sobota, 24 marca 2012

XV.

MAGGIE:

Brytyjczyk patrzył jak dobniutka szatynka spokojnie śpi. Na samą myśl o wydarzeniach w nocy i nad ranem na jego ustach pojawiał się uśmiech. Nie mógł napatrzeć się na twarz Maggie. Po raz pierwszy spotkał kogoś, kto oprócz tego, że bierze, daje od siebie i z siebie więcej. Inne kobiety, z którymi spotykał się do tej pory, tylko wymagały dużo, nie dając nic w zamian
Teraz było inaczej. Maggie mimo, że uparta i bardzo ostrożna okazała się typem kobiety, która kocha, nie oczekując wiele.
Ogarnął niesforne kosmyki, jakie opadły na jej twarz. Poruszyła się lekko, a po chwili otworzyła oczy.
- Czemu nie śpisz?- wyszeptała.
- Mam lepsze zajęcie. A jakie widoki!!- mrugnał wesoło.
W odpowiedzi szatynka wtulila.się w nagie ciało brytyjczyka, ponownie przenosząc się do krainy snu.
  Kilka godzin później, rozdzwonił się telefon dziewczyny.
- Mmmaggie Gold?
- WSTAWAJ ŚPIOCHU!!- usłyszała śmiech Agaty wsłuchawce - chcemy zjeść z Wami śniadanie, czekamy, a wy śpicie
- No już, już. Za pół godziny, ok?- wyjeczała i rozlaczyla się- Panie Law- poczochrała jasną czupryne mężczyzny- chodź. Ruda dzwoniła, wstajeeeemy- ziewneła krótko
- Niech raz dadzą się wyspać...- mruknął w poduszkę Jude. Otworzył jedno oko. - A tak właściwie, to która godzina?
- Tak... Przed 11.
- Jeszcze 5 minut- szepnął, calując szatynke- znam fajny sposób na pobudke- zasmiał się, przykrywając oboje cienką koldra.
  Maggie zachichotala, poddając się dotykowi, gestom i ciału Jude'a.

AGATA:

Poranki w spa należały do całkiem przyjemnych. Rudowłosą budziło amerykańskie słońce, wpadające do apartamentu przez okna tarasu, z którego roztaczał się niesamowity widok na okolicę. Dodatkowych „wrażeń” dostarczał dziewczynie pewien przystojny facet, uwielbiany przez nią od lat, a teraz śpiący koło niej.
- Dzień dobry. – uśmiechnęła się do mężczyzny, który właśnie otworzył oczy i przeciągnął się na łóżku.
- Dzień dobry! – odwzajemnił uśmiech Robert – Jak się spało?
- A bardzo dobrze! Tutejszy klimat mi służy!
- To co, chyba jakieś śniadanko z naszymi Angolami? – zapytał Downey, po czym zauważył wzrok Agaty – No wiem, wiem, przecież tam do nich nie pójdę! Zadzwoń do Maggie.
Agata złapała za telefon i wybrała numer przyjaciółki.
- WSTAWAJ ŚPIOCHU!!- zaśmiała się do słuchawki - chcemy zjeść z Wami śniadanie, czekamy, a wy śpicie!
- No już, już. Za pół godziny, ok? – wymamrotała Maggie i rozłączyła się.
- Okej, śniadanie za pół godziny. – rudzielec uśmiechnął się do przyjaciela – Tymczasem idę się szybciutko ubrać, zwalniam łazienkę dla ciebie i śmigamy na dół.

MAGGIE & AGATA:

