MAGGIE cz. II
- Stać na tym moście wiecznie nie będziesz? – usłyszała nad sobą niski, męski głos. Automatycznie się odwróciła.
- TATA! – krzyknęła i wtuliła się w jedyne ramiona, które stały przed nią zawsze otworem. Wzruszyło ją to spotkanie. Tęskniła za swoim ojcem. Miała nawet zamiar odwiedzić rodziców, ale jak zawsze… czas… a raczej jego brak skutkował miesiącami bez żadnej wiadomości od nich, – Co ty tu robisz? – spytała ze łzami w oczach patrząc w tak samo czarne tęczówki, jakie widywała codziennie rano w swoim lustrze.
- Wiedziałem, że Cię tu spotkam, Miśku – powiedział troskliwie, głaszcząc ją po głowie – Miałem pewną sprawę do załatwienia w Londynie, a że Nick nie wiedział co się z Tobą dzieje, przyjechałem do Twojego parku – uśmiechnął się ciepło – pamiętam, jak bardzo kochałaś tu z nami przychodzić.
- No… - zaczęła otrząsając się z szoku – to co tam? – spytała
- Nic nowego. Żyjemy w pięknej willi z basenem, lokaje krzątają się po domu cały dzień a to czerwone ferrari jeździ jak marzenie – wyliczył z błyskiem w oczach.
- Tato… Ciągle żyjesz tymi samymi marzeniami?
- Od czegoś trzeba zacząć, no bo popatrz na mnie – zaprezentował się córce/ Musiała przyznać, ze nie było tak źle, mimo małego brzuszka, jej ojciec wciąż wyglądał fantastycznie. Krótkie siwe włosy, takie same wąsy i te oczy…. Czarne jak noc, uśmiech na twarzy i żarty. Maggie śmiała się, ze bez tych dwóch ostatnich rzeczy, Tom Gold nie wychodził z domu.
- Nooo.. Przybylo Ci standardowo tu i ówdzie – mrugnęła do ojca – mama znów nie może Ci odmówić piwka? – spytała złośliwie
- No przecież, ze to jest trunek Bogów… musze go pić – powiedział z miną niewiniątka.
- Ale nie miej pretensji, jak zacznie Ci wątroba siadać – zaśmiała się głośno i powrotem wtuliła w ojca.
Południe spędzone z tatą na żartach, spacerach, obiedzie, kawie, ciastku bardzo pomogło szatynce. Od razu poczuła w sobie tą „moc”, którą czuła po dłuższych, czy krótszych odwiedzinach na wsi, u rodziców.
- Chodź do Nicka, ucieszy się – zaproponowała.
- Ale tylko na chwilę – zastrzegł Tom, szczypiąc córkę lekko w policzek. – Miśku, jak Ty zmizerniałaś – dodał – przyjedź do nas! Mama znów zrobi Twoje ulubione zapiekanki, zupy i trochę odżyjesz!
- Obiecuje, tato, ale dziś wylatuje do Nowego Jorku, na 2 tygodnie, może jak wróce? – spytała – chyba, ze mnie nie będziecie chcieli?? – dodała mrużąc oczy.
- Oooo musze się zastanowić – zaśmiał się, po czym został ugodzony prosto w żebra przez swoją córkę – Ahh Kocham Cię, wiesz?
- Tato… Czy Ty czegoś chcesz, skoro się tak przymilasz – zapytała podejrzliwie, otwierając drzwi domu rudzielca.
- Skąd!! O Nick – zawołał z ulgą w głosie.
- Tom! Miło Cię widzieć, jak się tu znalazłeś? – spytał
- No wziął i przyleciał, głupku – uniosła do góry ręce wzywając Boga na ratunek.;)
- Cicho siedź, złośnico i lepiej idź się pakuj – poradził – Jude czeka w salonie – dodał z dość złośliwym uśmiechem
Wspomnienie blondyna wywołało u szatynki małe dreszcze na całym ciele. Pędem pognała do swojego pokoju, gdzie… natknęła się na aktora.
- Po I. Nie pozwalałam Ci tu wejść, po II zostaw te bazgroły, po III.. co tu robisz?? – spytała pokazując na niebieskookiego anioła.
- Chciałem zobaczyć, jak Ci idzie pakowanie – mrugnął do niej – ale jak widzę, jesteś jeszcze dalej niż ja – zaśmiał się.
- Nie ciesz się, miałam ciężką noc – na samo wspomnienie straciła na moment humor – zaraz się ogarnę, ale TO zostaw! – krzyknęła, jednak nie zdążyła wyrwac z rąk Law jego portretu.
Aktor nie odezwał się słowem, po prostu złożył rysunek i schował go do kieszeni. Maggie poczuła, ze jej policzki płoną żywym ogniem, a jakby ktoś teraz na nią spojrzał, stwierdziłby, ze jest chodzącym burakiem.
- Mogę? – spytał pochodząc bliżej. Maggie nie wiedziała, o co dokładnie chodzi aktorowi, czy o zachowanie rysunku, czy o większe zbliżenie się. Jednak bez mrugnięcia okiem kiwnęła głową. Mężczyzna stanął tuż przed nią, sprawiając, że ich twarze dzieliło dosłownie kilkanaście centymetrów, po czym szepnął
- Nie mogę się już doczekać tych dwóch tygodni – po czym przejechał kciukiem po policzku dziewczyny, która nie mogła ruszyć się z miejsca. Nogi całkowicie odmówiły jej posłuszeństwa, a oczy łakomie wpatrywały się w usta Jude’a. Po sekundzie, no może dwóch przełknęła ślinę i odetchnęła. Świat znów wrócił na swoje miejsce. A szatynka uśmiechnęła się lekko.
- A myślałam,z e będzies pracować – powiedziała cicho, wpatrując się teraz w oczy aktora.
- Też. – odrzekł i niebezpiecznie zaczął przybliżać swoją twarz do jej twarzy.
„Musze to zrobić” – myślał stojąc tak blisko niej. Całym jego ciałem wstrząsały ciepłe, przyjemne dreszcze. Wpatrywał się w jej czarne oczy, które go hipnotyzowały, przyciągały. Przez te kilka godzin, kiedy jej nie widział, czuł się okropnie. Przebywając z nią czuł się szcześliwy. Tak bardzo chciał objąć ją mocno i pocałować, a przeszkodziło mu pukanie do dzrwi. Wlaśnie w tej chwili poprzysiągł osobie po drugiej stronie powolną i bolesną śmierć.
- Córciu, mogę? – usłyszał niski głos. Odsunał się nieznacznie.
- Wejdź ojciec – zawołała odchodząc od blondyna. Otworzyła okno. Bardzo potrzebowała świeżego powietrza.
- Chciałem… - zaczał – o, przepraszam, przeszkodziłem? – zapytał czując, ze przerwał dwojgu młodych ludzi. Widząc wzrok córki, wiedział wszystko – znaczy.. Zaczekam na dole – zamknął za sobą drzwi.
Dziewczyna stojąc przy oknie obserwowała, a raczej czekała na reakcję Jude’a. Ten, przez chwilę stał w miejscu, po czym szybko do niej podszedł i delikatnie pocałował.
Kiedy otworzyła oczy, jego już nie było. Nie wiedziała co dokładnie się stało. Czy to co stało się przed chwilą faktycznie miało miejsce, czy może znów miała jakieś omamy? Odetchnęła kilka razy i dla uspokojenia postanowiła posurfować po sieci, nie omieszkując przy okazji odpowiedzieć na maila .
Wybacz, ale.. nie jestem póki co w stanie Ci odpowiedzieć w czym masz wystąpić, bo jeszcze sama nie doszłam do siebie, po tym, co się właśnie stało…Nie lubię tych Twoich przeczuć, wiesz?;>
No dobra, teraz konkretnie… Cóż.. czeka was cała noc, wiec Ubierz się tak, żeby było Ci wygodnie (nie będziesz przecież brać niewiadomo jakich szpilek, bo zabijesz swoje stopy;) Zresztą znając życie, to będziecie łazić po takich miejscach, w których najpraktyczniejsze będą jeansy i jakieś trampki (tak, wiem, wiem, te Twoje.. Con…. Cośtam będą dobre;P) ewentualnie możesz postawić na jakaś efektywniejszą bluzkę, np… z dekoltem, sexi;) i jakaś sportowa marynarka:P postaw na elegancką naturalność, jeśli chodzi o makijaż. Robert widzi Cię codziennie rano, więc wie jak wyglądasz BEZ, w takim razie teraz pokaż się mu W makijażu;P
Co do pakowania, to nic jeszcze nie ruszyłam. Ale obiecuje.. w godzinę się uwinę (sama nie wiem co mogę zabrać:P) za 3 godziny wychodzimy z domu;) potem tylko godzina w oczekiwaniu na odprawę i kolejnych… 6? W samolocie i rzucę Ci się w ramiona;)
Miłego zwiedzania;)
Do zobaczenia za ok. 10 godzin! ;)
M.
Wysłała przyjaciółce wiadomość i przymknęła powieki. „Ogarnij się kobieto!” – nakazała sobie. Był to jej wewnętrzny rozkaz, po którym zaraz wstała, uprzątnęła wszystkie kartki z podłogi i zaczęła się porządnie pakować.
Mając lekkie ograniczenia bagażowe postawiła na wygodę: jeansy, szorty, bluzki, dwie sukienki, para szpilek (w razie czego), kosmetyki, ulubiona pidżama w serduszka. Składając ją uśmiechnęła się do swoich myśli – przypomniał się jej moment wspólnych zakupów w Polsce, jeszcze będąc w szkole. Wcześniej Maggie była wielką przeciwniczką chodzenia po sklepach, jednak te kilka godzin z rudowłosą skutecznie naprowadziło szatynkę na „jasną stronę mocy”. Obydwie wtedy zakupiły sobie dość śmieszne pidżamy, wtedy jeszcze o wiele na nie za duże – w żyrafy i kolorowe gwiazdki.
Szybki prysznic, świeże ciuchy składające się z czarnych legginsów, czerwonej, prostej tuniki i czarnej skurzanej kurtki. Do tego buty na lekkiej koturnie i po pól godzinie była gotowa. „szybciej, niż myślałam” – pochwaliła samą siebie. Jeszcze tylko kilka drobiazgów do podręcznej torby i była w pełni gotowa.
- TATOOOOOOO! – wrzasnęła z całych sił.
- COOO? – usłyszała z dołu. Zaczeła się śmiać. Taka wymiana zdań od zawsze obowiązywała u niej w domu. Po co męczyć swoje nogi, schodząc z piętra, na parter, jeśli można krzyknąć?
- CHOOOOO TUU! – odkrzyknęła dusząc się ze śmiechu
- ZARAAA – usłyszała śmiech swojego taty.
Minute później przy swoich drzwiach zobaczyła spłakanego ze śmiechu Nicka.
- Wiesz… - powiedział uspakajając się – choćbym chciał, to nigdy nie będę mieć z Tobą takich mega relacji, jak on – wskazał głową parter.
- Na to, synu pracuje się całe życie! – usłyszał z dołu Toma.
Obydwoje znów wybuchnęli głośnym śmiechem.
- Dobra, bracie, pomóż mi, bo spóźnię się na samolot! – powiedziała wesoło wskazując na torbę.
Czas dzielący Maggie od wyjazdu upłynął zaskakująco szybko. Nie wiedziała kiedy. Po prostu w pewnym momencie Jude, który zapoznał się i co najważniejsze, nie uszkodził ojca Maggie wstał, oznajmiając, ze już pora ruszać. Odebrał tylko od czarnookiej torbę, uśmiechając się szeroko.
- Gotowa? – spytał z błyskiem w oku.
- Ja Ci już mówiłam o takim spojrzeniu, nie? – zmarszczyła brwi. Postanowiła w żaden sposób nie wracać do zdarzenia, sprzed kilkunastu minut. Mimo, ze humor miała wyśmienity, właśnie dzięki mężczyźnie.
Krótkie pożegnania z przyjaciółmi i ojcem wzruszyły ją. Wiedziała, ze po tych dwóch tygodniach wszystko się zmieni. Zapewne na świat przyjdzie potomek Nicka i Jamie, a sama Maggie będzie musiała urządzić swoje mieszkanie. „Strasznie dużo pracy mnie czeka po powrocie” – stwierdziła nagle – „ale może to i dobrze… Pewnie będę miała co odreagowywać…”
Taksówka już na nich czekała. Siedząc z tyłu wpatrywała się w mieszkanie Nicka. Na swoją namiastkę domu i rodziny. Droga na Heathrow zajęła im kilkanaście minut. W tym czasie Maggie w końcu dopadło zmęczenie.
- Coś czuje, ze wyśpisz się w samolocie – powiedział Jude, okrywając dziewczynę
- Cała noc nie spałam – przyznała, mając zamknięte oczy – potem te papiery w pracy…
- Stało się coś? – zapytał z niepokojem w głosie. Zauważył zmiany w zachowaniu czarnookiej. Stała się nagle spięta, równocześnie odsuwając się od niego.
- Teraz myślę tylko o tym, że za kilka godzin zobaczę się z Agatą – przyznała z lekkim uśmiechem. Fakt. Już nie mogła się doczekać tego momentu – A dziś ponoć Robert ma ją oprowadzić, po najbardziej niezwykłych miejscach. Agata jest nim oczarowana – uśmiechnęła się szerzej wpatrując się w niebieskookiego.
- Nie tylko ona, jak widzę – puścił do niej oko.
- Eee tam, wcale nie. Ja się tylko ciesze jej szczęściem. – odrzekła szczerze. Jude. Mogę Cię o coś spytać?
- Pytaj o wszystko.
- Nie o wszystko. O dwie rzeczy. Nie wiem, Czy spodobają Ci się te pytania, ale powiedz… Co się stało z małżeństwem Roberta i Susan? Agata mieszka już tam jakiś czas i nie widziała jej tam ani razu. Zaczęła się martwić, ze Exton nie ma kontaktu z matką i…
- Spokojnie. PO kolei. Susan i Robert się rozeszli. W dodatku, ta kobieta, dzięki której Downey się podniósł po swoich ciężkich chwilach praktycznie od początku ich małżeństwa nie była mu wierna – dokończył uśmiechając się smutno.
- Co? – spytała zaskoczona. Niby od Agaty wiedziała, ze coś nie gra, ale nie spodziewała się takiego stanu rzeczy! – I nie kontaktuje się z synami? Z Robertem?
- Sporadycznie. Czasem dzwoni raz, dwa razy w tygodniu
Szatynka zaczerpnęła głęboko powietrza.
- Co z Robertem?
- Dobrze nie jest, ale trzyma się jakoś, mimo, że zamknął się w sobie, stał się taki… smutny. Inaczej nie potrafię Ci określić jego stanu. Pokazuje wszystkim, że jest dobrze, ale nie jest. Chociaż teraz pierwsze skrzypce grają synowie, no i chyba po części Agata. Ale to Ty powinnaś powiedzieć mnie. – z szelmowskim uśmiechem zbliżył się do dziewczyny.
- Nie powiem nic, póki nie porozmawiam z nią – rzekła odpychając Jude’a ze śmiechem.
- No dobra. A druga sprawa?
- To jutro. Dziś taka informacja zwaliłaby słonia, a ja w dodatku mam nieprzespaną nic. Jutro, obiecuje – powiedziała i uśmiechnęła się słodko.
Kilka minut później już stali, a raczej Jude stał, trzymając szatynkę w pasie, uwieszoną na jego ramieniu. Dziewczyna ostatkiem sił trzymała się na nogach. Chociaż w tej chwili bardzo wdzięczna była blondynowi za pomoc;)
Nie patrzyła nawet na to gdzie idzie, siada, kto ją przypina pasami. Ledwo wystartowali, a Maggie zasnęła.
Po kilku godzinach obudziła się zesztywniała, chociaż nieco wypoczęta. Przeciągnęła się szeroko ziewając. W końcu mogła rozejrzeć się gdzie siedzi. Zza lekko przysłoniętej rolety sączyło się lekkie światło słoneczne. Odsunęła je szerzej i aż westchnęła z zachwytu. Jej oczom ukazał się widok jak z bajki. Setki, a może tysiące kilometrów pod nią lądy, rzeki, sprawiały wrażenie namalowanych na jakimś ogromnym płótnie. Te barwy, ten spokój.
Poczuła na sobie czyjś wzrok. Jude wpatrywał się w nią oparty o swój fotel.
- Wiesz… czasem mam wrażenie, ze jesteś takim dobrym duszkiem, zupełnie jakbyś była z jakiejś bajki – szepnął poprawiając kosmyk jej włosów.
Maggie znów się zaczerwieniła. Jednak było to tak urocze, że nie mogła, nie chciała psuć tej atmosfery.
- Z bajki o królewnie szukającej swojego miejsca w życiu – podpowiedziała
- Nie. Z takiej, gdzie pewna wróżka spotyka na swojej drodze ludzi, którym przynosi same dobre rzeczy – a widząc krytyczny wzrok rozmówczyni dodał – Jamie i Nickowi, nie dość, że współlokatorkę, to jeszcze mnóstwo uśmiechu i szczęścia, Twoim z biura pracę, która lubią a mnie…
- a tobie?
- Moje osobiste słoneczko – powiedział z ciepłym uśmiechem i pogłaskał dziewczynę po policzku.
Podobało się to Maggie, jednak czuła, ze takie żarty, jeśli były to żarty, zaszły za daleko. Wróciła do poprzedniej pozycji dziękując jedynie za te miłe słowa.
Wpatrując się w bajeczne widoki rozmyślała nad tym, co się teraz dookoła niej dzieje. Zaczeła zupełnie nowe życie, bez człowieka, który ja oszukiwał, zwodził. Pracuje w miejscu i z ludźmi, których kocha. Poznala człowieka, którym zachwycała się… kilkanaście ładnych lat i… ucieka. „Robisz sobie zawsze pod górkę, zawsze!” – skarciła się w myślach.
10 minut później, kiedy to przegrała kilka zakładów z Law, a ze śmiechu bolała ja szczęka, w końcu usłyszała upragniony komunikat, ze podchodzą do lądowania. Obydwoje z Judem nachylili się do okienka podziwiając największe lotnisko tego szalonego miasta.
- Uwielbiam JFK, tu pierwszy raz wylądowałem, kiedy to pierwszy raz wyrwałem się z Wysp. Wspomnienia – powiedział tuż nad uchem Maggie.
- Jakie ono wielkie! – jęknęła – i jak my ich rozpoznamy? –spytała ze strachem w głosie. Z jednej strony serce biło jej jak szalone, na samą myśl, że za moment spotka się z przyjaciółką, a z drugiej obawiała się, że miną się wśród tysięcy ludzi z całego świata.
- Spokojnie, Robert sam nas pierwszy znajdzie, w końcu jest Sherlockiem, nie? – zaśmiał się, wywołując również uśmiech u swojej towarzyszki.
Dziesięć minut później wyszli na ogromną halę przylotów. „W życiu nie widziałam tylu ludzi!” – stwierdziła Maggie obracając się wokoło.
- Przytłoczona? – spytał Jude
- Nieco… Nie no, my ich w tym tłumie nigdy nie znajdziemy – jęknęła.
- Więcej wiary, siostro! Chodź, poszukajmy ich – mrugnął do niej aktor.
Przechodząc pośród obcokrajowców kilkukrotnie miała wrażenie, ze mija kogoś bardzo znajomego.
- Myślisz, zę Robert przebrał się za… no sama nie wiem….
- Pamiętaj, ze będzie tu razem z kobietą, a on lubi się kobietom podobać – odrzekł szybko wyciągając szyję – może zadzwonię do niego?
Na odpowiedź nie musiał długo czekać, bowiem na prawo od nich usłyszeli głośny śmiech, poprzedzający jeszcze głośniejszym piskiem. Maggie odwróciła się w tamtym kierunku i w końcu ich zobaczyła. Tuż przed wysokim, niesamowicie rozczochranym mężczyzną uśmiechającym się od ucha do ucha szła, wyszczerzona wręcz, rudowłosa dziewczyna. „Ależ ona kocha tą tunike” – zaśmiała się Maggie widząc ulubiony zestaw przyjaciółki – jasne spodnie, szara tunika i trampki, których nazwy szatynka nie mogła nigdy zapamiętać. Ruszyła w jej kierunku. Ostatnie kroki i w końcu po tym długim czasie dwie najlepsze przyjaciółki się spotkały. I tak jak obiecywały, wpadły sobie w ramiona. Obyło się, co prawda bez łez, ale śmiechom obydwu nie było końca, chociaż tak naprawdę nikt dokładnie nie wiedział, co było tego powodem;)
- Boże, nareszcie!! – krzyknęła Agata, patrząc w oczy przyjaciółce.
- Tobie też się tak dłużyła ostatnia noc? – zapytała szatynka
- A w życiu! Ale o tym później, a teraz, Maggie pozwól, ze Ci przedstawię, oto mój szef, Robert Downey Jr – przedstawiła mężczyznę.
- Czy Ty masz coś z oczami? – spytała przyglądając mężczyźnie - jedno oko masz brązowe, drugie niebieskie, wiesz? A prawda, Maggie jestem – rzekła znów się uśmiechając.
Mężczyzna pocałował jej dłoń.
- To miał być kamuflaż, ale coś mi nie wyszło – stwierdził z nieco zawiedzioną miną – ale cieszę się, ze Cię poznałem, dużo słyszałem o Tobie – rzekł i mrugnął.
- No i mnie wkopałeś, stary – usłyszała nad sobą brytyjski akcent Jude’a.
- Czekajcie, zanim wpadniecie sobie w ramiona, moment! – zarządziła czarnooka – Agata, to Jude Law, mój… przyjaciel – dokończyła znów się rumieniąc. Jude nie chcąc być gorszym, również pocałował rudowłosą w dłoń, wywołując u Maggie dziwny ucisk w środku. „Oho!”
Po tym krótkim geście nastąpiło oficjalne przywitanie mężczyzn. Nie zwykłe uściśnięcie sobie dłoni, ale jak w przypadku dziewczyn: „rzucenie” się sobie w ramiona;)
- Całe życie z wariatami – jęknęła Maggie.
Przyjaciółka uśmiechnęła się tylko na ten komentarz, rejestrując jednak każde spojrzenie, jakie padło zarówno ze strony Maggie do Jude’a, jak i odwrotnie.
Czwórka osób. Cztery osobne światy spotkały się tu, na tym ogromnym lotnisku, gdzie dopiero rozpoczął się ich wspólny rozdział.
AGATA cz. II
Agata zabrała Extona na spacer do Central Parku, który był niesamowicie blisko ich domu i który zdążyła już dość dobrze poznać. Miała nawet swoje ulubione miejsce – nieopodal stawu, pod wielkim, starym dębem. Usiadła z chłopcem i zaczęli karmić kaczki. Opowiadała mu o Polsce i o swoim dzieciństwie. Wspominała spacery nad rzekę w swojej miejscowości i karmienie łabędzi zimą. Ciekawość malucha była ogromna – jak u każdego dziecka w jego wieku. Dziewczyna jednak była bardzo cierpliwa i odpowiadała na wszystkie pytania swojego podopiecznego. Uwielbiała pracę z dziećmi. W Polsce większość jej pacjentów stanowiła właśnie grupa maluchów. - Uhhhh… nie myśl teraz o pracy, nie psuj sobie humoru. – powiedziała sama do siebie i ruszyła z chłopcem w stronę domu, po drodze kupując wielką watę cukrową.
Robert został wyrwany z planowania wieczoru przez dwa wesołe głosy, które dobiegały z przedpokoju. Wyszedł ze swojego gabinetu i zobaczył Agatę i Extona obklejonych watą cukrową i zanoszących się śmiechem.
- O proooszę, widzę, że dobry humor panuje dzisiaj w tym domu – Robert wyszedł do nich.
- Tato, zjedliśmy taaaaką dużą watę cukrową! Pyszna była! – jego synek aż pisnął ze szczęścia.
- No widzę, widzę, że stoją przede mną dwa słodkie ludziki. – uśmiechnął się.
Agata poczuła, że zaraz zrobi się czerwona. Jej szef miał w sobie tyle czaru, że każde miłe słowa wypowiadane przez niego, peszyły dziewczynę.
- Idź się umyć synku, cały się lepisz od tej waty. – powiedział mężczyzna, po czym ucałował syna w policzek i oblizał wargi. – Mam już opracowany plan na wieczór, mam nadzieję, że ci się spodoba. – powiedział Agacie i poszedł za synkiem do łazienki.
Dziewczyna wróciła do swojego pokoju, zmyła z siebie resztki waty i przebrała obklejoną koszulkę na coś luźniejszego i wygodniejszego.
- Fajnie, ale nadal nie wiem, jakie są plany na wieczór i jak mam się ubrać. Przecież się nie wystroję jak głupia, ani nie pójdę w bluzie i trampkach, damn! – wymruczała do siebie Agata, patrząc na zawartość swojej szafy.
Postanowiła sprawdzić maila, może Maggie jej doradziła. Oczywiście nie zawiodła się na przyjaciółce, pomysł „sportowej elegancji” był genialny, w czymś takim będzie czuła się najlepiej. Odpisała szybko:
„Sportowa elegancja to jest to! Życie mi ratujesz!
AAAAAAAAAAAAAAAAAAA, 10 godzin! :-)))) Wyślij mi esa jak będziesz już siedzieć w samolocie!
LOVE! :-*
A.”
Agata miała jeszcze trochę czasu do wyjścia, więc zrelaksowała się przy muzyce, a potem wzięła długą, ciepłą kąpiel. W międzyczasie zadzwonił do niej Indio, żeby zapytać czy ma kupić coś konkretnego dla Extona – w końcu to jemu przypadła na dzisiejszy wieczór opieka nad młodszym bratem. Po kąpieli, dziewczyna otworzyła szafę i zaczęła przeglądać swoje ubrania. W końcu wybór padł na czarne trampki, jasne dżinsowe rurki i jej ulubioną szarą tunikę. Do tego mała, czarna, skórzana torebka i cienki czarny sweter – na wszelki wypadek, gdyby zrobiło się zimno. Lekki makijaż oparł się na eyelinerze i błyszczyku.
- No, chyba nie jest tak źle. – Agata spojrzała w lustro i powiedziała sama do siebie.
Nagle usłyszała pukanie do drzwi. - Proszę! –odpowiedziała.
Do pokoju wszedł Robert, ale wyglądał nieco inaczej niż zwykle. Jego zawsze ułożone włosy, tym razem były w strasznym nieładzie, zarost został zgolony, a w jego pięknych oczach zagościły błękitne soczewki.
- Oj…ojej. Nie wiedziałam, że tak się mamy przebrać. – powiedziała na jego widok dziewczyna.
- Wybacz tę lekką zmianę, ale jakby nie patrzeć, I’m fabulous i gdzie nie pójdę, zawsze znajdzie się ktoś, kto mnie zaczepia lub fotografuje. A dzisiaj chciałbym spokojnie pokazać ci uroki NYC, bez niepotrzebnych tłumów, paparazzi i braku prywatności. Nie chcę cię mieszać w ten cały medialny świat, on bywa dość okrutny. – wytłumaczył się mężczyzna. – To co, gotowa? Indio właśnie pakuje rzeczy Extona i zabiera go do siebie.
Dziewczyna przytaknęła i udała się z mężczyzną do jego samochodu.
Pierwszym miejscem, do którego się udali, był Brooklyn. Robert pamiętał radę Maggie, o światłach i kolorach, więc zabrał Agatę na Coney Island.
- Wow, jak tu jest pięknie! – zachwycała się dziewczyna.
- Chodź na diabelski młyn, widok z niego jest nieziemski! Zobaczysz całą okolicę! – zachęcał ją Robert.
- Kurczę, nie wiem. Bo…bo ja mam lęk wysokości. – zasmuciła się dziewczyna.
- Ejj… - odpowiedział mężczyzna i złapał ją za dłoń – Przecież ja będę obok, nie ma się czego bać. Idziemy i nie ma dyskusji! A jak będziesz marudzić, to wracamy do domu! – Robert wyszczerzył zęby w uśmiechu zwycięstwa.
Agata nie miała wyjścia, musiała przełamać lęki i wjechać ze swoim szefem na samą górę tego strasznego czegoś. Na szczęście ze wsparciem Roberta, wysokość okazała się wcale nie taka straszna, jak jej się wydawało. A widok, jaki roztaczał się na cały lunapark i okolicę zapierał dech w piersiach. Dziewczyna poczuła, że po jej policzkach zaczynają płynąć łzy.
- Coś się stało? Agata? – zapytał zaniepokojony Robert.
- Nie. – odpowiedziała – Tu jest po prostu tak pięknie. I czuję, że zapamiętam ten widok do końca życia!
Mężczyzna odetchnął z ulgą i spojrzał na nią rozczulony. Nareszcie widział w niej radość, a nie ukrywany smutek.
Kolejne dwie godziny Agata spędziła z Robertem, korzystając z przeróżnych atrakcji parku rozrywki. W obojgu obudziły się dawne wspomnienia i „wewnętrzne dziecko”. Bawili się, nie zważając na ludzi dookoła. Po drodze do kolejnej części NYC, mężczyzna pokazał dziewczynie Most Brooklyński. O tej porze był nieziemsko oświetlony. Polka robiła całą masę zdjęć – w końcu była w miejscach, które dotychczas widziała tylko na filmach czy zdjęciach. Musiała koniecznie pochwalić się swoim rodzicom, wysyłając im maile z fotkami. Spontanicznie przytuliła się do Roberta i zrobiła „fotkę z ręki” – nawiasem mówiąc, bardzo udaną. Nieważne dla niej było, że mało przypominał siebie. Ona i tak już na zawsze skojarzy to zdjęcie z jednym z najpiękniejszych wieczorów w jej życiu. Mężczyzna nie protestował, sam zabierał jej aparat i robił dużo zdjęć. To były miejsca warte zapamiętania na zawsze. Cieszył się z jej uśmiechu i pamiętał cały czas radę Maggie.
Następnym etapem zwiedzania były wszystkie typowo nowojorskie miejsca. Empire State Building, Times Square, Rockefeller Center, Wall Street. Agata znowu czuła się jak w swoim „American dream” – wszystko o czym marzyła, było teraz tutaj, tak niesamowite, że wręcz nierealne. Przy okazji wyjazdów na Campy nigdy nie miała czasu na zwiedzanie, w NYC była przejazdem, jeden czy 2 dni, oczekując na samolot do Polski. Zawsze bardzo żałowała, że nie mogła zwiedzić miasta, a teraz? Teraz oglądała wszystkie jego najpiękniejsze zakątki ze swoim idolem u boku. Idolem, który okazał się być niesamowicie normalnym facetem i którego uwielbiała za to, jakim był człowiekiem. Miejsce na przerwę i zjedzenie czegoś także okazało się typowo amerykańskie – Burger King. Do przylotu Maggie i Jude’a pozostały jeszcze cztery godziny, więc Robert zaplanował na ten czas coś specjalnego. Spędzali ten wieczór, wiedząc, że ich przyjaciele są już coraz bliżej – Brytyjka przysłała Agacie zdjęcie widoku z okna samolotu.
Broadway. Miejsce, które było sercem życia artystycznego w Nowym Jorku, a kto wie, może nawet i całych Stanach. Królestwo spektakli i musicali. Kolorowe plakaty i szyldy biły po oczach różnorodnością, a turyści z całego świata wydawali się podlegać ich czarowi.
- Zabieram cię na musical. – powiedział Robert.
- Seriooo? O rety! Ale przecież tu trzeba rezerwować bilety z olbrzymim wyprzedzeniem… - Agata nie mogła ukryć szoku.
- Nie zapominaj, że stoi przed tobą Robert Downey Jr.- dla mnie to żaden problem załatwić coś takiego. Po pierwsze, jestem znany. A po drugie, która kobieta nie oprze się mojemu urokowi? – zapytał zawadiacko.
- No tak, masz rację. Jesteś znany. – odpowiedziała dziewczyna, po czym na widok zszokowanej miny Roberta dodała – A twój urok nie podlega żadnej dyskusji, oczywiście.
Mężczyzna wyciągnął z kieszeni spodni dwa bilety na „Koty”. Agata aż pisnęła z wrażenia i szczęścia. Musical okazał się być cudowny. Broadway miał w sobie sto razy więcej przepychu od polskich teatrów muzycznych. Tutaj muzyka wchodziła w człowieka i kierowała nim.
Rozrywka jak to rozrywka, szybko się kończy, więc nadszedł czas podróży na lotnisko i odebrania przyjaciół. Agata znała port lotniczy JFK, w końcu zawsze tu lądowała, lecz teraz poczuła do niego ogromny sentyment. To tu, zaledwie tydzień temu znalazła ogłoszenie idealnej pracy i to tu zmieniło się jej życie.
- O, samolot z Londynu ląduje za 10 minut. – przeczytała na tablicy – Ale nie mam pojęcia, gdzie jest ta hala przylotów.
- Nie bój się, ja wszystko wiem – uspokoił ją Robert i złapał za rękę – Chodź za mną. Tylko mi się tu nie zgub, wyobrażasz sobie ten komunikat „Pan Robert Downey Jr. zgubił swoją rudowłosą towarzyszkę Agatę. Gdziekolwiek jest, proszona jest o kontakt, inaczej nie dostanie jutro obiadu.”?
Oboje wybuchnęli głośnym śmiechem i podążyli w wyznaczonym sobie kierunku.
Agata przerażona była ilością osób, które przyleciały samolotem z Londynu. Wypatrywała niewielkiej szatynki w towarzystwie przystojnego blondyna.
- Spokojnie, przecież się nie zgubią. – uspokajał ją Robert, widząc jak się stresuje.
Nagle mężczyzna usłyszał obok siebie dziki pisk i zobaczył, jak jego rudowłosa towarzyszka biegnie przed siebie, rozkładając ramiona. Chwilę później uścisnęła drobną istotkę i obie wybuchnęły niepohamowanym śmiechem.
- Boże, nareszcie! – prawie wykrzyczała rudowłosa.
- Tobie też tak dłużyła się ostatnia noc? – zapytała się Maggie.
Agata zaprzeczyła, po czym przedstawiła jej swojego szefa. Brytyjka była niezwykle uważna i zauważyła, że Robert miał jedno oko brązowe, a drugie niebieskie.
- To miał być kamuflaż, ale coś mi nie wyszło. Cieszę się, ze Cię poznałem, dużo słyszałem o Tobie. – mężczyzna uśmiechnął się i ucałował dłoń przyjaciółki „jego” Agaty.
Nagle zza pleców Maggie wyłonił się Jude.
- No i mnie wkopałeś stary. – rzekł i spojrzał porozumiewawczo w stronę Roberta, co nie uszło uwadze Agaty.
Przyjaciółka przedstawiła jej swojego towarzysza, rumieniąc się, gdy nazwała go „przyjacielem”. Jude ucałował dłoń rudowłosej, szarmancko się przedstawiając.
- O kurde, nie dziwię się, że Maggie wpadła po uszy. On coś w sobie ma.- pomyślała dziewczyna, po czym skarciła się za takie uwagi.
Mężczyźni nie przywitali się jak dżentelmeni – przez uścisk dłoni, tylko rzucili się w sobie w ramiona, podobnie jak ich towarzyszki.
- Całe życie z wariatami! – jęknęła Maggie, a jej przyjaciółka uśmiechnęła się na dźwięk tych słów.
Cała czwórka udała się w stronę wyjścia z lotniska. Agata miała dziwne przeczucie, że właśnie zaczyna się coś nowego…
boziu, czemu musiałyście wstawiać rozdział, jak ja akurat już spałam? a potem w szkole nawet czasu nie miałam, żeby skomentować, ale przeczytać, to przeczytałam, na wf XD
OdpowiedzUsuńsdfiuohwurhdegfvbidgjeh *________*
nie umiem tego skomentować, bo mym mało zacnym komentarzem zepsuję całą zacność tegoż oto opowiadania.
hahah, niderly! love love <3
OdpowiedzUsuń