AGATA:
Sen w fotelu nie jest najwygodniejszy, więc Agata przebudziła się w środku nocy. Zauważyła, że ma jedną nową wiadomość w skrzynce. „Nie napiszę Ci tego teraz. Opowiem Ci to na żywo. Będę w sobotę w NYC :) Buziaki. M” – napisała jej przyjaciółka. Rudowłosa aż podskoczyła z radości, ale była zbyt zmęczona, żeby odpisać czy też zadzwonić. Szybko przebrała się w piżamę i poszła spać.
Rano obudziło ją ciche pukanie do drzwi. Mmmm, proooszęęę. – wymruczała, przeciągając się na łóżku. Do pokoju wszedł Robert.
- O rety, obudziłem Cię? Przepraszam. – zapytał zaniepokojony.
- Nie, no co ty. Powinnam już się zbierać, Exton czeka! – Agata nie dała po sobie poznać, że jeszcze słabo ogarnia rzeczywistość. W końcu obudził ją „facet idealny”, nie miała prawa narzekać.
- Ach, nie martw się maluchem! Indio wziął go dzisiaj na cały dzień do wesołego miasteczka, zostaliśmy sami. – mężczyzna uśmiechnął się, a dziewczynie zrobiło się w tym momencie bardzo ciepło. Czuła, że się czerwieni. Musimy przygotować dla ciebie pokój, przecież nie będziesz zalegała w tym malutkim gościnnym! – na te słowa Roberta odetchnęła z ulgą, choć nie wiadomo czemu, czuła się lekko zawiedziona.
- Jasne szefie! Ogarnę się szybko i pokażesz mi, gdzie mam przenieść swoje rzeczy. – odpowiedziała.
- Nie nie, Kochaana, to nie tak łatwo. Jedziemy na wielkie zakupy! – rzekł Robert stanowczym tonem.
- Zakupy? Ale przecież ja wszystko mam. A jeśli lodówka jest pusta, to ja mogę sama gdzieś podjechać, żaden problem. – Agata coraz mniej ogarniała całą sytuację.
- Ja wiem, że masz, ale będziesz tutaj domownikiem przez najbliższy czas, dlatego chcę, żebyś czuła się jak u siebie. I właśnie dlatego jedziemy na zakupy, urządzisz sobie pokój jak tylko chcesz. Przecież mnie na to stać, a nie mogę pozwolić, żeby opiekunce mojego synka czegokolwiek brakowało. Mój dom jest twoim domem. – powiedział Robert i uśmiechnął się, pokazując swoje idealne zęby.
- Yyy.. czuję, że z Tobą nie wygram. Dobrze więc, wezmę prysznic, ogarnę się i możemy jechać. – odpowiedziała dziewczyna i wymknęła się do łazienki.
Usiadła na brzegu wanny a w jej głowie kołatało się milion myśli. Głupia jesteś, to twój szef! Uszanuj to! Nieważne, że to twój ideał faceta od 11 lat, bądź profesjonalna, nie daj się opanować uczuciom. Przemyła twarz zimną wodą, ubrała się, pomalowała i poszła do salonu, do Roberta. Mężczyzna pokazał jej pokój, który będzie od tej pory zajmować, po czym wsiedli do samochodu i pojechali na zakupy.
- O rety, obudziłem Cię? Przepraszam. – zapytał zaniepokojony.
- Nie, no co ty. Powinnam już się zbierać, Exton czeka! – Agata nie dała po sobie poznać, że jeszcze słabo ogarnia rzeczywistość. W końcu obudził ją „facet idealny”, nie miała prawa narzekać.
- Ach, nie martw się maluchem! Indio wziął go dzisiaj na cały dzień do wesołego miasteczka, zostaliśmy sami. – mężczyzna uśmiechnął się, a dziewczynie zrobiło się w tym momencie bardzo ciepło. Czuła, że się czerwieni. Musimy przygotować dla ciebie pokój, przecież nie będziesz zalegała w tym malutkim gościnnym! – na te słowa Roberta odetchnęła z ulgą, choć nie wiadomo czemu, czuła się lekko zawiedziona.
- Jasne szefie! Ogarnę się szybko i pokażesz mi, gdzie mam przenieść swoje rzeczy. – odpowiedziała.
- Nie nie, Kochaana, to nie tak łatwo. Jedziemy na wielkie zakupy! – rzekł Robert stanowczym tonem.
- Zakupy? Ale przecież ja wszystko mam. A jeśli lodówka jest pusta, to ja mogę sama gdzieś podjechać, żaden problem. – Agata coraz mniej ogarniała całą sytuację.
- Ja wiem, że masz, ale będziesz tutaj domownikiem przez najbliższy czas, dlatego chcę, żebyś czuła się jak u siebie. I właśnie dlatego jedziemy na zakupy, urządzisz sobie pokój jak tylko chcesz. Przecież mnie na to stać, a nie mogę pozwolić, żeby opiekunce mojego synka czegokolwiek brakowało. Mój dom jest twoim domem. – powiedział Robert i uśmiechnął się, pokazując swoje idealne zęby.
- Yyy.. czuję, że z Tobą nie wygram. Dobrze więc, wezmę prysznic, ogarnę się i możemy jechać. – odpowiedziała dziewczyna i wymknęła się do łazienki.
Usiadła na brzegu wanny a w jej głowie kołatało się milion myśli. Głupia jesteś, to twój szef! Uszanuj to! Nieważne, że to twój ideał faceta od 11 lat, bądź profesjonalna, nie daj się opanować uczuciom. Przemyła twarz zimną wodą, ubrała się, pomalowała i poszła do salonu, do Roberta. Mężczyzna pokazał jej pokój, który będzie od tej pory zajmować, po czym wsiedli do samochodu i pojechali na zakupy.
Agacie głupio było prosić swojego szefa o cokolwiek, sam fakt pracowania dla swojego największego idola, był dla niej wystarczającą nagrodą i zaszczytem. Ale skończyło się na kupieniu poduszek, półek, zasłon i wielu innych drobiazgów, które pomogły jej stworzyć typowo „babski kąt”. W drodze powrotnej wpadli do Starbucksa na kawę. Robert, w całej tej otoczce jego sławy i kariery, okazał się być niesamowicie normalnym, zwykłym facetem. Rozmawiali jak dobrzy znajomi, mimo tego, że znali się dopiero trzeci dzień, on był hollywoodzkim gwiazdorem, a ona zwykłą dziewczyną z Polski. Po powrocie do domu Robert pojechał do Indio odebrać Extona, a Agata zajęła się urządzaniem pokoju. Skończyła wieczorem, wzięła kąpiel i postanowiła wreszcie odpisać Maggie na maila.
„Cześć Kochana! Wybacz, że dopiero teraz, ale miałam zwariowany dzień ;-)Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że przyjeżdżasz z Judem do NYC! Właśnie, to Wy chyba musicie być blisko, hmmmm? Zaraz mi tu o wszystkim opowiadaj!
W załączniku przesyłam Ci zdjęcia mojego pokoju – ładny, prawda? Dzisiaj byłam z Robertem na zakupach – powiedział, że mam wybrać co tylko chcę, mam się tutaj czuć jak u siebie. Jest naprawdę świetnym facetem… i chyba wróciło do mnie trochę tych dawnych, szczeniackich uczuć. Tak, wiem, nie powinnam. On ma żonę. Swoją drogą jeszcze nie miałam okazji jej poznać, trzeci dzień jestem w domu tylko z nim i z Extonem. Wybij mi to wszystko z głowy zanim będzie za późno, proszę…
Ale tak z drugiej strony. Nadal nie mogę uwierzyć, ze pracuję u faceta, który jest moim absolutnym idolem jeszcze z młodzieńczych lat. Byliśmy dzisiaj na kawie i wypytywał o moja magisterkę. Był w szoku, że tak dużo wiem o nim i jego karierze, nie sądził, że można być aż tak oddanym fanem. Głupio mi trochę, bo nie wiem czy nie wyszłam na FG, ale mam nadzieję, że nie :-)
Napisz mi koniecznie więcej szczegółów Waszego przyjazdu! Czekam z utęsknieniem na sobotę! Kiss Kiss! : *
A.”
MAGGIE:
Poranek i lekki sen. Słońce wdzierające się do jej sypialni oświetliło dwie osoby wtulone w siebie. On – Smukły blondyn o muskularnych ramionach obejmujący małą szatynkę, wtuloną w tors mężczyzny.
Obudziła się nagle. Z początku nie wiedziała co się dzieje, gdzie jest i co najważniejsze, z kim, jednak wystarczyło nieco unieść głowę, by zobaczyć twarz Jude’a wiedziała już wszystko. Lekko uśmiechnęła się pod nosem. Delikatnie wyswobodziła się z uścisku Brytyjczyka i z zamiarem odświeżenia się, udała się do łazienki. Przebrała się w wyjściowe ciuchy i już miała stawiać wodę na kawę, kiedy natknęła się na zaspanego Juda.
- Już wstałaś? – spytał pocierając zaspane oczy – myślałem, zę pośpimy dłużej
-Nie mogę.. niestety, dziś poniedziałek, trzeba ruszać do pracy – odpowiedziała bez emocji, nie patrząc mu w oczy. Typowa obronna reakcja. Ucieczka. Zrozumiała, że zaczęło jej zależeć, a przecież tak sobie obiecywała. Żadnych mężczyzn. Uczuć, czegokolwiek. Postanowiła nie wspominać o poprzednim wieczorze, jakby w ogóle nie miał miejsca. Ale Jude doskonale odczytał zamiary dziewczyny i w momencie, kiedy ta go omijała, złapał ją za nadgarstek i przyciągnął lekko do siebie patrząc w oczy.
- Co się zmieniło? – spytał
- Nie wiem, o czym mówisz – odpowiedziała z wahaniem, po czy dodała – Jude.. ja nie wiem, nie mogę, nie umiem.
- Przecież Ci się nie oświadczam, chce, żebyś była szczęśliwa, chce CI pomagać, być przy Tobie
Slodko-gorzka prawda. Miło, ze się troszczył, ale smutno, ze nie w taki sposób, w jaki tego oczekiwała. A może jednak nie? Tyle myśli kłębiło się jej w głowie… „Czyli jednak maska, nie dam po sobie niczego poznać” – zdecydowała.
- Dziękuje Ci jeszcze raz – rzekła w końcu, przybierając swoją ulubioną maskę. Osoby, której ciężki głaz spadł z serca. Nie mogła za nic pokazać, że w środku wszystko pali ją żywym ogniem. Znów.
- No – odetchnął najwyraźniej nie widząc tej nagłej zmiany jej oczach – to co, kawusia?
- Jak zrobisz – rzekła wystawiając język Aktorowi – ja musze jeszcze coś spakować a potem… praca!
- Nick wspominał, ze chcesz sprzedać to mieszkanie. Co dalej? Masz już coś na oku? – spytał zalewając nasypaną wcześniej mieszankę stawiającą każdego człowieka z rana na nogi.
- Jeszcze nie – odkrzyknęla z sypialni, pakując swoją pidżamę do pudła – Na kupno mnie nie stać, a wynajmować całe mieszkanie… też mnie nie stać.
- a szukałaś czegoś już? – spytał stawiając jej kubek na komodzie w sypialni.
- Ty wiesz? Śmiesznie wyglądasz w tej koszuli, w bokserkach i z moim kubkiem. Tak… nierealistycznie – zaśmiała się – a odpowiadając na Twoje pytanie. Nie. Nie miałam kiedy. Decyzję, o sprzedaniu tego wszystkiego podjęłam wczoraj, więc… - urwała. „Kurwa! – Przeklęła w myślach – miałam do tego nie wracać. I tak się kończy planowanie czegokolwiek”
- Popytam mojego agenta, coś może znajdzie – odrzekł wpatrując się w czarny jak smoła napój – jesteś tu jeszcze? – spytał uśmiechając się.
- Hm?? Mówiłeś coś?- wciąż nieobecnym wzrokiem spojrzała na Brytyjczyka
- Gdzie byłaś?
- Sama nie wiem… Coraz częściej mi się to zdarza – odrzekła i dopiła reszte kawy – no! A teraz nie wyganiając Cie, idź sobie, mam prace – uśmiechnęła się szeroko i mrugnęła.
Pożegnali się zaledwie 10 minut później. Maggie szła do pracy z lekkim sercem i pozytywnym przeczuciem. Dziwiło ją to. Przecież jeszcze kilkanaście godzin wcześniej miała wrażenie, ze cały jej świat zawalił się jej w posadach. Ale teraz… Może, BA! Na pewno Jude miał wpływ na humor. „Zbyt często ten mężczyzna gości Ci w myślach, moja droga” – powiedziała sama do siebie – „Ale skoro chce być przyjacielem na śmierć i życie. Niech tak będzie”.
Wchodząc do swojego gabinetu przywitała braci B szerokim uśmiechem.
- Mamy coś dzisiaj? – spytała Bena, który przecząco pokręcił głową.
- Nie.. nikt nie ma dziś depresji – odrzekł Brian wchodząc do pomieszczenia z nową gazetą – ale! Już wkrótce może zrobić się gorąco. Piszą, ze kilka firm plajtuje, więc klienci będą walić drzwiami i oknami – dodał ze złośliwym uśmiechem.
- Nie mów tak - skarciła go szatynka – brzmisz, jakbyś zamieniał się w cmentarną hienę. Mamy pomagać, tak? A nie żerowac na cudzym nieszczęściu – powiedziała dość ostro. Nie miała tego w zamiarach, no ale trzeba było troche skrócić „smycz” chłopakom i pokazać im gdzie ich miejsce.
- Wybacz szefowo – odrzekł urażonym tonem, po czym odwrócił się i wyszedł.
- Co mnie ominęło – zwróciła się do Bena, wciąż wpatrując się w miejsce, gdzie stał Brian.
- Rozstali się z Anną – odrzekł zamyślony, jak zawsze Ben – nie może tego przeboleć.
Brytyjka kiwnęła tylko głową i bez słowa weszła do gabinetu jednego z braci Owen. Usiadła na jego biurku, tyłem do niego.
- Ładny z Ciebie chłopiec, wiesz o tym? – spytała. Ledwo opanowała śmiech – A takie ładne chłopczyki nie powinny mówić takich brzydkich rzeczy o cudzym nieszczęściu. Mówią tak tylko osoby, które zostały skrzywdzone – zawiesiła na chwilę głos.
- Ben Ci powiedział. Wiem o tym
Kiedy usłyszała jego głos, momentalnie się odwróciła. Zaparło jej dech w piersiach. Mężczyzna siedział skulony w fotelu i.. płakał. Podeszła do niego i położyła swoją dłoń na ramieniu Blondyna.
- Zawsze potrafiłaś poradzić coś w takich chwilach. Ja… potrzebuje pomocy, Maggie.. – załkał.
- Pomoge Ci. Zresztą nie tylko ja. Ja, Twój brat, Nick, wszyscy – pogłaskała go po włosach. Zdziwiła się, ze są tak miękkie. Zawsze myślała, ze mając tak żółte włosy, muszą być one nieprzyjemne w dotyku, a tu taka niespodzianka. Pierwsze wrażenie jest ZAWSZE mylne.
Blondyn skulony siedział jeszcze minutę, może dwie. Podniósł się, otarł twarz i wymusił nań uśmiech.
- Ty wiesz? – spytał – gdyby nie osoby jak Ty, świat dawno zszedłby na psy – powiedział i mocno ją utulił. Maggie zaskoczona tym nagłym gestem nie wiedziała co się dzieje. W końcu odwzajemniła uścisk. Braterski, czysty, bez żadnych podtekstów.
- A teraz wybacz, ide zadzwonić do osoby, która najprawdopodobniej nie zmrużyła oka przeze mnie – rzekła i z uśmiechem oddaliła się.
-CZY TY SIĘ DOBRZE CZUJESZ?? JAK MOGŁAŚ TAK ZNIKNĄĆ I NIE DAWAĆ ZNAKU ŻYCIA?? W DODATKU JUDE DZWONI W ŚRODKU NOCY I PYTA O TWÓJ ADRES!! CZY JA MAM ROZUMIEĆ, ŻE SPĘDZILIŚCIE TĄ NOC RAZEM?? CZY CIEBIE CAŁKIEM POWALIŁO? CO TO MA ZNACZYĆ?? W DODATKU, JEŚLI ZARAZ PO PRACY NIE RUSZYSZ TEGO SWOJEGO DUPSKA DO DOMU, TO WYTARGAM CIE ZA TE KUDŁY!!!!!!!!!!!! – wykrzyczał Nick do swojego telefonu. Przez to Maggie musiała trzymać słuchawkę kilkanaście centymetrów od ucha. W przeciwnym wypadku, groziłoby jej ogłuchnięcie.
- Po pierwsze Ty się uspokój, bo Ci żyłka pierdząca pęknie, po II wytłumaczę Ci wszystko jak wrócę do domu, wiec weź jeszcze chwilę na wstrzymanie, a po III ty już się tak nie bój o moją cnotę. Obrońca się znalazł – wymruczała tak by rudzielec nie słyszał.
- Nie pyskuj małpo wstrętna, odchodziłem od zmysłów! Ale z Judem to jak było, coś było? – spytał już spokojniej. Maggie wyczuła, ze kryzys minął.
- Nic nie było. Przyjechał tylko żeby podtrzymać mnie na duchu, ale nie było żadnej konsumpcji, jeśli o to pytasz, buziaków też nie – dodała szybko, odpowiadając na kolejne pytanie.
- To ja czekam. I masz szlaban. – Powiedział śmiertelnie poważnym tonem i się rozłączył.
Maggie wybuchła bardzo głośnym śmiechem. Łzy poleciały jej po policzkach. Nie mogła się powstrzymać. Uwielbiała drażnić Nicka, bo robił się wtedy równie czerwony, co jego włosy. Ale ten komentarz o szlabanie to już lekka przesada.
- Przeszkadzam w czymś? – Usłyszała za sobą brytyjski akcent.
- Co tu robisz, Jude? – Spytała opanowując się
- Wpadłem sprawdzić czy wszystko ok. i przyniosłem Ci śniadanie – pomachał torebką z pachnącą zawartością, – ale widzę, ze jest dobrze?
- Ten śmiech to rezultat mojej rozmowy z Nickiem. Właśnie dostałam szlaban. Po raz pierwszy.. Od jakiś 15 lat – dodała opanowując kolejną falę śmiechu.
- ŻARCIE!! – Krzyknęli jednocześnie bracia Owen pojawiając się niewiadomo skąd, brutalnie odbierając torbę Aktorowi i znikając w innym gabinecie.
- Cóż.. miałem śniadanie, teraz wypada mi zaprosić Cie do kawiarni – zaśmiał się Jude i spojrzał na szatynkę w bardzo jednoznaczny sposób.
- Nie patrz tak na mnie, bo to nie działa, a po kolejne, nie jestem głodna, ale mogę Ci zrobić.. Kawy?? – Spytała, gasząc entuzjazm Aktora.
- Nieeee – zaśmiał się – nie mam czasu, mam kilka spotkań i potem casting. Tak więc przez kilka dni będę nieuchwytny - zaczął się tłumaczyć.
- Sądziłam, ze aktorzy Twojego pokroju – tu Jude skłonił się nisko – nie chodzą na takie rzeczy…, ale porządku, będę mieć to na uwadze – mrugnęła do niego po raz kolejny dzisiejszego dnie. „kobieto, skończ z tym!” – Usłyszała głos zdrowego rozsądku w głowie.
- No to… cześć – rzekł, po czym przemierzył odległość dzielącą ich i pocałował Maggie w policzek, po czym szybko wyszedł z szerokim uśmiechem i lekkim sercem.
Dotknęła swojego policzka. Tego policzka. Mimo szoku na jej ustach zagościł najszerszy i najpiękniejszy uśmiech, który zaraz potem znikł, bo w drzwiach, za którymi chwilę wcześniej zniknął Jude, pojawił się ktoś inny.
- Dzień dobry – przywitała się starsza kobieta – czy jest ktoś, kto mógłby mi tu pomóc?
Maggie zdziwiła ta wizyta. Zazwyczaj do ich gabinetu przychodzili biznesmeni, odziani w najlepsze garnitury, z teczkami, bądź piękne i ambitne biznes-woman. Jeszcze nigdy wcześniej nie zawitała tu… Tak uroczo wyglądająca, miła starsza pani.
- Witam, mam na imię Madlaine, ale wszyscy mówią mi Maggie, proszę, niech Pani siada, napije się Pani czegoś? – spytała ciepłym tonem. Kobieta, przypominająca dobroduszną babcie, w ciasnym, srebrnym koku, okularach, zsuniętych na nos i beżowym ubraniu przypominały szatynce czasy jej dzieciństwa i szalonych przygód u swojej nieżyjącej już babci.
-oh, nie, nie chcę robić kłopotu – odpowiedziała uśmiechając się lekko – Jestem Stephenie. I nie szukam pomocy dla siebie, ale dla mojego syna. Widzi Pani, stracił niedawno kogoś bardzo mu bliskiego i całkowicie się załamał, a ja już nie mogę patrzeć, jak snuje się po domu – opowiedziała z wyraźnym bólem w głosie.
- Rozumiem, ale pomoc, jaką mogę zaoferować Pani synowi obejmuje tylko i wyłącznie to miejsce. Ten gabinet. Nawet, jeśli popadł on w depresję, a z tego, co Pani mówi, wnioskuję, ze tak właśnie jest, musi Pani go jakoś zmusić, do opuszczenia domu – rzekła nachylając się w stronę starszej Pani.
Stephenie zamyśliła się. Jej wzrok uciekł gdzieś w bok, ściągnęła usta w cieniutką linię i zmarszczyła swoje i tak już zaorane zmarszczkami czoło. Po chwili, jej zielone oczy spotkały się z czarnymi, a staruszka wyjęła z kieszeni telefon i podała go Maggie.
- Proszę.. Niech Pani spróbuje z nim porozmawiać, chociaż przez telefon, może to coś da? – Wybłagała. Szatynka wahała się chwilę, ale w końcu miała pomagać ludziom, dlatego też przytknęła słuchawkę do ucha i czekała cierpliwie, aż ktoś się zgłosi. Kilka sygnałów i w końcu:
-Co znowu? – usłyszała niski, męski głos. Miała wrażenie, że gdzieś już ten głos słyszała, ale w tej chwili nie chciała się nad tym zastanawiać.
- Dzień dobry, jestem Maggie, dzwonię z polecenia Pana mamy. Mam zorganizować przyjęcie na Pana cześć – mrugnęła do zaskoczonej kobiety – z tego powodu, chciałabym się z Panem jak najszybciej spotkać w celu uzgodnienia szczegółów. Czy dzisiejsze popołudnie odpowiada panu?
-Moja mama? Przyjęcie? Nic nie rozumiem. Ale porządku. Spotkajmy się w kawiarni Oak Cafe, zna Pani adres? Tuż przy Baker Street.
- Oczywiście, za 2 godziny? – spytała i zapisała sobie adres. – W takim razie do zobaczenia.- rozłączyła się – Musi mi Pani wybaczyć tą intrygę, ale gdybym od razu powiedziała kim jestem i po co dzwonię, w życiu by się nie zgodził a do Pani miałby dodatkowy żal, że miesza się Pani w jego życie. Niech mi Pani wierzy. – dodała szybko patrząc z uwagą na kobietę, której twarz rozpromieniła się w ułamku sekundy – Jeszcze tylko jedno. Imię i nazwisko Pani syna?
- Ahh.. gapa ze mnie. Nazywam się Stephenie Morgan, a mój syn to Joseph. Joseph Morgan.
Szatynka przy zapisywaniu nazwiska mężczyzny zatrzymała się i spojrzała na kobietę.
- Joseph Morgan… ten aktor? – spytała. Momentalnie skojarzyła ten niski, cudowny głos, który uwodził ją przy każdym kolejnym odcinku popularnego serialu o wampirach. Postać, którą grał tam Brytyjczyk była wcieleniem zła i uosobieniem końca. Klaus.
Dwie godziny później, punktualnie czekała w umówionym miejscu. Trochę się denerwowała. Pomimo, iż miała już kilka takich sytuacji za sobą, kiedy to była zmuszona zastosować podstęp, by wymusić spotkanie, jeszcze nigdy nie dotyczyło to osoby medialnej.
Kawiarnia, w której Maggie oczekiwała Josepha, była przyjemnym miejscem. Ciemne, drewniane ściany, ciemna podłoga dawały dość przygnębiające odczucia, lecz kolorowe fotele, stoliki, i swiece, które były dosłownie wszędzie sprawiały, ze chciało się przychodzić do Oak Cafe żeby po prostu posiedzieć.
5 minut później drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł wysoki, szczupły mężczyzna o atletycznej sylwetce. Ciemne okulary, zasłaniające piękne, według szatynki oczy, jeansy i czarna, skórzana kurtka. Słowem Idealny mężczyzna. Na pierwszy rzut oka.
Wstała nieśmiało, i podeszła do Brytyjczyka, który rozglądał się z niepokojem po kawiarni.
-Dzień dobry, jestem Maggie, to ja dzwoniłam do Ciebie – zaczęła z szerokim uśmiechem, podając rękę mężczyźnie.
- Witam. Joseph Morgan, mów mi po prostu Joe – odwzajemnił uścisk dłoni, czując przy tym lekkie mrowienie w miejscu, gdzie jego skóra złączyła się ze skórą Maggie.
Siadając do wcześniej zarezerwowanego stolika, mężczyzna zdjął okulary. Kiedy szatynka spojrzała w oczy swojego rozmówcy, nie mogła wykrztusić słowa. „Już wiem, dlaczego wciąż nosi okulary – myślała – nie chce zdradzić tego, co w nim siedzi. Tyle samo bólu widziałam. Dziś rano w swoim własnym lustrze” – skwitowała ponuro.
- Więc – zaczął – moja mama wynajęła Ciebie, byś zrobiła impreze na moją cześć, prawda? – spytał z uśmiechem. Wymuszonym, sztucznym uśmiechem, który był również częścią jego własnej „maski”.
- I tak i nie – odrzekła dziewczyna, uważnie przypatrując się Brytyjczykowi.
- To znaczy? – zaskoczenie na jego twarzy. „Jaki on słodki, jak marszczy czoło” – przeszło jej przez myśl – „ok. stop!! Od teraz to Twój pacjent!”
- Nie mam nic wspólnego z planowaniem Twojej imprezy, ale.. tak, rozmawiałam z Twoją mamą. Jestem psychologiem – wyrzuciła z siebie. W skupieniu obserwowała zmiany na twarzy blondyna, który zmieniał się w ułamku sekund z szoku, na niedowierzanie, w końcu we wściekłość.
- Nie będę się leczył, nic mi nie jest – warknął.
- Ależ oczywiście że nic Ci nie jest, tylko po prostu tak sam z siebie masz wstręt do ludzi i siedzisz całymi dniami w domu…– zakpiła Maggie – lubiła te rozgrywki ze swoimi pacjentami. Jeszcze kilka zdań i będzie go miała w garści.
- Jak śmiesz – podniósł głos próbując wstać – Jestem aktorem i nie będę znosił takiego zachowania – ostatnie słowo wykrzyknął, ściągając na siebie uwagę wszystkich ludzi w kawiarni.
- Jak dla mnie możesz być nawet Władcą wszechświata, nic mnie to nie obchodzi, bo od momentu, kiedy tu wszedłeś stałeś się moim pacjentem. Podlegasz teraz mnie i usiądziesz w tej chwili – odrzekła bardzo stanowczo. Mężczyzna był w szoku „Jak w takim drobnym ciele mieści się tak ogromny temperament? – Myślał – i dlaczego, nawet nie podnosząc głosu sprawia, że jej ulegam??” – a teraz mnie posłuchasz – nachyliła się – Jestem tu nie tylko po to, żeby Cie ustawić do pionu, choć to też – Joe uniósł brwi, – ale po to, by Ci pomóc. Twoja matka się tak o Ciebie troszczy, ze przemierzyła prawie cały Londyn, żeby trafić do mnie. I niech mnie diabli, jeśli Ci nie pomogę, rozumiesz?
- N..nie.
- O rany – szatynka opadła na oparcie miękkiego fotela– a sądziłam, że aktorzy to inteligentni ludzie – jęknęła, – czego nie rozumiesz?
- Tego, po co to wszystko? – odrzekł spokojnie, splatając dłonie i patrząc z uwagą na dziewczynę. Po raz pierwszy tego dnia odrzucił swoją maskę.
- Bo jest ktoś, kto Cie kocha nad życie i zrobi wszystko, żeby Ci pomóc i.. nie mówię teraz o sobie, bo osobiście to wolałabym spotkać się z kimś innym, no ale.. – zakończyła rozkładając ręce i robiąc śmieszną minę. Udało się jej. Rozluźniła atmosferę. Mężczyzna prychnął pod nosem i uśmiechnął się lekko.
- Czyli jest tak. Ty nie jesteś zadowolona, ze będziesz ze mną pracować i ja jestem niezadowolony, ze będę pracować z Tobą, ale robie to dla swojej mamy, więc mogę na to przystać – odrzekł kiwając głową.
Maggie zmrużyła oczy. Nie sądziła, że pójdzie jej tak łato. No, ale znów doszła do wniosku, ze pierwsze wrażenie jest bardzo mylne.
- Bądź jutro o 9 u mnie w gabinecie, na wizytówce masz mój adres – podała mężczyźnie karteczkę – i nie próbuj mnie więcej wnerwiać, bo to się dla Ciebie źle skończy, a jeśli spóźnisz się o minutę… Cóż.. – urwała ze złośliwym uśmieszkiem – lepiej, żebyś się nie spóźniał. Aha – wstała i nachyliła się nad Joe. Jej długie włosy odgrodziły ich dwie twarze od reszty pomieszczenia. Postronny obserwator uznałby, że para żegna się ze sobą pocałunkiem.
Blondyn widział tylko czarne tęczówki, które stały się nagle całym jego światem – Teraz możesz wstać i iść do domu. Sesja terapeutyczna nr 1 właśnie się zakończyła - szepnęła mu do ucha wychodząc z kawiarenki.
Szła przez zatłoczony jak zawsze Londyn, marząc tylko o wielkim, wygodnym i ciepłym łóżku. Jednak ktoś miał inne plany. Po raz 3 tego dnia jakiś nieznany numer próbował się z nią jakoś skontaktować. Przy poprzednich razach, stwierdziła, ze to pomyłka, jednak tym razem nie dało jej. Odebrała.
-Maggie? To ja, Matt. Dominic miał wypadek. Jesteśmy w szpitalu. Jest w ciężkim stanie, proszę przyjedź, tylko Ty możesz pocieszyć jego matkę – rzekł łamiącym się głosem – adres prześlę Ci sms-em, czekamy.- rozłączył się.
Szatynka stała w miejscu wpatrując się w płyty chodnika. Mijający ją ludzie szturchali ją, popychali, jednak ona nie czuła nic. Po raz pierwszy w życiu Maggie Gold zaniemówiła.
Szybkim gestem przywołała taksówkę i podała adres, a po 15 minutach wysiadła.
Pierwsze, co zrobiła po wejściu do swojego pokoju, było rzucenie się w ciuchach na swoje łóżko. Na kilka minut wyłączyła się totalnie wpatrując się w beżowy sufit. Po chwili jednak poczuła, ze materac po jej lewej stronie lekko się ugiął.
- Jak tam? – spytała czując jaśminowe perfumy – Jak się dziś czujesz, kochana? Dziecko bardzo kopie? – odwróciła się do Jamie.
- Słyszałaś co się stało? Do… - urwała brunetka
- Tak, Matt do mnie dzwonił. Nawet przesłał mi adres szpitala – odrzekła siadając i wpatrując się w swoje dłonie.
- Nie pojedziesz? Przecież Był kimś ważnym dla Ciebie. Oni wszyscy byli. Zespól. Pamiętasz? Kiedyś tylko to się liczyło – zaczęła cicho Jamie.
- Było, dobrze, że to dodajesz. Jamie, ja nie mam siły do tego wracać. On mnie zostawił.
-Ale chciał wrócić – przypomniała „szwagierka”.
- Bo ta tleniona wywłoka go wystawiła – zadrwiła szatynka – Jamie, rozumiem, ze będąc w ciąży nie możesz się denerwować, więc nie będę się z Tobą kłócić, ale obiecuje, ze zaraz po porodzie wyjaśnimy sobie to i owo – uśmiechnęła się smutno.
- Ja nie chce się kłócić. Chcę tylko, żebyś była szczęśliwa – wytłumaczyła brunetka
-Więc nie pakuj mnie powrotem w tamto gówno. Tamten człowiek jest mi zupełnie obcy. Ja się zmieniłam i nie chce już do tamtego wracać, rozumiesz? – Spytała patrząc w niebieskie tęczówki kobiety.
- Już nie będę. Nie wiedziałam, ze tak to czujesz – odrzekła – a teraz.. Wiesz, co upiekłam?? – Spytała z figlarną miną.
- Nie mów, że moje ulubione ciacho waniliowe!! – Wykrzyknęła Maggie wstając na równe nogi.
Stając na progu kuchni, oczom Szatynki ujawnił się niecodzienny widok. „Boski chłopiec”, umazany czekoladą, a obok niego, wysoki rudzielec trzymający w dłoni ostatni kawałek apetycznego ciasta.
- Co?.. Jak?? Ale.. - zaczęła jąkać Maggie – Jude! Zjadłeś moje ciasto?? – spytała niemalże ze łzami w oczach.
- Nick zjadł, ja się dobrałem do czekolady – odrzekł uśmiechając się przepraszająco.
- TY!!! – wskazała palcem na rudzielca – ZARAZ ZGINIESZ – krzyknęła i rzuciła się w szaloną pogoń za swoim najlepszym przyjacielem po całym domu.
- Jak myślisz, złapie go? – zagadała do mężczyzny Jamie.
-Bez problemu – odrzekł błękitnooki, – ale Ty lepiej przygotuj sobie apteczkę, bo poleje się krew – zaśmiał się aktor i wrócił do pałaszowania miski pełnej rozpuszczonej czekolady.
Kilka minut później Maggie siedziała na Nicku okładając go pięściami z całą siłą. Nie zważała na to, że rudzielec krzyczy i jęczy w niebogłosy.
- Jak. Mogłeś. Zjeść. Moje. Ciasto???? Dobrze wiesz, że je uwielbiam!! – wysyczała, a z każdym słowem, uderzała mocniej.
- RATUNKU!! Zabierzcie tą wariatkę!! JUDE!! POMOCY – wykrzyczał śmiejąc się głośno.
- Nic nie poradzę, mówiłem, ze to nie jest dobry pomysł – odrzekł aktor, który ładną chwilę przypatrywał się całej tej scenie.- nie sadzę też, żeby Twoja żona CI pomogła, bo siedzi przy mnie i płacze ze śmiechu – dodał poważnym tonem.
Na pomoc Nickowi przyszedł dzwonek telefonu Maggie, a raczej powiadomienie o nowej wiadomości mailowej. Szatynka, mimo, ze wzbraniała się rękami i nogami przed jednym z najnowocześniejszych telefonów, w końcu musiała ulec. Nic dziwnego, skoro nalegało 3 mężczyzn i jedna kobieta. Od tamtej pory co jakiś czas Maggie dostawała tzw. „sygnał”, by sprawdzić swojego maila.
- Masz szczęście piegusie jeden, dostałam ważnego maila, więc oddalę się, a jak wrócę, masz mi dać moje ciacho, rozumiesz?? – wskazała na przyjaciela palcem. Pomimo poważnego tonu, w kącikach jej ust czaił się uśmiech.
- Spadaj, kupisz sobie – odparł Nick, jednak tym razem Jude odciągnął szatynkę od swojego przyjaciela, po czym wymruczał jej do ucha
- No daj mu już spokój, kupię Ci to ciasto – rzekł z uśmiechem.
Maggie przeszedł dreszcz, czując ciepły oddech niebieskookiego na swoim karku. Odwróciła się twarzą do aktora i uszczypnęła go lekko w policzek, po czym pobiegła do pokoju.
Zastanawiała się co się stało, od kogo może być ta wiadomość, sądziła, ze to jakiś klient „Może to Joe, z wiadomością, ze się rozmyślił?” – myślała. Odpowiedź na te ponure myśli wywołała uśmiech na twarzy czarnookiej. Z tego szczęścia aż krzyknęła.
„Moja kochana! Co słychać?? Wiem, że dawno już nie rozmawiałyśmy, ale sama wiesz.. Polska a Londyn, to dwie dalekie krainy.
Teraz jesteśmy jeszcze dalej od siebie, Ty wiesz, że jestem teraz w NY????? I nigdy nie zgadniesz, u kogo pracuje!! Kojarzysz nazwisko Downey Jr? Tak!! Ja też nie mogę w to uwierzyć, ale jestem opiekunką jego syna. I tak, Robert wciąż jest niesamowicie przystojnym mężczyzną;)
No, ale do rzeczy. Robert obiecał mi, ze w sobotę (już za 4 dni!) Zabierze mnie ze sobą na plan swojego najnowszego filmu! Nie masz pojęcia jak się cieszę! Będę mogła przeprowadzić kilka wywiadów.
A właśnie. Tu zaczynają się schody. Będę mogła rozmawiać również z Judem Law! A z tego co wiem, a mam wiadomości z dobrego źródła (Jude w rozmowach z Robertem często wspomina o Tobie) znacie się dobrze, więc mogłabyś mi pomóc? O co mam pytać? Czym się kierować?? Pomóż mi!
Całuję
Agata
P.S – a jak tam u Ciebie? Twój gabinet pracuje pełną parą??;>
Szatynka zakończyła czytanie, po czym pędem puściła się na dół w nadziei, ze wypyta Jude’a o kilka spraw.
Znała się z Agatą jakieś 10 lat. Poznały się właśnie w Polsce, kiedy to Maggie była na międzynarodowej wymianie szkolnej. Poznała wtedy o 3 lata młodszą od siebie rudowłosą, szarooką istotę, nie podejrzewając nawet, ze mogą się tak bardzo ze sobą zżyć. Potem doszła fascynacja Agaty Robertem. „Ileż to godzin spędziłyśmy na rozmowach o nim?” – Przypomniała sobie z uśmiechem. Kiedy pierwszy raz dziewczyny wybrały się na uroczystą premierę jednego z filmów Roberta, w Londynie, Maggie odgrywała rolę przyzwoitki i wsparcia emocjonalnego. Ale nie miała za złe swojej przyjaciółce tego, cieszyła się razem z nią. Była dumna, ze to właśnie w jej mieście, Londynie, jej mała Agata mogła spełnić po raz pierwszy swoje marzenie i dostać autograf od swojego idola.
-Jude! – krzyknęła Szatynka przebiegając prawie cały parter w poszukiwaniu aktora. Pech, lub nie pech chciał, ze Brytyjczyk wyłonił się dosłownie spod ziemi, przez co Maggie wpadła na niego, powalając na ziemie.
-eeehhh.. – jęknął mężczyzna – gdzie się pali? – spytał z błyskiem w oku
-Ekhm… Nic Ci nie jest?? Nie potłukłeś się? – spytała z troską w głosie wpatrując w twarz mężczyzny, która była zaledwie kilka centymetrów od jej twarzy
-Spokojnie, pewna tylna część ciała nie będzie mi potrzebna na planie nowego filmu – zaśmiał się, nie odrywając wzroku od ust szatynki
-A właśnie – dodała szybko wstając – Ty w sobotę będziesz w NYC?
- No będę, a kto pyta?
- Ja pytam, będzie tam pewna dziewczyna, Agata, chciałabym, żebyś dał jej cos ode mnie – zaproponowała rumieniąc się lekko
- Po co ja mam być posłańcem, skoro sama możesz to zrobić, jedź ze mną – zaproponował, a szatynkę dosłownie wryło w ziemię.
- Ja… Em… nie mogę – wydukała- Właśnie od dziś mam nowego pacjenta i nie mogę go tak zostawić, to dość… ciężki przypadek – powiedziała cicho.
- Czy jest na tyle ciężki, ze nie wytrzyma bez Ciebie 3 dni? – spytał z łobuzerskim uśmiechem
-Miałeś już tak nie patrzeć na mnie. No.. nie wiem, musiałabym z nim porozmawiać
-No to.. już. Dzwoń!
- Może oszalałam, ale zrobię to! – krzyknęła dziewczyna biegnąc powrotem do laptopa, by odpisać przyjaciółce:
Nie napiszę Ci tego teraz. Opowiem Ci to na żywo. Będę w sobotę w NYC :)
Buziaki.
M.
Pozostało jej tylko jedno – porozmawiać z Josephem.
Przez cały wieczór zastanawiała się, co ma powiedzieć Josephowi, czy skłamać, czy powiedzieć prawdę. Jednak wizja wyjazdu do Nowego Jorku z Najpiękniejszym Człowiekiem Świata i spotkanie się z najlepszą przyjaciółką było pokusą. Wielką pokusą.
Siedziała w swoim ulubionym fotelu wpatrując się w wesołe płomyczki kominka. „A jak mu odmówię i się załamie? Albo, co gorsza, zrobi sobie coś?” – myślała – „Jest w tak złym stanie psychicznym, że zrezygnowanie z terapii na kilka dni jest bardzo ryzykowne…”
- Pamiętaj, ze ogień plus dziecko równa się pożar – szepnął Nick przysiadając się nagle do szatynki, która ze strachu podskoczyła.
- Jak już, przyszły tatusiu, to zapałka plus dziecko, nie ogień – odrzekła pokazując mu język – gdzie Jamie? – spytała
- Je coś.. znowu – jęknął cicho
- Jak Cie zaraz zdzielę, to polecisz pod ściane! – warknęła – przecież jest w ciąży, to co, ma dbać o linie??
- Niby nie.. ale czuje, ze oddaliliśmy się od siebie.
- Pociesze Cię.. Będzie jeszcze gorzej! Jak urodzi się Owoc Waszej Miłości, to TY, jako jej mąż pójdziesz na 2 plan! – Zaśmiała się wrednie. Nick schował twarz w dłoniach – Ej! Nie załamuj się! – Szepnęła obejmując go – jakoś się ułoży, pomogę Ci wtedy, damy rade!
- Wiesz… - szepnął patrząc w jej czarne oczy – mimo tego, że sobie tak dogryzamy, to cieszę się, że Cię mam, wiesz?
- Wiem! – zaśmiała się głośno.
- Kto, co wie – spytała Jamie wchodząc do salonu z ogromną kanapką w dłoniach
- A ty już byś chciała wiedzieć, mamy tajemnice i koniec – powiedział Nick podchodząc do zony – daj gryza
Jamie spojrzała na rudzielca w taki sposób, ze Maggie włosy zjeżyły się na karku. Mężczyzna obrażony poszedł do swojego studia.
- Nie musisz być aż taka – zaczęła szatynka. Brunetka usiadła obok odkładając kanapkę na mały stolik stojący nieopodal.
- Wiem, wiem.. ale… coś się zmieniło. Ja się zmieniłam – zaczęła – to już nie to samo małżeństwo, co kiedyś
- Aaaaaa! Bo ty myślałaś, ze zawsze będzie miodowo-malinowo, no tak – otworzyła usta Maggie – wiesz co… nie będzie mnie przez jakiś czas, bo polece z Judem do NYC, wiec będziecie mieli okazję, żeby sobie wszystko wyjaśnić.
Brunetka zrobiła wielkie oczy
- Czyli to prawda? – spytała
- Co?
- No ze wy coś…
- My nic nie…. Skąd takie myśli – zagadnęła przyjaciółkę.
- Podsłuchałam jak rozmawiali kiedyś, no Jude i Nick – odpowiedziała widząc zdziwienie na twarzy Maggie- Nasz aktor jest Tobą zachwycony!
- Przestań, przestań – odpowiedziała Szatynka, machając dłonią, lecz rumieniąc się lekko- Cóż, ide spać, dobranoc!! – krzyknęła już ze schodów.
W pokoju włączyła cichutko muzykę i zapaliła świece. Lubiła robić sobie takie relaksacyjne wieczory. Usiadła na łóżku wciąż myśląc nad słowami swojej przyjaciółki. „No przecież to niemożliwe. Biedna Pani psycholog i Międzynarodowa sława. Bogaty, piękny… rozwiedziony” – dodała w myślach. Schowała twarz w dłonie.
- Dlaczego nie może być tak jak być powinno? Biedna ona, biedny on, nikomu nie znani ludzie, szczęśliwi sami ze sobą.- szepnęła do siebie.
Po chwili przypomniała sobie coś jeszcze. Telefon od Matta i Dominic. Nie wiadomo, co ją podkusiło, ale wybrała numer swojego eks i wcisnęła zieloną słuchawkę. Serce biło w normalnym rytmie, co ją nieco zdziwiło, gdyż podczas bycia ze sobą, zawsze biło jak oszalałe. Po kilku sygnałach poddała się. „Nie, to nie” – pomyślała, kładąc się na łóżku z laptopem w dłoniach. Poczta załadowana była reklamami różnego rodzaju, poza dwiema wiadomościami. Od Agaty i od…
-Jude?? – przeczytała na głos.
Bilety zamówione. Lecimy w czwartek wieczorem, mam nadzieję, że wciąż jesteś na „tak”?? Przylecimy nieco wcześniej, chciałbym oprowadzić Cię po moich ulubionych miejscach w NYC. Ręczę, ze się spodobają;)
JL
P.S: Czy to przypadek, ze Twoja skóra i włosy pachną frezjami? ;)
Szatynka zarumieniła się. W pamięci miała wciąż jego dotyk, na swoim ciele. „Weź się uspokój, kobieto” – ostudziła się w myślach – „obiecałaś sobie coś!”. Z lekkim uśmiechem i szybko bijącym sercem odpisała mężczyźnie:
To żaden przypadek :) Po prostu uwielbiam te kwiaty, ot, cała tajemnica! ;)
Miłego wieczoru!
M.
Nad odpowiedzią do Agaty, myślała długo. „Bo i co jej napisze? Przecież aż tak z blondynem blisko nie jesteśmy, wiec…”
Pisała kilka razy, ostateczna wersja wyglądała tak:
Hello!!
Nie nazwałabym naszej znajomości „bliską”, chociaż usłyszałam dziś dość ciekawą rzecz, no ale.. To niemożliwe, prawda?? Przecież ktoś taki jak ON nie może być zachwycony kimś takim jak JA!! W dodatku, jestem świeżo po rozstaniu z Dominickiem a tu mi kolejny niebieskooki mąci w głowie… mam nadzieję, ze to tylko moje wymysły, bo znając reputacje Jude’a, to cierpiałabym, gdyby oczywiście coś było!
Owszem, jedziemy razem i w zasadzie do dziś nie wiem, co go skłoniło, żeby mi to zaproponować.. GDYBYM CHOCIAŻ BYŁA BLONDYNKĄ I MIAŁA DŁUGIE NOGI!!!! Bo czym go niby oczarowałam?? Hmmm??
Zdjęcia cudowne!! Zawsze lubiłam Twój gust:) Pokój też ciekawy!! Ty to masz szczęście! Nie dosć, ze zarobisz na tyle, ze będziesz mogła kupić sobie mieszkanie w Polsce, to jeszcze u mężczyzny, którego uwielbiasz kilka ładnych lat.
Co do żony… A masz pewność, ze oni są wciąż razem?? Wiesz jak to jest w hollywood… Małżeństwo jest, a za chwilę już go nie ma.. Poobserwuj;)
A! prawda!! Będziemy wylatywać z Londynu w czwartek wieczorem, więc na miejscu będziemy CHYBA w nocy, ale nie ogarniam tych stref czasowych, więc będziemy w kontakcie;) Cóż.. więcej szczegółów nie znam, dowiem się chyba jutro, o ile oczywiście zobaczę się z Judem;)
Miłej nocy/dnia/wieczoru;D
M.
Wyłączyła komputer i podeszła do okna. Spojrzała na stare budynki, znajdujące się wokół domu Nicka, na piękną panoramę rozciągającą się przed nią. Otworzyła drzwi balkonowe i zaciągnęła się rześkim powietrzem. W jej głowie huczało wręcz od ponurych myśli. Mimo, iż obiecywała sobie, ze już nigdy się nie zakocha, BAM! Uczucie przyszło niewiadomo skąd i dlaczego. „Tylko, czemu musi to być on?? Aktor znany na cały świat, piekielnie przystojny, łamiący kobiece serca? „ – myślała. Jak na złość, usłyszała z głośników stary przebój S. Twain „From his moment”. „Nawet muzyka gra zbyt miłosne kawałki i jak ja mam być w nastroju do czegokolwiek??” – Stwierdziła, – „Ale faktem jest, ze.. Zakochałam się w tym cholernym facecie, mimo, ze tak nie chciałam do tego dopuścić” – jęknęła w myślach, po czym położyła się, czekając na sen, który przyszedł dopiero nad ranem.
AGATA cz, I
Jako „internet addict” pierwszą rzeczą, którą zrobiła Agata po przebudzeniu było sprawdzenie maila. Czekała już na nią wiadomość od Maggie. Rety, rety… To chyba Jude na nią leci. - mówiła do siebie czytając maila – „Co do żony… A masz pewność, ze oni są wciąż razem?? Wiesz jak to jest w hollywood… Małżeństwo jest, a za chwilę już go nie ma.. Pobserwuj.”
- Reeeetyyy, kochana, co ty mi tu piszesz, przecież to niemożliwe. Hm..hm…hm…mh mhm…O, w czwartek już będą z Nowym Jorku! Ach, muszę od razu odpisać! – dziewczyna skończyła czytać i od razu zabrała się za odpisywanie.
- Reeeetyyy, kochana, co ty mi tu piszesz, przecież to niemożliwe. Hm..hm…hm…mh mhm…O, w czwartek już będą z Nowym Jorku! Ach, muszę od razu odpisać! – dziewczyna skończyła czytać i od razu zabrała się za odpisywanie.
„Cześć Kochana! :-*
Właśnie się obudziłam i przeczytałam maila od Ciebie. Dobrze mnie znasz i wiesz, że musiałam od razu na niego odpisać :-)Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że już lada moment się widzimy! Po tak długim czasie! Z Polski do Anglii tak w sumie niedaleko, a my się spikniemy w Stanach, paranoja! ;-)
Wiesz, mam cichą nadzieję, że Ty i J. z czasem może staniecie się dla siebie kimś więcej. Zresztą ja mam nosa do takich rzeczy (szkoda, że u siebie nie zauważam :P)i chętnie Was w weekend poobserwuję :-)
Co do Roberta i Susan… serio myślisz, że coś jest nie tak? Strasznie głupio mi o to pytać, ale jeśli długo jej tu nie będzie, to zrobię dochodzenie ;-) Tylko jak to w takim razie wygląda? On bez żony, jakąś młoda laska u niego w domu… Ja się zawsze w coś wpakuję!
Jesteśmy w kontakcie! :*
A.
PS. Reputacją Jude’a się nie przejmuj! Ja powinnam stąd spadać, bo pracuję u byłego narkomana i kryminalisty ;-)”
Agata zamknęła laptopa, powtórzyła swój poranny rytuał i gotowa poszła do kuchni zrobić sobie śniadanie. W domu było bardzo cicho.
Hm, czyżby Robert i Exton jeszcze spali? A może nie wrócili wczoraj od Indio…? Wzięła do ręki kubek z kawą i zaczęła uważniej przyglądać się domowi. Była pod wrażeniem niesamowitego gustu, z jakim urządzone były wnętrza. W gruncie rzeczy, jej wyobraźnia zawsze podobnie widziała swój „dom marzeń”. Dziewczyna przeszła przez jadalnię i salon, aż dotarła do mniejszego pomieszczenia, które wyglądało na coś w rodzaju gabinetu. Hm, czyżby mała samotnia Roberta? – pomyślała. Nagle jej oczom ukazał się piękny, czarny fortepian. Podeszła do niego i przejechała dłonią po jego grzbiecie. Czyżby przy nim komponował piosenki na swoją płytę? Usiadła przy instrumencie i wyobrażała sobie jak palce Roberta musiały układać się na klawiszach, gdy grał. Nawet nie zauważyła, kiedy spod jej palców zaczęły wydobywać się pierwsze dźwięki. Grała jedną z piosenek Roberta, cicho śpiewając.
- She says, you're throwing life away, to move with a man like me… W tym momencie głos zza jej pleców dokończył refren. - …She’s not blind, she just don’t have mind to see. Agata przestraszyła się i zawstydziła.
- Ojej, nie wiedziałam, że tu jesteś. Przepraszam, nie powinnam dotykać twoich rzeczy. – poderwała się ze stołka i spuściła wzrok.
- Nie, nie przepraszaj! Już Ci mówiłem, masz się tutaj czuć jak u siebie. – Robert uśmiechnął się i spojrzał na fortepian – Tak dawno na nim nie grałem. Nawet nie wiesz jak miło usłyszeć moje nuty w czyimś wykonaniu. I to jeszcze takim dobrym! Dlaczego mi nie mówiłaś, że śpiewasz?
Dziewczyna speszyła się jeszcze bardziej.
- Nooo…booo…bo ja tak tylko dla siebie, kiedy nikt nie słucha.
Mężczyzna podszedł do niej, złapał za dłoń i posadził z powrotem przy fortepianie, siadając koło niej.
- I błąd! Bo masz naprawdę ładny głos. Nawet nie sądziłem, że moje piosenki mogą tak ładnie brzmieć w kobiecej wersji. – uśmiechnął się i zapytał – Zaśpiewamy coś razem?
Dziewczyna przytaknęła i już za chwilę w domu rozlegały się dwa śpiewające głosy.
In love with a broken heart, you fell in love with a broken heart…
Love in these modern times, there'll be someone new every night.
With some other love yarn to wrap my harms around.
No one else can understand…
Hold me - I can't hear you, Trust me - not about you.
In love with a broken heart, think I leave today, I cover it all this way
You fell in love with a broken heart…
Hm, czyżby Robert i Exton jeszcze spali? A może nie wrócili wczoraj od Indio…? Wzięła do ręki kubek z kawą i zaczęła uważniej przyglądać się domowi. Była pod wrażeniem niesamowitego gustu, z jakim urządzone były wnętrza. W gruncie rzeczy, jej wyobraźnia zawsze podobnie widziała swój „dom marzeń”. Dziewczyna przeszła przez jadalnię i salon, aż dotarła do mniejszego pomieszczenia, które wyglądało na coś w rodzaju gabinetu. Hm, czyżby mała samotnia Roberta? – pomyślała. Nagle jej oczom ukazał się piękny, czarny fortepian. Podeszła do niego i przejechała dłonią po jego grzbiecie. Czyżby przy nim komponował piosenki na swoją płytę? Usiadła przy instrumencie i wyobrażała sobie jak palce Roberta musiały układać się na klawiszach, gdy grał. Nawet nie zauważyła, kiedy spod jej palców zaczęły wydobywać się pierwsze dźwięki. Grała jedną z piosenek Roberta, cicho śpiewając.
- She says, you're throwing life away, to move with a man like me… W tym momencie głos zza jej pleców dokończył refren. - …She’s not blind, she just don’t have mind to see. Agata przestraszyła się i zawstydziła.
- Ojej, nie wiedziałam, że tu jesteś. Przepraszam, nie powinnam dotykać twoich rzeczy. – poderwała się ze stołka i spuściła wzrok.
- Nie, nie przepraszaj! Już Ci mówiłem, masz się tutaj czuć jak u siebie. – Robert uśmiechnął się i spojrzał na fortepian – Tak dawno na nim nie grałem. Nawet nie wiesz jak miło usłyszeć moje nuty w czyimś wykonaniu. I to jeszcze takim dobrym! Dlaczego mi nie mówiłaś, że śpiewasz?
Dziewczyna speszyła się jeszcze bardziej.
- Nooo…booo…bo ja tak tylko dla siebie, kiedy nikt nie słucha.
Mężczyzna podszedł do niej, złapał za dłoń i posadził z powrotem przy fortepianie, siadając koło niej.
- I błąd! Bo masz naprawdę ładny głos. Nawet nie sądziłem, że moje piosenki mogą tak ładnie brzmieć w kobiecej wersji. – uśmiechnął się i zapytał – Zaśpiewamy coś razem?
Dziewczyna przytaknęła i już za chwilę w domu rozlegały się dwa śpiewające głosy.
In love with a broken heart, you fell in love with a broken heart…
Love in these modern times, there'll be someone new every night.
With some other love yarn to wrap my harms around.
No one else can understand…
Hold me - I can't hear you, Trust me - not about you.
In love with a broken heart, think I leave today, I cover it all this way
You fell in love with a broken heart…
Maggie, laska po przejsciach, spotyka Dzuda... i od razu mu sie spowiada. Średnio realne, ale niech będzie. Motyw z samym wejściem Jude'a świetny no i końcówka... haha, TYPOWY Brytyjczyk. :D So adorable.
OdpowiedzUsuńFajny styl pisania, calkiem naturalne dialogi na dzień dobry. troszkę przewidywalnie, ale cyzta się przyjemnie :)
Opiekunka Extona Eliasa Downey'a. Jeżu. W wolnych chwilach robi dobrze tatusiowi (sorry, jestem strasznie spontaniczna przy pisaniu komentarzy ;) )
haha MOTYW ze spotkaniem Agaty i RDja - myślałam, zę to cholerny sen... haha, no i zaliczyła zajebistą wtopę na dzień dobry. Na cholerę mówiła, ze Robert jest jej idolem, I can't understand that!
Och, odpowiedź Roberta zupełnie jak nie robertowa D: "Że jak? Nie, to na bank nie o mnie, skarbie" - to by było bardziej w jego stylu. Toż to luzak jest, do kroćset :D
MY JUDESIE. *owned*
Dobra, ale dzie Susan?
Maggie, jakże to romątyczne z tym płaszczykiem. :D prze słodziak!
Baardzo fajny opis lokalizacji i samego budynku,.
wszystko takie bardzo dogodne. Jedna wyjechała do Stanów i od razu znalazła robotę u Downey'a (który mieszka w LAX notabene...) druga co prawda miałą troche utardżek, ale moze zamknąć od razu wszystkie swoje sprawy i wyjechać... Średnio to możliwe, no, ale niech Wam będzie :P
borze, Dżud szafuje czasem, jak może. A słyszałam, ze to zapracowany człowiek jest :P
Teksty o "międzynarodowych gwiazdach" są stanowczo turning off. Masz ochotę na faceta, udawaj, ze go nie znasz. *Kage, ciocia dobra rada*
Och, zakupy z Downey'em. Kupi atlas do kącika na siłownie i zestaw komiksów. Oh God, uncle Downey, stop it.
Okay, babski kąt. Jestem nieco rozczarowana.
"A ona zwykłą dziewczyną z Polski." Ja wiem, jaka to jest sytuacja, ale takie idolizowanie kogoś przy nim samym jest chore. Żadna gwiazda nie cuzje się z tym dobrze. Chris Evans powiedziałby takiej lasce, żeby przemyślała swoje zachowanie, bo on np jest strasznym nerdem i geekiem i wgle nie uważa sie za gwiazdę (KAPITAN AMERYKA!!!), Z RDJem sprawa jest taka, że to geek jest, fan national geographic, audiofil i filmofil. Zazwyczaj ignoruje takie zachowania typu "OMG YOUR SO SO FANTASTIC CAN I..." i kontynuuje rozmowę na zasadzie "fajnie, czy możesz przejsć do meritum?". No to i ja przechodzę. Celebryci, zwłaszcza Ci, którym palma do głowy nie uderzyła, nie uważają się za niewiadomo kogo. Pozostaja sobą i wolą, zeby inni ludzie postrzegali ich jako normalnych ludzi. Błagam, Pisklu, wynormalnij to!
OdpowiedzUsuńMaggie, to normalnie powinna się wyjebać z Dżudem na ziemię, skoro z początku nie wiedziała, co się dzieje. To by było... strasznie zabawne :D
"well, how about coffee?" hahaha USŁYSZAŁAM to głosem Jude'a w mojej głowie, jest dobrze :D
LOL reakcja nicka. tak przewidywalna!!!! Trochę lamerska była. Czemu nie powiedział "I co. Spałaś z nim? Jak było? Kto skończył pierwszy?" xD mwhahaha.
Borze, co za idiota. Najpierw sie wydarł, a potem pytał. MEH. LOL "masz szlaban" umarłam xD
AAAA Baker Streeet! :D
OdpowiedzUsuńOMG Joseph Morgaaan. OMG, LOOOOOL to dopiero. Depresja? hahaha I CAN'T BELIEVE IT. No, ale fajny akcent, nie powiem.
"- Jak śmiesz – podniósł głos próbując wstać – Jestem aktorem i nie będę znosił takiego zachowania."
ŻENUAAAAAAAAAAAA, Joe, ŻENUUUAAAA! Błagam, tak się poniżyć? SORRY. Fatalne zagranie.
Za łatwo poszlo z Morganem. Powinien jeszcze trochę potupać nóżka, powyzywać. EH. No, ale Maggie ma fajnych pacjentów, trza przyznać :D
OMG i znowu ten Dominic. SERIO. Matt ma tupet,żeby do niej dzwonic. A ona wgle ... WGLE co to ma byc za reakcja. Powinna nawrzucać kolesiowi.. no, ale sytuacja nie pozwala, fakt.
O. I w końcu wiem, skad się znają bohaterki.
Jednak wizja wyjazdu do Nowego Jorku z Najpiękniejszym Człowiekiem Świata
*ALARM. Alergia na fg* ja wiem, ze Jude jest zajebistym seksem, ale bez takich.
" Jako „internet addicted” "
ADDICT ALBO JUNKIE *filologia angielska mode: on*
haha widze, jak RDJ przed wspólnym śpiewaniem powiedzialby "This is so embarassing, I'm sorry, I haven't done that in years and I suck balls at singing, honey."
TO BYŁ ZBIORCZY KOMENTARZ KAGE. mega spontaniczny, wszystkie emocje i przemyślenia na bieżąco i bez podsumowania (gomen, podsumowanie będzie jak przeczytam ostatnią notkę)
Ale generalnie to mi się podoba i będę czytać, a co.