Pół godziny później para Brytyjczyków, trzymając się za ręce, weszła do restauracji. Agata z Robertem zawzięcie o czymś dyskutowali, jednak widząc szerokie uśmiechy przyjaciół, przyjrzeli się im dokładniej....
- Ależ on jest w niej zakochany – uśmiechnął się Robert – Pierwszy raz odkąd się znamy, widzę, żeby był taki szczęśliwy. A znamy się już dość długo.
- Maggie to samo! – szepnęła Agata – Była w kilku dość poważnych związkach, ale ja za każdym razem widziałam, że czegoś w tym brakowało. Kochała szalenie Dominica, fakt. No mi on jakoś nie odpowiadał, ale nie przyznałam się jej nigdy do tego. Za to Jude… ona przy nim nareszcie odżyła! – ściszyła głos, bo przyjaciele podeszli bliżej stolika – No dzień dobry kochani!
- Bardzo dobry! – wyszczerzył się Jude do przyjaciół – Sądziłem, ze będzie czekać na nas już śniadanie, spieszyliśmy się, a tu stół pusty! – pokręcił żartobliwie głową.
- Chcemy dać wam możliwość wyboru – odrzekł spokojnie Robert – wolałem nie ryzykować i nie zamawiać nic,  co mogłoby Wam zaszkodzić – mrugnął wesoło.
Szatynka siadając, zdała sobie sprawę, ze Robert wie. I to bardzo dobrze wie, co działo się u nich w pokoju poprzedniej nocy. „Nie ma takiej opcji, żeby sobie nie darował jakiś komentarz” - pomyślała.
- Na pewno jesteście zmęczeni. – wyszczerzył się Downey – Wiecie, do późna oglądać telewizję… i to TAKIE rzeczy.
Agata na dźwięk tych słów parsknęła śmiechem, starając się powstrzymać jego wybuch. Jude i Maggie mieli nieco zdezorientowane miny.
- No i dlaczego się śmiejesz? – zapytał brunet – No przecież oglądali tam jakieś porn… - nie zdążył dokończyć zdania, bo jego towarzyszka zaczęła płakać ze śmiechu.
- Boże! Robert! Jaki ty czasem jesteś niedomyślny! – wysapała rudowłosa, ocierając łzy.
- No ale o co Ci cho… O RETY! TO NIE BYŁ TELEWIZOR?! – mężczyzna doznał „olśnienia” i załamał się nad swoją wątpliwą spostrzegawczością.
- Mój ty Sherlocku! – Polka pogłaskała Roberta po głowie, niczym małego chłopca, który odkrył coś bardzo ważnego.
Brytyjczycy spojrzeli na siebie, po czym wybuchnęli głośnym śmiechem.
- Chyba po raz pierwszy nie rozwikłałeś zawiłej zagadki, co? – niebieskooki nie mógł się uspokoić. Zszokowana mina Roberta była tym, czego brakowało Jude’owi do pełni szczęścia.
- No ale… znaczy… Em… - zająknął się Amerykanin
- Już nie udawaj, ze tak Ci głupio – Maggie pokręciła z politowaniem głową – chociaż porównywanie nas do aktorów filmów dla dorosłych… no nie wiem….
- No, ale Jude świecił tyłkiem nie raz w filmach, powiedzmy, ze nadrobił i za Ciebie – zaśmiał się w końcu brunet – a przy okazji… ładnie Ci, jak Twoja twarz nabiera koloru włosów Agaty – mrugnął do szatynki.
- Robercie… - ostrzegł Jude – wchodzisz na grząski teren, odpuść sobie – dodał spokojnie.
- Ale reasumując – Downey rozłożył szeroko ramiona – gołąbki Wy moje, cieszę się bardzo Waszym szczęściem! Wypijmy za to! – uniósł filiżankę z kawą.
Posiłek w gronie „swojego” mężczyzny i przyjaciół pozytywnie nastroił Maggie. Mimo wesołych rozmów, co rusz spoglądała na blondyna, uśmiechając się lekko pod nosem. „to aż tak słodkie, ze aż nierealne” – myślała.
- Jakieś pomysły na dzisiejszy dzień? – spytała wesoło szatynka dopijając kawę
- Ja to bym poszła na jakiś masaż – rzekła ze złośliwym uśmieszkiem Agata.
- NO CHYBA NIE! – Aktorom momentalnie uśmiech znikł z twarzy – no chyba, ze z Nami – zastrzegł Robert, grożąc palcem rudowłosej.
- No… ale ja chcę Davida! – Agata prawie podskoczyła na krześle.
- Myślę, że razem z Judem moglibyśmy poprosić o pomoc te śliczne panienki z recepcji, co Ty na to? – mrugnął porozumiewawczo do przyjaciela
- Pod warunkiem, ze odstąpisz mi brunetkę, te piersi… - „rozmarzył” się blondyn.
- Doprawdy? – Brytyjka zmrużyła oczy. Zazwyczaj nie wróżyło to nic miłego – Zarządzam rozdzielenie się, może David i jego kolega mogliby zaoferować nam coś więcej niż masaż.. ej!!!! – krzyknęła, czując palce Jude’a pod swoimi żebrami.
- Żartowałem, głuptasie – rzekł i pocałował dziewczynę.
- Ale ja naprawdę poszłabym na masaż - Agata zrobiła błagającą minę - no proooszę!
- No w sumie, czemu nie? – uśmiechnął się Robert – Ale bez żadnych Davidów!
- I panienek z recepcji. – dodała Maggie.
- W takim razie taki układ nasza czwórka: Maggie, ja, Agata i Robert a masażystkami będą najbrzydsze kobiety tu pracujące, co Wy na to? – spytał przyjaciółek.
- Mój drogi… - zaczął poważnie brunet – nie ma brzydkich kobiet….
- TYLKO WINA CZASEM BRAK – dokończyły kobiety, po czym zaśmiały się głośno – No to ja się zgadzam – szatynka pierwsza się odezwała.


Masażystki, które przydzielono do zabiegu może nie były najbrzydsze w ośrodku, ale do wystrzałowych lasek też im trochę brakowało. Stoły do masażu ułożono trochę na planie krzyża, więc przyjaciele byli zwróceni do siebie twarzami i mogli swobodnie rozmawiać. Agata czuła lekkie skrępowanie, chodząc obok Roberta w samym ręczniku, ale cóż – masaż to masaż. Maggie jako psycholog, wyłapała ten niepokój i korzystając z nieuwagi panów, szepnęła rudowłosej kilka słów „otuchy”.
- Uwierz w siebie wreszcie! Ach… i koniecznie musisz mi potem opowiedzieć, co działo się wczoraj po kolacji.
- Jasne! – cicho odpowiedziała Polka – Wyskoczymy później we dwie do sauny. Bo chyba ty też masz co nieco do opowiedzenia, hmm?
- No w sumie… - szatynka zarumieniła się lekko – a teraz chodź. Też przyda mi się nieco relaksu. Po takiej nocy i poranku… - ostatnie słowa powiedziała nieco ciszej, jednak Polka usłyszała je doskonale, otwierając szerzej oczy.
- Żałujcie, że nie pojechaliście wczoraj z nami na wycieczkę! – zaczął Robert – Było genialnie.
- Wierzę na słowo. No właśnie, macie zdjęcia, nie? – spytał lekko Jude – Kotku, my też jakieś robiliśmy podczas naszego spaceru?
- Robiliśmy, robiliśmy, aparat zostawiłam co prawda w pokoju, ale wieczorem może pooglądamy wspólnie jakieś filmy czy coś? – zaproponowała szatynka.
- Cudowny pomysł. – ożywiła się rudowłosa – A wczoraj mieliśmy z Robertem przyjemność oglądać Sherlocka w TV. Wyobraź sobie kochana – zwróciła sobie w stronę Maggie i zaśmiała się – Downey na ekranie i Downey obok ciebie. Ach, szczęśliwa ja!
- Ty szczęściaro! Downey w stereo! – czarnooka klasnęła w dłonie
- Nie zapominacie o jego wiernym, najlepszym przyjacielu? – Law musiał przypomnieć towarzyszom o swoim istnieniu – przecież Watson też odgrywa tam główną rolę.. przynajmniej tak mi się zdawało – dodał niepewnym głosem.
- Pewnie, ze tak, Kochanie! Wszakże to Watson uwolnił Sherlocka z wieży, tak? – mrugnęła pocieszająco Brytyjka – brakowało tylko, żeby Holmes spuścił mu swe włosy – dodała złośliwie. Po prostu usiała to powiedzieć. Takie uwagi wymykały się same z jej ust. To było silniejsze od niej.
- O bosz… - Robert powiedział nieco gejowskim głosem – Spuściłbym warkocz, a mój Judesie by mnie uratował! Wybornie!
- Z kim ja pracuję… - Agata przewróciła oczami.
- Z najlepszymi! – Rudowłosa usłyszała przyjaciół, którzy jednocześnie powiedzieli te słowa, po czym zaczeli się śmiać.
- Słyszę Marsów – wymruczała, mając zamknięte powieki – Dlaczego słyszę Marsów? – ściągnęła brwi spoglądając na leżącą obok Maggie.
- O cholera, mój telefon – dziewczyna z pomocą masażystki owinęła się ręcznikiem i pędem pobiegła w stronę swojej torebki – Co jest? – mruknęła do siebie, marszcząc brwi – Brian zawsze dzwonił na służbowy. – Stojąc twarzą do przyjaciół, którzy wesoło rozmawiali, odebrała.
- No czołem pracy! – rzekła wesoło – co to się stało pilnego, ze dzwonisz na mój prywatny telefon?
- Włącz wiadomości – usłyszała tylko. Zaniepokoił ją ton swojego współpracownika. „Jest za bardzo zdenerwowany” – przeszło jej przez myśl. Czuła na sobie wzrok Jude’a, idąc w stronę wielkiego telewizora, umieszczonego na ścianie, na samym środku Sali. By każdy mógł widzieć.
Włączając guzik odbiornika, ręce jej niebezpiecznie zadrżały. Nie rozumiała przez chwilę czemu. A potem to zobaczyła.
- Przecież to… - urwał Jude, zeskakując ze swojego łóżka
- Dziś w godzinach popołudniowych, w najstarszej dzielnicy Londynu, dzielnicy City, miejsce miało tragiczne wydarzenie. Budynki Centralnego Banku, ICE Futures Europe, Inner Temple oraz Lloyd's of London praktycznie nie istnieją. Więcej informacji poda nasz korespondent. Mill?
- Budynki, o których wspomniałaś, używając potocznego słownictwa „wyleciały w powietrze”. Policja podejrzewa zamach terrorystyczny, lub zwarcie instalacji w owych budynkach….
Maggie przysiadła na łóżku Roberta. Trzymając wciąż przy uchu telefon, oddychała ciężko.
- Brian? Jesteś tam? – spytała pewnym głosem
- Jestem, jestem. Wszystko wporządku. Jestem cały, ale Ben…
- Co Ben?! – krzyknęła, blednąc
- Jest w szpitalu. Wiesz, ze tuż przy Centralnym Banku kupował kawę codziennie rano….
- Ale.. zyje?
- Tak, jest tylko potłuczony. Głupek tak mi napędził stracha, ze myślałem, ze zemdleje.
- A ludzie? Co mówi policja? – spytała rzeczowo.
- Jak to oni, nigdy nie mówią niczego, wprost, ale raczej obstawiałbym zamach. Tam nie ma czego zbierać… - urwał – Straż podejrzewa, ze wszyscy zginęli.
- O Jezu – szatynka na powrót usiadła na łóżku – informuj mnie na bieżąco.
- Tak jest, szefowo! O. Oddzwonię, bo ktoś tu się dobija do nas, nie martw się! – Mężczyzna rozłączył się.
W Sali panowała idealna cisza. Szatynka wpatrywała się, zahipnotyzowana w ekran telewizora. Poczuła ciepłe ramiona Jude’a, oplatające jej własne.
- Dla Waszej informacji – wyjaśnił Polce i Amerykaninowi. – Gabinet Maggie od miejsca zdarzenia dzielą… 4 przecznice.
- O mój Boże… - jęknęła Agata i odwróciła się w stronę masażystek – Przepraszam, czy mogą panie nas zostawić samych?
Kiedy kobiety wyszły, rudowłosa owinęła się ręcznikiem i podeszła do przyjaciółki. - A jak Brian i Ben? Bo chyba coś się stało? – przytuliła szatynkę.
- Ben jest w szpitalu. Pech chciał, że tuż przy Centralnym Banku mieści, a raczej mieściła się jego ulubiona kawiarnia. Poszedł po kawę – powiedziała zdławionym głosem kobieta. Nie patrzyła na nich. Nie chciała, żeby widzieli strach w jej oczach – Brian jest cały. Ma oddzwonić, informować mnie. Boże.. przypomina mi się zdarzenie sprzed kilku lat – Maggie uniosła głowę, wycierając mokre od łez policzki – to mero… Widocznie mamy ponurą powtórkę z rozrywki… - odetchnęła kilka razy głęboko, uspokajając się.
- Słuchajcie. – zaczął Robert – Nie ma sensu już tu siedzieć, chodźmy do siebie się ubrać i ogarnąć i spotkajmy się za 15 minut na tarasie, wtedy pomyślimy co dalej. A Ty – powiedział ciszej do Jude’a – miej Maggie na oku, żeby ci nie zemdlała z tych nerwów, słabo się trzyma, widać.


Brytyjczycy w ciszy oddalili się do swojego pokoju. Jude co chwila zerkał na szatynkę, która po kilku minutach nie wytrzymała.
- Nie musisz mi się tak przyglądać. Nie będę mdleć – powiedziała cicho, nie patrząc jednak w oczy mężczyźnie.
- Martwie się – szepnał jej nad uchem blondyn – spójrz na mnie – poprosił. Kiedy zauważył to, co kryło się w oczach dziewczyny, bez zastanowienia przytulił ją. – wszystko będzie dobrze.
- Nie o to chodzi – odsunęła się dziewczyna, po czym odetchnęła – Pracuję tam. Znaczy nieopodal – wyjaśniła – mogłam być tam. Przecież razem z Benem kupujemy kawę w tym samym miejscu. A teraz są tam zgliszcza. Tyle osób zginęło! – wykrzyczała, stojąc już przy ogromnym łóżku w swoim apartamencie – Przecież Ty też załatwiałeś nie raz sprawy w Banku, prawda?  - dziewczyna na samą myśl o tym, ze Benowi, czy co gorsza Jude’owi mogłoby się ewentualnie coś stać, usiadła na łóżku. Rozpłakała się.
Law usiadł obok i głaszcząc dziewczynę po głowie, cierpliwie czekał, aż się uspokoi.  Kilka minut później, Maggie podniosła głowę.
- Przepraszam. – szepnęła
- Już dobrze – uspakajał ją niebieskooki – chodź. Przewietrzymy się trochę i coś poradzimy. Razem – dodał, całując lekko, wciąż zaczerwienione usta kobiety.


Robert i Agata zjawili się na tarasie chwilę wcześniej.

- Cholera, ale się porobiło. – westchnęła rudowłosa. – Rzadko kiedy widuję Maggie w tak złym stanie. Właściwie to tylko w najbardziej beznadziejnych sytuacjach. Ona jest zawsze tym filarem, który podtrzymuje resztę, a teraz sama się sypie.
- Wszystko się jakoś poukłada. – mężczyzna przytulił przyjaciółkę – Wiadomo, zginęło dużo ludzi. Ale najważniejsze jest teraz, że nikomu z jej bliskich nic się nie stało. No nie smuć się już tak. – ucałował ją w czoło – Musimy mieć teraz dużo siły dla naszej pani psycholog.
Po chwili na miejscu zjawili się Brytyjczycy.

Maggie uśmiechnęła się blado do czekającej na nią dwójki. Usłyszała dźwięk telefonu.
- Chyba przestanę ich słuchać po dzisiejszym dniu – mruknęła – No co tam Brian?
- Nieee.. ucieszysz się chyba z tego co Ci powiem – zaczął z lekkim wahaniem w głosie.
- Rany Boskie… Znowu coś wybuchło?
- Nie nie.. Sprawa jest co prawda powiązana z tym co się stało… No słuchaj. Kojarzysz gościa który nazywa się Harry Finigan?
- No przecież! A co on ma wspólnego z tym zamieszaniem? – spytała, zamykając powieki i modląc się, żeby to co właśnie przyszło jej na myśl nieokazało się prawdą. „nie! Nie teraz!”
- Dzwonił do Nas! Pytał o Ciebie. I o mnie. Jednym słowem… musisz wrócić.. jak najszybciej…  - Mężczyzna streścił jej rozmowę z jednym z najlepszych psychologów na wyspach.
- Oddzwonię do Ciebie za.. 15 minut – głos jej lekko zadrżał. – Mam dwie złe wiadomości – rzekła do przyjaciół - Ale najpierw krótkie wprowadzenie – usiadła na wygodnym fotelu i spojrzała na cudowną panoramę – kojarzycie Harrego Finigana? – spytała wpatrując się z uwagą w każdą z twarzy. Tak jak myślała, jedynie Robert potwierdził
- Kto to? – spytała Agata, podchodząc bliżej przyjaciółki
- To największa szycha wśród psychologów – wyjaśnił za czarnooką Robert – jego terminarz jest zapełniony…
- … Na kilkanaście miesięcy do przodu, zgadza się. – dokończyła spokojnie Maggie – Jest u Nas taki przepis – tłumaczyła Polce – że w razie takich sytuacji, jak atak terrorystyczny, kataklizm, czy cokolwiek innego, gdzie ginęliby ludzie, Najlepszy z najlepszych, w tym wypadku Finigan, zbiera ludzi. Nas, psychologów do pomocy rodzinom ofiar, których w tym wypadku jest… dużo – dokończyła.
- I dzwonił do was? – spytał z wahaniem Jude.
- Dokładnie – szatynka spojrzała na aktora, który kiwnął głową, na znak, ze rozumie – poprosił, żebym z Brianem była jego… prawą ręką. Tak to ujął. A odmowa takiemu człowiekowi, to.. jak.. strzał w kolano – wzruszyła lekko ramionami.
- Ale to przecież dobra wiadomość? – Downey zmarszczył brwi. Coś mu nie pasowało.
- Może i tak, ale wiąże się to z pewnymi wyrzeczeniami. Po I roboty jest full, albo jeszcze więcej, od świtu, do świtu, praktycznie, zero życia podczas całej „Akcji” no i … - dziewczyna nabrała powietrza w płuca – Musiałabym wyjechać. Z samego rana. Stąd. – Mówiąc to patrzyła na twarz ukochanego, który.. po chwili odwrócił się i wszedł powrotem do pomieszczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz