem. Zauważyła go, a wraz z nim trzech innych, równie znanych mężczyzn – Jude’a, Toma i Jeremy’ego. Ku jej zdziwieniu to Jude pierwszy podszedł się przywitać.
- A teraz uśmiechamy się szeroko, Robert zaczyna się sypać, trzeba dać mu mobilizującego kopa – szepnął blondyn, tuląc rudowłosą, która leciutko kiwnęła głową – i nie. Nie pozwoli wrócić Susan, to już dla Twojej wiadomości – dodał lekko odsuwając się.
- Więc to Ty jesteś tą sławną Agatą? – Jeremy z rozbrajającym wyszczerzem podszedł w kierunku dziewczyny, której kolana nieco zmiękły – witamy w LA! – krzyknął.
- Renner, tu jest Nowy Jork – jęknął Downey, kiwając głową, przez co wywołał ogólny wybuch śmiechu przyjaciół.
- A! No to witamy w NYC!! – poprawił się szybko Jerry, mocniej ściskając i tak już czerwoną na twarzy Agatę.
- Doobra, ja też się chce przywitać! – zaśmiał się Tom, podchodząc do Polki – Tom Hiddleston – skłonił się lekko, całując jej dłoń w iście gentelemeńskim stylu – To u Jerrego niego normalne – rzekł ciepło – nie przejmuj się, jakbyś mdlała, będę Cię ratował – szepnął tylko i spojrzał głęboko w szare oczy Agaty.
- Ej. Już? - Downey z cała pewnością nie przyglądał się tej romantycznej scenie z lekkim uśmiechem, jak Jude i Jerry – jego nerwy i tak były napięte do granic „a tu jeszcze jeden Romea odstawia…” – myślał – może w końcu teraz dopuścicie szefa do swojej ulubionej opiekunki? – spytał z rozbrajającym uśmiechem.
- Czyjej opiekunki? – spytał cicho Renner Jude’a, który parsknął śmiechem.
- Legolasie… japa! – warknął Downey w iście Starkowym stylu, po czym podszedł do Agaty.
Dziewczyna spojrzała mu w oczy i w ułamku sekundy zobaczyła w nich wszystko: ból, złość, tęsknotę, strach przed straceniem syna. Przytuliła się mocno do mężczyzny, starając się powstrzymać łzy płynące jej do oczu. 
- Tęskniłem, mała. – wyszeptał Downey całując rudowłosą w czoło i jeszcze mocniej przytulając ją do siebie – Ale jakoś przez to przejdziemy, prawda?
- Prawda…
- Em… gołąbki moje najulubieńsze – Jude podszedł do nich – wybaczcie, że wam przeszkadzam, ale chyba lepiej dla sprawy, żeby was nikt tak publicznie nie widział? Nie chcemy, żeby Susan miała argument „romansu z nianią synka”, prawda?
- Jude… - Robert położył dłoń na ramieniu przyjaciela – Jak dobrze, że ty ogarniasz takie rzeczy. Ja już nie mam do tego wszystkiego głowy… - westchnął i spojrzał smutno na Agatę.
- No pewnie, że ogarniam. Przecież nie damy tej małpie odebrać ci Extona! Ona jeszcze nie wie, na kogo trafiła. – Law uśmiechnął się triumfalnie.
- Głodny jesteeeem! – usłyszeli zza pleców jęknięcie Rennera – Chodźmy coś zjeść! Poza tym nasza urocza towarzyszka na pewno też jest głodna po podróży!
- Właściwie to…tak. – odparła Agata – Jedźmy do domu, zjedzmy coś, a potem ja się trochę zdrzemnę, a wy opracujecie dalszy plan działania i przygotujecie wszystko na przybycie Maggie i Bena.
- No to w drogę! Eskorta w składzie: dwaj Avengersi, jeden adoptowany pół-bóg i jeden Watson ruszają z damą na zasłużony posiłek! – Jeremy wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i ruszył w stronę wyjścia.
- Oszaleję z nimi. – jęknął żałośnie Robert i roześmiał się.

Przyjaciele w drodze do domu Roberta kupili dużo jedzenia i przy kolacji zaczęli układać plan podejścia Susan.
- No to tak. – zaczął Jude – Robert, Agata, przede wszystkim Susan nie może się o was dowiedzieć. Starajcie się jak najmniej pokazywać razem publicznie. A jeśli ta wywłoka tu przyjdzie, to pamiętajcie, relacje szef – pracownica.
- Tak jest! – odparła Agata, przełykając kolejny kawałek pizzy. – A co z prawnikiem? Mamy już jakieś konkretne wskazówki?
- Jutro się z nim spotykam, ale póki co poradził nam znaleźć dobrego psychologa dziecięcego. I dlatego właśnie przylatuje do nas jeden ze współpracowników Maggie. Exton musi być pod opieką kogoś, kogo nie zna. No chyba, że tęskni za matką i chce z nią mieszkać, wtedy już nic nam nie pomoże… - westchnął.
- Ej, Rob, no co Ty! – Jeremy poklepał Downey’a po ramieniu – Przecież ona zostawiła własne dziecko, nie interesowała się nim, odwiedzała raz na jakiś czas. Młody nie ma ZA KIM tęsknić! Poza tym Agata wydaje się być dla niego dużo lepszą opiekunką. – uśmiechnął się.
- Otóż to! W górę serca Panowie i Pani! Wygramy tę bitwę! – Tom dodał od siebie – Ruszamy jutro z Jerrym do pracy i będziemy mieli na oku Susan i jej fagasa. I nie spoczniemy, póki nie znajdziemy na nich jakiegoś haka!
- Jude, muszę ci przyznać, że nieźle to sobie wszystko wymyśliłeś. – rudowłosa uśmiechnęła się – Ale teraz wybaczcie mi Panowie, jest późno, mam za sobą cały dzień w samolocie i jestem wykończona. Dobranoc!
Dziewczyna napełniła wannę gorącą wodą, dolała do niej swój ulubiony olejek i wyłożyła się z niej wygodnie. Zamknęła oczy i próbowała pozbierać myśli. Widziała, w jak złym stanie jest Robert i bardzo cieszyła się, że ma teraz przy sobie przyjaciół i Extona. 
- Oj dzieciaku… - westchnęła i pomyślała o synku Roberta. – Nie możesz trafić pod opiekę Susan, po prostu nie możesz. Ta kobieta cię zniszczy emocjonalnie już w tak młodym wieku. Nie oddamy cię jej.
Zmęczenie jednak okazało się silniejsze niż Agata by przypuszczała i już po chwili udała się w stronę łóżka. Zamykając oczy, miała nadzieję, ze wraz z przylotem Maggie i Bena wszystko ruszy i się uda. Zasnęła momentalnie, regenerując siły przed długa walką z Susan.

Nowy dzień był okazją do spędzenia czasu z Extonem. Chłopiec nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dookoła niego dzieje. Opowiadał Agacie o tym, co działo się w czasie jej nieobecności, chwalił się nowymi zabawkami i pokazywał rysunki. Zwrócił też uwagę na to, że „tatuś chodzi taki smutny, może jest chory”. Polka nie miała serca, aby mówić małemu o tym, co naprawdę jej przyczyną smutków Roberta. Poza tym mogło to źle wpłynąć na dalszy tok zdarzeń, nie chciała wpływać na poglądy Extona. Robert od rana jeździł po mieście, miał w planach duże zakupy, a później wizytę u adwokata. Przed przyjazdem Brytyjczyków wszystko musiało być zaplanowane, aby od razu ruszyć z walką przeciwko Susan. Przygotowywanie obiadu przerwał jej sygnał telefonu, zwiastujący nadejście smsa:
Susan chodzi dzisiaj niezwykle zadowolona. Dla wszystkich jest miła i kochana. Węszę podstęp. Uważaj na siebie! XOXO Jeremy.
- Czego ty znowu chcesz kobieto? Co kombinujesz? – syknęła do siebie rudowłosa i ze złości wbiła nóż w kawałek mięsa.

Wieczorem Robert wrócił do domu wraz z Jeremym, który akurat skończył pracę i postanowił podzielić się obserwacjami z przyjaciółmi. 
- Susan była dzisiaj dziwna. – zaczął, nalewając sobie kawy.
- Co masz na myśli? – zapytał Robert.
- Jakaś taka… miła. Chodziła uśmiechnięta, och ach, szczebiotała do wszystkich. I co chwilę rozmawiała przez telefon. – skrzywił się Renner – Ugh, nie cierpię tej baby.
- Jak my wszyscy. – westchnęła Agata.
- Usłyszałem raz tylko coś w stylu „tak, na pewno będziemy się trzymać tego planu”, ale nic więcej, bo z reguły rozmawiała w swoim biurze. Tak czy siak, coś knuje i nie wiemy w związku z czym.
- Nie zdziwię się, jeśli będzie miała jakiegoś haka na mnie. – odparła gorzko rudowłosa.
- Ej ej ej! – Jeremy podszedł do niej i objął ją ramieniem – Nie pozwolimy jej na to. Nie tknie Ciebie, Roberta ani Extona. Niedoczekanie nasze! Zrozumiano? – uśmiechnął się ciepło.
- Mhm… Dobrze, że tu wszyscy jesteście. Ale właśnie… Gdzie Tom i Jude? – zapytała.
- Pojadą na lotnisko po Maggie i Bena, jakoś niedługo powinni lądować. Dokończmy szykować kolację i czekajmy na gości. – odpowiedział Robert i zajrzał do lodówki.
- No to do roboty Panowie!
W niecałą godzinę stół napełnił się przysmakami, które tylko czekały na głodnych Brytyjczyków. Jude zadzwonił, że lada moment się zjawią, a Agata znowu poczuła też świdrujący żołądek stres…

MAGGIE:
Swoje ostatnie przedpołudnie w Londynie, Maggie spędziła po części w pracy, po cześci w bibliotece i w domu. Pakowanie, którego serdecznie nienawidziła zajęło jej zaskakująco niewiele czasu, dlatego też wczesnym popołudniem po prostu się nudziła. Kiedy przygotowywała sobie tradycyjną popołudniową herbatkę, rozdzwonił się telefon Szatynki.
- Cześć Ben – przywitała się wesoło – co tam?
- Jak Ci powiem, kto przyjechał do gabinetu, to padniesz trupem!
- Po I: co robisz w pracy w niedziele, a po II mów, bo się przejade tam! – zaśmiała się głośno, trzymając w dłoni kluczyki do swojego Czarnego Potwora
- No.. może to jest jakieś wyjście – przytaknął meżczyzna – przyjedź – rzekł i się rozłączył. Maggie zdzwoniona wpatrywała się w swój telefon. „Skoro Ben zachowuje się tak, to albo przyjechała ich mama, albo.. moja?” – przeszło przez myśl Czarnookiej, ale szybko odgoniła takie nierealne myśli. Wyłączyła czajnik, porwała torbę i wyszła z domu.
            Pod gabinetem była pół godziny później.
- Tylko mi nie mów, ze zamówiłeś dla mnie nowe krzesło, o którym kiedyś wspominałeś, bo Ci… - urwała wchodząc do holu i widząc swojego gościa – Morgan… - wysyczała przez zaciśnięte zęby. Widok Brytyjczyka nie tyle ją zaskoczył, co przypomniał  wcześniejszą „akcje” – Kazałeś mi tu przyjechać, żeby wyrzucić śmieci? – spytała kąśliwie, spoglądając w stronę Owena
- Maggie, daj mi to wyjaśnić – wybłagał Joseph, wstając z wielkiej sofy i podchodząc bliżej kobiety.
- Odkręciliśmy to co namotałeś, powiedziałam Ci poza tym,z e masz nam zapłacić, za usługę, którą Ci wyświadczyliśmy, a skoro to zrobiłeś, to nie mamy o czym rozmawiać – warknęła, chcąc odejść od mężczyzny, który złapał jej nadgarstek – puść!
- Nie. Chcę, zebyś ze mną porozmawiała – niebieskie tęczówki przez chwilę zmagały się z czarnymi. W końcu Aktor musiał odpuścić.
- Rozmawiałam z Tobą. A teraz Powiem Ci coś. Z chłopakami budowaliśmy wszystko własnymi rękoma, walczyliśmy o każdego klienta, po wybuchu traciliśmy zdrowie, żeby tylko pomóc ludziom, a taki jeden marny aktor przychodzi i… - nie skończyła bo poczuła na twarzy dłoń Morgana. Ten policzek, na tyle mocny, ze Maggie upadła, wystarczył, żeby Ben w ataku wściekłości rzucił się na Brytyjczyka. Szarpanina mężczyzn trwała kilka minut. W efekcie Joseph dosłownie wyleciał z żółtego budynku.
Ben kucnał przy zszokowanej Czarnookiej.
- Chodź, trzeba dać Ci coś zimnego, bo warga Ci puchnie. Co on trzymał w tej łapie, ze Ci ją rozciął? – oburzył się blondyn. Brytyjka nieprzytomnie podążyła w stronę prowizorycznej, malutkiej kuchni, z której dostała mały woreczek z lodem.
- Au…. – jęknęła, czując zimno na wardze – Sprowokowałam go, wiem – przyznała, nie patrząc na współpracownika
- Ja wiem? Poza Jednym serialem, to ja nie wiem gdzie on grał – podrapał się po głowie Ben z lekkim uśmiechem – jak dla mnie to dobrze mu powiedziałaś, facet jest po prostu przewrażliwiony na swoim punkcie.
- Chciałam tylko mu uświadomić, ze byle aktor nie będzie nas rozsławiał, skoro my sami wyrobiliśmy sobie renome wśród ludzi. To samo bym zrobiła, gdyby miałby o nas głośno mówić np.. Jared Leto – rzekła z przekonaniem, wpatrując się w Blondyna. Ze zdziwieniem stwierdziła, ze po dość grośnie wyglądającej szarpaninie Ben nie ucierpiał w żaden sposób.
- Wiem, szefowo, wiem – pokiwał głową mężczyzna – a teraz daj kluczyki, odwioze Cię, musisz się wyspać, ale wiesz co… - przerwał – Ty zadzwoń lepiej do Jude’a, co? Bo wyjdzie, ze to ja Ci zrobiłem – dodał z lekkim przekąsem, przyglądając się w spuchniętą wargę Czarnookiej – i myślę, ze to trzeba zaszyć – stwierdził, marszcząc czoło
- Nic mi nie będzie. Odwieź mnie do domu – poprosiła – a jutro o 5 rano widzimy się na lotnisku
            Będąc już w domu, Maggie wzięła gorący prysznic, wcześniej opatrując sobie ranę. Warga nie była głęboko przecieta, by wymagała szycia, ale wyglądała nieciekawie. Dodatkowa opuchlizna potęgowała negatywny efekt. „Wyglądasz jak zawodowa bokserka” – pomyślała i uśmiechnęła się na krótko, bo każdy grymas twarzy nieco bolał – „Cholera, gdyby rozciął na tyle, żeby poszła krew, przynajmniej opuchlizne miałabym z głowy!”
Okład z rumianku nieco załagodził ból, dzięki czemu Szatynka momentalnie zasneła.
Przed 4 rozdzwonił się budzik. W dość sprawnym tempie Czarnooka przebrała się, sprawdziła swój bagaż, notatki, książki i wtedy wreszcie spojrzała do lustra. Z wrażenia jęknęła. Połowa dolnej wargi była fioletowa! Na małej ranie powstał co prwda strup, ale przy każdym otwarciu ust, dziewczyna cierpiała. Pokręciła tylko głową i nałożyła specjalną maść, którą zakupiła poprzedniego dnia.
Wzdychając ciężko zabrała bilety, niezbędne dokumenty, sprawdziła mieszkanie i wyszła do czekającej już taksówki, którą wcześniej zamówiła. Na lotnisku była dokładnie o 5. Ben już na nią czekał, a na widok jej ust wykrzywił się lekko
- Masz, to od mojej mamy – dał czarnookiej tubkę dziwnie pachnącej maści – Domowej roboty, w NYC nie będzie śladu po opuchnięciu, a ja nie dostane po mojej pięknej buźce od Twojego chłopaka – wyszczerzył się Owen – i trzymaj to – na widok kubka z parującym, czarnym, niczym smoła napojem, Maggie zrobiła tylko nieszczęsną minę i pokręciła ze smutkiem głową.
- Nie mogę.. Boli – jęknęla tylko
- To daj, nasmaruje Cie chociaż – rzekł mężczyzna delikatnie wmasowując zielonkawą, śmierdzącą maść. Szatynka ze zdziwieniem odczuła ulgę, jakby ktoś przykładał na jej wargi lód. Spojrzała tylko zdziwiona na Bena, który uśmiechnął się lekko – No a teraz chodź, lećmy pobić się o tego chłopca – Kiwnął głową, a pół godziny później, już po odprawie, Brytyjczycy wsiadali na pokład „żelaznego ptaka”.
           
MAGGIE & AGATA:
Kilkanaście godzin później samolot nareszcie wylądował. Maggie mogła, co prawda już bez bólu otwierać usta, dotykać dolną wargę, jednak kolor fioletowy niczym nie dał się zatuszować. „ale się nasłucham..” – jęknęła w myślach kobieta idąc w milczeniu przez płytę lotniska. Z daleka zobaczyła znajomą sylwetke uśmiechniętego Jude’a i…
- Czy to Tom Hiddleston? – Ben wydawał się równie zaskoczony co czarnooka.
Kilka ostatnich metrów, Brytyjka pokonała w błyskawicznym tempie, by już chwile później utonąć w ramionach Law.
- Ale się stęs.. Co się stało? – spytał mężczyzna, przejeżdżając kciukiem po wardze Maggie. Sekundę później wbił na pół zdenerwowany, na pół zdezorientowany wzrok w stojącego Bena, który tylko wzruszył ramionami.
- Ojjj tam, to nic poważnego – Szatynka machnęła ręką, jakby odganiała się od jakiejś natrętnej muchy – TOM! – zaśmiała się głośno, ucałowała i przytuliła zaskoczonego aktora. Krótkie przywitanie, oraz przedstawienie sobie Owena i Hiddlestone’a, po czym cała czwórka zmierzała już w stronę domu Roberta, gdzie zostali przywitani przez Rudowłosą.
- AAAAAALE SIĘ NIE WIDZIAŁYŚMY DAWNO! – krzyknęła od progu Maggie, tuląc Polkę z całej siły. Po części chciała tym rozładować napiętą atmosferę, panującą w domu, po części podnieść przyjaciółkę na duchu – Cho, coś Ci musze powiedzieć.
            Już w przytulnym gabinecie Downey’a, Brytyjka z szerokim uśmiechem na twarzy, spojrzała wprost w szare, smutne tęczówki
- No już, nie smutaj. Mam fajny pomysł!
- Zaczynam się bać – lekki uśmiech wkradł się na usta Polki. Po raz pierwszy.
- Myślałam o tym jakiś czas i doszłam z Benem do wniosku, ze skoro Susan będzie chciała i będzie robiła wszystko, żeby pokazać Roberta w jak najgorszym świetle… - urwała spoglądając w stronę rozmówczyni, która chyba nie załapała o co może chodzić – no wiesz.. będzie wracać do przeszłości, a wtedy Twój Aniołek, aniołkiem nie był, sama wiesz… lubił często poznawać nowe kobiety, prawda? – spytała poważnie
- Tak było… Ale teraz…
- Nie chodzi mi o teraz. Zastanów się, Słońce. Możesz też wziąć udział w tym całym bagnie, bo Susan zapewne będzie Ciebie oskarżać, i nie płacz – zagroziła – nie płacz, bo ty przeciez jesteś już szczęśliwa z kimś innym! – Agata dostrzegła w oczach Brytyjki żywy ogień. Widziała ten ogień już kilka razy. O dziwo… zawsze wychodziło jej to na dobre, jednak teraz…
- Chcę wiedzieć więcej? – upewniła się, marszcząc brwi.
- Od dziś.. mianuję Cię oficjalną dziewczyną Toma!
- Czym mnie mianujesz??
- No sama zobacz – z każdym słowem na ustach szatynki pojawiał się coraz szerszy uśmiech, co w połączeniu z siną wargą, dawło nieco upiorny widok – Z Ciebie i Toma zrobimy szczęśliwą parę, tym samym wytrącając brón z ręki Susan. To na niby, i będziemy o tym wiedzieć, jednak żeby wypaść wiarygodnie, na zewnątrz.. musielibyście okazywać sobie.. uczucie – zakończyła koślawo, odsuwając się nieco od Polki, której twarz w jednej chwili wyrażała tysiąc emocji. Kobieta opanowała się jednak i zdecydowanie pokręciła głową
- Nie. Nie zgadzam się.
- No i masz. Zrozum, ze jeśli to się uda, będziemy krok przed tą jędzą! Dlaczego nie? – Maggie spojrzała na zdezorientowaną przyjaciółkę.
- Bo…
- No właśnie. Widzisz! Mówiłam, ze jakoś to będzie! – klasnęła w dłonie Brytyjka
- Nie powiedziałam, że się zgadzam! Nie będę się obściskiwać z obcym mi facetem! – krzyknęła Agata, odchodząc nieco od szatynki – no jak to będzie wyglądać?
- Tak jak powinno! Tom jest znakomitym aktorem, pomoże Ci, podpowie, poza tym zawsze chciałas być aktorką, to teraz masz szansę się wykazać – wyszczerzyła się do Agaty
- A jak się nie zgodzi.. No co ja mówię.. Po sposobie jak patrzy na Ciebie, to choćbyś mu kazała w ogień skoczyć, to by skoczył… eh.. po co ja się kłócę, przecież i tak będzie tak jak mówisz.. – Rudowłosa ze zrezygnowaną miną usiadła na skórzanej kanapie i zakryła twarz dłońmi. Po chwili poczuła uścisk przyjaciółki
- Przed którymś z kolei koncertem Marsów, przytoczyłas mi słowa Shannona Leto, pamiętasz? – Maggie nie widząc reakcji kontynuowała – że na samym końcu wszystko się ułoży. Pomyśl o tym – szepnęła Brytyjka, po czym zostawiła na moment Polkę samą.
    W salonie, na szatynkę czekała niespodzianka. Ben bardzo szybko zaadaptował się do nowego otoczenia i w chwili wejścia swojej szefowej, rozprawiał w najlepsze z Robertem i Tomem, w kącie pomieszczenia.
- Ciebie chyba nie znam – uśmiechnęła się do młodego Amerykanina – Maggie Gold
- Jeremy Renner – przedstawił się mężczyzna, po czym rozsiadł się.. nie. On się rozwalił na wielkiej kanapie. Brytyjka pokiwała tylko głową i dołączyła do Jude’a, który przeglądał prasę. Wtuliła się w ukochanego i przelotnie ucałowała.
- Co się stało? – szepnał niebieskooki, tuląc kobietę
- Mały wypadek przy porządkowaniu papierów w pracy, wypadł na mnie segregator – skłamała szybko dziewczyna, gładząc brytyjczyka po policzku. Podczas lotu doszła do wniosku, ze prawdziwa przyczyna nie powinna ujrzeć światła dziennego. Przynajmniej nie w obecności Jude’a, który kiwnął tylko głową, jednak jego oczy zdradzały, ze w najmniejszym stopniu nie wierzy szatynce – No dobra. To skoro jesteśmy już wszyscy – rzekła nieco głośniej, spoglądając na wchodzącą do salonu Agatę, która nieznacznie kiwnęła głową na znak, ze zgadza się z pomysłem przyjaciółki – czas zapoznać Was z naszym pomysłem. Ben? – Maggie wskazała na współpracownika, który wyjął zeszyt i w ciągu kilku minut wprowadził aktorów w ich wspólny plan. Kiedy skończył twarz każdego z mężczyzn wyrażała inne emocje: Jude’a – rozbawienie, Jeremy'ego – niedowierzanie, Toma – zaskoczenie, a Roberta – wściekłość. Nie. Furię. Z pomocą przyszła Agata, która podeszła do Downey’a i szepnęła mu na ucho kilka słów, po których twarz aktora jakby pojaśniła.
- Tom – Maggie zwróciła się w stronę uśmiechniętego brytyjczyka – zgadzasz się?
- Oczywiście – przytaknął szatyn – Jeśli to pomoże, chętnie – uśmiechnął się jeszcze szerzej, co wg Maggie było już niemożliwe. „Dziwne – myślała – Jakoś mi lżej, kiedy widzę ten uśmiech, jakby odganiał wszystkie moje troski”. Myśli dziewczyny jednak szybko uleciały, kiedy napotkała wściekły wzrok Jeremy'ego.
-Ej! A Ja?? Czemu nie ja? Ja też chce pomóc! Niby czemu Tom ma być jej chłopakiem, co? – wskazał bez słowa na Agatę, która próbowała wtopić się w ścianę, a przynajmniej tak wyglądała. Maggie zaśmiała się serdecznie.
- No spójrz na niego, Jerry – podeszła do uśmiechniętego brytyjczyka – kto by mu odmówił? – pogładziła mężczyznę po policzku, słysząc głośne kaszlnięcie Jude’a, ale je zignorowała – poza tym! Tom, zrób „puppy eses” – poprosiła – No patrz! On jest zdecydowanie lepszy w tym od Ciebie.
- Nie widziałaś… No patrz – chwilę później, w czarne jak smoła oczy wpatrywały się dwie szare tęczówki. Fakt. Były urocze, ale szatynka tym razem nie mogła się zgodzić. Nie- wiedząc o pewnej słabości Agaty.
- Nie. Niebieskie oczęta, są zdecydowanie ładniejsze – pokiwała głową ze współczuciem, kładąc dłoń na ramieniu Jerremy’ ego – Ale spokojnie, możesz być moim chłopakiem, jak Jude’a nie będzie w pobliżu – rzekła i czekała na reakcję Law, który bez słowa, za to z pewną miną podszedł do Maggie, przysunął ją do siebie, ujął jej twarz w dłonie i obdarzył bardzo namiętnym, bardzo długim i stanowczo zbyt niegrzecznym pocałunkiem. Po minucie, odsunał się od czarnookiej.
- To, żebyś pamiętała że ja zawsze będę w pobliżu, i dla Ciebie  - spojrzał na Rennera – żebyś wiedział że pewnych rzeczy Ci nie wolno.
Chwila ciszy i w gabinecie słychać było tylko głośny śmiech 7 ludzi. Ben, wciąż z notatnikiem w dłoniach, wycierał łzy śmiechu. Maggie po chwili, otrząsnęła się z szoku i przygryzając lekko wargi usiadła na sofie. Wesoła atmosfera udzieliła się i jej. Po raz pierwszy miała nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży.