sobota, 3 marca 2012

I.

AGATA:
     Pierwsze promienie słońca wpadające przez okno obudziły Agatę. Dziewczyna rozejrzała się po pokoju i dotarło do niej, że to wszystko, co przydarzyło jej się wczoraj, to nie był sen. Przeciągnęła się leniwie i zaczęła się przyglądać pokojowi w którym spała. 
- Ładne meble, ciekawe czy wybierał je Robert czy to pomysł Susan. – zastanawiała się – Właśnie, nie poznałam jeszcze Susan. Ech, pewnie teraz dużo pracuje i potrzebna jest pomoc opiekunki… Ale oni są takim fajnym małżeństwem, będzie cudownie patrzeć na nich razem! 
Przemyślenia przerwał płacz małego Extona. Dziewczyna natychmiast zerwała się z łóżka i pobiegła do salonu. Obrazek, który ujrzała przedstawiał szlochającego chłopca wtulonego w nogę taty i uciekającego od jakiejś młodej dziewczyny. 
- Cóż, przykro mi, ale chyba nie mogę zaproponować pani tej pracy. – powiedział Robert i odprowadził dziewczę do drzwi. Zamykając je, rzekł do Agaty – Masz tę robotę. Bardzo się cieszę, że znalazł się ktoś, kogo mój mały synek obdarzył zaufaniem. Przygotuję umowę dla Ciebie i po śniadaniu ją podpiszemy, ok.? – uśmiechnął się po raz kolejny z tym niesamowitym ciepłem w oczach. 
- Jasne, nawet nie wiesz jak się cieszę…szefie! ­– odparła szczęśliwa Agata ­– Szybko się ogarnę i przygotuję coś do jedzenia. Widzimy się w jadalni za pół godziny! 

     Ten dzień minął dziewczynie niezwykle szybko. Po śniadaniu podpisała z Robertem umowę, zdziwiło ją tylko, że była „na czas nieokreślony” ale co tam – mogła pracować nawet tydzień, ważne, że u niego. Większość dnia spędziła w ogrodzie na zabawie z Extonem, próbowała go nauczyć jak wymawia się jej imię po polsku. Po obiadokolacji położyła malucha spać i postanowiła zabrać się za pisanie kolejnego artykułu do „Filmu”. Nawet nie zauważyła, kiedy za jej plecami stanął Robert. 
- Och, jakie śmieszne litery. To twój ojczysty język? – zapytał. 
- Ale mnie wystraszyłeś! ­– Agata aż podskoczyła na fotelu ­– Taaak, to właśnie język polski. Próbuję napisać nowy artykuł do portalu, o którym Ci mówiłam, ale nie mam żadnego pomysłu na nowy temat. – zasmuciła się lekko. 
- Mam pomysł. Zabiorę cię ze sobą na plan w sobotę. Napiszesz taki artykuł „od kuchni”, jak wygląda kręcenie filmów w Hollywood i takie tam. Będziesz mogła przeprowadzić też wywiad ze mną lub Judem – zaproponował Downey. 
- Rety! Nawet nie wiem, jak mam Ci dziękować! ­– Agata pisnęła z radości – Moment…z Judem? Jude Law też tam będzie? – zapytała zszokowana. 
- Tak tak, przygotowujemy nowy wspólny film, spodoba ci się, obiecuję. A teraz już ci nie przeszkadzam, przygotuj się dobrze do rozmowy z „moim Judesie” haha! No i odpocznij, widziałem, że Exton dał ci dzisiaj w kość. Dobranoc! – Robert położył dłoń na ramieniu Agaty, po czym uścisnął je lekko i wyszedł. 
Ten gest rozczulił ją nieco, ale musiała teraz koniecznie zrobić jedną rzecz. Napisać do swojej przyjaciółki Maggie, która bardzo dobrze zna Brytyjczyka. Oby Meggie podsunęła mi jakieś jego „czułe punkty”, będę wiedziała, z której strony ugryźć ten wywiad. Agata napisała maila, po wysłaniu zalogowała się jeszcze na Twittera, ale zmęczenie wzięło górę i zasnęła z laptopem na kolanach…

MAGGIE:
Weszła do ciemnego domu. Rozejrzała się dookoła i zdjęła beżowy, męski płaszcz z ramion, lecz nie odwiesiła go. „Zostanie ze mną, tylko tak nikt go nie zniszczy” – usprawiedliwiała w myślach. Prawda była jednak taka, ze za nic nie chciała rozstać się z tym cudownym zapachem, który otaczał ją przez cały wieczór.
Postanowiła przełożyć rozmowę, a raczej monolog, jaki przygotowała dla Nicka. Chciała odpocząć. Zamknęła drzwi od pokoju i włączyła cicho swoją ulubioną płytę, którą dostała na święta od Jamie. Nagrane były tam najpiękniejsze i najbardziej poruszające ballady w historii muzyki. Począwszy od Bila Crosbiego, Doris Day, Nata Kinga Cole’a, Erica Claptona, Queen, Briana Adamsa aż po Coldplay.
            Kładąc się na wielkim łóżku, wciąż mając przy sobie płaszcz Jude’a nastawiła na swoją ulubioną „See sou soon” Coldplay i wtuliła się w okrycie mężczyzny. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zasypiając nie czuła w środku tego nieprzyjemnego kłucia, była bezpieczna.
            Obudziła się w świetnym humorze. Początkowo nie wiedziała, czemu, ale patrząc na leżący nieopodal beżowy, męski płaszcz przypomniała sobie poprzedni wieczór i ujmujące błękitne oczy swojego rozmówcy z mostu w ST. James Park.
„Zachowuję się jak nastolatka” – myślała wpatrując się w odzież, jakby miała nadzieje zobaczyć w jej środku właściciela – „spać z czyimś ubraniem” – zachichotała
Szybki, gorący prysznic i kawa dopełniły wyśmienity humor szatynki. Kiedy Nick, jeszcze w samej pidżamie wszedł do kuchni, ona już na niego czekała z groźnym, choć udawanym wyrazem twarzy. Mężczyzna widząc jej postawę zbladł.
- Chcesz mi coś powiedzieć? – spytała bez ogródek
- Ja.. Mmm… - zaczął jąkać – przepraszam za tego kloszarda – spojrzał na swoje kapcie w kolorową kratę.
- Słyszałam z e się bałeś o mnie – odwróciła się od niego, uśmiechając pod nosem
- Wybiegłaś tak nagle. Byłem pewien, że to przeze mnie. Myślałem, że Jamie mnie udusi na miejscu za to, co Ci powiedziałem, naprawdę mi przykro, wiesz?? – podszedł do niej i odwrócił ją, tak, ze patrzył na jej czarne niczym dwa węgielki oczy.
-Wiem. To było.. poniżej pasa dla mnie – przyznała szczerze – możemy sobie mówić różne rzeczy, jeśli jesteśmy w swoim gronie, ale nie przy obcych. Zresztą nie przez to wyszłam, chociaż to tak wyglądało. Ja… - zająknęła się.
- Chodziło o tą umowę z Judem, prawda? – spytał Nick
-Pierwszą myślą jaka mi przyszła do głowy była myśl o waszym wyjeździe do Stanów, wiem, ze to zabrzmi egoistycznie, ale bałam się, ze zostawicie mnie tu samą – dodała ciszej opuszczając głowę.
- Głupku! Przecież pojechałabyś z nami! Nie zostawiłbym Cie tu samej! – krzyknął ze śmiechem rudzielec – wyjaśnienie sobie wszystkiego ze swoją przyjaciółką zadziałało na niego kojąco. Lubił jasne, klarowne sytuacje.
Przytulił Maggie mocno do siebie i znad jej głowy spytał: To gdzie byliście z Judem?
W odpowiedzi szatynka dała mu pstryczka w nos i odeszła.
            Nie wiedziała gdzie jej tak spieszno. Ubranie się, umalowanie zajęło jej połowę zwyczajnego czasu. Wychodząc z domu powiesiła płaszcz Jude’a na wieszaku prosząc o jego oddani, gdyby właściciel się zjawił podczas jej nieobecności.
            Mimo, ze była niedziela miała mnóstwo planów, które chciała zrealizować. Po I mieszkanie. „Trzeba go sprzedać i przenieść się gdzieś blisko parku, tak będzie taki ładny widok”, po II uporządkowanie papierów do pracy, bo trochę się tego nazbierało i po III jakieś fajne zakupy.
            Gabinet Maggie położony był spory kawałek od jej pierwotnego mieszkania, w dzielnicy City, która słynęła ze świetnych szkół, niezliczonych ilości muzeów i banków. Dlatego też logopedyczno-psychologiczny gabinecik był miła i zadziwiającą odskocznią. Mały, żółty budynek mieszczący się przy Navigate Street przyciągał wzrok przechodniów i turystów. Każdy zatrzymałby się widząc takiego „Kanarka” wśród szarych i starych budynków City, dlatego też przez właśnie kolor Maggie miała pełne ręce roboty. Otoczona giełdami, biurami mogła liczyć na niezliczoną ilość klientów z depresją, zaburzeniami, czy po prostu osobami, które chcą porozmawiać o tym, w jakim pośpiechu żyją, co oczywiście było smutnym faktem socjologicznym, a pozytywnym, jeśli chodzi o finanse młodej Brytyjki.
Dlatego też po 6 miesiącach swojej działalności musiała zatrudnić kogoś jeszcze. Nie radziła sobie sama, Czuła że się wypala. Na szczęście znalazła rodzeństwo Bena i Briana, wspaniałych psychologów, z którymi bardzo szybko złapała przyjazny kontakt. Nie wchodzili sobie w drogę, byli wiecznie uśmiechnięci, dlatego też kolejne 2 lata minęły jej tak szybko. Prawie ich nie zauważyła. Ale przez ten czas był przecież Dominic, jego wyjazdy. Ich wyjazdy i cała reszta. Bracia Owen nie mieli jej za złe ciągłej nieobecności. Znali sprawę, znali ją. Trzymali kciuki, aby to uczucie było TYM jednym. Stało się jednak inaczej. Przewrotny los.
Na moment wróciła do tych czasów. Znowu. Zatrzymała się przed drzwiami i zapragnęła być znów szczęśliwa, ale tym razem na swoich własnych warunkach.
- Następny związek mi się uda. Już ja tego dopilnuje – powiedziała stanowczo do siebie i otworzyła drzwi gabinetu.
            Wchodząc do gabinetu spodziewała się jednego, wielkiego bałaganu, stosu druków i druczków, kurzu na podłodze. Jakże wielkim wiec zdziwieniem były uporządkowane papiery, wymyte blaty, odkurzone podłogi. Na swoim biurku znalazła karteczkę:

Znając Twój pracoholizm wpadniesz tu w niedziele w celu uporządkowania wszystkiego, więc mamy dobrą wiadomość: MASZ WOLNE!
Sami obrobiliśmy się z papierami i całą resztą;)
Do poniedziałku B i B

-Kocham tych gości. Chyba im zrobie niespodziankę finansową w następnym miesiącu – powiedziała do siebie
            Skoro praca była w stanie idealnym zostało jej mieszkanie i zakupy.
Pojechała, więc do swojego mieszkania. Małe 2 pokoje z łazienką i kuchnia urządzone w bardzo staromodnym stylu, z dużą ilością szaf, szafek, regałów w ciemnych kolorach w połączeniu z jasnymi ścianami i dodatkami robiły wrażenie domu ciepłego i szczęśliwego. „Jak łatwo można zmylić człowieka” – pomyślała wchodząc do swojej starej sypialni. Dotykała każdego mebla, zapamiętywała każdy materiał, chciała go zapamiętać. Przy niektórych miejscach uśmiechała się smutno. „Tyle wspomnień” – miała w myślach: salonik, z dużą sofą, imprezami, które się tam odbywały, babskimi wieczorami, samotnymi nocami bez ukochanego, tylko w towarzystwie telewizora i aktora, którego przecież nie tak dawno poznała, sypialnia i wspomnienia z nią się łączące – pierwszy sex, pierwszy wspólny sen, pierwsze wyznania, pierwsze deklaracje. Miały miejsce właśnie tam, w sypialni. Kuchnia i szalone eksperymenty razem z mamą, Jamie i Nickiem, wylane wina, rozsypana mąka. Widziała to wszystko, słyszała te śmiechy, te dogadywania.
Pochyliła się, żeby z podłogi podnieść wciąż tam leżące szczątki flakonu z tego pamiętnego wieczoru. „Czemu tego wcześniej nie posprzątałam?” – spytała samą siebie. Trzymając te wszystkie skorupy w dłoniach postanowiła, ze nie tknie tych mebli, zostawi je, sprzeda wraz z mieszkaniem. Zacznie zupełnie od nowa, dosłownie od zera.
            Wyciągnęła swoje największe walizy, pudła i zaczęła je pakować. Włączyła cicho wieże, która jak na złość grała same smutne przeboje. W końcu Maggie rozpłakała się i trzymając w dłoniach swoje kosmetyki usiadła na ziemi i poddała się.
            Po kilku godzinach łez zasneła a z wyczerpania, obudził ją dopiero telefon od Jude’a. Spojrzała na zegarek – była pierwsza w nocy.
- Tak? – zachrypłym głosem odebrała
- Wszystko porządku? – spytał. Nie słyszała w jego głosie ani nagany, ani nerwów, po prostu troskę.
- Nie, Jude. Nie jest porządku
- Mam przyjechać?
Chwila ciszy i w końcu
-Przyjedź jak najszybciej, proszę – załkała do słuchawki, po czym usłyszała tylko dźwięk odłożonej słuchawki. Dopiero po minucie uświadomiła sobie, z e nie podała mu adresu. Jak się okazało, nie musiała, bo już 10 minut później usłyszała ciche pukanie do drzwi.

            Drzwi były otwarte, więc nie musiał specjalnie się do niej dobijać. Zadzwonił wcześniej do Nicka, by spytać o adres jej mieszkania. Doskonale wiedział, z e tam będzie.            Myślał o niej cały dzień, zastanawiał się jak spędza poranek, ile łyżeczek cukru dodaje do kawy, chciał widzieć, jak rozczesuje włosy, albo poprawia makijaż. Robiła to z taką klasą, tak naturalnie, ze przez te kilka chwil, kiedy wracali z parku do domu Nicka nie mógł się jej napatrzeć. Nie rozumiał siebie, nie wiedział, co się z nim dzieje.
Kiedy stanął w progu jej sypialni i zobaczył Maggie stojącą w szarym, wyciągniętym za dużym swetrze, legginsach, rozczochraną, z zaczerwienionymi ustami i oczami, jedynie podszedł do niej mocno ją przytulił.

            Czując jego bliskość, jego ciepło znów nie mogła się powstrzymać. Jude gładził ją po jej i tak rozczochranych włosach, a ona cicho łkała mu w koszule. Była mu wdzięczna, ze nie każe jej nic tłumaczyć, o nic nie pyta. Potrzebowała takiej osoby żeby sobie po prostu pomilczeć.
Kiedy uspokoiła się na tyle by móc się od niego odsunąć i spojrzeć w te jego piękne błękitne oczy, mężczyzna uśmiechnął się tylko.
- Wyglądasz jak koala z tymi czerwonymi obwódkami wokół oczu – rzekł gładząc jej policzek. Uśmiechnęła się i na powrót wtuliła się w tors aktora.
- dziękuje, ze tu jesteś – powiedziała ściskając w dłoni kawałek materiału czarnej koszuli Brytyjczyka.
- Zawsze do usług, powiedziałem Ci już to – spokojnie odpowiedział.
- Chodź, zrobię Ci coś do picia – wzięła go za rękę i próbowała go zaciągnąć do kuchni, jednak Jude nie ruszył się z miejsca. Maggie spojrzała na niego pytająco.
- Jest pierwsza w nocy, chodź spać – zaproponował, a widząc wciąż zdziwienie na jej twarzy dodał – no przecież Cię tu tak nie zostawię.
- No tak, ale jak to, Ty tu u mnie? – spytała z lekkim uśmiechem
- No chyba mnie nie wyrzucisz, prawda – zrobił minę szczeniaczka i z dłońmi złożonymi jak do modlitwy wpatrywał się w szatynkę.
- Kiepski z Ciebie szczeniak, wiesz? Ale dam Ci jakąś koszulkę – zaproponowała.
- nie wezmę nic, co należało do niego – odparł hardo, z powagą wpatrując się w postać drobnej szatynki – nie każ mi wymieniać jego imienia – dodał
            Maggie stała jakby ją wmurowało w ziemie. To ostatnie zdanie całkowicie ją zaskoczyło, bo zabrzmiało tak, jakby ten człowiek, ten piękny mężczyzna z duszą anioła był zazdrosny? „Niemożliwe” – skarciła się w myślach – „on zachwycony mną i zazdrosny o mnie? To po prostu niemożliwe”
- Nie ma tu nic, co byłoby zbędne – dodała patrząc wyzywająco w oczy Jude’a – mam tu koszule, którą podprowadziłam ojcu, kiedy… - zawahała się, co nie uszło uwadze aktora – kiedyś, kiedyś – zakończyła kulawo.
- W takim razie porządku – odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem.

Po wyjściu z łazienki, już odświeżona, przebrana w swoją ulubioną pidżamę w malutkie, kolorowe gwiazdy, zastała Jude’a leżącego na łóżku w bokserkach i o wiele na niego za dużej koszuli w kratę.
- powiedz mi jeszcze, ze jest na Ciebie dobra – zaśmiał się, pokazując, ze mógłby się nią spokojnie opasać i to 2 razy.
-nie! - również ze śmiechem odpowiedziała i skoczyła na łóżko siadając przy Brytyjczyku – ale lubię tą koszule jest ciepła! – dodała kładąc się twarzą do Jude’a – kto by pomyślał, międzynarodową gwiazda leży sobie ze mną i śmieje się z koszuli mojego ojca – rzekła i otuliła się szczelnie kołdrą. Ziewnęła przeciągle i.. zasnęła. W ułamku sekundy.
- A mnie się taki stan rzeczy podoba, wiesz? – szepnął nad jej uchem niebieskooki i pocałował jej zaróżowiony policzek.

            Dręczyły ją dziwne sny. Może nie koszmary, ale te obrazy napajały ją niepokojem… Ciemne pomieszczenie, świece, stare, zakurzone meble, para, wydobywająca się z jej ust, panika, którą czuła gdzieś w środku… a potem.. jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki wszystko zniknęło. Poczuła się bezpiecznie, było jej tak ciepło w środku. I takie samo ciepło czuła tuż przy policzku. Czyjś oddech.

            Pół nocy nie mógł zasnąć, w odróżnieniu od tej małej istoty, lezącej obok. Przyglądał się jej, jak spokojnie śpi. Nie mógł pojąć, dlaczego osoby, takie jak Maggie zawsze w życiu maja pod górkę… Dlaczego jest tak, ze bycie dobrym, szczerym, czystym nigdy nie wychodzi na dobre? Czy ten świat zmieniła się na tyle, że trzeba być okrutnym i wyzutym ze wszelkich uczuć? Z takimi myślami zamknął powieki i również po chwili przeniósł się do świata snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz